Dlaczego zamiast do Wenecji pojechałam do Budapesztu?

Miałam nadzieję w miarę na bieżąco pisać o swoich wycieczkach, niestety się nie udało i mam naprawdę sporo zaległości, a materiału dosyć tyle, więc jeśli czas pozwoli, będę pisać i kolejno publikować wpisy wciąż związane z erasmusowymi wojażami. Może to i lepiej, że tak się stało. Dzięki temu nadal będę mogła żywo wspominać ten niesamowity czas.

Na pierwszy ogień, po powrocie do Polski, idzie grudniowy Budapeszt.


Dzień, jak co dzień. Wchodzę na maila. Jak zwykle nic ciekawego. Ale zaraz! Wycieczka do Wenecji. Hmm... Czytam dokładnie maila. Trzeba się zgłosić teraz zaraz. Chyba jednak nie skorzystam.


Za kilka dni znowu wchodzę na maila i znowu wiadomość o wycieczce do Wenecji. Wciąż są jeszcze miejsca. Tym razem już się nie zastanawiam, tylko wysyłam swoje zgłoszenie. Następnego dnia idę opłacić wyjazd. Pani organizator bardzo miła, trochę gaduła, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu, mówi mi, że miałam szczęście, że właśnie zamykała listę uczestników. Ale udało się. Pojadę do Wenecji. Niestety moja euforia nie trwała długo. Kolejnego dnia wchodząc na maila widzę wiadomość od pani organizator, bardzo przeprasza, ale przez małą ilość uczestników musiała zamówić mniejszy autokar. Tak mniejszy, że jedna osoba musiała odpaść. Byłam ostatnia na liście, więc padło na mnie. Ale w zamian zaproponowano mi wyjazd do Budapesztu w cenie tego do Wenecji, czyli oszczędzam 400 koron. Wenecja nie była mi dana, a Budapeszt to też fajna okazja, więc się zgadzam. I tym sposobem trafiłam do stolicy Węgier.



Ale wyobraźcie sobie, że w dzień wyjazdu do Wenecji, organizatorka do mnie dzwoniła. Niestety nie mogłam odebrać, a potem zapomniałam oddzwonić. Ale później, w Budapeszcie mówi mi, dlaczego dzwoniła - bo się zwolniło jedno miejsce do Wenecji, więc jednak mogłam jechać. Prawdopodobnie i tak bym odmówiła, bo już by nie było czasu, żeby się spakować i dotrzeć na miejsce zbiórki na czas. Poza tym, już się zaczęłam nastawiać na ten Budapeszt. Swojej decyzji i tego nieodebranego telefonu nie żałuję.


Wyjazd do Budapesztu odbył się na początku grudnia, więc jarmarki bożonarodzeniowe były jedną z głównych atrakcji. Ale również spacerowaliśmy z przewodnikiem po mieście poznając historię Budapesztu. Niby to był wyjazd zorganizowany, grupowy, ale grafik nie był aż tak napięty, więc pozostawało sporo czasu wolnego na własną eksplorację miasta. Jedyną przeszkodą była pogoda, bardzo mroźna i niestety wietrzna, więc temperatura odczuwalna była bardzo niska. Nic więc dziwnego, że sporo osób zrobiło sobie spacer po knajpkach :D Ja jednak musiałam zobaczyć coś więcej i niestety zemściło się to na mnie w postaci paskudnego przeziębienia.  Ale zanim potworny ból gardła odebrał mi głos, spędziłam przyjemny weekend na Węgrzech i zapomniałam o całym świecie. Po prostu cieszyłam się tym co tu i teraz.


Od razu po przyjeździe do Budapesztu, udaliśmy się na Wzgórze Gellerta (Gellért-hegy), aby zobaczyć całe miasto. Stamtąd mamy widok na Budę i na Peszt. A że pogoda dopisała, słoneczko i dobra przejrzystość, wrażenia bardzo pozytywne.

Na samej górze znajduje się cytadela (Citadella) wybudowana przez Habsburgów. Królestwo chciało mieć oko na Budę i Peszt, aby zapobiec ewentualnym buntom ze strony przeciw monarchii.  Jednak w rzeczywistości budowla na nic się nie przydała i ostatecznie została przekazana w ręce Budapesztu.


Drugim obiektem na wzgórzu jest Pomnik Wolności (Szabadság-szobor), który był wzniesiony z myślą o Armii Czerwonej w podziękowaniu za wyzwolenie miasta. W 1989 usunięto wszystkie elementy komunistyczne i obecnie ma upamiętniać wszystkich, którzy oddali życie za Węgry.

przy moście Elżebiety

Z Góry Gellerta schodzimy pod Most Elżbiety (Erzsébet híd). Przekraczamy Dunaj dosyć szybkim krokiem. Wiatr nieco przeszkadza, żeby przystanąć i porobić jakieś zdjęcia. I następnie idąc wzdłuż rzeki po stronie Pesztu dochodzimy do Mostu Wolności (Szabadság híd). Taką nazwę otrzymał w momencie odbudowy po wojnie, ponieważ został odbudowany jako pierwszy ze zniszczonych budapesztańskich mostów. Jest to najkrótszy most na Dunaju w obrębie Budapesztu.

W dali Most Wolności

Widok na halę targową ze Wzgórza Gellerta

Stamtąd odbijamy w głąb miasta i dochodzimy do hali targowej (Nagy Vásárcsarnok). Tam można kupić wszystko na co ma się ochotę. Poczynając na produktach spożywczych przez barowe jedzenie, po węgierskie pamiątki. A że był to okres przedświąteczny, nie zabrakło i ozdób bożonarodzeniowych. W dodatku był tam przyjemnie ciepło, więc pochodziliśmy tam (już w mniejszych grupkach) dłuższą chwilkę, żeby się ugrzać.



W trakcie tego czasu wolnego doszłam na dwa jarmarki bożonarodzeniowe i przeszłam się główną uliczką ze sklepikami z pamiątkami. A później jeszcze raz szliśmy tam z grupą, więc drogę i sklepiki całkiem nieźle zapamiętałam. Ale gdy po raz drugi tego dnia, znalazłam się na tym samym jarmarku, już nie miałam ochoty dłużej chodzić i oglądać straganików, choć sprzedawano tam naprawdę ładne rzeczy, więc się skryliśmy przed chłodem na stacji metra. Siedzieliśmy tam przez dłuższą chwilę, przyglądając się ludziom. Wszyscy gdzieś spieszą, a my po prostu siedzimy i obserwujemy świat. Ot, taka prosta rzecz, a daje do myślenia. Czy naprawdę tak musi wyglądać świat? Czy naprawdę ciągle musimy gdzieś gonić? Czasami trzeba się zatrzymać! Czas wtedy też nieco zwalnia.


Gdy wybiła godzina zbiórki, już całą grupą udaliśmy się na miejsce, skąd miał nas odebrać autokar i dowieźć do hostelu. Och, to czekanie, to był najgorszy moment w całej wycieczce. Staliśmy pod murem jakiegoś kościoła (ale nie tego, który jest na zdjęciu niżej) i czekaliśmy, czekaliśmy, czekaliśmy... Wówczas chłód zaczął dokuczać ze zdwojoną siłą. Prawdopodobnie w tym czasie doszlibyśmy sami do hostelu, ale i tak nie mieliśmy bagaży, które zostały w autokarze. A potem, jak już się doczekaliśmy, autokar nie mógł znaleźć odpowiedniego miejsca pod hostelem, żeby się zatrzymać i trochę krążyliśmy. Ale dzięki temu nieco się ugrzaliśmy.


NOCLEG

Hostel Marco Polo
Nyár utca 6, Budapeszt, Węgry
www.marcopolohostel.com

Na początku trochę się przestraszyłam, że pokoje mieszczą aż 13 osób i jest tylko jedna łazienka na cały pokój. Ale w rzeczywistości nie było żadnych problemów. Dwie toalety i dwa prysznice, daliśmy radę. Poza tym łóżka były od siebie oddzielone. W pokoju były tak jakby kabiny. Jedno łóżko piętrowe w każdej. Bardzo fajny pomysł. Zdjęcia możecie obejrzeć na stronie internetowej hostelu.

Obiekt jak najbardziej mogę polecić. Bardzo czyściutko. Pyszne śniadanie. No i dużym plusem jest lokalizacja, w centrum miasta. Niestety nie potrafię Wam powiedzieć, jak wyglądają ceny, ale podejrzewam, że nie były specjalnie wysokie. Na booking.com znalazłam nocleg w tym hostelu w granicach 30zł za łóżko w pokoju wieloosobowym. Śniadanie jest dodatkowo płatne - 17zł.

Tak mniej więcej wyglądał pierwszy dzień mojego pobytu w Budapeszcie. Choć pod koniec dnia przemarzłam do szpiku kości, był to piękny dzień. I miałam sporo chęci na dalsze zwiedzanie miasta. Ale o tym w kolejnym poście.

Nocny Budapeszt jest jedyny w swoim rodzaju. Szkoda, że moje zdjęcia nie oddają tej wyjątkowości. 

Komentarze

  1. Kurcze, tyle osób z blogosfery było juz w Budapeszcie i co nowe zdjecie to bardziej nas tam ciagnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto. Ja słyszałam mnóstwo pozytywnych opinii i trochę się bałam, że się rozczaruję, ale nic z tych rzeczy. Budapeszt jest naprawdę piękny.

      Usuń
  2. Gratuluję uchwycenia w całości "diabelskiego młyna".
    Jak widzę, Budapeszt nawet zimową porą jest uroczy i fotogeniczny.

    OdpowiedzUsuń
  3. We wtorek jadę do Budapesztu na dwa dni. Nie wiem czemu, ale jakoś zawsze Budapeszt mi po drodze, będę tam już 4 raz :p A do Wenecji też jedź koniecznie! Póki nie ma sezonu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Wenecją jakoś mi nie po drodze, ale w końcu kiedyś dotrę i tam :)

      Usuń
  4. Byłam tam sobie dwa razy i jeszcze bym z chęcią pojechała,
    ale raczej nie zimą.
    A do Wenecji warto, czego akurat Tobie mówić nie muszę. :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z doświadczenia wiem, że warto wszędzie jeździć i poznawać nowe miejsca, ludzi i kulturę, bo to wiele nas uczy.

      Usuń
  5. Byłam zarówno w Wenecji jak i Budapeszcie.
    Obydwa miasta zachwycające i trudno się zdecydować które jest piękniejsze.
    Przyznasz sama, że widok z góry Gellerta jest bezcenny:)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że każde z tych miejsc jest piękne na swój sposób i trudno je porównywać.
      A widoki z góry Gellerta zachwycające :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. MEGA mi się podobają Twoje zdjęcia i zostaję z Tobą na dłużej :)
    Ale ja wybrałabym jednak Wenecję ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też wybrałam Wenecję, ale potem się pokomplikowało, ale nie żałuję.

      Usuń
  7. Ach.. Budapeszt, może uda się wiosna, dlatego fajnie mieć Ciebie za przewodnika :)
    Pozdarwiam cieplo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachęcam. Wiosną może będzie przyjemniejsza pogoda :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  8. Byłam w Budapeszcie cztery razy i zawsze jestem oczarowana tym miastem.
    Wenecja i Budapeszt to dwa piękne miasto.
    Życzę byś jak najszybciej poznała zaczarowaną królową Adriatyku.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Wenecję przyjdzie jeszcze czas.
      Pozdrawiam

      Usuń
  9. Los, który decyduje za nas, często robi nam takie niezwykłe niespodzianki. I choć na początku może nam smutno, to potem okazuje się, że był to dobry wybór. Budapeszt jest przepiękny i ma niesamowitą atmosferę.

    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życie mnie już zaskoczyło wiele razy i przeważnie właśnie w pozytywny sposób, także już nie staram się dążyć na siłę do osiągnięcia jakichś marzeń, bo może się okazać, że to, co przygotował dla mnie los, jest dużo lepsze i piękniejsze. W wyobraźni malujemy sobie swoją własną Utopię, ale tak naprawdę rzeczywistość też może być piękna i wyjątkowa.
      Pozdrawiam

      Usuń
  10. Ja też Wenecji nie planowałam ale podczas pobytu w Bergamo pojechałam na jeden dzień i teraz marzę o tym, żeby tam wrócić. Ty też kiedyś pojedziesz...
    Takie niebo w grudniu w Budapeszcie? Skandal :).

    OdpowiedzUsuń
  11. Wow! This could be one particular of the
    most useful blogs We've ever arrive across on this subject.
    Basically Wonderful. I'm also an expert in this topic therefore
    I can understand your effort.

    OdpowiedzUsuń
  12. Budapeszt zaskakuje! Jedna z destynacji na mojej liście do spełnienia :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram