Sant Antoni
Hiszpania fiestą stoi! O Tomatinie chyba każdy słyszał, a andaluzyjska Semana Santa też na pewno nie jest Wam obca. W kraju Don Kichota jest wiele spektakularnych imprez znanych na całym świecie, na które zjeżdżają się ludzie z najróżniejszych zakątków. Są też mniej znane, lokalne, dziwne, niezrozumiałe a przez to bardzo dla nas ciekawe. Majorka również ma swoją oryginalną fiestę, ale czy o niej słyszeliście? Mówi Wam coś Sant Antoni? Jeśli nie, to zapraszam do dalszego czytania, bo jest to fiesta spektakularna.
Będąc na Majorce tyle czasu, wiele razy słyszałam o bardzo hucznym celebrowaniu dnia św. Antoniego i wiedziałam, że prędzej, czy później zobaczę to wszystko na własne oczy. Rodowici mieszkańcy Majorki bardzo przeżywają tę fiestę, w szczególności w Sa Pobli oraz Arcie i Manacorze. Te trzy pueblos bardzo między sobą konkurują, gdy w grę wchodzi Sant Antoni. Będąc w Arcie wszyscy mówili, że to tutaj naprawdę wiedzą, jak się świętuje w dniu św. Antoniego, ale nie można zaprzeczyć, że zdecydowanie większa impreza odbywa się w Sa Pobli, gdzie świętowanie trwa ponad tydzień! Ja jednak zostałam w Arcie, gdzie mogłam aktywnie uczestniczyć we wszystkich wydarzeniach i poczuć ten niezwykły klimat. Wiecie, można oglądać zdjęcia i czytać opisy i wówczas zobaczyć to wszystko oczami wyobraźni, ale nic nie jest w stanie opisać emocji, które nam towarzyszą, gdy jesteśmy tam na miejscu, w tłumie żywo przeżywających to wszystko ludzi. Dopiero w ten sposób można zrozumieć czym jest hiszpańska fiesta.
Sant Antoni, jak możecie się domyślić, jest dniem św. Antoniego, ale nie tego, który nas wspiera przy poszukiwaniu rzeczy zaginionych (św. Antoni z Padwy, wspomnienie 13 czerwca), ale św. Antoniego Pustelnika (250r. - 365r.) z Egiptu, którego wspomnienie przypada na 17 stycznia i to właśnie tego dnia odbywają się największe uroczystości na Majorce. Św. Antoni jest opiekunem zwierząt, w szczególności trzody chlewnej, patronem tkaczy, rzeźników, grabarzy, chorych... Dawniej było to święto chłopskie, obchodzone przez rolników na wsiach. Obecnie jest tak popularne, że świętuje cała społeczność, ale nadal zachowane są dawne tradycje, w tym święcenie plonów i zwierząt z prośbą o dalszy dobrobyt.
Poza Sa Poblą, gdzie jak już wspomniałam, obchody trwają kilkanaście dni, w innych miejscach świętuje się 16 i 17 stycznia. 17 stycznia jest dniem wolnym, natomiast 16 niekoniecznie, ale i tak na ulicach było tyle ludzi, że chyba nikt nie pracował tego dnia.
DIMONIS
Wszystko zaczęło się od tego, że na ulice wyszły dwa diabły (dimonis). Najpierw zawitały do szkół, gdzie odbył się "ekskluzywny" występ dla uczniów, a potem wraz z tłumem ludzi ubranych w białe koszule z czerwonymi chustami na szyi, demony przemierzały ulice Arty, zatrzymując się co jakiś czas i tańcząc. Zobaczyć ich tańczących gdzieś na wąskich ulicach miasta jest nie lada wyzwaniem. Ludzi jest tyle, że naprawdę trzeba uważać, żeby cię nie staranowali. I trzeba dodać, że większość z nich jest pod wpływem, bo nie jest niczym dziwnym, że jak fiesta to wszędzie przelewają się hektolitry alkoholu, mimo, że dzień dopiero się zaczął. Kilka razy udało mi się podejść bliżej i co nieco zobaczyć, niestety nie na tyle wyraźnie, żeby zrobić filmik. Na szczęście na szkolnym patio było mniej ludzi i coś dla Was mam:
Nie wiem, ile godzin trwały te uliczne tańce, ale podejrzewam, że sporo osób towarzyszyło diabłom od samego początku aż do końca. Mieszkańcy Arty bardzo przeżywają tę fiestę. Widać to szczególnie, gdy wieczorem do kościoła przychodzą setki ludzi na nabożeństwo. Choć Hiszpania jest krajem katolickim, a Hiszpanie przyjmują większość sakramentów, większość z nich nie praktykuje. Kościoły w niedziele świecą pustkami. Natomiast zapełniają się po same brzegi właśnie w takich dniach jak Sant Antoni.
Dotarliśmy do kościoła na tyle wcześnie, że jeszcze spokojnie mogliśmy podejść bardzo blisko ołtarza, by wszystko lepiej widzieć i słyszeć. Ale już po kilku minutach byliśmy ściskani przez napływający tłum. Wreszcie się zaczęło. Nie trwało długo. Ksiądz odmówił krótką modlitwę, a potem nastąpiła rzecz niesamowita - ludzie zaczęli śpiewać, z taką pasją, z takimi emocjami, że trudno to opisać. Niestety nie mam żadnego nagrania, więc będziecie musieli kiedyś wpaść na Majorkę i doświadczyć tego osobiście. Robi ogromne wrażenie.
FOGUERONS
Po nabożeństwie przed kościołem odbywa się kolejny taniec demonów. Niestety nie dane mi go było zobaczyć. Bo gdy jest się przy samym ołtarzu, wówczas z kościoła wychodzisz ostatni. Coś za coś. Ale to nie koniec. Kolejna niezwykła tradycja to foguerons, czyli ogniska.
Na wąskich ulicach w ciągu dnia przygotowano ogromne ogniska, które rozpala się wieczorem. Każde ognisko należy do jakiejś rodziny, a więc jeśli nie jesteście członkiem rodziny, znajomymi lub nie zostaniecie zaproszeni, to niestety nie uda Wam się zrozumieć fenomenu foguerons. Przy ogniskach rozstawia się krzesła, stoliki - wszystko co potrzebne na wielką ucztę. Rozstawia się również mniejsze palenisko, na którym grilluje się jedzonko: jakieś mięso, oraz majorkańskie wędliny: sobrasada i botifarrons. Poza tym bardzo częstą przekąską jest też coca de verduras czy inne wariacje tego dania. (Więcej na temat majorkańskich dań pisałam w tym poście) A na deser koniecznie coca de Sant Antoni - lekkie ciasto z morelą i/lub sobrasadą! Osobiście nie przepadam za łączeniem słonego ze słodkim, ale to ciasto z sobrasadą było całkiem niezłe.
Foguerons rozpala się dlatego, że dawniej wierzono, że wraz z dymem wypędzano złe moce; poza tym ogniska symbolizują nowy początek, odejście zimy i rozpoczęcie wiosny.
CARROZAS
Impreza przy foguerons może trwać nawet całą noc, a następnego dnia już od rana kolejne atrakcje. 17 stycznia jest dniem kulminacyjnym dla tej fiesty. To właśnie teraz przychodzi św. Antonii, który wypędza złe moce. Ale najpierw na ulicach pojawiają się pięknie przystrojone wozy (carrozas). Mogą to być wozy konne, traktory ciągnące przyczepy lub niewielkie ciężarówki. Ale zdarzyły się też rowery i dziecięce samochodziki. Najważniejsze, aby na takim wozie były jakieś plony (owoce, warzywa, zioła) i/lub niewielkie zwierzęta (kury, króliki). Poza tym na wozach siedzą też ludzie odziani w dawne stroje chłopskie i śpiewają, piją i jedzą. Niektóre wozy miały nawet stoły i grille... Muszę powiedzieć, że robią ogromne wrażenie. Niestety nie mam zbyt wielu zdjęć, bo byłam na wozie (dobrze, że nie pod :D), co wiązało się z tym, że nie mogłam zobaczyć ich wszystkich.
Carrozas robią kilka okrążeń wyznaczonymi ulicami miasta. Pojawiają się przy nich dimonis, ale potem przy ostatnim wszystkie wozy zostają poświęcone a złe moce odchodzą. Carrozas wracają do swoich domów, ale to jeszcze nie koniec fiesty. Po południu, przy kościele, odbywa się ostatni taniec diabłów wraz ze św. Antonim. Jest to symboliczny moment walki dobra ze złem. W Arcie niestety nie widziałam tego spektaklu, natomiast mam krótkie nagranie z Colonii de Sant Pere:
Nie wiem, czy choć w jakimś stopniu udało mi się oddać niesamowitość tej fiesty, ale zapewniam, że warto to wszystko przeżyć osobiście. Można się wybrać do jednego z tych trzech pueblos: Sa Pobla, Arta, Manacor, gdzie uroczystości są największe, ale można też wybrać jakieś mniejsze pueblo, gdzie wszystko lepiej zobaczycie, bo nie będzie takich tłumów, ale jednocześnie nie będzie też takich emocji. W tym roku co prawda już się Wam nie uda zobaczyć osławionych dimonis, ale zachęcam do planowania przyszłorocznego styczniowego urlopu właśnie na Majorce. Dodam, że pogoda była cudna.
Nie wiem, ile godzin trwały te uliczne tańce, ale podejrzewam, że sporo osób towarzyszyło diabłom od samego początku aż do końca. Mieszkańcy Arty bardzo przeżywają tę fiestę. Widać to szczególnie, gdy wieczorem do kościoła przychodzą setki ludzi na nabożeństwo. Choć Hiszpania jest krajem katolickim, a Hiszpanie przyjmują większość sakramentów, większość z nich nie praktykuje. Kościoły w niedziele świecą pustkami. Natomiast zapełniają się po same brzegi właśnie w takich dniach jak Sant Antoni.
Dotarliśmy do kościoła na tyle wcześnie, że jeszcze spokojnie mogliśmy podejść bardzo blisko ołtarza, by wszystko lepiej widzieć i słyszeć. Ale już po kilku minutach byliśmy ściskani przez napływający tłum. Wreszcie się zaczęło. Nie trwało długo. Ksiądz odmówił krótką modlitwę, a potem nastąpiła rzecz niesamowita - ludzie zaczęli śpiewać, z taką pasją, z takimi emocjami, że trudno to opisać. Niestety nie mam żadnego nagrania, więc będziecie musieli kiedyś wpaść na Majorkę i doświadczyć tego osobiście. Robi ogromne wrażenie.
FOGUERONS
Po nabożeństwie przed kościołem odbywa się kolejny taniec demonów. Niestety nie dane mi go było zobaczyć. Bo gdy jest się przy samym ołtarzu, wówczas z kościoła wychodzisz ostatni. Coś za coś. Ale to nie koniec. Kolejna niezwykła tradycja to foguerons, czyli ogniska.
Na wąskich ulicach w ciągu dnia przygotowano ogromne ogniska, które rozpala się wieczorem. Każde ognisko należy do jakiejś rodziny, a więc jeśli nie jesteście członkiem rodziny, znajomymi lub nie zostaniecie zaproszeni, to niestety nie uda Wam się zrozumieć fenomenu foguerons. Przy ogniskach rozstawia się krzesła, stoliki - wszystko co potrzebne na wielką ucztę. Rozstawia się również mniejsze palenisko, na którym grilluje się jedzonko: jakieś mięso, oraz majorkańskie wędliny: sobrasada i botifarrons. Poza tym bardzo częstą przekąską jest też coca de verduras czy inne wariacje tego dania. (Więcej na temat majorkańskich dań pisałam w tym poście) A na deser koniecznie coca de Sant Antoni - lekkie ciasto z morelą i/lub sobrasadą! Osobiście nie przepadam za łączeniem słonego ze słodkim, ale to ciasto z sobrasadą było całkiem niezłe.
Foguerons rozpala się dlatego, że dawniej wierzono, że wraz z dymem wypędzano złe moce; poza tym ogniska symbolizują nowy początek, odejście zimy i rozpoczęcie wiosny.
CARROZAS
Impreza przy foguerons może trwać nawet całą noc, a następnego dnia już od rana kolejne atrakcje. 17 stycznia jest dniem kulminacyjnym dla tej fiesty. To właśnie teraz przychodzi św. Antonii, który wypędza złe moce. Ale najpierw na ulicach pojawiają się pięknie przystrojone wozy (carrozas). Mogą to być wozy konne, traktory ciągnące przyczepy lub niewielkie ciężarówki. Ale zdarzyły się też rowery i dziecięce samochodziki. Najważniejsze, aby na takim wozie były jakieś plony (owoce, warzywa, zioła) i/lub niewielkie zwierzęta (kury, króliki). Poza tym na wozach siedzą też ludzie odziani w dawne stroje chłopskie i śpiewają, piją i jedzą. Niektóre wozy miały nawet stoły i grille... Muszę powiedzieć, że robią ogromne wrażenie. Niestety nie mam zbyt wielu zdjęć, bo byłam na wozie (dobrze, że nie pod :D), co wiązało się z tym, że nie mogłam zobaczyć ich wszystkich.
Carrozas robią kilka okrążeń wyznaczonymi ulicami miasta. Pojawiają się przy nich dimonis, ale potem przy ostatnim wszystkie wozy zostają poświęcone a złe moce odchodzą. Carrozas wracają do swoich domów, ale to jeszcze nie koniec fiesty. Po południu, przy kościele, odbywa się ostatni taniec diabłów wraz ze św. Antonim. Jest to symboliczny moment walki dobra ze złem. W Arcie niestety nie widziałam tego spektaklu, natomiast mam krótkie nagranie z Colonii de Sant Pere:
Prezentuje się to naprawdę ciekawie, aż chciałoby się tam uczestniczyć. Pozdrawiam cieplutko! :)
OdpowiedzUsuńJest nawet bardzo ciekawie, niestety moja relacja nie do końca obrazuje fenomen tej fiesty.
UsuńPozdrawiam
O ciekawostka!!! Takiej fiesty jeszcze nie widziałem.
OdpowiedzUsuńA ja znam i Tomatinę, i Las Fallas, i Fiestę Caballos del Vino ale o tej jeszcze nie słyszałam. Bardzo lubię hiszpańskie świętowanie i nie ważne, czy na wielką skalę czy taką tylko dla małej społeczności. Hiszpanie wiedzą jak się bawić i oddają się temu z wielką pasją. Polecam Ci święto Bando de la Huerta w Murcii, może kiedyś będziesz miała okazję wziąć w niej udział. Fajne święto, pisałam kiedyś o tym u siebie.
OdpowiedzUsuńNie znalazłam nic o Murcji u Ciebie na blogu A nie pamiętałam czy byłaś będąc w Alicante i Torrevieja. Polecam Ci to miasto i cały region, na pewno Ci się spodoba. W dodatku Murcja to jest la tierra donde vive el sol bo ma najwięcej słonecznych dni w roku w całym kraju. Jedź kiedyś koniecznie, pomogę Ci zorganizować plan podróży jak by co :). Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńMo., niestety nie byłam w Murcji, planowałam, ale miałam za mało czasu, żeby zobaczyć wszystko. A hiszpańskie fiesty to jest coś wyjątkowego. Te znane imponują swoim rozmachem, ale jest też mnóstwo niewielkich wręcz zadziwiających, o których się tyle nie mówi, a przecież też je warto zobaczyć. Swego czasu czytałam książkę Katarzyny Kobylarczyk "Pył z landrynek" (pisałam o niej nawet na blogu), gdzie autorka przedstawia właśnie kilka takich mniejszych fiest. Mnie korci, żeby zobaczyć np. Romeríę de Santa Marta i oczywiście uczestniczyć w andaluzyjskim Wielkim Tygodniu. Caballos del vino też bym chciała zobaczyć. Ojej, jest tyle niesamowitych fiest, które fajnie byłoby przeżyć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Znam ten ból. Słowa nie oddadzą nawet części emocji, które nam towarzyszą. Cudowny czas, piekne wspomnienia. Zaskoczyło mnie, że święty Antoni jest opiekunem zwierząt i zarazem patronem rzeźników. Hmm, nie spina mi się to.
OdpowiedzUsuńMoże to dlatego, że niegdyś wegetarianizm i idące za nim idee ochrony zwierząt nie istniały na tak szeroką skalę. Kiedyś zwierzęta, a już trzoda chlewna na pewno, były źródłem pożywienia i idąc tym tropem, takie połączenie już tak bardzo nie dziwi.
UsuńMe ha gustado ver esta fiesta Jula. Sabía de ella pero ahora más con tus fotos.
OdpowiedzUsuńUn abrazo.
Wiedziałam, że Święty Antoni jest opiekunem zwierzą. Muszę się przyznać, że byłam w jego klasztorze, teraz opiekują się tym miejscem koptyjscy mnisi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)