Coś się kończy, coś się zaczyna
To już jest koniec. Oficjalnie przechodzę na emeryturę. Kończę moją ciut przydługą przygodę z aupairingiem. I dzisiaj zrobię swego rodzaju podsumowanie tych ostatnich lat. Dzisiaj będzie podróżniczo ubogo, ale może kogoś zainteresuje moja historia, a ja przynajmniej sobie to wszystko poukładam i może wreszcie się ogarnę z tego blogowego letargu.
Dokładnie 20 miesięcy temu przeprowadziłam się do niewielkiego miasteczka położonego na południowym brzegu zatoki Alcudii, do Colonii de Sant Pere. Miałam tu zostać jedynie przez kolejnych 8 miesięcy, ale chyba wszyscy dobrze pamiętamy (chociaż pewnie większość wolałaby zapomnieć) co się wydarzyło w marcu 2020... Miałam wówczas dwie opcje: (1) zostać w tych niepewnych czasach na Majorce, zamknięta w czterech ścianach, bo przecież kwarantanna; albo (2) wrócić specjalnym samolotem do kraju, w którym sytuacja była teoretycznie opanowana. Zdecydowałam zostać, ale nie sądziłam, że na tak długo.
Chociaż praca aupair wydaje się rajem, w rzeczywistości ma swoje plusy i minusy, jak każdy inny zawód. Pewnie nie dla każdego jest to najlepsza opcja, ale na pewno jest to super doświadczenie. Na początku odnajdywałam się w tym bardzo dobrze. Specjalnie się nie przepracowywałam, miałam dach nad głową, a każdy weekend przeznaczałam na wycieczki po wyspie. No i wtedy zaczęła się ta nieszczęsna pandemia.
Pomimo tego, że byliśmy tutaj zamknięci w domach przez prawie dwa miesiące, na Majorce sytuacja była opanowana. To, co działo się w Madrycie nie ma nic wspólnego z tym, jak to wyglądało na Majorce. Było spokojnie. Bezpiecznie. Pewnie nawet bezpieczniej niż w Polsce, bo w końcu Majorka to wyspa, więc ruch jest rzeczywiście kontrolowany. Niestety dzieci zamknięte w domu, to jest najgorsze, co się może człowiekowi przytrafić. Istne szaleństwo. Ale przetrwałam, wszyscy przetrwaliśmy. I wtedy nastał najpiękniejszy czas.
Początek lata, już uwolnieni, zero turystów, puste plaże, puste parkingi... O takiej Majorce marzyłam. Chyba powinnam uważać o czym marzę, bo to się spełnia. Nie przewidziałam jedynie, że przy okazji zacznie się pandemia. Mimo to, cieszę się, że mogłam zobaczyć Majorkę w takiej odsłonie. Bezcenne doświadczenie i wspomnienie.
Niestety po tym pięknym lecie, Majorkę zalała fala nowych przypadków i wyglądało to znacznie gorzej niż na samym początku pandemii. Było źle do tego stopnia, że podróż na święta do Polski była po prostu niemożliwa. Ale miałam przynajmniej okazję doświadczyć majorkańskiego Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Szkoda tylko, że nie mogłam ponownie uczestniczyć w fiestach Sant Antoni. Przez pandemię wszystko zostało odwołane.
W lutym zaczęłam odczuwać zmęczenie. Traciłam siły i motywację do tej roboty. A na horyzoncie pojawiły się nowe plany i pomysły i to dzięki nim przetrwałam kolejne miesiące. Był to nieco szalony okres, bo każdą wolną chwilę wykorzystywałam na dokształcanie się, pisanie i eksplorację wyspy. Skupiłam większą uwagę na blogu. I wiem, być może nie widać tego w ilości opublikowanych postów, ale pisząc blog, mam na myśli całą tę otoczkę: aspekt wizualny, planowanie przyszłości bloga, Instagram, no i wreszcie projekt, nad którym obecnie pracuję (niestety tylko po godzinach, bo i blog prowadzony jest po godzinach), czyli pisanie książki. Tak! powiedziałam to, piszę książkę. Sama w to nie wierzę, no ale dzieje się. Więcej w tym temacie już niedługo, bo póki co prace musiały wyhamować, bo maj i czerwiec poświęciłam na szukanie pracy, której notabene nie znalazłam.
Te ostatnie kilka miesięcy to nie był łatwy czas. Dni mijały, a ja stałam w miejscu. Nie wiedziałam, jak to wszystko ogarnąć, w którym iść kierunku. Zaczęłam intensywnie szukać pracy, bo już wiedziałam, że aupair dłużej nie chcę być. Wysyłałam CV wszędzie, Polska, Majorka... Na kilkadziesiąt wysłanych aplikacji, otrzymałam odpowiedź na trzy: call center w biurze podróży, co jakoś niespecjalnie mnie zachwycało, bo nie cierpię gadać przez telefon; i z dwóch szkół językowych, przy czym z jedną byłam w kontakcie przez ostatni miesiąc. Skończyło się na tym, że znów jestem w punkcie wyjścia, czyli tak jakby tych kilku ostatnich miesięcy w ogóle nie było. I szczerze, to naprawdę nie wiem, co dalej...
Zaczęłam pisać tego posta, żeby pomóc sobie zmierzyć się z rzeczywistością. Jakoś sobie to wszystko poukładać i zrozumieć, dlaczego tak to wszystko się skończyło. Jednak w międzyczasie zobaczyłam grafikę z takim oto cytatem motywacyjnym:
Nunca tires la toalla si no es en la playa.
Czyli nigdy nie rzucaj ręcznika, chyba że jesteś na plaży.
Miałam się poddać, a przynajmniej chwilę jedynie wegetować, ale to proste zdanie przypomniało mi, że to my kreujemy naszą rzeczywistość, że czasami los stawia nam kłody pod nogami, a my powinniśmy je przeskakiwać, jeśli chcemy do czegoś dojść. Rzucenie ręcznika faktycznie ma sens tylko na plaży. Więc właśnie spontanicznie postanowiłam, że choć moja przygoda z aupairingiem na Majorce dobiegła końca, teraz daję sobie czas na rzucanie ręcznika na plaży, wychodzę na zasłużone wakacje, a potem działam dalej, otwieram nowy rozdział, ale niezupełnie zamykam ten poprzedni, bo w życiu nie da się zacząć znowu od zera.
W zeszłym roku podczas wycieczki do Campanet, spotkałam strasznego gadułę, ale miał człowiek rzeczywiście coś ważnego do powiedzenia, coś z sensem. I z tamtej rozmowy, zapamiętałam sobie właśnie to stwierdzenie, że nie da się drugi raz zacząć od zera, ponieważ ma się jakieś doświadczenia z przeszłości i jeśli nie mamy amnezji, to nie da się tego tak po prostu wymazać z naszego życiorysu. Wszystko się ze sobą łączy. Więc, chociaż jako aupair przechodzę na emeryturę, będę kontynuować moją przygodę z Majorką. Bo o marzenia trzeba walczyć. A póki co, przeprowadzam się z powrotem do Alcudii.
Trzymam za Ciebie kciuki! Z całych sił! Jestem przekonana, że niedługo wszystko się poukłada, wskoczy na swoje miejsce i będzie tak jak ma być, a pracę znajdziesz na pewno. Jesteś odważna jeśli chodzi o spełnianie marzeń, podejrzewam że w innych aspektach życia też. Piękne zdjęcia, na tym pierwszym dostrzegłam kamień w kształcie serca, mam kilka takich w kolekcji :). Wszystkiego dobrego, jak najmniejszej ilości kłód pod nogami a jeśli już takowe się pojawią to odbijaj się mocno od ziemi i przeskakuj je szerokim łukiem.
OdpowiedzUsuńDziękuję za tak miłe słowa. Na razie odpoczywam, ale niedługo ruszę znowu do przodu ;)
UsuńNawet nie wiedziałam, że au pair można być aż tak długo. Tyle miesięcy na wyspie przy tych wszystkich lockdownach i obostrzeniach to musiało być spore wyzwanie, ale też na pewno wartościowe doświadczenie. Ten cytat też już mi się gdzieś rzucił w oczy kiedyś i bardzo go lubię. Oby było tylko lepiej. ¡Buena suerte!
OdpowiedzUsuńWszystko zależy od rodziny, niektórzy szukają aupair tylko na wakacje, a inni na cały rok szkolny, czy nawet kalendarzowy. A mnie się wszystko przedłużyło przez pandemię i zdecydowanie to było niezapomniane doświadczenie, ale już wystarczy. Mnie też się ten cytat podobał. Znałam to powiedzenie wcześniej, ale przypomniało mi o sobie w odpowiednim momencie.
UsuńMuchas gracias, estoy segura que todo irá bien ;) saludos
Żyjesz według pięknego motta "Nie ma rzeczy niemożliwych, więc nigdy nie mów nigdy". Wierzę, że sobie poradzisz i wszystko dobrze się ułoży. Czasami trzeba jednak na to dobro trochę poczekać. Trzymam więc kciuki!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za tak piękne zdjęcia! Zebrałaś w nich całe majorkańskie dobro. Cieszę się, że będzie książka. Też trzymam kciuki!!!
Życzę wszystkiego najlepszego:)))
Dziękuję, Ula. Takie słowa pomagają stanąć na nogi. Czasami można się samemu przekonywać, że wszystko się ułoży, ale dopiero gdy usłyszymy to od kogoś innego, słowa te nabierają sensu. Dziękuję. I pozdrawiam wciąż jeszcze z Majorki ;)
UsuńJulcia głowa do góry :)jesteś zdolną młodą kobietą i świat stoi otworem przed Tobą. Wiem że na daną chwilę nie jest łatwo i chyba wszyscy tak możemy powiedzieć... Rozumiem Twoje rozterki bo mam syna 21 lat który też nie wie co będzie dalej. Serce mi pęka jak patrze na niego..
OdpowiedzUsuńNasze palny tez legły w gruzach...właśnie teraz mieliśmy być w Albanii niestety weszły nowe obostrzenia i musiałam szybko odwoływać wyjazd. Jutro jest wylot na Majorkę i tez się wstrzymaliśmy z powodu chaosu na lotniskach i dziwnych kodów QR...boimy się że zostaniemy udupieni gdzieś, a potem nie wpuszczą nas do Norwegii... siedzimy na Mazurach i cieszymy się że jesteśmy z rodziną bo nie wiem kiedy znowu przyjedziemy...
Julcia trzymam kciuki i wierze ze wszystko się ułoży... Nie rezygnuj z bloga, gdzie byś nie była , pisz, pokazuj świat tak jal go widzisz :)
Pozdrawiam Cie serdecznie :) a miałam cicha nadzieję ze sie spotkamy na Majorce...
Z bloga nie rezygnuję. Mam jeszcze sporo do opowiedzenia i na pewno też jeszcze wiele się wydarzy. Jednak na razie robię sobie przerwę głównie ze względów technicznych. Brak internetu w komputerze uniemożliwia mi regularne publikacje, a z poziomu telefonu nie potrafię tak sprawnie działać. Ale nowości powstają ;)
UsuńWiem, że się ułoży, ale wszystko wymaga czasu, więc trzeba być cierpliwym a w międzyczasie małymi kroczkami iść do przodu. Chociaż mam wrażenie, że nam młodym jest teraz najtrudniej. Ale może to tylko kwestia perspektywy.
Szkoda, że rezygnujecie z Majorki. Tutaj sytuacja jest opanowana. Co prawda wzmocniły się kontrole na lotnisku ze względu na niedawne wydarzenia, sprawdzają dość skrupulatnie wszystkie papiery, ale jeśli macie porobione testy, czy szczepienie i ten kod QR, co wcale nie jest takie skomplikowane ;) to potem już na wyspie bezproblemowo. No ale rozumiem wasze obawy. Sama nie poleciałam do Polski zimą właśnie z obawy na niemożliwość późniejszego powrotu. Ja póki co wciąż jestem na Majorce, więc jeśli się jednak zdecydujecie, to bardzo chętnie się z wami spotkam ;)
Pozdrawiam cieplutko :)
Droga Julo!
OdpowiedzUsuńCzytam wszystkie Twoje posty. Zawsze są takie piękne i okraszone cudownymi zdjęciami. Niestety, nie piszę komentarzy. Wybacz! Bardzo dziękuję, że o mnie zawsze pamiętasz.
Serdecznie Cię pozdrawiam:)
Wiem, że czytasz, wiele razy o tym wspominałaś :) Cieszę się bardzo i jednocześnie potrafię zrozumieć, dlaczego nie zawsze komentujesz, mnie również zdarza się czytać i nie pozostawić po sobie żadnego śladu...
UsuńPozdrawiam