Praga - przedsmak podróży, która do ostatniej chwili stała pod znakiem zapytania
Wstałam dzisiaj o 4:30, bo praca mnie wzywała. Myślałam, że szybko pójdzie, jak zawsze i jeszcze przed siódmą będę z powrotem w domu i trochę odeśpię przed kolejną zmianą. Jednak jak wróciłam do domu, była już prawie ósma i stwierdziłam, że teraz to już nie ma sensu kłaść się do łóżka, więc dokończyłam kilka biurowych spraw, a potem coś mnie tchnęło i weszłam na bloga Moniki nadrobić czytelnicze zaległości. Mo. ma w sobie niesamowitą moc zarażania innych optymizmem i pozytywną energią, toteż po przeczytaniu kilku wpisów, energia tak mnie zaczęła rozpierać, że weszłam na własnego bloga i zaczęłam pisać, choć jeszcze do końca nie wiedziałam o czym tak właściwie chciałabym Wam dzisiaj opowiedzieć. Zaległości z relacjami mam tak ogromne, że aż nie wiem, czego mam się złapać. Dobrze, że prowadzę taki kajecik, gdzie zapisuję wszystkie pomysły na blogowe wpisy. Po przestudiowaniu wszystkich zapisków, stwierdzam, że najwyższy czas, abym opowiedziałam Wam o mojej jesiennej wyprawie do Włoch. Ale zanim to nastąpi, przerwa na krótki przystanek w czeskiej Pradze.
Na początku 2020 roku świat się wywrócił do góry nogami. Życie wielu zmieniło się o 180 stopni. Możemy narzekać na wiele aspektów tego czasu, ale prawda jest taka, że wydarzyło się wówczas również wiele dobrego. Dla mnie były to nowe znajomości. Z Kristyną, z którą poznałyśmy się tuż przed zamknięciem nas w domach, oraz Bogną poznaną kilka tygodni później, utrzymuję kontakt do dzisiaj. Przez ten czas zdążyła nam się wytworzyć taka mała wspólna tradycja, że przynajmniej raz w roku spotykamy się gdzieś na podróżniczym szlaku. Zrobiłyśmy objazd po krajach północy, kolejna była Portugalia i przyszedł również czas na Włochy. Ponieważ każda z nas mieszka w innej części Europy, wspólne spotkania są świetną okazją do podróży. I tak jesienią zeszłego roku kupiłam bilet do Pragi a stamtąd razem z Kristyną poleciałyśmy do Włoch odwiedzić Bognę, a po naszym spotkaniu miałam w planie już samotnie kontynuować podróż po innych częściach Italii.
Jednak ta podróż stała pod ogromnym znakiem zapytania do ostatniego momentu. Byłam niezwykle podekscytowana perspektywą kolejnej podróży. Ponadto po raz pierwszy miałam odwiedzić Włochy. No i po długim czasie znowu miałyśmy się spotkać wszystkie razem. Bilety na samolot były kupione. Nocleg akurat nie był zarezerwowany, bo z tym zawsze czekamy do ostatniej chwili, ale można powiedzieć, że tak jakby wszystko było dopięte już prawie na ostatni guzik. I wtedy odezwał się mój ząb. Ból był nie do zniesienia. A był to ząb martwy, więc teoretycznie boleć nie powinien. Spuchło mi pół twarzy. Tabletki przeciwbólowe nie pomagały. Dostać się do stomatologa też graniczyło z cudem. Dostałam antybiotyk i trochę się polepszyło, ale mimo wszystko poważnie zaczęłam się zastanawiać nad odwołaniem całej podróży. Latanie z bolącym zębem jest ryzykowne.
W poniedziałek rano, w dniu wylotu, patrzę w lustrze na swoją twarz - opuchlizna zeszła, bólu nie ma. Niepewnie zaczynam się pakować. Godzina wylotu coraz bliżej. Dobra - mówię sobie - lecę, najwyżej w Pradze zawrócę. Spakowałam antybiotyk, przeciwbólowe i wsiadłam w samolot. Do Pragi doleciałam bezproblemowo i uznałam, że skoro jestem już w Czechach, to głupio by było teraz zawracać i rezygnować z Włoch. Kontynuowałam podróż, ale ze względów zdrowotnych postanowiłam ją po prostu skrócić i po tygodniu wracałam już z powrotem do Polski. Choć krótka, była to podróż warta zapamiętania, nie tylko z uwagi na zawiłości na jej początku.
W Pradze na lotnisku spotkałam się z Kristyną. Ponieważ pora była już późna, udałyśmy się bezpośrednio do niej i zwiedzanie czeskiej stolicy zostawiłam sobie na następny dzień, bo do Włoch leciałyśmy dopiero w środę po południu, więc miałam cały wtorek na eksplorowanie Pragi. Natomiast poniedziałkowy wieczór wykorzystałyśmy na pogaduszki i na planowanie wspólnej podróży, bo tak właściwie poza biletami do Bergamo, nie miałyśmy nic.
To nie był mój pierwszy raz w Pradze. Byłam tam kiedyś za dzieciaka. Razem z rodzicami zwiedzaliśmy wtedy to miasto z przewodnikiem, więc zahaczyliśmy wszystkie najważniejsze miejsca. Za wyjątkiem Złotej Uliczki, która wówczas była w remoncie. Później mieszkałam w Czechach, ale wtedy akurat do Pragi jakoś nie było mi po drodze, toteż teraz naprawdę z radością tam wróciłam.
Pogoda była średnia. No ale czego innego można się spodziewać po listopadzie? Na szczęście byłam na to przygotowana. Jestem zmarzluchem, więc na jesienne wyprawy zawsze zabieram rękawiczki. W Pradze bardzo mi się przydały. Bo nie dość, że zimno, to jeszcze pochmurno, a po południu nawet zaczął padać deszcz. Niemniej w podróży żadna pogoda mi nie straszna.
Jak tylko dojechałam pociągiem do centrum, pierwsze kroki skierowałam do centrum handlowego w poszukiwaniu toalety. Jakieś było moje zdziwienie, kiedy otwarły się przede mną drzwi i powitał mnie gwiazdkowy wystrój. Ale galeria handlowa była jednym miejscem w Pradze, gdzie już panował bożonarodzeniowy klimat. Na ulicach nadal trwała jesień.
Nieśpiesznie spacerowałam sobie praskimi ulicami i oczywiście swoje kroki skierowałam ku staremu miastu. Natomiast chyba najsłynniejszy zabytek, czyli Most Karola, postanowiłam zostawić sobie na sam koniec. Przeszłam się więc wzdłuż rzeki i przeszłam na jej drugi brzeg znacznie nowocześniejszym mostem, a potem powolutku zaczęłam się wspinać na starówkę. Ponieważ podczas mojej ostatniej wizyty w Pradze, nie widziałam słynnej Złotej Uliczki, tym razem był to dla mnie punkt obowiązkowy.
Praga bardzo ładnie sobie to wymyśliła, bo pomimo tego, że wejście na teren najsłynniejszej praskiej ulicy jest płatny, bilet obejmuje również wejścia do innych ważnych obiektów. I skoro już miałam bilet, to potem grzechem byłoby nie skorzystać z wizyty również w innych obiektach, które biletem były objęte. Najpierw jednak Złota Uliczka.
Złota Uliczka
Najsłynniejsza ulica w Pradze znajduje się na Hradczanach i jest przyklejona do dawnych murów obronnych Zamku Praskiego. Niegdyś nosiła miano ulicy Złotniczej, bo podejrzewa się, że mieszkali tam najznamienitsi złotnicy kraju. Możemy tam podziwiać dawną architekturę i podpatrzeć, jak żyli niegdysiejsi mieszkańcy Pragi. W niektórych domkach mieszczą się niewielkie wystawy muzealne, inne zostały przysposobione na sklepiki z suwenirami. Jednak najciekawszą częścią Złotej Uliczki wcale nie są wnętrza mieszkań, ani nawet kolorowe fasady budynków, a poddasze. Złota Uliczka jest na tyle nietypową konstrukcją, że nawet nie wiem, jak to opisać. Budynki zostały wybudowane pomiędzy wieżami obronnymi i poddasza mieszkań są zadaszonym korytarzem łączącym wieże. Do środka oczywiście można wejść i ja z przyjemnością wdrapałam się krętymi schodami jednej z wież, bo mogłam się tam skryć przed chłodem i wilgocią panującą na zewnątrz. Na górze spędziłam chyba dobrą godzinę. I wcale nie dlatego, że było tam nieco cieplej niż na dworze, ale dlatego, że wzdłuż korytarza ciągnęła się wystawa zbroi rycerskich z różnych lat.
Od dziecka fascynowało mnie średniowiecze i wszystko co z tą epoką związane, więc nie mogłam zmarnować takiej szansy i przeszłam się korytarzem w tę i z powrotem kilka razy, aby wychwycić najciekawsze detale rycerskiego uzbrojenia. Ponieważ nie miałam żadnego przewodnika, nie jestem pewna, skąd ta galeria zbroi rycerskich na poddaszu, mogę się jedynie domyślać, że może to mieć coś wspólnego z faktem, że w mieszkaniach lokowani byli również członkowie straży zamkowej wraz z ich rodzinami. Później domy zasiedliła praska biedota. Ale do historii Złotej Uliczki swoje trzy grosze dorzucili również czescy literaci - w jednym z domków pisywał swoje dzieła Franz Kafka. Mieszkania zostały opuszczone w latach 50. XX wieku i mniej więcej w tym czasie, Złota Uliczka stała się dobrem kulturowym Pragi.
Bazylika św. Jerzego w Pradze (Bazilika sv. Jiří)
W cenie biletu było również wejście do bazyliki znajdującej się na zamkowym wzgórzu. Z zewnątrz nie jest to budowla spektakularna. Barokowa czerwona fasada niespecjalnie mnie przekonywała, no ale weszłam. I oniemiałam. Bo wnętrze było piękne, surowe, zimne, romańskie.
Pierwsza świątynia powstała tam na początku X wieku. Najpierw pełniła funkcje katedry, a po przeniesieniu biskupstwa, kościół stał się siedzibą zakonu benedyktynek. Przez stulecia kościół przechodził liczne remonty i przebudowy, a więc budynek łączy w sobie najróżniejsze style architektoniczne. Co jednak najbardziej zachwyca to mimo wszystko zrekonstruowane w XIX wieku romańskie wnętrze bazyliki oraz freski zdobiące przepiękne sklepienie. Nie można również pominąć drewnianego grobowca księcia czeskiego, który był fundatorem tego pierwszego kościoła w tym miejscu.
Stary Pałac Królewski (Starý královský palác)
Następnie udałam się do dawnego pałacu królewskiego. Najbardziej imponującą częścią jest reprezentacyjna sala władysławowska w stylu gotyckim. Ogromna komnata z drewnianą podłogą, renesansowymi oknami i przepięknymi sklepieniami. Przepadłam. Moje zdjęcia absolutnie nie oddają klimatu tego miejsca, musicie mi więc uwierzyć na słowo, że jak tam weszłam, to jedyne co była z siebie wydusić to ciche jęknięcie zachwytu. Reszta pałacu nawet nie była w połowie tak piękna ja ta jedna komnata. Nawet sala tronowa nie była tak spektakularna.
Katedra św. Wita
Na koniec zostawiłam sobie jeden z najbardziej charakterystycznych budynków Pragi, czyli Katedrę Świętych Wita, Wacława i Wojciecha. Jest to w tym miejscu trzecia świątynia. Najpierw na praskim wzgórzu stała niewielka przedromańska rotunda (jej pozostałości nadal znajdują się pod katedrą), później romańska bazylika, aż wreszcie w XIV wieku rozpoczęto budowę jednej z najcenniejszych perełek gotyku i neogotyku Europy Środkowej - katedrę św. Wita. Nie ma chyba osoby, na której ta konstrukcja nie zrobiłaby wrażenia. Świątynia jest monumentalna i bogata w liczne elementy dekoracyjne, które niekiedy trudno wyłapać niewprawionym okiem. Miałam to nieszczęście, że katedra była częściowo w remoncie, więc częściowo elewacja była zakryta przez rusztowania.
Natomiast wnętrze mogłam podziwiać w całej krasie, czego podczas mojej pierwszej wizyty w Pradze nie zrobiliśmy. Powiem szczerze, że teraz też nie miałam jakieś wielkiej ochoty na oglądanie katedralnego wnętrza, ale jeszcze raz powtórzę, że szkoda mi było zmarnować taką okazję, skoro już zapłaciłam za bilet, po drugie po raz kolejny mogłam się schronić przed jesiennym chłodem.
Most Karola
Gdy już wykorzystałam bilet na maksa, przeszłam się jeszcze niespiesznym krokiem po Hradczanach i powolutku kierowałam się w dolną część miasta i na most Karola. Niestety zaczęło padać, więc schowałam aparat i od teraz robiłam już tylko zdjęcia telefonem, ale i tak za dużo ich nie było ze względu na aurę właśnie. Może też przez tę niepewną pogodę na Moście Karola było znacznie mniej ludzi niż się spodziewałam. Zapamiętałam sobie to miejsce jako wąską aleję, gdzie trzeba było iść slalomem pomiędzy przechodniami, żeby dostać się na drugą stronę rzeki. A tym razem taka miła niespodzianka i nawet bez problemu mogłam się zatrzymać tam gdzie mi się podobało i zrobić kilka ujęć jednego miejsca.
Most Karola jest jednym z najstarszych kamiennych mostów na świecie. Niegdyś był jedynym w Pradze łączącym oba brzegi Wełtawy. Kursował po nim najpierw konny tramwaj, później elektryczny, jak i również można było po nim jeździć samochodem i to do 1965 roku - od tego momentu most jest otwarty tylko dla ruchu pieszych.
Jedną z cech szczególnych mostu są figury ustawione na całej długości. Razem 30 figur po 15 z każdej strony. Są wśród nich postacie Matki Boskiej, Chrystusa i licznych świętych. I choć spacer mostem jest przeżyciem samym w sobie, najbardziej jesteśmy w stanie docenić kunszt tejże architektury podziwiając most z brzegu rzeki, z innego mostu lub z perspektywy wody. Właśnie dlatego na sam początek zwiedzania Pragi nie poszłam za tłumem na Most Karola, a nieco dalej, żeby stamtąd mieć najlepszy widok na obiekt, do którego wszyscy tłumnie spieszyli.
Głowa Kafki
Po przeprawie na drugą stronę Wełtawy pospacerowałam sobie uliczkami starówki i w oczekiwaniu na Ksirtynę, która miała do mnie niedługo dołączyć, postanowiłam udać się na poszukiwania słynnej głowy Kafki. Jest to jeden z najbardziej spektakularnych pomników nie tylko Kafki, ale w ogóle. Jest to nowoczesna ruchoma konstrukcja o wysokości 10 metrów i wadze prawie 40 ton. Poszczególne panele są ruchome i tworzą kształt głowy pisarza. Brzmi to imponująco, prawda?
Pomnik ten był jedynym punktem na mapie Pragi, dokąd szłam z GPSem, żeby na pewno trafić w dobre miejsce. Tylko że GPS wskazywał, że jestem na miejscu, a ja się obracam wokół własnej osi i żadnej głowy Kafki nie widzę, a przecież miała to być ogromna konstrukcja. I nagle mój wzrok skupia się na czarnym rusztowaniu, gdzie dużymi literami jest napisane, że Głowa Kafki jest w remoncie... Także niestety nie tym razem.
Czeska kuchnia
Skierowałam się do najsłynniejszego miejsca spotkań, czyli pod stary zegar astronomiczny, gdzie dołączyła do mnie moja koleżanka i razem wybrałyśmy się na kolację. Wybrałyśmy niewielką lokalną restauracyjkę. Dość popularną biorąc pod uwagę liczbę gości. Miałyśmy szczęście, że udało nam się dostać stolik. Miejsce doprawdy ciekawe. Piwnica, w której mieściła się jedna z restauracyjnych sal była "przyozdobiona" rysunkami i podpisami gości - tworzyło to dość fantazyjny kolaż.
W ofercie restauracji były tylko dania kuchni lokalnej, więc nieważne co bym wybrała i tak byłoby po czesku. Knedliky z gulaszem już znałam, więc teraz postawiłam na svíčkovą na smetaně - czyli polędwiczkę wołową w sosie śmietanowym a do tego oczywiście knedliczki.
Praga wieczorem
A po kolacji, żeby nieco spalić zjedzone kalorie, przeszłym się jeszcze po centrum Pragi. Dotarłyśmy między innymi pod pomnik Kafki - skoro nie zobaczyłam słynnej głowy, to chociaż inną ciekawą podobiznę tego pisarza zobaczyłam.
Nie włóczyłyśmy się zbyt długo, bo miałyśmy przed sobą jeszcze godzinę drogi do mieszkania i musiałyśmy wreszcie zarezerwować jakiś nocleg na nasz pobyt we Włoszech, gdzie wybierałyśmy się już nazajutrz.
Cudny spacer odbyłaś po mojej ulubionej europejskiej stolicy. W Pradze byłam dwa razy i wybieram się znowu, bo nigdy mi tego miasta dość. Taki mam do niej jakiś sentyment. Dzięki Julka:)))
OdpowiedzUsuńPiękna jest Praga i wcale Ci się nie dziwię, że wracasz tam regularnie. Ja też już byłam tam dwa razy i na tym pewnie się nie skończy.
UsuńPozdrawiam
Zacznę może od najmilszego bo od podziękowań za tyle ciepłych słów pod moim adresem. Niezmiernie mi miło, że mogę być dla kogoś motywacją i inspiracją do pisania. Jak mam zastój twórczy to sama czytam swoje stare wpisy i to mi zawsze pomaga 😊. Ten rok jest dla mnie obfity w podróże i mam w zanadrzu tyle tematów, które chciałabym poruszyć, że nie wiem od czego zacząć. I żeby mi nic nie umknęło też zrobiłam sobie listę tematów, to moje zapasy na jesień i zimę.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Pragę, podobnie jak Ty byłam dwa razy i mogłabym pojechać kolejne dwa. Marzy mi się Praga zimą, najlepiej w okresie Świąt, no i żeby był śnieg, to warunek konieczny. Czasem jak sobie myślę gdzie by tu wyskoczyć na długi weekend to jakoś tak zawsze najpierw myślę o Pradze. Pewnie to jakiś znak 😊.
Pozdrawiam Cię cieplutko i życzę Ci fajnych ostatnich dni sierpnia. Buziaki
Ojej, Praga zimą to też moje marzenie. I kilka lat temu prawie je spełniłam. Ale będzie jeszcze okazja.
UsuńŚciskam :)
Fajnie opisane zwiedzanie Pragi. Byłem w niej, ale jakoś Złota Uliczka mi umknęła, nawet jej nie kojarzę.
OdpowiedzUsuńŚwięta w galeriach handlowych przychodzą tak jakby szybciej, za szybko nawet.
Aż dziwne, bo Złota Uliczka to jedno z najczęściej odwiedzanych miejsc w Pradze. Ja sobie ją trochę inaczej wyobrażałam, ale nie zawiodłam się.
UsuńŚwięta to w ogóle z roku na rok coraz szybciej przychodzą i ja osobiście jestem tego ogromną przeciwniczką. Dla mnie świąteczny klimat powoli zaczyna się wraz z nadejściem grudnia, albo i jeszcze nieco później, w okolicach Mikołajek.
Pozdrawiam