Dzień 13: pożegnanie z Estonią
Wschody słońca są magiczne. Gdy jesteśmy świadkami wschodu, dzień jest dłuższych i wydaje się przyjemniejszy. Ale kurczę, żeby wstać na taki wschód, no to trzeba być wariatem, albo być niezwykle zdyscyplinowaną i silną osobą. Lubię spać, nie cierpię wczesnych pobudek. Wolę dłużej posiedzieć z jakimś zajęciem w nocy, niż wstawać przed świtem, żeby coś dokończyć. I gdyby nie dziewczyny i wspólna mobilizacja, spałabym w ciepłym ogromnym łóżku, zamiast wciskać się w grube ciuchy i bez śniadania wychodzić do lodowate powietrze i maszerować kilometrami tylko po to, żeby zobaczyć jak słońce wyłania się zza horyzontu. Ale zwlekłam się z tego łóżka, przemarzłam, szłam niczym robot z zamykającymi się powiekami i nie żałuję. Nawet pomimo tego, że wschód wcale nie był taki spektakularny, jak sobie go wyobrażałyśmy. Tak właśnie zaczął się nasz kolejny dzień na wyspie Saaremaa.