Hiszpańskie powroty ~ Alicante

Odkąd wróciłam do Polski na stałe, minęło zaledwie 2,5 miesiąca (a mnie się wydaje, że cała wieczność), i w tym czasie zdążyłam się stęsknić za wakacjami i słońcem, wrócić do Hiszpanii i ponownie się stęsknić. A tęsknota wzmaga się tym bardziej, gdy za oknem mróz i wiatr. Najchętniej bym nie wychodziła z domu. Niestety uniwersytet nie rozumie problemu fatalnej pogody. Opatulam się więc tak, że tylko oczy widać i na pocieszenie oglądam zdjęcia z listopadowej Hiszpanii.



Tym razem poleciałam do Alicante na wschodnim wybrzeżu. Prawdopodobnie gdyby nie bezpośredni tani lot, nie wybrałabym tego kierunku. Ale zawiedziona nie jestem. Udało mi się trochę oderwać od polskiej codzienności, trochę też się zmęczyć, bo byłam i pilotem i tłumaczem w jednym, no i przede wszystkim nieco się ugrzać, choć na zbyt wysokie temperatury nikt nie narzekał.


Alicante to przede wszystkim kurort. Na szczęście po sezonie turystów jak na lekarstwo. Dzięki temu na spokojnie mogłyśmy obejrzeć całe miasto. Niestety zbyt wielu atrakcji tam nie ma, jeśli się nie lubi plażowania. Z resztą plaże w listopadzie to chyba nie jest najlepszy pomysł. Jednak okolica może się poszczycić bardzo ciekawymi miejscami, które w większości są dostępne dla niezmotoryzowanych. O nich będę nieco więcej mówić w kolejnych postach, a dzisiaj samo Alicante za dnia i nocą.


W Hiszpanii lądujemy jakoś po południu. Nawet sobie nie wyobrażacie jak przyjemnie było wysiąść z samolotu i poczuć na twarzy ciepły wietrzyk. A w Polsce w tym czasie padało. W ogóle mam takie dziwne szczęście, że zawsze, gdy wyjeżdżam z Polski, pada i potem taka zziębnięta i przemoczona docieram do celu. Wracając do Hiszpanii, na dzień dobry, słyszę wokół siebie samych Polaków i zaczynam się zastanawiać, czy wsiadłam we właściwy samolot. Ale jak już dotarłyśmy do centrum Alicante, Polacy się rozchodzą i wreszcie czuję, że jestem na Półwyspie Iberyjskim.


Wysadzone gdzieś na skrzyżowaniu, kręcimy się w kółko. Jedna przepakowuje walizkę, której przez to psuje się zamek i w konsekwencji robi się nerwowo. Wiatr targa nam włosy. Szum morza i gwar ulicy zagłusza nasze głosy. Ale wreszcie udaje nam się ruszyć spod przystanku i idziemy w stronę naszego mieszkania. Zapatrzona w mapę w ogóle nie widzę, co mijam, ani jak to Alicante wygląda. Po raz pierwszy widzę je dopiero wieczorową porą.





Po zmroku zachwyca mnie przede wszystkim starówka, która za dnia wydawała się po prostu nudna. Wieczorem tętni życiem. Prawdopodobnie jest to zasługa licznych restauracyjek. Jednocześnie jest dosyć spokojna i aż miło usiąść gdzieś na ławce i patrzeć...

W porcie i na plaży o tej porze wieje i jest znacznie chłodnej. Troszkę cieplej jest tam w dzień, kiedy świeci słonko.




Poza tym przy ładnej pogodzie warto wspiąć się na górę zamkową Benacantil i obejrzeć całe miasto z najlepszego punktu widokowego w Alicante. Na zamek św. Barbary można wjechać windą (koszt 2 euro) lub spacerkiem, a wówczas jest to zupełnie darmowa wycieczka, bo wejście na teren zamku nic nie kosztuje. Można też wjechać tam samochodem (pod zamkiem niewielki parking).




Zamek powstał w okresie panowania muzułmańskiego na Półwyspie Iberyjskim. Ale wykopaliska archeologiczne dowodzą, że już dużo wcześniej góra Benacantil stanowiła ważny strategicznie punkt. W niektórych pomieszczeniach przygotowano niewielkie wystawy archeologiczne przedstawiające historię pierwszych mieszkańców tych terenów. 





Sam zamek nie zrobił na mnie zbyt dużego wrażenia. Za to widoki, które się stamtąd roztaczały już tak. Z góry widać całe Alicante i jeszcze więcej. Dlatego warto się tam wybrać przy dobrej pogodzie, aby widoczność była jak najlepsza. Tamtego dnia zapowiadało się, że wcale nie będzie tak przejrzyście. W nocy padało i właściwie przez cały dzień niebo było jakieś takie złowrogie, ale ostatecznie pogoda dopisała i nie padało, w dodatku w pewnym momencie bardzo ładnie się rozchmurzyło. 



W Alicante, jak widać na poniższym zdjęciu, jest arena byków, nadal działająca. Ta, którą dzisiaj możemy oglądać, pochodzi z 1888 roku. Przez lata była jedną z najważniejszych aren w całej Hiszpanii. 



Gdy samolot obniżał już lot, idealnie było widać hiszpański krajobraz. Jednokolorowy, praktycznie pustynny. Myślałam, że i Alicante będzie takie jednostajne. Ale jak się później okazało, jest to bardzo kolorowe miasto. Oczywiście przeważają piaskowe kolory, ale można znaleźć wiele barwnych akcentów. I zdecydowanie warto odejść od samego centrum i zapuścić się w jakieś puste uliczki, bo można tam znaleźć prawdziwe perełki.




A co robić w deszczowej pogodzie w Alicante? Zachęcam do odwiedzenia muzeum sztuki współczesnej. Jest zupełnie darmowe a przecież twórczość Miró zawsze miło zobaczyć na własne oczy. Miał być też Picasso, ale nie znalazłyśmy. Zdjęć nie wolno było robić, dlatego tym bardziej zachęcam do wizyty. 

Museo de Arte Contemporáneo de Alicante (MACA)
Plaza de Santa María 3, 03002 Alicante





Alicante nie jest złe, ale na kolana mnie nie powaliło. Miło było tam spędzić urlop w środku listopada, dłużej jednak nie chciałabym tam zostać. Teraz przy każdej podróży, zastanawiam się, czy potrafiłabym w danym miejscu zamieszkać. W Alicante nie. Pomimo tego, że świetnie się bawiłam, czegoś mi tam brakowało. Może dlatego, że jest to stosunkowo duże miasto, a ja wolę raczej małe mieściny. 


Komentarze

  1. Espero que lo pasaras biem Jula Alicante es un lugar de vacaciones y en la fecha que lo has visitado no habría muche gente, no me gusta su clima es muy pegajoso y húmedo.
    Me gusta el reportajaje que has hecho y las fotos.
    El tiempo este año está siemdo muy loco, pasamos del frío al calor en nada. Ahora tenemos un buen otoño, pero a finales de octubre nos cayó una buena nevada.
    Buena noche.
    Besos.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Es verdad, el clima es muy húmedo pero a mí no me molesta mucho, ya estoy acostumbrada, además, en noviembre todo es mejor que el frío polaco :D
      Gracias por tu visita en mi blog :)
      Besos

      Usuń
  2. Fajnie wygląda bez turystów ;) Bo w sezonie to jednak lepiej udać się do ładniejszych miejsc :) Pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i racja. Ale w sezonie, chyba w każdej nadmorskiej miejscowości będzie dużo ludzi. I nawet jeśli miejsce jest ładne, ale opanowane przez turystów, nie przekona mnie do siebie. Niestety. Dlatego coraz bardziej doceniam wyjazdy po sezonie. Nie dość, że taniej, to i tłumów nie ma.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Mnie jest miło wpaść do Ciebie i chociaż poczytać
    o klimacie, który uwielbiam, zwłaszcza w tak paskudny,
    deszczowy dzień, jak dzisiaj i tak nieziemsko krótki.

    Pozdrawiam serdecznie - opatulona po czubki rzęs. ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli obowiązki nie pozwalają na urlop w ciepłym miejscu, to czytanie i oglądanie letnich zdjęć jest najlepszym remedium na tą smutną pogodę za oknem.
      Pozdrawiam cieplutko

      Usuń
  4. Ciepłe kraje kuszą, popatrz na takie ptaki, co roku tam latają ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polska też kusi, bo ptaki co roku do nas wracają :)

      Usuń
  5. Alicante ma fajny klimat co najlepiej widać i czuć po sezonie. Fajny jest port i stare miasto z wąskimi uliczkami i kolorowymi detalami. Na zamku byłam kilkanaście razy bo widoki są tego warte. Nie pamiętam nazwy ale przed wjazdem do miasta od strony lotniska jest taki fajny, duży park ( latem kiedy wszystko kwitnie park wygląda obłędnie ). No i Alicante jest fajną bazą wypadową do wielu miejsc. Ciekawa jestem gdzie dotarłaś :).

    OdpowiedzUsuń
  6. Za oknem szaro, ponuro a u Ciebie tak pięknie słonecznie.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram