Kierunek Orient

Mogłoby się wydawać, że już tyle widziałam na Majorce, że teraz trudno mnie zaskoczyć, że wszystko wydaje mi się takie pospolite. Nic bardziej mylnego. Wyspa jest niesamowita i ma naprawdę wiele do zaoferowania. I im dłużej tutaj jestem, i im więcej miejsc odwiedzam, uświadamiam sobie, że w ciągu tygodnia trudno zobaczyć wszystkie piękne miejsca. W ciągu tygodnia nawet nie da się liznąć prawdziwego charakteru Majorki. Oczywiście są miejsca ładniejsze i brzydsze i te, które po prostu trzeba odwiedzić i takie, które można pominąć i wiadomo, że przyjeżdżając tutaj na wakacje, po prostu nie można mieć wszystkiego, ale jest to powód do powrotów. Gwarantuję, że warto tutaj wracać, bo za każdym razem można odkryć coś nowego. Tak ja, po tylu miesiącach na wyspie, dotarłam do jednego z najmniejszych miasteczek i jednocześnie do jednego z tych magicznych - do Orientu. 

Uciekając przed deszczem

Kiedy wsiadam do samochodu, zaczyna padać i grzmieć a granatowe niebo nie zwiastuje niczego dobrego, ale nie zostaję w domu, bo mam nadzieję, że tam, gdzie jadę, będzie świecić słońce. Nadzieja ta nieco niknie, kiedy zaczyna lać jak z cebra. Jadę centralnie pod chmurą. Zastanawiam się, czy nie zawrócić, ale przecież mam tylko jeden weekend w tygodniu, to szkoda go zmarnować... Gdy docieram do Petry, gdzie ustaliłyśmy nasz punkt startowy, nie pada i między chmurami widać nawet jakieś prześwity błękitnego nieba. Jednak kiedy mamy już wyruszyć w dalszą drogę, znowu zaczyna padać. Chmura mnie dogoniła. Ale nie poddajemy się i rozpoczynamy naszą ucieczkę przed deszczem. Jak widać na załączonym obrazku, udało się. 

Puig de Maria

Odkąd ograniczenia zostały poluźnione i można się swobodnie poruszać po wyspie, każdy wolny weekend staram się wykorzystać na odwiedzanie nowych miejsc, ale zdarzają się również powroty do miejsc znanych i wówczas wchodzę w rolę przewodnika, co nawet mi się podoba. Jednak na blogu na razie nie będzie powrotów, bo w kolejce do pokazania czeka zbyt wiele innych pięknych miejsc. Dzisiaj na przykład wejdziemy sobie na szczyt Puig de Maria w Pollençy.

Czas płynie a świat się zmienia


W Dzień Dziecka blog obchodził swoje siódme urodziny. Nie mam pojęcia, kiedy to się zleciało. Czas płynie jak szalony, a ja mam wrażenie, że stoję w miejscu i nic produktywnego nie robię. Jednak, gdy spojrzę wstecz na te siedem lat, dostrzegam sporo zmian. Zmian na blogu, zmian w sposobie opowiadania o miejscach i doświadczeniach, które w głównej mierze wynikają ze zmiany w sposobie postrzegania świata i jego odczuwania, a te z kolei są skutkiem zmian we mnie. Lub też na odwrót. W każdym razie, dzisiaj post nietypowy, bo nie o miejscach lecz o czasie. 

instagram