Puig de Maria
Odkąd ograniczenia zostały poluźnione i można się swobodnie poruszać po wyspie, każdy wolny weekend staram się wykorzystać na odwiedzanie nowych miejsc, ale zdarzają się również powroty do miejsc znanych i wówczas wchodzę w rolę przewodnika, co nawet mi się podoba. Jednak na blogu na razie nie będzie powrotów, bo w kolejce do pokazania czeka zbyt wiele innych pięknych miejsc. Dzisiaj na przykład wejdziemy sobie na szczyt Puig de Maria w Pollençy.
To była zwyczajna spokojna niedziela, jedna z tych cieplejszych w maju. Również nasza wycieczka miała być spokojna i niezbyt wymagająca. Ale już na samym początku okazało się, że niekoniecznie to, co na mapie wygląda pięknie, a w opisach łatwo i przyjemnie, takie też jest w rzeczywistości.
Weekend to jest jedyny czas, kiedy mogę się porządnie wyspać, a ja naprawdę lubię spać, więc raczej nie zrywam się wcześnie rano, by wyruszyć na wyprawę, tym bardziej po niezbyt długiej nocy. Tak więc, mimo że wstałam nie tak wcześnie, bo ok. 9, nadal byłam śpiąca, ale przecież nie mogę zmarnować całego dnia na leżenie w łóżku. Moim największym weekendowym problemem jest brak wystarczająco dużej ilości czasu. Z jednej strony chciałabym wreszcie porządnie odpocząć, a z drugiej strony chciałabym ten wolny czas jak najefektywniej wykorzystać na zwiedzanie i odkrywanie nowych miejsc. Koniec końców po weekendzie jestem bardziej zmęczona niż po pięciu dniach uganiania się za dziećmi.
Tamtej niedzieli byłam więc niewyspana, ale przynajmniej odkryłam kolejne fajne miejsce, które leży niedaleko dobrze znanej Pollençy, ale już nie każdy ma chęci, żeby tam dotrzeć. W przewodnikach można znaleźć informacje, że do pewnego momentu można wjechać samochodem i tylko końcówkę szlaku na Puig de Maria przejść pieszo, ale czasami może być to opcja ryzykowna, ze względu na niezbyt dobrą jakościowo drogę i brak zorganizowanego parkingu. Na postoju zmieszczą się maksymalnie dwa samochody, więc jak będziemy mieć pecha, to będzie trzeba zawrócić i i tak przejść całą trasę pieszo, więc ja od razu zalecam zdecydować się na trekking. Tym bardziej, że u podnóża góry jest bardzo fajny darmowy parking. Tak właśnie zrobiłam ja z moją ekipą. Zostawiłyśmy samochód na parkingu i stamtąd o własnych siłach wspięłyśmy się na szczyt.
Jak wspomniałam, nie zrywałyśmy się wcześnie rano, więc słońce było już dosyć wysoko i miało sporą moc. I właśnie z tego względu pierwszy odcinek szlaku był trudny. Ale potem zaczęła się strefa zacieniona i szło się całkiem przyjemnie, lecz bardzo powoli, bo nachylenie nie było wcale takie małe. Początkowo idziemy asfaltową drogą, ale już nadgryzioną zębem czasu, bardzo wąską i krętą, dlatego też wcześniej odradzałam przejechanie tego odcinka samochodem. Dopiero później wkraczamy na górską kamienną ścieżkę, która prowadzi nas na sam szczyt Puig de Maria.
Po drodze spotykamy bardzo miłego starszego Pana, z którym urządziłyśmy sobie swego rodzaju wyścig na szczyt. Najpierw to my go wyprzedziłyśmy i za chwilę zrobiłyśmy sobie krótką przerwę na skale i wówczas pan nas wyprzedził, ale za chwilę to on przysiadł i znowu to my byłyśmy bliżej szczytu. A już pod samą bramą, usiadłyśmy sobie w cieniu i wówczas przysiadł się do nas również ten miły Pan i urządziliśmy sobie krótką pogawędkę.
Pan był z Pollençy, więc lokalny, i tamtej niedzieli umówił się z rodziną na wycieczkę. Ale żeby nie być dla nich ciężarem, postanowił, że wyjdzie wcześniej i poczeka na nich na mecie a potem schodzić będą już razem. Tak też się stało; kiedy tak sobie rozmawialiśmy, na górę dotarły jego wnuczki, a wówczas się pożegnaliśmy i same poszłyśmy eksplorować okolicę kapliczki. Wiecie, to jest właśnie jedna z wielu rzeczy, za które lubię Hiszpanię. Spotykasz obcego człowieka i nagle zaczynacie rozmawiać, jakby to było coś najzwyczajniejszego. W Polsce zdarzało mi się to tylko z obcokrajowcami, którzy pytali o drogę, a potem wywiązywała się z tego krótka pogawędka.
Puig de Maria leży na wysokości 319 m n.p.m. i na szczycie w XIV w. wybudowano niewielki kościółek poświęcony Matce Bożej (Maria de Deu de Puig), którą proszono wówczas o pomoc w walce z epidemią dżumy, która dziesiątkowała wtedy hiszpańską społeczność. Kilka lat później trzy siostry zakonne (les dones de Can Sales), prawdopodobnie na skutek legendarnego objawienia, założyły tam jeden z pierwszych klasztorów na Majorce, który jednocześnie pełnił funkcje szkoły żeńskiej dla młodych szlachcianek. Z czasem zabudowania te nieco ufortyfikowano i można było patrolować stamtąd ruch morski na obu zatokach. Obecnie można swobodnie wejść do kościoła i przez niego przejść do restauracji, która cieszy się niemałym powodzeniem, bo jest to jedyne miejsce na szczycie, gdzie można napić się czegoś orzeźwiającego. Ponieważ większość osób kieruje swoje kroki właśnie do restauracji, kościół nie jest tak spokojnym miejscem, jakby mogło się wydawać, ale nadal nie traci mistycznego klimatu miejsca modlitwy.
Na dziedzińcu są stoły i ławeczki, więc można zabrać ze sobą prowiant i zjeść lunch z widokiem. A widoki są piękne, choć mam wrażenie, że z drogi udało się złapać jeszcze piękniejsze kadry, bo było widać praktycznie całą zatokę Alcudii. Natomiast ze szczytu spoglądamy raczej na drugą stronę, czyli na zatokę Pollençy. W każdym razie, naprawdę warto przemęczyć się tę godzinkę w drodze na górę. Pollença jest ładnym miasteczkiem i może się pochwalić wieloma ciekawymi zakątkami a Puig de Maria jest pięknym dopełnieniem tego wszystkiego.
Poza zwyczajnymi stołami piknikowymi, po drugiej stronie szczytu, jest obszar ze specjalni przygotowanymi miejscami ogniskowymi i ławeczkami. Do tej pory można było tam sobie swobodnie zrobić swoje własne ognisko i zjeść kiełbaski, czy co kto tam lubi, ale w tej chwili jest to chyba zabronione. Przynajmniej pod koniec maja, teren ten był ogrodzony taśmą i nie można było z niego korzystać, ale być może już niedługo zakaz ten zostanie zniesiony. Może to być fajna atrakcja dla tych, którzy planują nocować na górze, bo istnieje taka możliwość, w dawnych celach klasztornych.
Wycieczka na Puig de Maria jest niedługa, a poziom trudności określiłabym na rodzinny (ale bez dziecięcego wózka, bowiem ostatni odcinek jest schodkowy, skalisty). Warto mieć ze sobą wodę, bo przy cieplejszej pogodzie, wspinaczka może być męcząca.
Puig de Maria nie jest punktem obowiązkowym na mapie Majorki ani nawet na mapie Pollençy, ale warto go rozważyć, bo może okazać się ciekawym urozmaiceniem. Poza tym, jak już wspomniałam wyżej, Puig de Maria pięknie uzupełnia Pollençę i jeśli chcemy poznać prawdziwy charakter miasteczka, fajnie się tam wspiąć.
Ależ tam pięknie, jakby człowiek chciał się wybrać w takie rajskie rejony i zapomnieć o wszelkich problemach oraz troskach... Pozdrawiam cieplutko i życzę dobrej nocy ;)
OdpowiedzUsuńWbrew pozorom tutaj też ludzie mają zmartwienia, ale wiem, co masz na myśli, na urlopie życie zawsze jest lżejsze ;)
UsuńIleż razy myślałam, że trasa górska będzie łatwa, czasami tak ludzie też pisali, potem szłam i myślałam, że padnę. hehe Bywało też, że po wycieczkach byłam bardziej zmęczona niż po tygodniu pracy, ale nigdy nie żałowałam. :))) Wspaniałe widoki, ewidentnie bym tam z Wami wlazła, bo warto. Pogawędka z panem naprawdę urocza. Kiedyś w górach więcej osób zagadywało, teraz już nie, ale choć jeszcze się witają. :) Bardzo fajna foto relacja, miło spędziłam czas. :)))
OdpowiedzUsuńLepiej chyba nastawić się na najgorsze, a potem mieć miłe zaskoczenie, że jednak tak źle nie było :) A zmęczenie po wycieczkach jest bardzo pozytywne, bo dodaje jeszcze więcej energii i przede wszystkim chęci na więcej.
UsuńW górach faktycznie można poznać wiele osób, a najwięcej w schroniskach :) Natomiast tutaj takie pogawędki mają miejsce nie tylko na szlaku, ale również w miejskim zgiełku. Mnie np. taka sytuacja spotkała w samym centrum Barcelony :)
Pozdrawiam
Ładne miejsce :) my też zwiedzamy Norwegie na tyle na ile się da :) to duży kraj a my do wszystkich atrakcji mamy strasznie daleko :)
OdpowiedzUsuńJestem pewna, że w najbliższej okolicy też jeszcze są jakieś miejsca, których nie odwiedziliście wcześniej :)
UsuńAle z Ciebie piechurka. Łączy nas pasja do spacerów i wędrówek.
OdpowiedzUsuńKiedyś nie lubiłam wracać do znanych miejsc ale teraz wiem, że powroty też są fajne.
Zmęczenie po takim spacerze jest niezłą dawką energii, ja na to mówię "dobre zmęczenie".
Piękne zdjęcia, z chęcią wskoczyłabym w każde z nich :)
Do niektórych miejsc fajnie dojechać samochodem, ale dopiero gdy dochodzimy do nich o własnych siłach, zapadają nam w pamięć. Na Majorce jest całe mnóstwo miejsc na jednodniowe piesze wycieczki i wiele wzniesień fundujących piękne widoki. Na większość tego typu gór można wjechać, ale nie ma wtedy takiej satysfakcji.
UsuńJulo!
OdpowiedzUsuńNa swoim blogu pokazujesz przepiękne miejsca. Zachwycam się zjawiskowymi krajobrazami.
Pozdrawiam:)
Dziękuję, Łucjo. Ja się zachwycam za każdym razem jak oglądam te zdjęcia i trudno mi uwierzyć, że naprawdę tam byłam.
Usuń