Cap de Ses Salines - najdalej wysunięty na południe punkt Majorki
Choć wyspy mają swoje granice i Majorka nie wydaje się jakoś specjalnie dużym obszarem, to wycieczka z jednego wybrzeża na drugie jest niczym eskapada na drugi koniec świata. I głównie z tego względu tak długo odkładałam wyjazd w stronę najdalej wysuniętego na południe punktu Majorki, czyli przylądka Ses Salines. Ale do tej pory byłam tam już dwa razy, a w planie mam jeszcze kilka innych wycieczek po tamtej okolicy, jednak na razie musicie się zadowolić spacerem po Ses Salines i przystankiem na przylądku. Zapraszam.
Ses Salines
Ses Salines jest niepozornym miasteczkiem we wschodnio-południowej części Majorki. Znane jest przede wszystkim z dwóch powodów: od niego swoją nazwę wziął przylądek Cap de Ses Salines, najdalej wysunięty na południe punkt Majorki oraz z produkcji soli i stąd też nazwa miasteczka; choć akurat same saliny znajdują się nieco bliżej wschodniego wybrzeża, w okolicy Colonii de Sant Jordi. Natomiast na obrzeżach Ses Salines znajduje się mnóstwo pól uprawnych, które od wieków wyznaczają kierunek rozwoju gospodarki tego obszaru.
Przez Ses Salines przejeżdżałam dwa razy i miasteczko zrobiło na mnie bardzo pozytywne pierwsze wrażenie, więc wreszcie za trzecim razem się tam zatrzymałam na spacerek. Ponieważ nie jest to typowo turystyczne miejsce, nie miałam żadnych problemów z parkowaniem, co więcej, nie mogłam się zdecydować, gdzie zostawić samochód, tyle tam było miejsca. Wreszcie zaparkowałam niedaleko głównej ulicy i stamtąd poszłam do centrum. A centrum to właśnie ta główna ulica, którą na pewno będziecie przejeżdżać, jeśli Wasza trasa będzie wiodła przez Ses Salines.
Na wjeździe od strony Palmy ulica ta przypomina aleję, po obu stronach nasadzone są drzewa, a domy równomiernie ustawione, niewysokie, z charakterystycznymi dla tego obszaru fasadami. Naprawdę sprawia to miłe wrażenie. Nieco dalej ulica zakręca i się trochę zwęża, zmienia się także architektura i wreszcie po lewej stronie wyrasta ogromny kościół. I jest to chyba najciekawsza budowla w całym miasteczku.
Kościół p.w. Bartłomieja Apostoła (iglesia de San Bartolomé) jest tak wysoki, że widać go z morza, nic więc dziwnego, że tak trudno go sfotografować. Został wybudowany na przełomie XIX i XX wieku, choć początki parafii datuje się już na 1664 rok. Chciałabym wejść do środka i zobaczyć co skrywa wnętrze, niestety byłam tam w tygodniu i wówczas drzwi większości kościołów na Majorce są zamknięte. A wracać w najbliższym czasie tam nie będę, bo szczerze mówiąc nie powaliło mnie to miasteczko na kolana.
Cap de Ses Salines
Gdy już przeszłam się główną ulicą, odbiłam w boczne uliczki licząc na jakieś perełki. Niestety nic nie rzuciło mi się specjalnie w oczy. Ses Salines jest bardzo spokojnym i zwyczajnym miasteczkiem i skrywa się w cieniu chociażby jednego z bardziej znanych nadmorskich miasteczek na Majorce - Colonia de Sant Jordi. Podobnież przylądek Ses Salines jest dużo bardziej popularny niż samo miasteczko. I to właśnie tam udałam się w pierwszej kolejności, jeszcze przed wizytą w Ses Salines. No bo w końcu mieszkając tyle czasu na Majorce, trzeba zaliczyć spacer po najdalej wysuniętym na południe punkcie wyspy. Nigdy wcześniej nie byłam tak blisko Afryki, jak wtedy :D No ale wszystko jeszcze przede mną.
Na przylądek Cap de Ses Salines wiedzie długa droga przez niezurbanizowane tereny. Wokół poza polami i lasami nie ma wiele. Wszystko to ziemie prywatne. Jedynie samo wybrzeże jest udostępnione dla wszystkich. Nawet nie można podejść bliżej latarni, gdyż jest ona ogrodzona murem. Na szczęście i tak bardzo fajnie ją widać z brzegu morza. Jest to budowla z drugiej połowy XIX wieku, natomiast w 1982 roku stała się pierwszą w Hiszpanii latarnią morską zasilaną energią słoneczną.
Wybrzeże jest skaliste i charakteryzuje się raczej surowym krajobrazem. Nie ma tam bujnej roślinności. O drzewach możecie zapomnieć, co sprawia, że nie jest to najlepsza opcja na letnią wycieczkę. Tym bardziej, że w okresie wakacyjnym bardzo trudno tam z miejscami parkingowymi. Nie ma żadnego wydzielonego parkingu. Samochód zostawia się na poboczach po obu stronach drogi. I o ile w przypadku ostatniego odcinka pobocze jest utwardzone, asfaltowe, nieco dalej od latarni nie ma już takich ładnych miejsc i momentami nawet występują skarpy, na których nie da się parkować, więc żeby zdobyć ładne miejsce do parkowania, trzeba tam być wcześnie rano. I najlepiej, żeby to nie był weekend.
Cabrera
Poza latarnią, fajnie jest też tam pojechać, żeby zobaczyć zarys wyspy sąsiadki - Sa Cabrery. Cały archipelag Cabrery jest parkiem narodowym. Nie ma tam dzisiaj osadnictwa, choć w przeszłości wysepki były zasiedlone, dowodem na to są chociażby ruiny twierdzy. W sezonie organizowane są różne wycieczki na Cabrerę. Może kiedyś się wybiorę, bo coś czuję, że to mogła by być fajna przygoda.
Ale przygodę można także znaleźć na przylądku Ses Salines. Spod latarni można się wybrać na dwie różne piesze wycieczki (na wschód lub na zachód), które ciągną się wzdłuż linii brzegowej. Ja już obie mam za sobą i jak nadejdzie odpowiedni moment, to na pewno o nich opowiem.
Botanicactus
Natomiast wracając jeszcze na chwilę do miasteczka Ses Salines, w jego granicach znajduje się największy ogród botaniczny na Majorce i w ogóle jeden z większych w całej Europie - jego powierzchnia to 15 hektarów. Spotkałam się z najróżniejszymi opiniami na jego temat i początkowo nie miałam jakoś specjalnie ochoty tam jechać, tym bardziej, że Ses Salines znajdują się na drugim końcu wyspy... Jednak po tak długim okresie mieszkania na Majorce, na swoje wycieczki nie wybieram już tylko tych przewodnikowych miejsc. Nie raz przekonałam się, że istnieje tutaj naprawdę sporo pięknych miejsc, o których mało kto wie, albo których po prostu ktoś nie docenił, bo nie dostrzegł ich potencjału. Zdecydowałam więc, że fajnie by też było zobaczyć te mniej ciekawe (w opinii innych) miejsca, aby wyrobić sobie o nich własne zdanie, bo przecież każdy lubi co innego. I skoro byłam w okolicy, to chętnie bym do tego ogrodu zajrzała, niestety w dobie pandemii jest on zamknięty... Ciekawe, czy skoro powoli otwierają się już hotele, swoje bramy otworzy także Botanicactus?
Ta południowo-wschodnia część Majorki jest mi bardzo mało znana, aczkolwiek w ostatnim czasie byłam w okolicy kilka razy i powoli ją odkrywam. I na pierwszy rzut oka jest to bardzo spokojna część wyspy z ogromem dziewiczych niezasiedlonych terenów. Niestety sporo z tych miejsc przyrodniczych jest ogrodzona płotami, bo są to ziemie prywatne i niestety trudno tutaj zaplanować jakiś sensowny trekking, żeby się nie natknąć na przeszkodę w postaci murów i płotów. Niemniej, będę próbować i szukać fajnych miejsc. W planie mam kilka wycieczek po okolicy Ses Salines, niestety wciąż je odkładam na później, bo nigdy mi się nie chce tak daleko jechać...
Życzę Wam udanego weekendu :)
Rany - ale pięknie! Namawiam Anię na wycieczkę tam - ale wpierw mamy ustaloną Gruzję, potem pewnie Normandię, a i jeszcze Mongolia się marzy...
OdpowiedzUsuńGruzja u mnie też jest wysoko na liście. Życzę Wam powodzenia w realizowaniu tych podróżniczych planów. No i mam nadzieję, że znajdzie się wśród nich i Majorka. Zapewniam, że nie będziecie żałować. Jest tutaj mnóstwo tras rowerowych, trekkingowych, góry, morze, no po prostu wszystko ;)
UsuńPozdrawiam
Liczę, że się uda i pokażesz nam ten ogród botaniczny :)
OdpowiedzUsuńGdyby wszystko wróciło do normy, to życie i podróżowanie od razu byłyby łatwiejsze. Nie pozostaje nam nic innego jak tylko mieć nadzieję, że wreszcie się to skończy.
UsuńPozdrawiam
Ciekawe, wręcz chyba trochę senne miejsce, co widać na zdjęciach (może w dobie pandemii!). Nikt nie wchodzi w kadr, można spokojnie zwiedzać. Fajny klimat, widoki, egzotyczna przyroda, cudny błękit sprawia, że przyjemnie się robi na sercu, gdy się patrzy na Twoje piękne zdjęcia majorkańskich miejsc i krajobrazów!
OdpowiedzUsuńPięknego tygodnia:)))
Senne,bo byłam tam o takiej porze, że wszyscy w domach albo w restauracjach, no a z drugiej strony, to nie jest miasteczko turystyczne, więc jest bardzo spokojne.
UsuńNo z tą egzotyczną przyrodą, to trochę chyba na wyrost :D Ale nie dziwię się, że może to tak wyglądać.
Pozdrawiam cieplutko :)
Zawsze miałam słabość do tych punktów najbardziej wysuniętych, nieważne w jakim kierunku. Jakoś mi się one kojarzą z końcem świata, zwłaszcza kiedy te punkty wychodzą na szeroką wodę.
OdpowiedzUsuńAle teraz zatęskniłam za spokojem uśpionych siestą ulic, fajnie mieć Świat tylko dla siebie i nie jest to kwestia egoizmu tylko radość z cieszenia się spokojem. I może też trochę tym, że nikt nie wchodzi w kadr. Ses Salines wydaje się być bardzo zwyczajne ale ja takie miasteczka lubię bo wiem, że mają dużo do zaoferowania swoją zwyczajnością. A zdjęcie trzecie od końca przypomina mi zdjęcia z Malediwów, niestety nie moje ha ha ha. To przepis na idealny dzień - trochę miejskiej zabudowy, trekking, a u jego końca tropikalne widoki jako nagroda za trud męczącej wędrówki w równie męczącym upale.
Fajnego tygodnia. Podeślesz słońce por favor?
Już zaliczyłam północ, południe i wschód, tylko jeszcze brakuje mi do kolekcji najbardziej na zachód wysunięty punkt. Niestety zachód jest tak daleko... :D Chyba się robię typową wyspiarą, że jak mam gdzieś jechać godzinę samochodem, to dopada mnie leń :D
UsuńSes Salines jest rzeczywiście typowym, spokojnym miasteczkiem, gdzie o turystach się zapomina nawet w sezonie. Spodobałoby Ci się, aczkolwiek nie wiem, czy inne podobne miejsca nie przypadłyby Ci do gustu bardziej. No ale to już będziesz musiała sama zweryfikować ;)
Na Malediwach nie byłam, więc możesz być pewna, że to zdjęcie jest zrobione na Majorce. Z resztą nawet nie potrafię sobie teraz wyobrazić krajobrazu Malediwów. Na Majorce mam wszystko, czego potrzeba mi do szczęścia :)
Przesyłam dużo, dużo słońca, bo my tutaj mamy go pod dostatkiem, także się mogę podzielić :D
Pozdrawiam
Fajnie jest zobaczyć coś innego niż u nas. Zwiedzaj, utrwalaj w formie zdjęć i filmów. Udanych wycieczek życzę :)
OdpowiedzUsuńZdjęć mam mnóstwo, a z filmami jakoś mi nie po drodze :Do
UsuńMam nadzieję, że i ty, Podróżniczko niedługo wyruszysz w podróż i zobaczysz coś innego na własne oczy, nie tylko na zdjęciach ;)
Pozdrawiam
Marzy nam się Majorka, już to mówiłam i nudna jestem w tym temacie, ale tak jest. Nasza córcia uczy się hiszpańskiego i to dla niej chcemy pojechać do Hiszpanii żeby mogła sobie porozmawiać na ulicy, w sklepie, na plaży gdzie tylko będzie miała możliwość :) ale kiedy my do tej Hiszpanii dojedziemy to nie wiemy :)
OdpowiedzUsuńTyle świetnych mieisc z Majorki N pokazałaś że z chęcią nawet dziś byśmy tam polecieli :)
Jak Hiszpanie usłyszą, że macie w swoim gronie kogoś, kto mówi po hiszpańsku, to będą w siódmym niebie :) Trzymam kciuki, żeby udało Wam się gdzieś polecieć wcześniej niż później. Chociaż i tak nie macie na co narzekać będąc w Norwegii, też tam macie super miejsca i czasami jak zaglądam do Was na bloga, to chętnie bym się przeteleportowała w tamte strony ;)
Usuń