Miasteczko św. Jana

Dzisiaj zabieram Was na spacer po niewielkim miasteczku w centralnej części wyspy. Właściwie wypadałoby, żebym się tam wybrała na świętego Jana, bo to właśnie on jest patronem tego pubelo. Mówi nam o tym już sama jego nazwa - Sant Joan albo San Juan albo po prostu Święty Jan. To malutkie miasteczko (gmina liczy niewiele ponad 2000 mieszkańców) zostało założone pod koniec XIII wieku. Właściwie to już wcześniej coś tam było, a chrześcijanie po rekonkwiście nadali tylko katolicką nazwę i zaczęli to miejsce rozwijać i dzisiaj jest to coś znacznie większego niż rolnicza wioska pośród pól. 

Turystycznie nie ma tam nic nadzwyczajnego. Ot, takie tam, spokojne majorkańskie pueblo. Ale pod koniec zeszłego roku miałam taką fazę, że odwiedzałam właśnie te mniejsze miejscowości turystom zupełnie nieznane i się szwendałam bezludnymi uliczkami. A jak już kogoś spotkałam, to patrzyli na mnie jak na kosmitę. Jednak dzięki temu odkryłam kilka ciekawych miejsc, o których w przewodnikach na pewno nie piszą. Dzisiaj pokażę Wam samo miasteczko skąpane jeszcze w zimowej aurze oraz malutki kościółek stojący na niewielkim wzniesieniu, ale już poza miasteczkiem. Niedawno wróciłam tam jeszcze raz i odkryłam kolejne miejsce, ale o tym już przy innej okazji, bo wyszedł z tego fajny trekking. 

Zaparkowałam samochód na jednej z uliczek i stamtąd ruszyłam do centrum. Nie ma tam żadnego spektakularnego placu. Skrzyżowanie i ogromny kościół na rogu, który wygląda na stary, a w rzeczywistości został wzniesiony niecałe 100 lat temu. Wcześniejszy uległ zniszczeniu i pozostały po nim jedynie fundamenty i dzwonnica i na takiej bazie wybudowano ten obecny. Próbowałam znaleźć jakieś informacje, co dokładnie stało się z tym starym, ale Internet jest tak ogromny, że nie udało mi się niczego odszukać. Oficjalna strona parafii nie działa, a na stronie ratusza nie wspominają o historii kościoła. Do środka oczywiście też się nie dostałam, bo ogromne wrota świątyni były zamknięte na cztery spusty. Ruszyłam więc dalej.

Tuż obok kościoła jest niewielki placyk. Góruje nad nim ciekawy architektonicznie budynek z jakąś rzeźbą na szczycie. Wewnątrz funkcjonuje restauracja. A na górze pewnie mieszkania, bo nie doszukałam się informacji, by był to jakiś budynek publiczny. W ogóle w przypadku tak małych mieścin i ich nieturystyczności, ciężko cokolwiek znaleźć na ich temat. W takich miejscach nie ma informacji turystycznych, żeby iść podpytać. Ratusz też niewiele udostępnia na swojej stronie internetowej. Pewnie gdybym chciała, to w jakiejś bibliotece bym się do czegoś dokopała. Tylko że nie zawsze mam taką możliwość. Ale z drugiej strony, samo podziwianie architektury i wyobrażanie sobie, jak to wyglądało w przeszłości, jest już świetną zabawą. 

A widoki są zacne. Tym piękniejsze, im wyżej wejdziemy. Bo Sant Joan jest takim miasteczkiem na wzniesieniu. I tak jak zostawiłam samochód na dole, tak potem już się tylko wspinałam. Najpierw właśnie do tego kościoła, a potem jeszcze wyżej w poszukiwaniu punktów widokowych. Nie ma takich typowych, ale znalazłam fajne miejsce, skąd rozpościerała się panorama na całe miasteczko. Czyż nie wygląda imponująco? I co z tego, że tak naprawdę to tam nic nadzwyczajnego nie ma...?

Natomiast na koniec naszego wirtualnego spaceru zabiorę Was w miejsce, które odwiedziłam jako pierwsze. Cóż, z chronologią ostatnio mi nie po drodze... Mowa o Sanktuarium Matki Bożej Pocieszycielki (Santuari de la Mare de Déu de Consolació). Znajduje się ono nieco na uboczu i na niewielkim wzniesieniu. Mamy dwie opcje dojścia do tego miejsca: zaczynając w dolnej części miasteczka, wówczas będziemy podziwiać rozległe pola lub idąc od górnej części Sant Joan i wtedy czeka nas przyjemny spacerek laskiem. Ja rozpoczęłam u dołu i później wróciłam leśną ścieżką robiąc niedużą pętlę. 

Początkowo idę asfaltową drogą. Później widzę schody i wspinam się nimi kawałek, ale później przedziela je droga dojazdowa na szczyt i wyżej niestety już się nie da wejść, co możecie zobaczyć na powyższym zdjęciu. Tak więc na sam szczyt weszłam asfaltową serpentyną. Po drodze spotkałam kilka grup piknikujących w tamtym miejscu. Takie kapliczki na szczytach w pobliżu miasteczek są też bardzo często właśnie takimi miejscami piknikowymi i w weekendy można tam spotkać sporo rodzin z dziećmi. 

Wreszcie dotarłam na niewielki wybetonowany placyk, na którym znajdowały się stara zjeżdżalnia i pozostałości po huśtawce. Nie jestem pewna, czy ktokolwiek by się jeszcze odważył z nich korzystać. Są tam też dość strome schody, po których obu stronach dostrzegłam dwa zegary słoneczne. Wspięłam się na szczyt a tam kolejny plac, tym razem ze studnią w jego centralnym punkcie oraz kapliczką. Chciałam zajrzeć do środka, niestety świątynia była zamknięta, choć teoretycznie w niedziele powinna być otwarta... 

Pokręciłam się tam trochę, zrobiłam kilka zdjęć i wtedy odnalazłam tą leśną ścieżkę. Piszę, że leśna, bo była w lesie, ale jest to raczej coś w rodzaju betonowej promenady. Widać, że jest to konstrukcja stosunkowo nowa. W dodatku z latarniami, więc można tamtędy spacerować bez obaw także po zmroku. Momentami zza konarów wyłaniała się panorama San Joan, jednak i tak najlepszy widok na miasteczko jest z najwyżej położonych uliczek. 

Ponieważ dzisiejszy post wyszedł nieco krótszy, pozwolę sobie jeszcze tutaj dodać ogłoszenia parafialne. Zastanawiałam się ostatnio nad newsletterem, tylko nie wiem, czy to w ogóle ma jakiś sens. Co o tym sądzicie? Czasami dzieje się bardzo dużo, są plany i pomysły, o których na razie może bym nie chciała pisać na blogu, albo po prostu są to informacje zbyt ubogie, by pisać na ich temat cały post, ale z chęcią bym się nimi podzieliła na stopie bardziej prywatnej. A newsletter jest właśnie taką luźniejszą formą kontaktu pomiędzy autorem i czytelnikami. Na pewno nie byłby to tylko list informujący o nowym poście na blogu, ale coś znacznie więcej. Trochę takie blogowe kulisy. Jako pierwsi byście się dowiadywali, gdzie byłam i gdzie planuję być w następnej kolejności. Bo tutaj na blogu pojawiają się relacje z już dawno odbytych wycieczek, np. dzisiejsze zdjęcia są jeszcze z grudnia. Mam ochotę stworzyć coś nowego, tylko nie wiem czy będzie to funkcjonować, dlatego pytam Was o zdanie. Dajcie znać w komentarzach, co o tym myślicie?

Komentarze

  1. Dzisiejsze zdjęcia są jeszcze z grudnia -
    chcę tam być!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wyobraź sobie, że dzisiaj na przykład 23 stopnie i zero wiatru :)

      Usuń
  2. Mnie się bardzo podobają takie spokojne, dawne klimaty. I w dodatku z tymi cudnymi, relaksującymi widokami! Zdecydowanie podoba mi się Majorka!!!
    Co do spraw technicznych bloga, to się nie wypowiem, bo ja wiekowa. Cieszę się, że radzę sobie jako tako z prowadzeniem mojego bloga. To już dla mnie sukces!
    Powodzenia w Twoich planach, pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też się podobają takie spokojne miejsca. Pomimo tego, że nie jest to miejsce turystyczne, warto tam zajrzeć i przekonać się, jak wygląda taka zwyczajna, codzienna Majorka.
      To nie żadne wielkie techniczne kwestie ;) Ok, tego jeszcze nie wiem, jak to dokładnie wygląda od strony technicznej, ale wierzę, że jestem to w stanie ogarnąć. Jednak mojej pytanie do Ciebie i innych czytelników jest takie, czy miałabyś ochotę otrzymywać ode mnie takie listy, maile, w których pisałabym trochę więcej o tym, co się u mnie dzieje, a także o blogowych planach, bieżących wydarzeniach na Majorce itd. itp.?

      Usuń
    2. Mogę spróbować, bo nie korzystałam:)))

      Usuń
    3. To na razie tylko luźny pomysł, ale jak coś się zmieni, to będę informować.

      Usuń
  3. Widzę w tym miasteczku duuuuużo uroku! Ale ani śladu zimy ha ha ha. Już po pierwszym zdjęciu wiedziałam, że będzie ciekawie bo ja uwielbiam takie mieścinki "owiniętę" wokół głównego punktu miasta, którym jest najczęściej kościół lub zamek. Pamiętam z moich hiszpańskich wypraw w nieznane jaką furorę robiłam w miasteczkach gdzie raczej nie pojawiali się turyści, w dodatku ja zawsze byłam z Milą a ona niezmiennie wzbudzała zachwyty :). Było to w czasach kiedy ludzie nie bali się wychodzić z domów ani zagadywać do obcych a maseczki były atrybutem chirurgów. Lubiłam i nadal lubię odkrywać mało znane miejsca, pomimo skwaru często zwiedzałam w siestę aby mieć spokój i ciszę. Na wąskich uliczkach często przecież jest cień. Wiesz, że oglądając zdjęcia potrafię sobie wyobrazić jakie jest San Juan? I jaki towarzyszył Ci klimat.
    Co do newslettera to Ci chyba nie pomogę bo nigdy z takich nie korzystałam. Na maila zaglądam rzadko, najczęściej wtedy kiedy czekam na jakąś przesyłkę albo coś konkretnego. Ale w sumie jak się zdecydujesz to może dla Ciebie zrobię wyjątek :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie każdy lubi takie klimaty, ale mnie osobiście Sant Joan bardzo się spodobało. Jestem ciekawa, czy w normalnych czasach było by trochę bardziej gwarne, czy zawsze jest tam tak pusto i spokojnie.
      Newsletter to na razie tylko pomysł, ale jak coś postanowię, to na pewno będę informować.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Recorrer estos pueblos y conocer sus historia. Buen paseo Jula.
    Cuídate.
    Un abrazo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Me encantan paseos por tal pueblos, sin prisa y con mucha tranquilidad.
      Un abrazo Laura

      Usuń
  5. Wesołych Świąt Wielkanocnych 🐣🐣🐣
    Jula ja to uwielbiam spacer po takich miejscach. Najczęściej bywaliśmy we Włoszech, a tam takich perełek jest bardzo dużo. Ja mogę całymi dniami dreptac po takich perlkach, mi nawet szkoda jest marnować czas na jedzenie i picie :) czas w takim miejscu jest bardzo cenny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za życzenia. Święta faktycznie były udane :) Mam nadzieję, że i u Was ten wielkanocny czas minął w radosnej atmosferze.
      We Włoszech jeszcze nie byłam, ale mogę sobie wyobrazić, jak tam jest. Perełka na perełce :D Życia by nie starczyło, żeby zobaczyć ten cały piękny świat.
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. Julka, ale Ci zazdroszczę mieszkania na Majorce, chociaż powiem Ci,że kiedyś wydawało mi się, że ta wyspa jest bardzo komercyjna. Jednak z czasem im więcej czytałam na jej temat okazało się, że kurorty kurortami, a jak chcesz to możesz wiele zobaczyć.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zanim przyjechałam na Majorkę po raz pierwszy, też miałam o tej wyspie raczej negatywne opinie i nawet mi przez myśl nie przeszło, że kiedyś tu zamieszkam. Życie lubi zaskakiwać. Majorka również. Ta wyspa to zdecydowanie więcej niż morze i plaże. Z resztą, jeśli śledzisz mojego bloga, to już na pewno się o tym przekonałaś.
      Pozdrawiam

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram