W Elche pod palmami
Kto choć raz w życiu był w ciepłych krajach, na pewno ma jakieś zdjęcie z palmą. Kiedyś to było coś, jak wujek wrócił z Tunezji i pokazywał zdjęcia i wszyscy zachwycali się pięknym kolorem wody i palmami i pytali: a te palmy to wszędzie tam tak rosną? Dzisiaj coraz częściej spędzamy wakacje gdzieś na południu, gdzie palmy to standard. Ale nadal pozowanie do zdjęcia z palmą, to obowiązkowy punkt wyjazdu. Ja się pytam dlaczego? Co w tych palmach takiego niezwykłego?
Palmy po raz pierwszy zobaczyłam chyba w Chorwacji. Ale raczej nie zrobiły na mnie zbyt dużego wrażenia, skoro nic na ten temat nie pamiętam. A po kilku miesiącach spędzonych na Majorce, są dla mnie jak chleb powszedni. Wtedy też zdarzało mi się obserwować ludzi, którzy robili sobie zdjęcia pod palmami i zaczęłam się zastanawiać po co? Bo czy ktoś robi sobie selfie z dębem, czy innym bukiem?
Choć dziwię się innym, też robię zdjęcia palmom. Dzisiaj się o tym przekonacie, bo chyba na każdym zdjęciu jest jakaś palma. A to też dlatego, że tym razem opowiem Wam o mieście palmowym, czyli Elche.
Elche (Elx) słynie z czterech rzeczy. Po pierwsze, największy gaj palmowy w Europie, który istniał już w starożytności i jest wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. I jest to chyba ta atrakcja, która przyciąga najwięcej turystów, mimo tego, że palmy rosną w całej Hiszpanii.
Po drugie, Dama z Elche. Jestem pewna, że już kiedyś o niej słyszeliście, a może nawet widzieliście. Jest to rzeźba powstała między 400 a 300 rokiem p.n.e. Uważana za najwybitniejsze dzieło kultury iberyjskiej. Choć odnaleziona w Elche, została przeniesiona do Madrytu. W międzyczasie była również eksponatem w Luwrze.
Po trzecie, misterium w Elche, czyli dramat sakralny, który widnieje na liście niematerialnego dziedzictwa UNESCO. Dwuaktowe misterium jest odgrywane każdego roku 14 i 15 sierpnia w bazylice św. Marii.
Po czwarte, największy mural na świecie, który trafił do Księgi Rekordów Guinessa. Co ciekawe, mural wcale nie znajduje się na murze, a na podłodze (!). Jest to malowidło zdobiące betonowe koryto rzeki Vinalopó, która dzieli miasto na dwie części.
A skoro już jesteśmy przy rzece, to może warto też wspomnieć, o czymś, czego po prostu nie da się nie zauważyć, czyli mosty. W Elche jest ich aż 8. Niektóre nowsze, inne trochę starsze. Bardzo spodobał mi się ten kontrast tego co nowoczesne, z tym co zabytkowe.
Dodam też, że Elche wydaje się być miastem bardzo przyjaznym rowerzystom. Kiedy tam przyjechałyśmy, ulice były puste. A to dlatego, że akurat tego dnia odbywał się tam wyścig kolarski, więc niektóre z ulic były po prostu zamknięte dla samochodów. Dotarłyśmy też do parku z ogromnym miasteczkiem ruchu, gdzie dzieci mogły uczyć się w praktyce zasada poruszania się po drodze. Nawet zamykający się szlaban tam mieli.
Elche reklamuje się głównie jako miasto z największym gajem palmowym w Europie, ale nawet jeśli kogoś palmy nie interesują, bo uważa, że są przereklamowane, to mimo wszystko warto tam pojechać. Jest to całkiem przyjemne miasto z wieloma zabytkami i ciekawostkami. A tak duże skupiska palm sprawiają, że nawet w centrum miasta można się poczuć, jakby się było w jakiejś spokojnej zielonej okolicy.
Po czwarte, największy mural na świecie, który trafił do Księgi Rekordów Guinessa. Co ciekawe, mural wcale nie znajduje się na murze, a na podłodze (!). Jest to malowidło zdobiące betonowe koryto rzeki Vinalopó, która dzieli miasto na dwie części.
Puente de Santa Teresa |
Puente del Bimil·lenari |
Elche reklamuje się głównie jako miasto z największym gajem palmowym w Europie, ale nawet jeśli kogoś palmy nie interesują, bo uważa, że są przereklamowane, to mimo wszystko warto tam pojechać. Jest to całkiem przyjemne miasto z wieloma zabytkami i ciekawostkami. A tak duże skupiska palm sprawiają, że nawet w centrum miasta można się poczuć, jakby się było w jakiejś spokojnej zielonej okolicy.
Palma jest tam tak dużo, że trudno stwierdzić, gdzie się kończy gaj, a zaczyna miejski park. Na szczęście istnieją pomoce dla turystów w postaci mapek, na których zostały naniesione trasy spacerowe wśród palm.
Natomiast tych, którzy map nie lubią i wolą bardziej spontaniczne wycieczki, zachęcam do odkrywania miasta. Jestem pewna, że się nie zawiedziecie. W Elche jest naprawdę ładnie. A i na wycieczkę w środku lata jest to dobra opcja, bo przecież palmy nieco chronią przed zbyt silnym słońce.
W tym roku to już ostatni taki cieplejszy post. A kolejne hiszpańskie miejsca już w nowym roku. Ale zanim to nastąpi, mam jeszcze w zanadrzu zaległy post z Brna. Poza tym mam tyle zaległości do nadrobienia na Waszych blogach i tyle rzeczy do zrobienia na uczelni, że nie w głowie mi jeszcze myśleć o nadchodzącym nowym roku.
Nie wiem co w tych palmach jest, ale sama gdybym się nie powstrzymywała, to pewnie sfotografowałabym wszystkie napotkane.
OdpowiedzUsuńChyba po prostu mają w sobie to coś :)
UsuńPozdrawiam
Palmy i taka kurta?
OdpowiedzUsuńDysonans...
;)
Wcale nie było tak ciepło, a że ja zmarzlak jestem, kurtka jak najbardziej się przydała :)
UsuńElche na Costa Blanca to miasto palmowych gajów, kto nie był to również polecam :D
OdpowiedzUsuń