Dzień 1 - 3: Turku - najstarsze miasto Finlandii
No to lecimy. Do najdroższego kraju Europy, siedziby św. Mikołaja. Do Finlandii. Do Turku. Do najstarszego miasta w Finlandii i jej dawnej stolicy.
Minęło już prawie półtora miesiąca od tamtego poniedziałku, kiedy to wpakowywałam najpotrzebniejsze rzeczy do małego plecaka na trzytygodniowy wyjazd po krajach Europy północno-wschodniej. Kiedy to się zleciało? Wiadomo, w podróży czas szybciej leci, ale siedząc na dupie, wskazówki zegara jeszcze bardziej przyspieszają i tak dzień za dniem próbowałam się zmotywować, żeby coś napisać, ale szło opornie. Na szczęście w końcu się udało.
Kto by pomyślał, że ja taka ciepłolubna wybiorę się na północ? Jednak wbrew pozorom nie było tam wcale tak zimno. Przynajmniej nie tak, jak się spodziewałam. O Finlandii mało wiedziałam, poza tym, że turyści najczęściej wybierają się do Rovaniemi, do wioski św. Mikołaja. O takim Turku to już w ogóle nie miałam bladego pojęcia. Ale że bilety były śmiesznie tanie, dlaczego by nie?
Poleciałyśmy trzy, które poznałyśmy się na Majorce. Od tamtego czasu sporo się zmieniło w życiu każdej z nas, ale jedno pozostało - chęć przygody. Nic więc dziwnego, że leciałyśmy bez większego planu. Kupiłyśmy trzy bilety, jeden bagaż nadawany, jeden większy bagaż podręczny i trzy małe, które są jedynym bagażem, jaki mamy, wybierając najtańszą opcję w tanich liniach lotniczych. Na lotnisku było trochę stresu, że mój mały bagaż może być trochę za duży, ale obyło się bez problemów, a ja jestem dumna, że udało mi się spakować na trzy tygodnie w mały plecak. Plus tego był też taki, że potem miałam do noszenia tylko jeden plecaka, gdy przemieszczałyśmy się z miejsca na miejsce, a dziewczyny po dwa. Co prawda dzieliłyśmy się ciężarami i mnie później przypadło dźwiganie naszego prowiantu. Wróćmy jednak do początku.
K. i ja rozpoczęłyśmy naszą podróż kilka dni wcześniej. Kiedy K. przyjechała do Gdańska, pokazałam jej najfajniejsze miejsca w Trójmieście i przy okazji sama sobie trochę odświeżyłam pamięć i wróciłam np. do Sopotu (kiedyś pewnie pojawi się jakiś wpis z tamtej wycieczki). Natomiast kolejny dzień przeznaczyłyśmy na szybki objazd po Kaszubach. Z B. spotkałyśmy się dopiero w poniedziałek na gdańskim lotnisku. Nadałyśmy bagaż i przeszłyśmy pod naszą bramkę. Długo nie czekałyśmy i już wpuszczali na pokład. Nie było sprawdzania paszportów, o tych wszystkich obostrzeniach antycovidowych nie wspominając; wystarczyła karta pokładowa.
Samolot ku mojemu zdziwieniu był pełen, pełen Polaków lecących do Finlandii za chlebem. A lotnisko w Turku, ponownie, ku mojemu szczeremu zdziwieniu, mikroskopijne. Dobrze, że nie padało, bo utworzyła się dość sporych rozmiarów kolejka w oczekiwaniu na kontrolę antycovidową. Tak, w Finlandii sprawdzali, ale tak na słowo: każdego pytali, w jakim kraju przebywał w ciągu ostatnich dwóch tygodni, jeśli w Polsce, przepuszczali dalej. Natomiast K. przyjechała z Czech, więc musiała pokazać zaświadczenie, że na covid w danej chwili nie chorowała. Potem kilka kroków dalej przy jednej jedynej taśmie czekamy na duży bagaż i następnie przechodzimy do wyjścia, gdzie jest jedna toaleta, jeden automat biletowy i tablica odlotów z informacją o jednym locie, do Gdańska. Nie poleciałyśmy jednak z powrotem. Weszłyśmy natomiast do autobusu, którym miałyśmy dotrzeć do centrum Turku. No i pierwszy problem. Mówili, pisali, że w Finlandii wszyscy po angielsku potrafią, a tu proszę, pan kierowca niezbyt się przykładał na lekcjach angielskiego, o ile takie pobierał. Ale w żadnym wypadku niczego nie krytykuję, nie narzekam, bo choć pan kierowca nie mówił płynnie, jak to niby wszyscy mieli potrafić, mówił na tyle, by się dogadać w kwestii zakupu - sprzedaży biletów. Pierwsza przeszkoda w rzeczywistości dużą przeszkodą nie była.
DZIEŃ 1 - a właściwie pierwszy wieczór
Finlandia przywitała nas pięknym zachodzącym słońce i stosunkowo wysoką temperaturą. Już w drodze do centrum dało się zauważyć, że Finlandia lasem iglastym stoi. Poza tym było tam całkiem normalnie. Prawie jak w Polsce.Po jakiejś pół godzinie wysiadłyśmy na naszym przystanku i dalej na nocleg już pieszo. Przeszłyśmy tylko przez most i potem wzdłuż rzeki w kierunku naszego mieszkanka na kolejne dwie noce. I tutaj ponownie natrafiamy na przeszkodę. Bowiem budynek, w którym mamy nocować, jest w remoncie i oznaczenia klatek na pierwszy rzut oka są słabo widoczne i zamiast do C wchodzimy do A i szukamy numeru naszego mieszkania, którego w tej klatce po prostu nie ma. Potem się zreflektowałyśmy i już bezproblemowo trafiłyśmy pod właściwy adres. A tam kolejna przygoda, można powiedzieć. Rezerwowałyśmy mieszkanie przez airbnb i ten, kto korzystał, to wie, że bardzo często tak się zdarza, że klucz jest w jakiś sposób ukryty i nawet nie widzimy się z właścicielem. Tutaj było podobnie. Z tym, że klucza nie było wcale. A drzwi zamknięte. Ale wystarczyło trzy razy zapukać i magicznym sposobem drzwi same się otwierały. Taki zamek to ja pierwszy raz widziałam.
Ponieważ z Polski wyleciałyśmy po południu, a w Finlandii mają czas przesunięty o jedną godzinę do przodu, zrobiło się późno i tyle tego Turku żeśmy wtedy widziały. Nadrobiłyśmy to jednak dnia drugiego, kiedy całe popołudnie spędziłyśmy właśnie na eksploracji miast i dnia trzeciego z rana, kiedy pędem biegałyśmy po skansenie w centrum miasta.
DZIEŃ 2 - popołudnie w Turku
Przeglądając przewodniki, wszędzie piszą, że z Turku trzeba koniecznie pojechać na wyspę Muminków. No bo w samym Turku nie za bardzo jest co robić. My jednak widząc ceny muminkowej atrakcji, odpuściłyśmy. Tak, byłam w Finlandii i Muminków nie widziałam :( Zamiast tego wybrałyśmy się do najbardziej kolorowego miasteczka Finlandii, które notabene zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Ponieważ nie spędziłyśmy tam całego dnia, choć naprawdę mogłybyśmy, popołudnie przeznaczyłyśmy na spacer po Turku i to teraz o nim właśnie. A do Raumy jeszcze wrócimy w następnym poście.
Turku okazało się dość górzystym miastem. Wzniesiono ja na siedmiu wzgórzach. Prawie jak Rzym. Żeby gdzieś dojść, wszędzie góra-dół, góra-dół. I powiem Wam, że to wcale nie było łatwe. Poza tym wokół same remonty. Nawet główny plac w centrum miasta był akurat rozebrany. Zastanawiałyśmy się, czy to dlatego, że jest po sezonie i wzięli się za odnawianie? Ale później rozmawiałyśmy z gościem, który mieszka w Finlandii od kilku lat i powiedział, że tam tak zawsze; mają tyle pieniędzy, że stale coś remontują, stawiają nowe budynki itd. Więc czasami może się tak zdarzyć, że idziemy w jakieś fajne teoretycznie miejsce, a ono potem jest obudowane rusztowaniami i nic nie widać...
Muzeum Sztuki w Turku i Park Puoala
Na szczęście budynek Muzeum Sztuki, który znajduje się na szczycie jednego ze wzgórz, w remoncie nie był. Jest to dość stosunkowo nowa konstrukcja, bo z 1904 roku i wygląda jak prawdziwy pałacyk. Do środka, do muzeum nie wchodziłyśmy, bo nie bardzo nas interesowało fińskie malarstwo, choć jeśli ktoś lubi takie klimaty, to pewnie bym poleciła. Jednak już samym spacerem wokół muzeum można się zadowolić. Bo oprócz pięknej architektury, wokół mamy też widok na dużą część Turku. Myślę, że warto się wybrać na to wzgórze, właśnie ze względu na widoki. Podobne, a może i lepsze, są pewnie dostępne z dzwonnicy Katedry, do której udałyśmy się w następnej kolejności.
Katedra
Jest to najważniejszy obiekt sakralny w całej Finlandii, siedziba arcybiskupa. Stoi na wzniesieniu w centralnym punkcie Starego Rynku Wielkiego (Vanha Suurtori), a kościelna wieża góruje nad całym miastem. Do wejścia prowadzą ogromne schody. Na zdjęciach naprawdę trudno oddać wielkość i majestat katedry.
Pierwsza katedra została wybudowana w tamtym miejscu w XIII wieku i była to wówczas konstrukcja drewniana, ale już wtedy pełniła funkcje siedziby biskupa, wtedy jeszcze katolickiego. W kolejnych stuleciach katedrę rozbudowywano, ale zamiast desek, do budowy używano już kamienia. Niestety majestatyczna świątynia uległa poważnemu uszkodzeniu, podczas Wielkiego Pożaru w 1827 roku, który przemienił większość miasta w popiół. Na szczęście katedrę udało się zrekonstruować. Choć większość wystroju pochodzi z XIX wieku, sama gotycka konstrukcja w większości uszła cało z płomieni.
Wewnątrz warto zwrócić uwagę na malowidła na ścianach i sklepieniu prezbiterium, które przedstawiają m. in. dwa najważniejsze wydarzenia z historii Finlandii: chrzest pierwszych fińskich chrześcijan oraz prezentację królowi Gustawowi Wazie pierwszego tłumaczenia na język fiński Nowego Testamentu.
Moją uwagę przykuł również grób szwedzkiej królowej Katarzyny Månsdotter. Ponoć jedyny monarszy pochówek w całej Finlandii.
Rzeka Aura
Następnie udałyśmy się wzdłuż rzeki w stronę portu i zamku. Droga krótka nie była, ale naprawdę ciekawa. W szczególności na uwagę zasługują zacumowane przy brzegu stateczki, w których znajdują się bary i restauracje. Niestety większość była nieczynna o tej porze roku. Niemniej jednak spacer promenadą jest bardzo przyjemny. Można spotkać bardzo wielu Finów w sportowych ubraniach, którzy biegają lub jeżdżą na rowerze. W ogóle Finowie to bardzo aktywny naród. Ławki, które znajdują się wzdłuż takich bulwarów spacerowych najczęściej są puste, bo wszyscy chodzą, biegają lub pedałują. Być może to ze względów praktycznych, żeby nie zmarznąć, bo pomimo tego, że temperatura we wrześniu niska nie była, powietrze było zimowe i gdy zawiało robiło się naprawdę zimno.
Promenadą doszłyśmy do portu, gdzie stały ogromne statki. A jeszcze kawałeczek dalej był terminal promowy.
Zamek Turun linna
A jeszcze kilka metrów dalej stoi pośród drzew zamek. Jest to jeden z najstarszych budynków w Finlandii (wybudowany w 1280 roku), równie ważny jak Katedra. Początkowo był bastionem Szwedów. Później mieszkali tam książęta Finlandii, również przybyła w XVI w. z Polski Katarzyna Jagiellonka. Z jej osobą związana jest historia widelców, bowiem to ona sprowadziła sztućce do Finlandii. Niestety tamtejsi dworzanie niezbyt wprawnie potrafili posługiwać się widelcami, przez co dochodziło do bardzo wielu wypadków przy stole...
Za czasów Jagiellonki zamek w Turku przeszedł też reformę. Dobudowano piętro w stylu renesansowym i dało to początek nowej epoce w Finlandii - renesansowi właśnie. I właściwie na tym kończy się polski wątek w Turku, bowiem Katarzyna wraz z mężem, księciem Finlandii, zostali pojmani przez króla Szwecji i przewiezieni na zamek w Sztokholmie.
Ponieważ było już późno i zamek był zamknięty, nie miałyśmy możliwości, żeby wejść do środka. Oczywiście wejście jest płatne i wcale nie mało, bo 12 euro, ale myślę, że dla takiej fanki średniowiecznej architektury, jak ja, mogłoby tam być całkiem ciekawie. Chociaż próżno tam szukać czerwonej cegły...
Potem pospacerowałyśmy jeszcze bulwarem, bo wieczór był naprawdę przyjemny, nawdychałyśmy się fińskiego wieczornego powietrza i poszłyśmy się pakować, bo kolejnego dnia miałyśmy przenosić się do Helsinek.
DZIEŃ 3 - Muzeum Rękodzieła
Wykwaterowanie do 12, autobus do Helsinek po południu, dlaczego więc by nie wykorzystać poranka na jeszcze kilka godzin zwiedzania Turku? W sumie był już zamek i katedra, czyli dwa najważniejsze budynki nie tylko w Turku, ale też w całej Finlandii, więc czego by tam jeszcze szukać? No czego? A no najpiękniejszego miejsca w całej dawnej fińskiej stolicy! - drewnianej dzielnicy Luostarinmäki.
Pamiętacie jeszcze o tym Wielkim Pożarze, o którym wspomniałam przy okazji katedry? Otóż strawił on większą część Turku. Nieliczne tylko budynki, najczęściej te kamienne, ocalały. Ale ocalała też cała dzielnica domków drewnianych. Czyż to nie cud? Cud nad cudami, bo jest to teraz najwspanialsza miejscówka w całym Turku. Niestety nie można tam sobie tak bezkarnie chodzić. Trzeba kupić bilet, bo w tej chwili jest to Skansen i Muzeum Rękodzieła. Ale naprawdę warto. Nawet jeśli wynajdą maszynę czasu, to wątpię, żeby za 8 euro można się było przenieść nią do przeszłości. A tutaj w Turku jest to możliwe!
Luostarinmäki bez dwóch zdań skradło moje serce, więc przeznaczę mu osobny wpis, zaraz po Raumie, która notabene też skradła moje serce. W ogóle ta Finlandia całkiem fajna się okazała...
Cieszę się, że udało Ci się wyrwać w tamte rejony Europy. Miasto całkiem ładne i widać, że nowoczesne, pomimo odległej historii z polskim wątkiem w tle. Czekam na dalsze spacery, bo początek bardzo zachęcający! Pięknie też o nocnej godzinie!
OdpowiedzUsuńPozdrowionka:)))
Wyrwać to mało powiedziane, to była prawdziwa przygoda :)
UsuńSłusznie zauważyłaś, miasto nowoczesne, ale wciąż najstarsze w Finlandii. Wielki Pożar zrobił jednak swoje i zniszczył większą część dawnej zabudowy.
Faktycznie, wieczorem było naprawdę ładnie, ale wtedy już dało się odczuć chłód, no i zdjęcia nocne nie są moją mocną stroną :(
Będę pisać dalej, to nie problem, ale schody pojawiają się przy wyborze zdjęć... Mam ich tyle, że nie wiem, jak je ogarnąć, a i tak starałam się robić jak najmniej. Do tego wpisu wybrałam ok. 40 zdjęć z ponad 300!
Pozdrawiam :)
Dla mnie oglądanie dużej ilości zdjęć na blogach nie jest problemem, bo wtedy spacer jest dużo dokładniejszy. Wiem, że do wielu opisanych przez Ciebie miejsc pewnie nie dotrę, więc pozostaje mi zwiedzanie wirtualne. To nie to samo, ale zawsze coś! Też tak lubię!!!
UsuńTeż nie mam nic przeciwko dużej ilości zdjęć, ale też chodzi o to, żeby nie pokazywać ciągle tych samych kadrów, bo to się może znudzić.
UsuńGostei de ver estas belas fotografias
OdpowiedzUsuńUm abraço e boa semana.
Andarilhar
Dedais de Francisco e Idalisa
Livros-Autografados
Obrigada pela sua visita. Alegro-me que voçê goste das fotografias.
UsuńSaudacões
Super, czekam na więcej wpisów z Finlandii, bo dla mnie Norwegia i Finlandia są właśnie takim miejscem-marzeniem do odwiedzenia.
OdpowiedzUsuńNorwegia też u mnie dopiero czeka na liście marzeń, a Finlandię zaledwie liznęłam, ale mam nadzieję, że będzie to dla Ciebie taki przedsmak tego, co tam zobaczysz, jak już tam pojedziesz ;)
UsuńPozdrawiam serdecznie
Wiesz co? Zazdroszczę Ci tej "babskiej" wyprawy tym bardziej, że prowadziła przez kraje które sama z chęcią bym odwiedziła. I z pewnością zajrzałabym do Doliny Muminków bo to była a może i nadal jest jedna z moich ulubionych bajek.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać wpisu o tej drewnianej dzielnicy. Ona jest nadal zamieszkana tak? Myli mnie trochę fakt, że wygląda jak skansen :). O tylu rzeczach i miejscach tutaj wspomniałaś a to dopiero trzy dni. Pewnie przywiozłaś ogrom pieknych wspomnień.
Pewnie, gdyby to nie był nasz pierwszy dzień, skusiłybyśmy się na Dolinę Muminków, ale wtedy jeszcze nie wiedziałyśmy jak z budżetem i trzeba było podchodzić do tego podróżowania raczej oszczędnie :)
UsuńDrewniana dzielnica jest skansenem, więc odniosłaś dobre wrażenie. Nikt tam teraz nie mieszka. Domy mają ponad 200 lat i są naprawdę cenną pamiątką dla Turku i całej Finlandii. Mimo to, jest to skansen inny niż wszystkie ;)
Trzy dni i to jeszcze niepełne, bo wciąż pozostaje do zrelacjonowania wycieczka do Raumy, no i drewniana dzielnica.
POz
Dzięki Tobie zwróciłam uwagę w tamtym kierunku Europy. A Finlandia wogóle wydawała mi się nieciekawa. Jakoś nigdy nie pociągały mnie zimne kraje. Ale na zdjęciach wygląda interesująco. Może kiedyś...
OdpowiedzUsuńMnie też zimne kraje niezbyt pociągają, ale przekonałam się na własnej skórze, że na północy też może być fajnie ;) A akurat do Finlandii chętnie bym jeszcze wróciła, bo te kilka dni to było zdecydowanie za mało, żeby zobaczyć cały jej potencjał.
UsuńPozdrawiam
Julcia byłaś żut beretem do mnie :) mogłyście wsiąść do samolotu do Oslo byśmy kawe wypiły nad fiordem :) ja nie bylam w Finlandii ale mam ochotę wybrać się do sąsiadów i zobaczyć czym się ten kraj różni od Norwegii czy Szwecji. Marzy mi się wioska Mikołaja, chodź to ponidz kicz mówią, ale mam ochotę sama się o tym przekonać... może kiedyś sie uda...
OdpowiedzUsuńTak szczerze, to teraz jak jestem w Polsce, z Gdańska też mam do Norwegii rzut beretem :D Może w końcu się wybiorę, bo naprawdę kusisz, kusisz tą Norwegią :) Do wioski Mikołaja też bym chciała jeszcze pojechać. Teraz niestety nie było nam zbytnio po drodze. W ogóle do Finlandii jeszcze z chęcią bym wróciła.
UsuńHej, Jula :) Po pierwsze - wielkie dzięki za Twoją wizytę u mnie, nie miałam pojęcia o Twoim blogu - zapowiada się ciekawa lektura. Odwiedziłaś sporo stron świata, które interesują również mnie, więc będę wpadać do Ciebie w wolnej chwili, czytać i podglądać :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale Finlandia od dawna za mną chodzi. Może dlatego, że nie jest to "oklepany" kierunek, i chętnie sama bym ją poznała. W ogóle to interesują mnie północe kraje - do tej pory byłam jedynie w Norwegii, ale marzy mi się też Dania, Szwecja no i Finlandia.
Witaj :) Cieszę się, że zajrzałaś ;)
UsuńFinlandia nigdy nie była na liście kierunków, które chciałabym zobaczyć, ale życie czasami zaskakuje. Spędziłam tam zdecydowanie za mało czasu, żeby powiedzieć, czy jest to fajny kraj czy może trochę mniej interesujący. Na pewno nie jest jeszcze zalany turystami. Ale jest też trochę drogi jak na nasze polskie kieszenie. Z północnych kierunków ja osobiście byłam zauroczona Estonią. To było moje odkrycie ubiegłego roku! Więc jeśli jeszcze nie myślałaś o Estonii, to koniecznie dopisz ją do swojej listy ;) Nie pożałujesz!
Pozdrawiam