Nie jestem etatowym podróżnikiem, aczkolwiek kiedyś bardzo chciałam nim być. Zachwycałam się przygodami wielu backpackerów, którzy porzucili życie w korpo i wyruszyli w świat. Chociażby Przemek Skokowski, który był moim idolem. Też tak chciałam. Ale on był facetem, a facetom jakoś łatwiej na tym świecie. A potem poznałam BAnitę i już wiedziałam, że my, dziewczyny, też możemy robić szalone rzeczy. Tyle że ja wtedy nie pracowałam w korporacji. Nie miałam czego rzucać. Byłam sobie biedną początkującą studentką. Wydawało mi się, że brak mi wystarczającej odwagi, żeby tak po prostu spakować się w plecak i ruszyć w drogę po marzenia. Wydawało mi się (słusznie z resztą), że byłam jeszcze za młoda. Toteż jeździłam sobie nieśmiało po Polsce i próbowałam swoich sił w blogowaniu. Jak sobie przypomnę moje blogowe tutaj początki, to płonę ze wstydu. Od tamtego momentu przeszłam długą drogę i teraz wiem, że do niektórych rzeczy trzeba po prostu dorosnąć. Cieszę się niezmiernie, że wtedy jednak nie podążyłam za tamtym zauroczeniem. Cieszę się, że strach przed nieznanym zahamował moje podróżnicze zapędy i powolutku wkraczałam w to niebezpieczne aczkolwiek piękne uzależnienie, jakim są podróże. Moja wielka życiowa przygoda zaczęła się w idealnym dla mnie momencie.