Morawy Południowe zachęcają, czyli wieczór w Hodonínie

Hodonín jest niewielkim miastem położonym niemalże na samej granicy czesko-słowackiej. Należy do kraju połoudniowomorawskiego. Swoją drogą jest to bardzo piękny region Czech. Nie poznałam go zbyt dobrze. Właściwie nie poznałam wcale. Ale to, co widziałam zza szyb autokaru, skłania mnie, by kiedyś poświęcić trochę więcej czasu Morawom Południowym. 

Dzisiaj jednak trochę więcej o samym Hodonínie, który był naszą bazą przystankową w drodze do Bośni. 


Po całodziennej podróży przez Polskę i jeszcze przez Czechy, docieramy do hotelu Krystal w Hodonínie (hotel-krystal.cz). Biorąc pod uwagę późniejsze przygody w drodze, tym razem bardzo sprawnie przejechaliśmy całą wyznaczoną na ten dzień trasę i na noclegu byliśmy już o 19:00. 

Hotel skromny, ale czysty. Widoki z okien niezbyt zachwycające, ale i okolica do najpiękniejszych nie należała. Po prostu jakieś osiedle. Z drugiej strony po co komu zapierające dech w piersiach krajobrazy za oknami, skoro spędzi tu tylko jedną noc? Jest winda, a to przy sześciu czy siedmiu piętrach spore udogodnienie. A na parterze oczywiście restauracja, gdzie już czekała na nas obiadokolacja. 


Czeskim zwyczajem do posiłku podano piwo. Ja zadowoliłam się jednak sokiem, bo piwa jakoś nie toleruję. Trochę też się zawiodłam, że nie było knedlików, bo z tym daniem kojarzą mi się właśnie Czechy. Ale jedzenie i tak smaczne. Co prawda nie było to to samo, co w Bośni, ale o jedzeniu to jeszcze sporo u mnie przeczytacie. Choć nie jestem smakoszem i zadowolę się nawet zwykłą kanapką z serem, tamtejsze smaki podbiły moje podniebienie. Jednak teraz wróćmy do Hodonína.


Po obiedzie, rozlokowaliśmy się w pokojach. A że pora jeszcze wczesna, wybraliśmy się na spacer po miasteczku. W poszukiwaniu jakiejś starówki. Długo szukać ni musieliśmy. Wiedzieliśmy, w którą stronę się kierować. Naszym punktem orientacyjnym był widoczny z balkonu budynek, który swoją architekturą mówił, że to w jego okolicy znajduje się stare centrum Hodonína.

Miasto ciche. Sklepy już dawno pozamykane. Ludzi też niewielu na ulicach. Trochę jak Kartuzy po 17:00 :D Za to bardzo zadbane. Śmieci na chodnikach nie widziałam żadnych. W dodatku kamieniczki były odnowione, a kościół jeszcze w remoncie. Także widać, że nie jest to miasto zapomniane.


Ryneczek nie jest duży. Ot, taki niewielki plac z kościołem i urzędem miasta. Nie mogło też zabraknąć fontanny. A gdy spojrzymy pod nogi, zobaczymy herb miasta. Spostrzegawczy znajdą też informacje historyczne o Hodonínie wypisane również na ziemi. 


Odchodząc kawałek dalej, staniemy przed zamkową bramą. Z daleka myślałam, że to mur ogradzający cmentarz. Ale to najprawdziwsze wrota do barokowego zamku. Jeśli dobrze zrozumiałam, obecnie znajduje się tam muzeum. O tej porze już dawno zamknięte. 


Stamtąd powoli wracamy do hotelu, żeby porządnie odpocząć przed dalszą drogą. 

Hodonín wydał mi się skromnym, ale urokliwym miasteczkiem. Nie wiem, czy jest tam po co wracać. Ale i tak się cieszę, że byłam i zobaczyłam. Przy okazji warto się tam na chwilę zatrzymać. Jechać specjalnie raczej nie ma sensu. Aczkolwiek, kto wie... Może Hodonín ma znacznie więcej do zaoferowania, niż się wydaje na pierwszy rzut oka.

PS. Sierpień spędzam w pracy. Jeśli nic nie pojawi się na blogu, nie martwcie się, prawdopodobnie jestem zbyt zajęta. Chciałam przygotować jakieś posty jeszcze przed wyjazdem, ale już nie zdążyłam. Mam nadzieję, że nie zapomnicie o mnie przez ten miesiąc. 

Komentarze

  1. Fajnie, że mimo tak krótkiego pobytu udało Ci się wyskoczyć na krótki spacer. Miłej pracy i do zobaczenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po całym dniu w autokarze, taki spacer był zbawienny dla mojego kręgosłupa i nóg :)
      Dziękuję.

      Usuń
  2. Takich miasteczek na Morawach czy Spiszu jest mnóstwo, to zresztą kraina moich prakorzeni i zawsze tam czuję się świetnie... jakmu siebie.
    Ale akurat w tym miasteczku nie byłem, nie sposób być wszędzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To koniecznie muszę tam wrócić i zobaczyć więcej.

      Usuń
  3. Mam chytry plan wrócić na Morawy po raz trzeci, bo jak dotąd zawsze padało:) Pozdrawiam aktualnie z Pragi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja miałam właśnie ładną pogodę. Za to, jak byłam w Pradze, miasto przywitało mnie deszczem. Na szczęście potem się wypogodziło.
      Ja natomiast pozdrawiam z Chałup :)

      Usuń
  4. Bardzo lubię Morawy. Tutaj jest wiele takich cudownych miasteczek.
    Do następnego razu...
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram