Zapach pergaminu #7 Cuba Libre

Książki pochłaniam niczym tlen z powietrza, ale żeby wybrać jakąś do przedstawienia na blogu... Z tym jest znacznie trudniej. Albo nie zachwycają aż tak, jakbym tego oczekiwała, albo są takie, że trudno właściwie o nich pisać, bo same sobą są recenzją. W końcu jednak udało się znaleźć pozycję, wydaje mi się, idealną. Książka znanej podróżniczki i dziennikarki, Beaty Pawlikowskiej, Blondynka na Kubie.

źródło: Lubimyczytac.pl
Beata Pawlikowska pisze bardzo lekkim i przyjemnym językiem. Czytanie jej książek należy do rozkosznej przyjemności. Nie trzeba się skupiać na poszczególnych literach, wyrazach i zdaniach, by zrozumieć ich sens. Można od razu zatopić się w niezwykłej podróży do świata, który jest egzotycznym kierunkiem turystów lubujących w wakacjach all inclusive, jednak autorka przedstawia rzeczywistość oczami tubylców, a przynajmniej próbuje właśnie w ten sposób poznać odwiedzany kraj. 

Nie jest łatwo ruszyć w podróż do obcego kraju i wtopić się w tłum jego rodowitych mieszkańców. Jak dobrze byśmy się nie nauczyli języka, jak dobrze byśmy nie poznali obyczajów i próbowali na własną rękę odkrywać nowe ścieżki nieprzeznaczone dla zagranicznych turystów, w oczach tubylców zawsze pozostaniemy obcymi, albo przynajmniej jakimiś dziwakami. Do jakich nieraz kroków trzeba się posunąć, żeby nas wpuścili na pokład autobusu, który jest przeznaczony tylko dla tubylców... Dobrze o tym wie autorka i w książce opisuje swoje perypetie związane z podróżowaniem w stylu globtrotera po Kubie, która grubą linią oddziela Kubańczyków od przyjezdnych.

Ale nie jest to tylko wycieczka po wyspie. To także wyprawa w jej historię. A na swojego przewodnika pani Beata wybrała Erensta Che Guevarę. Teoretycznie to jego śladami podąża odkrywając Kubę. Jednak ja odniosłam wrażenie, że te dwie podróże odbywały się jednak na osobnych płaszczyznach i niewiele je ze sobą łączyło. Trudno połączyć wycieczkę po wyspie, jednocześnie opisując życie człowieka, który dopiero w późniejszych latach stanął na Kubie, a wcześniej podróżował niemalże po całym świecie. Mimo to udaje się przekazać czytelnikowi wszystkie najważniejsze informacje. 

Czy udało się autorce dojść do prawdy? Bo jak wskazuje podtytuł książki Na tropie prawdy Ernesta Che Guevary, Pawlikowska miała zamiar dowiedzieć się, jakim naprawdę człowiekiem był Che. Moim zdaniem niekoniecznie. Ale trudno się dziwić. W końcu nie jest to książka biograficzna. Jednak jako pozycja podróżnicza, spełniła swoje zadanie. Bo nie tylko poznajemy wyspę i samo państwo, ale także pani Beacie udaje się odkryć prawdę dotyczącą samego podróżowania i reakcji tubylców na zaciętych globtroterów. Jak już wcześniej wspomniałam, nieważne jak bardzo byśmy się starali, w obcym kraju zawsze pozostaniemy obcymi. 

Co jeszcze mi się spodobało? To, że autorka nie ukrywa, że podróże oprócz swojego pięknego, pozytywnego oblicza, mają też ciemną stronę. Ale to nie znaczy, że lepiej siedzieć w domu i nigdzie z niego nie wychodzić, by uniknąć niebezpieczeństwa. Zło niestety czai się wszędzie, a człowiek tak właściwie nigdzie nie jest w 100% bezpieczny. Zaś czynniki, które dają nam poczucie bezpieczeństwa, tj. np. znana okolica, znany język, znani ludzie, mogą się okazać złudnymi. I cały pic polega na tym, by to zrozumieć i odważyć się ruszyć w świat. Bo czasami obcy mogą okazać się bardziej pomocni, niż znajomi. Takie niestety jest życie. Niczego nie możemy być pewni. Ale to nie jest powód, by rezygnować z marzeń. Zawsze trzeba mieć nadzieję, że będzie dobrze. A nuż okaże się, że będzie jeszcze lepiej?

I tak oto zeszłam z tematu. Cóż, chyba czas już kończyć ten post, bo ręce za bardzo się wczuły w to stukanie po klawiaturze i za chwilę już w ogóle nie będę mogła przestać pisać :)
Nie, to nie może być koniec. Chciałabym jeszcze wspomnieć, że post powstał przy okazji akcji Międzyblogowego Kącika Czytelniczego. W związku z akcją mam zamiar publikować podobne recenzje, jeśli tak można nazwać to moje pisanie, raz w miesiącu. Ale żeby za bardzo nie odbiegać od głównego założenia bloga, postaram się o książki podróżnicze.
Dobrze, teraz już na pewno koniec ;)

Komentarze

  1. O też tak mam, że bez książki to ani rusz. Ciekawa propozycja, przyznam, że nie czytałam. Zapiszę ją do listy, do przeczytania. Zdecydowanie Twoje pisanie można nazwać recenzją książki Blondynka na Kubie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hello dear, Jula!
    I think it's interesting book, thanks!
    Weekend pleasant, my dear!
    Kisses and hugs!

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbia Pawlikowską... Tak jak to napisałaś ona ma taki lekki, przyjemny styl. Jej książki czyta się migiem, a człowiek nie może się oderwać. Tej niestety jeszcze nie czytałam, ale teraz wiem, że muszę do niej z pewnością zajrzeć i wgłębić się w tę podróż po Kubie. A najbardziej chyba podoba mi się ten fragment o ludziach - jak bardzo może nas zmylić to, co wydaje nam się znane i bezpieczne, a to co nieznane.

    Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli tylko będę się wybierać na Kubę, sięgnę po tę książkę :)
    lubię czytać tuż przed wyjazdem

    OdpowiedzUsuń
  5. Kuba jest jednym z moich marzeń, niestety tym z górnej półki :). Bardzo lubię Beatę Pawlikowską i mam jej kilka książek. Z recenzjami mam tak jak Ty, na moim blogu opublikowałam chyba jedną ( o Domu w Fezie ) i chociaż książek podróżniczych czytam sporo to jakoś nie mogę się pokusić o recenzję. Moim zdaniem sekret fajnej recenzji tkwi w tym, żeby w kilku zdaniach zachęcić do czytania a ja do kilku zdań ograniczyć się nie potrafię :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciekawa recenzja :) Nie czytałam nigdy Pawlikowskiej, ale Cejrowskiego sporo :)
    Oj Kuba mi się marzy, ale to jak na razie marzenie mniej doścignione ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Lubię Pawlikowską. Niestety, tej książki jeszcze nie czytałam.
    Zrobię to czym prędzej chociaż nie wybieram się na... Kubę.
    Pozdrawiam serdecznie:)*

    OdpowiedzUsuń
  8. nigdy nie czytalam zadnej z jej ksiazek, a jedna stoi na polce i czeka.. moze nadszedł czas :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Cuba un sueño por cumplir. Mis Hijos está ahora allí de vacaciones
    Un libro que se lee en nada y me gustó " 84, Charing Cross Road". Es la historia de una escritora que colecciona libros antiguos y se escribe con un librero, me gustó ver como va cambiando sus mensajes por carta.
    Un beso.

    OdpowiedzUsuń
  10. Uwielbiam książki podróżnicze :) Fajnie, że o nich piszesz zawsze będę miała łatwiejszy wybór w księgarni :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Julo Kochana,
    życzę Tobie i twoim Bliskim spokojnych i radosnych Świąt.
    Wesołego Alleluja!

    OdpowiedzUsuń
  12. Muszę przyznać, że nie lubię książek p. Beaty. Nie lubię taniej psychologii, jaką w nich zapodaje.

    Lubię jej audycje o podróżach.

    By the way, czytać warto wszystko, nawet to, z czym się nie zgadzamy, bo wszystko nas rozwija i uczy.

    Przy okazji życzę Ci dobrego, świątecznego czasu!
    Pozdrawiam serdecznie, j.

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytalam ksiazke dosc juz dawno temu, zgadzam sie z Twoja recenzja: ksiazka z gatunku latwych I prxyjemnych, bez zadecia opisuje podroz Europejki, ktora chce sie wtopic w swiat Kubanczykow, nie koniecznie jako turystka all. O watku z Che zupelnie zapomnialam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram