Dzień 4: wyspa Seurasaari

Nie zgrzeszę teraz zbytnią skromnością, ale uważam, że naprawdę mam nosa do pięknych miejsc. Jak już wielokrotnie wspominałam, nie miałyśmy konkretnego planu zwiedzania Finlandii, ale mimo to w głowie miałam dwa miejsca, do których koniecznie chciałam iść. Pierwszym z nich była drewniana dzielnica w Turku, a drugim wyspa Seurasaari w Helsinkach. I okazało się, że oba okazały się strzałem w dziesiątkę. Specjalistką od Finlandii nie jestem, ale oba te miejsca jak najbardziej polecam. A dzisiaj zabieram Was na spacer na wyspę.

Montuïri - miasteczko wiatraków

Jakiś czas temu, kiedy miałam zastój piśmienniczy, zastanawiałam się, gdzie leży jego przyczyna. Nie były to wciągające książki, które pochłaniałam jedna po drugiej. Nawet fotografia odeszła na drugi plan, a muszę przyznać, że w tym roku dość mocno się w nią wciągnęłam. Na szczęście długo szukać tych przyczyn nie musiałam. Naraz sobie uświadomiłam, że w przerwach pomiędzy czytaniem przeglądałam tylko zdjęcia ze słonecznej Majorki i wspominałam. Po kilku miesiącach poza wyspą, zaczęłam po prostu za nią tęsknić. Z tej tęsknoty powstaje wpis wspominający moje zeszłoroczne wojaże. Dokładnie rok temu pojechałam do niewielkiego miasteczka w centrum wyspy słynącego z wiatraków, do Montuïri i dzisiaj razem przeniesiemy się tam na wirtualny spacer. 

Nazwa Montuïri znaczy tyle, co górskie miasteczko. W górach co prawda nie leży, ale wybudowano je na wzniesieniu w centralnej części wyspy. Jest przykładem typowego rolniczego majorkańskiego miasteczka. Oficjalnie zostało założone w 1329 roku, choć pierwsze ślady osadnictwa pochodzą nawet z epoki brązu. W sąsiedztwie miasteczka znajduje się jedno z ważniejszych stanowisk archeologicznych na Majorce - Son Fornés. Miałam tam pojechać i stworzyć kompletny wpis na temat Montuïri i jego okolicy, niestety z przyczyn pandemicznych moje plany spaliły na panewce. Z tego samego powodu nie udało mi się także odwiedzić muzeum, w którym można zobaczyć eksponaty znalezione podczas wykopalisk. Wydawałoby się, że na Majorce mieszkałam wystarczająco długo, żeby wszystko zobaczyć, ale jak widać, wciąż jeszcze mam po co wracać. 

Młyny

Chociaż do muzeum nie weszłam, obejrzałam sobie przynajmniej jego budynek z zewnątrz. A jest to XVIII-wieczny wiatrak będący wówczas młynem - Molí d'en  Fraret. Niedawno został on odrestaurowany i prezentuje się naprawdę dostojnie. Tym bardziej, że góruje nad całym miasteczkiem. 

Molí d'en Fraret nie jest jedynym kamiennym wiatrakiem w tymże miasteczku. Nieco na obrzeżach znajduje się cała uliczka usiana wiatrakami - Carrer del Molinar. Jest ich tam więcej, ale nie robią już takiego wrażenia, jak ten zaadaptowany na muzeum. Poza tym nie wszystkie są zrekonstruowane do tego samego stopnia. Głównie można je poznać po krągłym kształcie, ale większość z nich nie ma drewnianych skrzydeł. Niemniej, nie znam innego miasteczka, w którym byłoby tyleż dawnych młynów na jednej ulicy. Co prawda jeszcze w San Joan pozostałości po wiatrakach było sporo, ale i tak to właśnie Montuïri może się szczycić mianem miasteczka wiatraków. Wszystkie z nich są nieczynnymi młynami już od prawie 100 lat, ale jak widać na załączonych obrazkach, wcale nie są pozostawione same sobie. Niestety nie wygląda to tak pięknie we wszystkich rejonach Majorki. Lądując na największej wyspie Balearów trudno nie zauważyć jak wiele z dawnych młynów teraz niszczeje. Co prawda słyszałam, że coś planuje się z tym zrobić i mam nadzieję, że się uda, ale póki co, rolnicze dziedzictwo Majorki umiera...

Zagadka pierwszej parafii

Wracając do Montuïri, byłam tam w sobotnie popołudnie, więc ulice świeciły pustkami. Mogłam swobodnie kluczyć wąskimi uliczkami w poszukiwaniu architektonicznych perełek. Oczywiście największą budowlą jest kościół p.w. św. Bartłomieja Apostoła (iglesia de San Bartolomé) leżący w centrum i wyróżniający się na tle panoramy miasteczka. Świątynia została wybudowana w XIV wieku i w późniejszych stuleciach była kilkukrotnie przebudowywana. Ostatnie prace remontowe miały miejsce w 1950 roku i pomimo, że odkryto wówczas oryginalne elementy gotyckie zabudowane w okresie baroku, zniszczono niestety posadzkę z nagrobkami. Podczas mojej wizyty w Montuïri kościół był zamknięty, więc nie pokażę zdjęć z wewnątrz. Mogę tylko przypuszczać, że prezentuje się przepięknie, z resztą jak wszystkie kościoły na Majorce. 

Obecny kościół nie był pierwszą świątynią w Montuïri. Istnieją zapiski z XIII wieku potwierdzające istnienie parafii Santa María de Montuïri, niestety nie ma pewności, w którym miejscu stała ówczesna świątynia. Niektórzy twierdzą, że na jej zgliszczach wzniesiono obecny kościół. Mówi się także, że mogła się mieścić w dzielnicy wiatraków, o której wspomniałam powyżej. Jak było naprawdę? Póki co nie odnaleziono żadnych dowodów na potwierdzenie ani jednego ani drugiego przypuszczenia co do lokalizacji pierwszego kościoła parafialnego. 

W labiryncie wąskich uliczek

W takich małych miasteczkach może nie ma wiele do zwiedzania, ale mogą się pochwalić niepowtarzalnym klimatem. Kamienna zabudowa zrobi wrażenie chyba na każdym przybyszu z północy. I muszę Wam powiedzieć, że te widoki nigdy się nie nudzą. Mogłam takimi uliczkami kluczyć codziennie i wciąż jestem nienasycona tymi spacerami. Nie wiem co w tych kamieniach takiego niezwykłego. 

Montuïri jest naprawdę niewielkie. Spędziłam tam góra półtorej godziny i wielokrotnie przechodziłam tymi samymi uliczkami, a i tak za każdym razem zachwycałam się nimi od nowa i za każdym razem zwracałam uwagę na coś innego. A to donice przy pięknych drewnianych drzwiach wejściowych, jakiś barwny balkonik, wyłaniający się w oddali widok na okolicę, schody prowadzące nie wiadomo dokąd, palma w zaułku... Jestem niemalże pewna, że stali mieszkańcy zupełnie tego wszystkiego nie dostrzegają i pokuszę się nawet o stwierdzenie, że mogą uważać swoje miasteczko za brzydkie, ale dla kogoś obcego zgubienie się w labiryncie wąskich uliczek może się okazać nie lada przygodą i pięknym wspomnieniem z wakacji. 

Co prawda Montuïri nie jest na liście najważniejszych atrakcji turystycznych Majorki i pewnie mało kto tam zagląda, ale jeśli ktoś chce poznać prawdziwe oblicze wyspy, koniecznie powinien się wybrać na spacer po takim miasteczku. Lokalsi pewnie będę na takich przybyszów dziwnie patrzeć, może z zaciekawieniem, no bo w końcu Majorkanie to nie Andaluzyjczycy i nie są tak otwarci. Poza tym któż by się spodziewał ruchu turystycznego w tak spokojnym miasteczku w centrum wyspy, jak Montuïri? No właśnie, nikt. Dzięki temu miasteczko niczego nie maskuje; jest po prostu sobą. Osobiście taką Majorkę lubię najbardziej. I już się nie mogę doczekać, kiedy znów będą mogła się tam przenieść. 

W momencie kiedy chciałam się zabrać za zdjęcia do wpisu, potwornie się zdenerwowałam, bo wśród wielu folderów nie mogłam odnaleźć tego ze zdjęciami z Montuïri. Każdy z folderów opisuję nazwą miejscowości i datą, a tego po prostu nie było. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że powinnam szukać w folderze z 2020 roku, a nie 2021. A już myślałam, że zdjęcia przepadły. Kamień z serca.

Przed świętami już pewnie nic więcej nie uda mi się opublikować, dlatego już teraz składam Wam wszystkim najlepsze życzenia. Przede wszystkim dużo zdrowia i spokoju, bo to chyba teraz jest nam wszystkim najbardziej potrzebne. Niech te święta to będzie radosny czas odpoczynku spędzony w gronie najbliższych. 

Almond. Ten, który nie czuł

W ostatnim czasie tak się zaczytałam i wkręciłam w świat książek, że w przypływie emocji wzięłam udział w rozdaniu książkowym, gdzie można było otrzymać dość głośną południowokoreańską powieść o chłopcu pozbawionym emocji. Nawet sobie nie wyobrażacie mojej radości, kiedy otrzymałam maila od wydawnictwa, że chcieliby mi wysłać egzemplarz Almond. Radość ta była równie wielka, jak moment, kiedy otwierałam paczkę. I choć tematyka książki nie ma nic wspólnego z podróżami i tak postanowiłam zamieścić tutaj jej recenzję. W końcu to mój kącik i to ja decyduję o czym będę pisać. 

źródło okładki: Wydawnictwo Mova

Dzień 3 - 5: Helsinki


Stolica Finlandii jest ogromnym miastem i zwiedzanie Helsinek na pieszo może zmęczyć, ale zdecydowanie pomaga poczuć klimat tego miasta. I dzisiaj zapraszam Was właśnie na taki spacer bez przewodnika, aby po prostu zatracić się w Helsinkach.

Dzień 3: Luostarinmäki - najstarsza dzielnica Turku

Czasami dobrze jest nie mieć żadnych oczekiwań, bo wtedy rzeczywistość potrafi nas bardzo pozytywnie zaskoczyć. Oczekiwania bardzo często są wyidealizowane. A świat nie jest perfekcyjny. Nie znaczy to jednak, że nie jest piękny. O Turku nie wiedziałam nic, a okazało się, że odnalazłam tam prawdziwą perełkę - dwustuletnią drewnianą dzielnicę, która funduje nam podróż w czasie.

Dzień 2: Rauma - najbardziej kolorowe miasteczko Finlandii

Siedziałyśmy sobie na kanapie wcinając ciepłe frytki z piekarnika, które okazały się potwornie pikantne, bo przecież nie znałyśmy fińskiego, więc zakupy robiłyśmy trochę na oślep i przeglądałyśmy internet w poszukiwaniu inspiracji na nasz pierwszy pełnoprawny dzień w Finlandii. Zrezygnowałyśmy z wioski Muminków ze względu na wysoką cenę. Zamiast tego postanowiłyśmy wybrać się do Raumy - urokliwego miasteczka wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Moim zdaniem wycieczka tam była jedną z lepszych decyzji. Było tam po prostu pięknie. I nawet brak słońca nie umniejszał urokowi tego miejsca. 

Majorka na ekranie ~ Tramuntana

Nastały długie jesienne wieczory. Jedni wykorzystują je na robótki ręczne czy nadrabianie zaległości w lekturach. Mam jednak wrażenie, że większość wciąż wybiera siedzenie przed telewizorem. Nie ważne, którym typem jesteś Ty, mam dla Ciebie coś super! 

Jakiś czas temu (może już nawet minął rok, nie pamiętam, bo ten czas tak szybko leci...) w Hiszpanii, a przede wszystkim na Majorce, było głośno o pewnym serialu kryminalnym: La caza. Tramuntana. Jest to drugi sezon serialu La caza. Monteperdido, który swego czasu również był bardzo głośną produkcją. Kryminał-Thriller La caza został zainspirowany powieścią Agustina Martineza Monteperdido i zrobił taką furorę, że scenarzyści postanowili iść za ciosem i stworzyć drugi sezon, tym razem z fabułą zupełnie autorską. 

Akcja pierwszego sezonu rozgrywa się w niewielkim górskim miasteczku Monteperdido, gdzieś w Pirenejach. Akcja drugiego ma miejsce na Majorce. I właśnie dlatego piszę o tym serialu, bo nie tylko dla samej fabuły warto go obejrzeć (o ile ktoś lubi takie thrillerowe klimaty), ale warto też dla Majorki. 

Oba te seriale były nagrywane w miejscach wyjątkowych, tak aby poza wciągnięciem widza w wykreowaną rzeczywistość, pokazać mu też piękno Hiszpanii i być może zachęcić do podróży. Mnie osobiście bardzo podobały się kadry z pierwszego sezonu. Zupełnie inne od tych hiszpańskich stereotypowych widoków plaż z palmami. Natomiast drugi sezon to prawdziwa bomba. Nie dość, że ponownie mamy bardzo interesującą zagadkową fabułę, to jeszcze te przepiękne krajobrazy Majorki.

Osobiście świetnie się bawiłam oglądając La caza. Tramuntana, ponieważ potrafiłam rozpoznać większość miejsc, które były tam pokazywane. Serial był kręcony głównie na Majorce, niestety przez pandemię, ekipa musiała wrócić do Madrytu i niektóre sceny były nagrywane już poza wyspą. Mimo to, myślę, że w serialu bardzo ładnie widać, jaka jest Majorka. I krajobrazowo, i kulturowo.  

Jako że serial nosi tytuł Tramuntana, nie powinno dziwić, że akcja dzieje się w majorkańskich górach. Główną rolę gra Valldemossa, która jest jednym z najpiękniejszych miasteczek na Majorce. Upodobali ją sobie Chopin, upodobali ją sobie turyści i wreszcie dostrzegli ją reżyserowie. 

Pojawia się oczywiście bardzo wiele krajobrazów górskich, ale są też akcenty morskie, jak np. Port de Soller, Sa Calobra, a nawet Cala Pi, która w górach nie jest.

Jednak nie tylko miejsca i krajobrazy w tym serialu są majorkańskie. Są nimi też, a może przede wszystkim tradycje wyspy, które odgrywają bardzo ważną rolę w całej produkcji. Już w pierwszym odcinku pojawia się pieśń bożonarodzeniowa, która została wpisana na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO - El Cant de la Sibil.la - Pieśń Sybilli. Pisałam o niej trochę więcej przy okazji wpisu o Bożym Narodzeniu na Majorce. Pojawiają się Es Caparrots, które dzisiaj możemy zobaczyć głównie podczas obchodów Sant Antoni. Pojawiają się lokalne legendy i przypowieści. A bohaterowie mają majorkańskie imiona i nazwiska i zdarza się, że mówią lokalnym językiem. Oglądając ten serial można się poczuć tak, jakby naprawdę było się na Majorce.

Jest tylko jedno ALE. Serial nie został przetłumaczony na język polski, o angielskim również nic mi nie wiadomo. Bardzo nad tym ubolewam, bo wiem, że wielu z Was nie będzie mogło go przez tę barierę językową obejrzeć. Na prawdę szkoda, bo jest on dostępny online zupełnie za darmo na stronie internetowej hiszpańskiej telewizji RTVE.

Dzień 1 - 3: Turku - najstarsze miasto Finlandii


No to lecimy. Do najdroższego kraju Europy, siedziby św. Mikołaja. Do Finlandii. Do Turku. Do najstarszego miasta w Finlandii i jej dawnej stolicy. 

Turysty dylematy

Znowu mnie tutaj nie było, a obiecywałam sobie, że będę regularnie pisać, bo i jest o czym. Jednak tym razem przerwa była zaplanowana i nawet o niej wspominałam. Wyjechałam bowiem w dłuższą podróż po krajach Europy północno-wschodniej, a po powrocie miałam zaledwie kilka dni na pranie i przepakowanie i znów byłam w trasie. Wrzesień był więc bardzo aktywnym miesiącem, październik również rozpoczął się z przytupem, a co będzie dalej, to się okaże... Na razie wypadałoby te wszystkie przygody opisać.

Ruta arquelógica ~ trekking szlakiem archeologicznym

Po dość długiej wakacyjnej przerwie zabieram Was na trekking szlakiem archeologicznym. Będą prehistoryczne ruiny, rozległe majorkańskie pola i łąki, cisza, kontakt z naturą, historią i samym sobą. Będzie też ucieczka przed ciemnymi chmurami, jakie lubią zbierać się nad życiem. Wszystko, czego potrzeba, by przeżyć niesamowitą przygodę. 

"Końca świata nie było"

źródło: bezdroza.pl

Pamiętacie rok 2012 i koniec świata, o którym było tak głośno, że aż film na jego temat zrobili? Właśnie w tym czasie Anita Demianowicz wyjechała do Gwatemali w swoją pierwszą samotną podróż, by zobaczyć ten osławiony koniec świata na własne oczy. A potem powstała książka o końcu świata, którego nie było. I już od momentu jej wydania miałam na nią niesamowitą ochotę, ale lata mijały, a ja wciąż do niej nie docierałam. Wreszcie pojawiła się na moim czytelniczym stosiku, ale ja byłam na Majorce a stosik w Polsce, no i książka dalej czekała. Ale koniec końców udało mi się ją przeczytać i co ja mogę Wam o niej powiedzieć...? Warto.

Coś się kończy, coś się zaczyna


To już jest koniec. Oficjalnie przechodzę na emeryturę. Kończę moją ciut przydługą przygodę z aupairingiem. I dzisiaj zrobię swego rodzaju podsumowanie tych ostatnich lat. Dzisiaj będzie podróżniczo ubogo, ale może kogoś zainteresuje moja historia, a ja przynajmniej sobie to wszystko poukładam i może wreszcie się ogarnę z tego blogowego letargu. 

Trekking szlakiem rajskich plaż

Są takie miejsca, o których piszą wszystkie przewodniki, dokąd w sezonie przybywają tłumy... A w ich sąsiedztwie znajdują się inne piękne miejsca, o których wiedzą tylko tubylcy. I dzisiaj właśnie zabiorę Was do takiej pary miejsc i sami zdecydujecie, które jest ładniejsze. Ale ostrzegam, to nie będzie lekki spacer. 

S'Estanyol de Migjorn ~ trekking po południowo-wschodnim wybrzeżu Majorki

Tam i z powrotem obchodzi kolejne urodziny! Które to już? Ósme! Czyż to nie jest niewiarygodne? Skoro blog ma już osiem lat, to jak ja się musiałam zestarzeć...? A mam wrażenie, jakbym wciąż była dzieckiem. Ale chyba o to chodzi, żeby pomimo upływających lat, czuć się młodo i nie przejmować zanadto, bo co ma być to będzie, a to co przeżyjemy teraz, to już na zawsze będzie nasze. Z okazji Dnia Dziecka życzę Wam, żeby Wasze życie było beztroskie i pełne dziecięcej radości ;) A teraz zapraszam na dalszą część, w której zabiorę Was na spacer po południowym wybrzeżu.

Cap de Ses Salines - najdalej wysunięty na południe punkt Majorki

Choć wyspy mają swoje granice i Majorka nie wydaje się jakoś specjalnie dużym obszarem, to wycieczka z jednego wybrzeża na drugie jest niczym eskapada na drugi koniec świata. I głównie z tego względu tak długo odkładałam wyjazd w stronę najdalej wysuniętego na południe punktu Majorki, czyli przylądka Ses Salines. Ale do tej pory byłam tam już dwa razy, a w planie mam jeszcze kilka innych wycieczek po tamtej okolicy, jednak na razie musicie się zadowolić spacerem po Ses Salines i przystankiem na przylądku. Zapraszam. 

Popołudnie w Portopetro

Południowe wybrzeże Majorki jest pełne malutkich urokliwych zatoczek i niektóre z nich okazały się idealnym materiałem na utworzenie portu. Właśnie w ten sposób nad zespołem kilku zatoczek wyrosło Portopetro - miasteczko idealne na spokojny spacer?

Prehistoryczna nekropolia l'Alzinaret

Jadąc do jakiegoś miejsca na konkretny trekking, szukam też w okolicy innych ciekawych miejsc do zobaczenia. Najczęściej po prostu wodzę palcem po mapie i natrafiam albo na perełkę albo... na nic. Będąc w Cala Sant Vicenç przy okazji trekkingu szlakiem skazańców, odkryłam tam niepozorne i zupełnie turystom nieznane miejsce. Mowa o prehistorycznej osadzie l'Alzinaret. W internetach miejsce to jest nazywane nekropolią, ale z racji, że oprócz grot grobowych znajdują się tam również ówczesne mieszkania, pozwoliłam sobie nazwać je osadą. 

Cala Mesquida ~ spacer po wydmach

Tak jak głosi tytuł, zabieram Was dzisiaj na krótki spacer po wydmach. Może nie są to tak spektakularne białe piaski jak na przykład w Łebie, ale mają swój klimat. Mnie to miejsce bardzo przypadło do gustu i wiem, że będę tam wracać nie raz.

Trekking szlakiem skazańców


Tamtego dnia jakoś nie mogłam się zwlec z łóżka. Nie żebym normalnie nie miała z tym żadnych problemów, ale tamtego dnia dopadł mnie leń potworny. No ale pogoda była przednia. Przecież nie mogłam tak po prostu zmarnować takiego pięknego dnia. I ostatecznie udało mi się w sobie znaleźć dość siły, żeby jednak spakować plecak i ruszyć na podbój północy. Nawet sobie nie wyobrażacie, ile mnie to kosztowało. Ale jak tylko usiadłam za kierownicą, obudził się mój entuzjazm, który rósł z każdym kolejnym kilometrem i ostatecznie wyszła mi z tego całkiem fajna wycieczka. Nie no, co ja piszę? To był naprawdę super trekking z niesamowitymi widokami!

Miasteczko św. Jana

Dzisiaj zabieram Was na spacer po niewielkim miasteczku w centralnej części wyspy. Właściwie wypadałoby, żebym się tam wybrała na świętego Jana, bo to właśnie on jest patronem tego pubelo. Mówi nam o tym już sama jego nazwa - Sant Joan albo San Juan albo po prostu Święty Jan. To malutkie miasteczko (gmina liczy niewiele ponad 2000 mieszkańców) zostało założone pod koniec XIII wieku. Właściwie to już wcześniej coś tam było, a chrześcijanie po rekonkwiście nadali tylko katolicką nazwę i zaczęli to miejsce rozwijać i dzisiaj jest to coś znacznie większego niż rolnicza wioska pośród pól. 

Trekking w poszukiwaniu prehistorycznych ruin

To chyba już taka niepisana zasada, że jak mamy coś pod nosem, to wycieczkę w to miejsce, odkładamy ciągle na później. Tak właśnie było w moim przypadku. Całkiem niedaleko, na obrzeżach miasteczka, w którym przed pandemią bywałam dość często, znajduje się prehistoryczna osada. Teraz do Arty nie jeżdżę już tak często, ale i tak jest to dla mnie rzut beretem, a do tego rezerwatu archeologicznego jakoś nigdy nie zajrzałam. 

Sa Jaia Corema

Majorka to nie tylko rajskie plaże, urocze miasteczka i ogólnie piękne krajobrazy. Majorka to też ciekawe unikalne tradycje. I dzisiaj przybliżę Wam jedną z nich. 

Puig de Bonany ~ Góra Dobrego Roku

Sanktuarium Bonany jest niewielkim, ale jakże urokliwym kościółkiem znajdującym się na szczycie Bonany w samym centrum Majorki. Warto się tam wybrać nie tylko dla pięknej architektury, ale również dla niesamowitych widoków sięgających wybrzeży wyspy. 

instagram