Drugi dzień na szlaku miał być niezbyt wymagający. Trasa do przejścia niezbyt długa, także można było pospać trochę dłużej. Widoki też miały być ciekawe. Pogoda miała tylko dodać temu wszystkiemu uroku. A jak było naprawdę?
Po wielu perypetiach związanych z szukaniem noclegu w Ustrzykach Górnych i chłodnej nocy spędzonej w całkiem przyzwoitych warunkach, wreszcie możemy zacząć to, po co w Bieszczady przyjechałyśmy. Górskie wędrówki. Swoją drogą trochę to smutne, że praktycznie całą dobę straciłyśmy na dojazd z Pomorza na drugi koniec Polski. Ale takie uroki mieszkania na północy - w góry kawał drogi trzeba przejechać. Plan na pierwszy dzień był dosyć prosty. Robimy pętlę przez Tarnicę i wracamy z powrotem na nocleg do Ustrzyk.
Trzy lata temu po raz pierwszy wybrałam się wraz z koleżanką na wyprawę po górach. Bez konkretnego planu. Z całym dobytkiem na plecach. Wiedziałyśmy tylko skąd wyruszamy i dokąd zmierzamy. Reszta miała wykalkulować się po drodze. Rok później wybrałyśmy się po raz drugi. Poszło znacznie lepiej, choć nie obyło się bez problemów. W 2015 z racji, że obie byłyśmy trochę zajęte studiami, jakoś nie znalazłyśmy czasu na góry. Ale w tym roku ponownie pojechałyśmy na południe Polski, by włóczyć się górskimi szlakami. Po raz drugi w Bieszczady.
Julia - kiedyś au pair, obecnie rezydentka na Majorce; z wykształcenia tłumacz - iberysta oraz krajoznawca i turysta historyczny, jakkolwiek dziwnie to brzmi. W wolnych chwilach mól książkowy i przyszła poliglotka. Żyje wg motta: Nie ma rzeczy niemożliwych, więc nigdy nie mów nigdy!