Praga - przedsmak podróży, która do ostatniej chwili stała pod znakiem zapytania

Wstałam dzisiaj o 4:30, bo praca mnie wzywała. Myślałam, że szybko pójdzie, jak zawsze i jeszcze przed siódmą będę z powrotem w domu i trochę odeśpię przed kolejną zmianą. Jednak jak wróciłam do domu, była już prawie ósma i stwierdziłam, że teraz to już nie ma sensu kłaść się do łóżka, więc dokończyłam kilka biurowych spraw, a potem coś mnie tchnęło i weszłam na bloga Moniki nadrobić czytelnicze zaległości. Mo. ma w sobie niesamowitą moc zarażania innych optymizmem i pozytywną energią, toteż po przeczytaniu kilku wpisów, energia tak mnie zaczęła rozpierać, że weszłam na własnego bloga i zaczęłam pisać, choć jeszcze do końca nie wiedziałam o czym tak właściwie chciałabym Wam dzisiaj opowiedzieć. Zaległości z relacjami mam tak ogromne, że aż nie wiem, czego mam się złapać. Dobrze, że prowadzę taki kajecik, gdzie zapisuję wszystkie pomysły na blogowe wpisy. Po przestudiowaniu wszystkich zapisków, stwierdzam, że najwyższy czas, abym opowiedziałam Wam o mojej jesiennej wyprawie do Włoch. Ale zanim to nastąpi, przerwa na krótki przystanek w czeskiej Pradze.

Aranjuez ~ siedziba królów

Byłam tak zmęczona po całodniowej podróży, że nawet nie chciało mi się myśleć, co będę robić następnego dnia. Po prostu się położyłam i zasnęłam, nie nastawiając nawet budzika. Plan był taki, że skoro nie mam planu, to po prostu zostanę w mieście i powłóczę się po najbardziej turystycznych miejscówkach, które notabene już zdążyłam poznać. Jednak po przebudzeniu zaczęła mnie rozpierać taka energia, że ostatecznie postanowiłam ruszyć nieco dalej. Ogarnęłam się, spakowałam plecak, aparat i ruszyłam na dworzec a stamtąd pociągiem do Aranjuez.

instagram