Podsumowanie roku 2019

Witam w Nowym Roku i tradycyjnie życzę Wam wszystkie dobrego na te nadchodzące 366 dni. Niech każdy z nich będzie pełen radości. Życzę Wam wielu podróży małych i dużych. Spełnienia wszystkich Waszych marzeń oraz odwagi, zdrowia i energii, by im dopomóc, bo jak wiadomo marzenia same się nie spełniają, trzeba im czasem pomóc ;) Życzę Wam, byście żyli własnym upragnionym życiem, nie na pokaz, nie schematem, tylko tak, byście potem nie żałowali. Szczęśliwego Nowego Roku.


Nie wiem, kiedy ten czas tak szybko zleciał. Minęły te wszystkie piękne chwile. Odeszły też te smutne dni. Ale jestem wdzięczna za każdą minutę. Za szanse, jakie udało mi się wykorzystać. W pewnym sensie był to dla mnie rok ważnych życiowych decyzji, rok, w którym postanowiłam żyć po swojemu i na szczęście nie tylko na postanowieniach się skończyło.

Na blogu tak średnio to wyglądało - zaledwie 34 opublikowane posty. Mam jednak wrażenie, że były znacznie dłuższe niż dotychczas, z większą ilością zdjęć, więc koniec końców nie jest źle. Pojawiło się pod nimi łącznie 283 komentarze! Najwięcej pod wpisem Moje Kaszuby. Dziękuję za każdy z komentarzy, dzięki nim wiem, że ktoś to czyta :) Szczególnie dziękuję stałym bywalcom. Pozdrawiam Was serdecznie. Przy okazji, w jaki sposób dowiadujecie się o nowych postach? Nie wiem, czy ktoś jeszcze korzysta z funkcji obserwowania przez Bloggera.

Najczęściej czytanymi postami okazały się te z zestawieniami restauracji w miastach, które odwiedziłam: Alicante od kuchni oraz Brno od kuchni i wciąż powracacie do Majorki od kuchni. Swoją drogą, już jakiś czas temu przygotowałam kontynuację dla tego wpisu, ale nie wiem, czy publikować? Z typowo podróżniczych postów spodobała Wam się Isla de Tabarca oraz Bratysława. Natomiast najrzadziej czytanym postem okazała przedświąteczna Majorka, ale to chyba dlatego, że jest to najświeższy wpis.


Co się działo w 2019?

STYCZEŃ
Nie rozpoczęłam tego roku z wieloma planami. Nie było żadnych postanowień. Nie uwypukliłam również granicy między starym a nowym rokiem. To był po prostu kolejny miesiąc, ale jednocześnie był to ostatni miesiąc na uczelni i przez to odpuściłam sobie wyjazdy, ale spróbowałam czegoś nowego. Pewnego dnia stanęłam przed ścianką wspinaczkową, spojrzałam w górę i ruszyłam, a potem zdałam sobie sprawę, że mam fatalną technikę a do tego słabe ręce, które potem były jak z waty. Znacznie lepiej sprawdzają się przy stukaniu w klawiaturę. Styczeń okazał się najowocniejszym ze wszystkich w 2019 roku. Pojawiło się aż 5 wpisów dosyć różnorodnych tematycznie. Poza relacjami z Hiszpanii: Isla de Tabarca i Torrevieja, było też coś o Bratysławie, a także udało mi się napisać recenzję książki podróżniczej, którą czytałam całe wieki temu.



LUTY
Obrona pracy dyplomowej Semana Santa czyli obchody Wielkiego Tygodnia w Andaluzji jako cel turystyczny. Pisanie jej było samą przyjemnością a obrona oficjalnym pożegnaniem ze studiami. Potem dałam sobie czas na odpoczynek, ale długo bez nauki nie wytrzymałam i zabrałam się za arabski, który od dawna mnie nęcił. Niestety na blogu, po wielkim wejściu w nowy rok, zrobiło się cichutko i ciągnęło się to niemalże przez cały 2019. Ale powstał wówczas jeden z najczęściej czytanych postów na tym blogu - Alicante od kuchni. Uzupełniłam również zaległości i wreszcie napisałam niedługą relację z wycieczki do Wiela.



MARZEC
W marcu przyszło mi się zderzyć z rzeczywistością. Zaczęłam szukać pracy. Odpowiedziano mi na jedno CV. Poszłam na rozmowę kwalifikacyjną. Sądziłam, że w tak niewielkim miasteczku jak Kartuzy będzie im trudno znaleźć osobę ze znajomością kilku języków i z odpowiednik wykształceniem do biura podróży. Wiecie w czym problem? Wciąż miałam status studenta. A studentów nie zatrudniają. Z resztą ja i tak nie byłam przekonana. Lepiej się stało, że nie zadzwonili. Mogłam spokojnie czytać książki i napisać kolejne posty: Brno od kuchni oraz na Dzień Jedności Kaszubów coś o tym wciąż nieodkrytym regionie Polski - Moje Kaszuby.



KWIECIEŃ
Na początku kwietnia wyjechałam na weekend do Łodzi. Dobrze zrobił mi ten wyjazd. Potem wszystko jakoś łatwiej zaczęło mi przychodzić. Praca znalazła mnie a nie ja ją, a relacje z Łodzi pojawiły się na blogu niemalże od razu: Zapomniane miasto zmarłych o jednym z największych cmentarzy żydowskich w Europie, o tym, jakie wrażenie wywarła na mnie Łódź - miasto praktyczne i o tym, gdzie można coś smacznego zjeść - Łódź od kuchni.



MAJ
Chociaż podróżniczo było fatalnie, nie nudziłam się. Praca w szkole jest naprawdę interesująca, ale też wymagająca i niestety bardzo męcząca. Poza tym utwierdziłam się w przekonaniu, że pomimo tego, że lubię pracować z dziećmi, nie potrafiłabym przez całe życie być nauczycielką, nawet jeśli miałabym uczyć swojego ulubionego języka - hiszpańskiego.
Na blogu pokazałam Wam kolejne interesujące miejsce w sercu Kaszub - Góra Czarownic i sekrety zakonników oraz powróciłam do czytania i recenzowania książek podróżniczych, tym razem padło na greckie klimaty: Moja wielka grecka przygoda




CZERWIEC
Końcówka roku szkolnego była intensywna, nie tylko ze względu na pracę, rozpoczęłam wtedy pełną parą przygotowania do powrotu na Majorkę, którego nie mogłam się doczekać jak żadnego innego. Ale zanim dotarłam na moją wyspę, spełniłam kolejne podróżnicze marzenie i zobaczyłam Sagradę Familię w Barcelonie, a przy okazji odkryłam, że Katalonia to znacznie więcej niż Barcelona, ale o tym pisałam na blogu dopiero w lipcu. W czerwcu natomiast pisałam o swojej karierze nauczyciela, o wycieczce do średniowiecznego grodu oraz zrecenzowałam kolejną podróżniczą książkę.



LIPIEC
Cóż to był za miesiąc... Wróciłam do Alcudii, wydawałoby się, że nic mnie już nie może tam zaskoczyć. Poznałam w tym czasie super osoby. Odwiedziłam kolejne nowe miejsca. I dotarłam na najpiękniejszą dziewiczą plażę na Majorce. A na blogu wróciłam wspomnieniami do Barcelony i Reus oraz Porto Cristo.



SIERPIEŃ
Napisałam relację z wyprawy do raju - Es Coll Baix. Łatwo nie było, ale zdecydowanie warto. Poza tym nareszcie udało mi się zwiedzić starożytne miasteczko Pollentia, które miałam pod samym nosem, ale jakoś nigdy nie miałam czasu, żeby tam zajrzeć. A jest to miejsce przepiękne, bardzo spokojne.



WRZESIEŃ
Tutaj miała się skończyć moja słoneczna przygoda na Majorce. Ale ja jakość sobie tego nie wyobrażałam i postanowiłam, że będą ją kontynuować. Postanowiłam żyć po swojemu. Na blogu w tym czasie pojawiła się relacja ze wspinaczki na Puig de Sant Marti oraz kolejne już zestawienie najpiękniejszych plaż na Majorce.



PAŹDZIERNIK
Ponieważ pod koniec września zwiedzałam wyspę z rodzicami, od razu po powrocie pojawiły się kolejne wpisy. Miejsca, które odwiedziłam po raz kolejny: Formentor i Valldemossa oraz miejsca, które miałam tak blisko, a jednak nigdy wcześniej do nich nie dotarłam: Port de Pollença i Fornalutx. Nie wiem jak udało mi się napisać aż cztery teksty, do tego wyjechałam na weekend do Szczecina, kolejny weekend spędziłam na ślubie przyjaciółki, a w międzyczasie przygotowywałam się do powrotu na Majorkę. Dopóki sobie tego wszystkiego nie podsumowałam, nie zdawałam sobie sprawy z tego, jaki to był szalony miesiąc.



LISTOPAD
Cały listopad spędziłam na Majorce i aklimatyzowałam się do nowego miejsca. Pomimo że wyspa jest już mi w miarę dobrze znana, nowy dom, nowa rodzina to zawsze jakiś stres, ale wreszcie zmobilizowałam się do napisania o tym, co ja tak właściwie teraz w życiu robię - Majorka i ja czyli z pamiętnika aupair. Pojawiła się też relacja z październikowego Szczecina oraz co nieco na temat architektury sakralnej na wyspie.



GRUDZIEŃ
Początek zimy na Majorce jest super. Kto by się spodziewał iście majowej pogody w środku grudnia? Trzeba było wykorzystać sprzyjająca aurę i postanowiłam odkryć coś ciekawego w okolicy - zabytki archeologiczne i cuda natury - mogliście o tym przeczytać w poście pt. Trekking do Betlem. Napisałam też relację z wcześniejszej pieszej wycieczki po okolicy do Son Serra de Marina. A przed samymi świętami coś kolorowego czyli o tym, jak wygląda ten okres przedświąteczny w Hiszpanii - Majorka przedświątecznie.


Mogę jeszcze dodać, że poza blogiem, publikuję również na Instagramie i zachęcam do obserwowania. Zdarza się, że na instastory najwcześniej pojawiają się relacje z miejsc, do których docieram. 



Plany na 2020? Cieszyć się z małych rzeczy i powoli dążyć do tych wielkich celów. Nie spieszyć się :)

Komentarze

  1. Z ogromną przyjemnością przeczytałam Twoje podsumowanie 2019 roku.
    Droga Julo!
    Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z chęcią jutro zajrzę do Twojego wpisu o Kaszubach. Byłem tam kiedyś i bardzo mi się tam podobało. Może w przyszłym roku znów się tam wybiorę bo na ten rok lista podróżniczych priorytetów zamknięta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na blogu jest całkiem sporo wpisów z Kaszub, także zapraszam do czytania :) a potem do odwiedzenia tego pięknego regionu.
      Pozdrawiam z Kaszub :)

      Usuń
  3. Te deseo un feliz 2020.
    Un abrazo

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałaś wspaniały rok, mieszkasz na Majorce, podróżujesz i dużo spacerujesz po wyspie. Śmiało można nazywać Cię szczęściarą :). Podążaj śladami swoich marzeń i wykorzystuj czas najlepiej jak się da. Ja w zeszłym roku opublikowałam 33 wpisy i może nie jest to żaden rekord to i tak się cieszę, że jako tako ale jednak piszę, co sprawia mi wielką radość. Szkoda tylko, że bardzo często blogowanie przegrywa z innymi sposobami na spędzanie wolnego czasu. No ale się nie poddaję :).
    Życzę Ci niezapomnianego roku, niech obfituje w nowe przygody i piękne wspomnienia. Miej rozmach w marzeniach i odwagę w ich spełnianiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co? Chyba właśnie o to chodzi, żeby pisanie sprawiało przyjemność, a nie żeby pobijać kolejne rekordy ;)
      Dziękuję za te piękne życzenia. Jeśli będą się spełniać, nigdy nie przestanę być szczęściarą :)
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  5. fantastyczne podróże i relacje, oby tak dalej :) ja za rzadko podróżuję by mieć bloga, ale polecam np. zwiedzanie angielskich miasteczek, wyprawę na fiordy w Norwegii, a jak nie masz ochoty się nigdzie daleko ruszać to spokojny wypad nad morze i noclegi we Władysławowie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też kiedyś myślałam, że skoro nie wyjeżdżam co miesiąc na koniec świata, nie mogę mieć bloga. Ale uwielbiam pisać i się odważyłam go założyć. Już nawet nie wiem, kiedy minęły te wszystkie lata, a ja wciąż tu jestem i piszę. Oprócz tego, że podróże są motywacją, by stale coś tu publikować, to też sam blog motywuje mnie, by wyjść z domu.
      Anglia i w ogóle Wielka Brytanie to takie moje marzenie z dzieciństwa, mam nadzieję niedługo je spełnić.
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. Przyjmij ode mnie życzenia pięknej codzienności, zachwytu nad życiem i jego cudami. Uśmiechaj się często, a jeszcze częściej śmiej się do bólu brzucha :-) Kochaj i bądź kochana. Zdrowie niech dopisuje, a wena nie opuszcza. Z serca życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie za te piękne życzenia :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  7. dzięki za podsumowanie, przegapiłam zupełnie wpis o Barcelonie, nie wiem jak mógł mi umknąć :( ja zamierzam teraz mieć aktywny rok, bo poprzedni był bardziej leniwy :) jadę do hotelu w Wiśle by zjeżdżać na desce ze stoków, a potem przenoszę się jeszcze na weekend do Zakopanego,zamierzam też nauczyć się jakiegoś sportu wodnego latem :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram