Czy Budapeszt zimową porą to na pewno dobry pomysł?

Kilka dni temu wróciłam na stałe do Polski i niestety bardzo ciężko mi się teraz ogarnąć ze wszystkim. Tym bardziej, że od razu musiałam wskoczyć na głęboką wodę. Dwa licencjaty do napisania, a postęp w tej kwestii wciąż równa się zeru, także czeka mnie naprawdę sporo pracy. Niemniej jednak nie zamierzam rezygnować z bloga. Bo nawet jeśli nie będę teraz miała czasu na wyjazdy, materiału na nowe posty mam całe mnóstwo i właściwie nie wiem od czego zacząć. Chciałabym już pisać o wyspie, na której spędziłam cudowny tydzień, ale wciąż pozostaje mi mnóstwo zdjęć do opublikowania z wojaży po Czechach i okolicach. Myślę więc, że jednak będę trzymać się chronologii i dokończę temat Budapesztu. A w międzyczasie i tak będę sobie spisywać najświeższe wspomnienia. Także dzisiaj zapraszam ponownie nad Dunaj.


Drugi dzień w Budapeszcie przywitał nas pięknym słońcem. Ale słońce zimą to oznaka mrozu, więc po raz kolejny trzęsłam się jak galareta, mimo tego, że spodziewałam się takiej pogody i byłam na nią przygotowana. Dopóki było się na słońcu, dało się wytrzymać, ale w cieniu robiło się krytycznie :D Do tego dochodził rześki wiaterek. I jak tu nie zamarznąć?



Nasze zwiedzanie rozpoczynamy od Bazyliki św. Stefana, największego budapesztańskiego kościoła. Z zewnątrz nie robi na mnie jakiegoś spektakularnego wrażenia. Może dlatego, że nie miałam czasu na obejście jej. Wnętrze charakteryzuje się przepychem, ale z racji na wielkość tego obiektu, zdobienia i złocenia nie są aż tak przytłaczające.

Największym zabytkiem, jaki znajdziemy w Bazylice, jest relikwia św. Stefana - jego prawa dłoń. Jest ona przechowywana w relikwiarzu w kształcie kościoła, a ten z kolei w szklanym pudle. Gdyby nie przewodniczka, bo niestety wcześniej niewiele czytałam o Budapeszcie, nawet bym nie zwróciła uwagi na tę osobliwość. A strzeżona prawie jak Mona Lisa w Luwrze.



Świątynia jest jednym z najwyższych budynków na terenie całych Węgier, więc warto skorzystać z możliwości i wspiąć się na szczyt, aby przyjrzeć się panoramie Budapesztu. Tak jak ze wzgórza Gellerta oglądało się miasto z pewnej odległości, tak z kościelnej wieży patrzymy na stolicę z samego jej centrum. Widoki naprawdę piękne, w dodatku okraszone złotym słońcem. I, o dziwo, na górze wcale nie wiało, więc mogłam tam spędzić naprawdę sporo czasu nie trzęsąc się z zimna.






Kolejnym punktem było wzgórze zamkowe po drugiej stronie rzeki, więc trochę się nachodziliśmy. Ale w ten sposób najlepiej poznaje się świat. Zanim jednak wspięliśmy się na górę, musieliśmy przekroczyć Dunaj XIX-wiecznym Mostem Łańcuchowym. Ponieważ przechodzi nim naprawdę sporo turystów, nie ma dużo czasu na to, żeby się zatrzymać i popatrzeć. Na szczęście ludzie przemieszczają się na tyle wolno, że da się zrobić jakieś zdjęcia. Niemniej jednak to tłum wyznacza moment, w którym możesz chwycić za aparat i uwiecznić tę niezwykłą panoramę nadbrzeża.



Wzgórze zamkowe to nie tylko zamek, ale cała dzielnica i można by tam bez problemu spędzić cały dzień. Nasz spacer rozpoczynamy od murów i Baszty Rybackiej, która przypomina zameczek niczym z bajek Disneya. W tej okolicy, gdzie również znajduje się Kościół Macieja, turystów jest całkiem sporo, ale wystarczy odejść kawałek i tłum zaczyna się przerzedzać, a okolica nadal zachwyca.




Ale nie tylko sama architektura dzielnicy zamkowej zachwyca, godne uwagi są również widoki rozpościerające się ze wzgórza. Mam wrażenie, że Budapeszt to takie miasto punktów widokowych. Węgierską stolicę można obejrzeć z naprawdę różnych perspektyw. I z każdego miejsca wygląda wyjątkowo.



Dalej idziemy spacerkiem w stronę zamku, po drodze podziwiając architekturę dzielnicy zamkowej. 

Wieża Marii Magdaleny, która jest jedyną pozostałością po dawnym kościele o takim samym wezwaniu. Ruiny są ładnie wyeksponowane, a po przeciwnej stronie wieży zrekonstruowano jedno z okien świątynnych. 




Pomnik huzara Andrasa Hadika. Ciekawostką dla studentów: mówi się, że potarcie jąder konia przynosi szczęście w trakcie sesji egzaminacyjnej. Ale nie jest to takie proste do wykonania, bowiem pomnik stoi na postumencie, który mierzy mniej więcej tyle, co wzrost przeciętnego człowieka. Jednak dla wielu nie jest to żadna przeszkoda, co widać po wypolerowanych jądrach konia. 


Wreszcie dochodzimy pod zamek. Akurat trafiamy na zmianę warty. Niestety ludzi było tyle, że nie dało się zrobić sensownego zdjęcia. Do tego byliśmy tak zmarznięci, że marzyliśmy tylko o tym, żeby skryć się w jakimś ciepłym lokalu. I tutaj pojawił się kolejny problem, bo żadna restauracja nie miała w tamtym momencie miejsca na dziesięcioosobową grupę. I wtedy, gdy już straciliśmy całą nadzieję, okazało się, że jednak jedna się znalazła. Posiedzieliśmy tam trochę, bo naprawdę nikt nie miał ochoty znowu wychodzić na zewnątrz, no ale nie mogliśmy tam spędzić wieczności, więc jak tylko się ściemniło, ruszyliśmy dalej. Tym razem obejrzeć nocny zamek i nocny Budapeszt. 





Nocne zdjęcia to niestety nie jest moja mocna strona, ale zapewniam, że Budapeszt w świetle księżyca jest przepiękny. I jeśli będziecie kiedyś w węgierskiej stolicy, warto tam się zatrzymać na trochę dłużej, żeby własnie zobaczyć nocne oblicze tego niesamowitego miasta. Ale za dnia też jest pięknie :)


W Budapeszcie łącznie spędziłam trzy dni. Ten ostatni dzień niestety był najmniej przyjemny pogodowo, bo tym razem nawet słońca nie było, w dodatku zaczął padać śnieg, a ja spacerowałam po zoo... Nic dziwnego, że później dopadła mnie grypa. Zanim jednak zaległam w łóżku z katarem, zwiedziłam budapesztański parlament i poznałam przemiłe zwierzątka. Ale relację z tych miejsc zostawię na później. Tym razem nie powinno być tak długiej przerwy, bo już nigdzie nie wyjeżdżam.


A wracając do pytania postawionego w tytule, ja nie żałuję, chociaż wolałabym jednak zobaczyć to miasto cieplejszą porą, żebym nie musiała tyle myśleć o tym, jak mi zimno. 

Komentarze

  1. Mnie Budapeszt oczarował. Najbardziej zachwycona byłam Wzgórzem Zamkowym, widokami z Góry Gellerta, Wielką Synagogą no i oczywiście Parlamentem.
    Myślę, że jeszcze kiedyś odwiedzę Budapeszt. Jeśli chodzi o Katedrę Stefana uważam, że jest przepiękna, szczególnie z zewnątrz. Z kolei relikwia w postaci prawej ręki króla jest dla mnie obrzydliwością. Według mnie wszystkie tego typu praktyki są zwykłą profanacją.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Budapeszt zachwyca chyba wszystkich. Ale akurat Parlament jakoś mnie do siebie nie przekonał. Z zewnątrz to przepiękny budynek, ale wnętrze, no cóż, już niedługo coś więcej o nim napiszę na blogu ;)
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Hahaha Te jądra konia mnie rozbawiły. Lubię takie zabawne ciekawostki. :D Świetna relacja i piękne zdjęcia. Marzy mi się tam pojechać. Wydaje mi się, że wszyscy już tam byli ino nie ja. haha ;D

    Czekam na kolejne posty, naprawdę miło się z Tobą podróżuje. Uściski. Życzę cudownego weekendu i powodzenia w pisaniu prac. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okazuje się, że jeszcze sporo osób nie było w Budapeszcie, a warto tam pojechać, bo jest to przepiękne miasto.
      Dziękuję za Twoje miłe słowa.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Pamiętam, jak byłam w Budapeszcie na Nowy Rok 2 lata temu. Było ok. -10 stopni, ale za to piękne słońce. Nie zniechęciło mnie to i zakochałam się w tym mieście, a przede wszystkim w cudownej atmosferze.

    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo okropnego zimna, też bardzo mi się tam podobało i mam stamtąd piękne wspomnienia.
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Budapeszt to jest To!!! Nie wywołano Węgrom powstania, więc zarówno ich stolica jak i jej ludność nie uległa wyniszczeniu a to daje naprawdę świetny klimat.
    Relikwie św. Stefana to dla Madziarów świętość religijna i narodowa, pamiętajmy że oni nadal marzą o odbudowie Korony Świętego Stefana (a to by znaczyło wspólną granicę z nami).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, dało się to słyszeć w opowieści przewodniczki, że ta relikwia jest bardzo ważna.
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Myślę, że na wyruszenie w podróż, bliską lub daleką, zawsze jest dobry czas. Aczkolwiek też jestem zmarźluch i chyba wolę zwiedzać kiedy jest ciepło. No chyba że się ubiorę we wszystko co zabrałam, ale wtedy te kilka warstw krępuje mi ruchy. I zimno przeszkadza w robieniu zdjęć a w rękawiczkach nie zawsze wygodnie.
    Nie byłam w Budapeszcie ale bardzo bym chciała, dobrze że jest w miarę blisko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też wolę podróżować przy ładnej pogodzie, ale zimą też może być pięknie. A Budapeszt to chyba takie miasto, które dobrze wygląda o każdej porze roku i po prostu nie można się tam nudzić. Zachęcam do odwiedzenia tego miejsca :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. Super, że nie zamarzliście :) Dzięki temu powstał interesujący artykuł z ciekawymi zdjęciami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda by było zamarznąć wiedząc, że jeszcze tyle pięknych miejsc czeka na odwiedzenie :)
      Pozdrawiam

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram