Wyspy zawsze mi się jawiły jako naturalne więzienia. Bezludna wyspa, na którą trafił Robinson Crusoe, czy Chuck Noland z filmu Cast Away - poza światem. Napoleon zesłany na Elbę, czy później na Wyspę św. Heleny. Albo taka Australia, której pierwszymi mieszkańcami, a przynajmniej tak wówczas myślano, mieli być złoczyńcy, dla których utworzono tam karne kolonie dla skazańców. Dzisiaj, dzięki rozwojowi transportu morskiego i lotniczego, wyspy są bardziej dostępne i nie zawsze muszą być więzieniami, a ludzie, którzy na nich mieszkają wcale nie muszą się czuć jak zamknięci w klatce. Choć pewnie wszystko zależy od wielkości danej wyspy i jej infrastruktury.