Portugalia dzień 9: we mgle

To miał być jeden z tych dni, kiedy przechadzamy się wąskimi uliczkami najurokliwszych portugalskich miasteczek, kiedy podziwiamy panoramiczne widoki z zamkowych włości. A przede wszystkim to miał być jeden z tych dni, kiedy zatracamy się wpatrując się w tarczę zachodzącego słońca. Miał być, ale nie był.

Obudziła nas muzyka ulewnego deszczu. A za oknem nieprzenikniona mgła. Nie spieszymy się więc. Powoli pakujemy wszystkie nasze manatki i schodzimy na śniadanie, które było w cenie noclegu. Muszę przyznać, że w bardzo wielu miejscach w Portugalii nocleg był ze śniadaniem, nawet gdy wybierałyśmy najtańsze opcje. Bardzo to miłe. Tamtego dnia trafiło nam się bardzo obfity pierwszy posiłek. Był on w formie bufetu i było naprawdę sporo opcji do wyboru. Ponadto ciepła herbata/kawa/kakao. Mimo tego, że właściciele nie mówili po angielsku, wykazali się ogromną gościnnością. 

W odróżnieniu do poprzedniego dnia, tym razem na trasie nie miałyśmy żadnych widoków, tylko białe mleko. Nie zatrzymywałyśmy się co chwilę, jak ostatnio toteż stosunkowo wcześnie dotarłyśmy do pierwszego miasteczka, które zaplanowałyśmy zwiedzić tamtego dnia. 

Sortelha - podróż do średniowiecza

Zanim jeszcze dotarłyśmy do centrum, zatrzymałyśmy się na chwilkę na punkcie widokowym, gdzie na niewielkim wzniesieniu stały ogromne kamienne wazy. Jak tylko wysiadłyśmy z samochodu, żeby przynajmniej rozprostować kości, bo o podziwianiu widoków nie było mowy przy takiej pogodzie, przekonałyśmy się jak paskudny będzie to dzień. Mimo że już przestało padać, wszechobecna mgła sprawiała, że wszystko wokół było mokre a wilgoć jeszcze bardziej potęgowała nieprzyjemnie niską temperaturę. Szybko ewakuowałyśmy się z powrotem do ciepłego auta, ale wiedziałyśmy, że za chwilę i tak będziemy musiały opuścić ten nasz mały azyl, jeśli chcemy coś pozwiedzać. 

Przed spacerem po starówce miałyśmy w planie wdrapanie się na kolejny punkt widokowy, gdzie stała wieża zegarowa. Byłyśmy pewne, że przy takiej pogodzie nic nie zobaczymy, ale z planu nie zrezygnowałyśmy i i tak ten szczyt zdobyłyśmy. Samochód zostawiłyśmy tuż przy wejściu na ścieżkę prowadzącą do wieży i niemalże wbiegłyśmy na górę. Oczywiście widoków nie było, ale skoro byłyśmy już tak blisko, to dlaczego miałybyśmy sobie odpuścić zapewne bardzo ładną w innych okolicznościach lokalizację? 

Wreszcie dojeżdżamy pod bramę miejską. Teoretycznie można było nawet wjechać do środka, tym bardziej że przed bramą nie było parkingu, ale szerokość wjazdu nie zmieniła się od czasów, gdy ludzie poruszali się głównie pieszo i tylko najbogatsi mogli sobie pozwolić na konia, więc postanowiłyśmy nie ryzykować zadrapań na samochodzie. Do Sortheli wchodzimy pieszo tak jak jej pierwsi mieszkańcy.

Sortelha jest niewielkim miasteczkiem (niegdyś warownym), które znajduje się na szlaku historycznych miasteczek portugalskich (Aldeias Históricas de Portugal). Osada została założona w XIII wieku i pomimo upływu stuleci, nadal zachowuje swój średniowieczny klimat. Centralnym punktem jest oczywiście kamienna warownia na szczycie, wokół której rozbudowały się liczne domostwa. I to właśnie tam idziemy na początek. 

Romańsko-gotycka warownia swoje lata świetności ma już dawno za sobą. Można by nawet powiedzieć, że dzisiaj jest to tylko ruina. Ale ruina o dobrze zachowanym dawnym kształcie. Ostała się również wieża, która góruje nad całą okolicą. Można też wejść na zamkowe mury, skąd być może rozpościerają się widoki na całą okolicę. Niestety los nie pozwolił nam tego zweryfikować. Gdyby pogoda była nieco bardziej przychylna, być może udałoby nam się dostrzec też wiele wciąż dobrze zachowanych elementów dekoracyjnych, np. kamienny herb. Ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma i pozostało nam zachwycać się zamkowym balkonem, który świetnie by się nadawał dla Julii i Romea, mimo że jest nazywany balkonem Piłata (Varanda de Pilatos). 

Nie będę Wam tutaj przytaczać informacji historycznych, nie powiem jakim najlepiej iść szlakiem, nie napiszę co wypada zobaczyć w Sortelhi, bo to miejsce mówi samo za siebie. Ja oczekiwałam spokojnego spaceru gąszczem brukowanych uliczek i romantycznej atmosfery. A co dostałam? Mgłę i deszcz. I mogłabym narzekać na tę pogodę i powiedzieć, że Sortelha mnie sobą rozczarowała, ale muszę Wam się przyznać, że tak naprawdę lepiej chyba nie mogłyśmy trafić. Ta ponura aura dodawała Sortelhi niezwykłego uroku. Czułam się jak gdybym przechodząc przez miejską bramę, przeszła do innej czasoprzestrzeni, wprost do baśniowego średniowiecza. Bo z jednej strony czas w tym miasteczku się zatrzymał. A z drugiej strony zamek i te kamienne domostwa są żywą historią. Ja byłam zauroczona miejscem jak i jego klimatem. I chciałabym jakoś tutaj tamtejszy nastrój przemycić, chociaż nie jest to łatwe zadanie. 

Na zakończenie naszego pobytu w średniowieczu, udajemy się do lokalnej tawerny na posiłek. Pukamy do drzwi niczym strudzeni wędrowcy poszukujący ciepłego kąta. Gdy miła dziewka wpuszcza nas do środka, otula nas przyjemne ciepło. Chciałabym powiedzieć, że znów przeniosłyśmy się w czasie, ale tak naprawdę nadal byłyśmy w tamtym romantycznym średniowieczu niczym z powieści o walecznych rycerzach i królach. Absolutnie nie spodziewałam się takiego fajnego klimatu w tej jedynej otwartej wówczas restauracji. Tam sobie uzmysłowiłam, że w Sortelhi naprawdę czas się zatrzymał. 

Gdy po obiedzie wyszłyśmy z restauracji, mgła nie była tak gęsta w widoczność znacznie się poprawiła, więc porobiłyśmy jeszcze kilka nie tak mlecznych zdjęć na pamiątkę, a potem ruszyłyśmy we mgłę.

Monsanto - najbardziej portugalskie miasteczko

Do Monsanto docieramy w okolicach złotej godziny, w samą porę, by zdążyć na magiczny zachód słońca. To było jedno z moich portugalskich marzeń. Pozostało jednak niespełnione. Mgła trzymała do samego końca dnia, a nawet i dłużej. Cóż, może jest to dobry powód, by jeszcze tam wrócić? Bo tak jak Sortelha mnie zachwyciła, tak Monstanto niestety rozczarowało.

Miasteczko to również leży na szlaku średniowiecznych miasteczek portugalskich i jest nawet dużo popularniejsze niż Sortelha. Było to widać na każdym kroku. Nawet wieczorem wciąż jeszcze było tam sporo turystów. Wszystkie parkingi płatne (na szczęście tylko w sezonie). A w samym centrum miasteczka sporo sklepików z pamiątkami, restauracji i infrastruktury turystycznej. 

Zwiedzanie zaczynamy od wizyty w informacji turystycznej, gdzie mogłyśmy obejrzeć wystawę dot. historii miasteczka i jednocześnie trochę się rozgrzać przed późniejszym spacerem we mgle. Z racji, że zmierzch był coraz bliżej najpierw postanowiłyśmy zdobyć zamek, a dopiero potem, być może już w świetle latarni pospacerować brukowanymi uliczkami miasteczka. 

To właśnie z góry zamkowej miały się rozciągać niezapomniane widoki, ale jak się możecie domyślać... i zobaczyć na zdjęciach, wszędzie tylko mgła. Nie powiem, miało to swój urok, tym bardziej, że powoli zapadał zmrok i tworzyła się niesamowita atmosfera, jednak nie tego oczekiwałam. 

Kamienna warownia została wybudowana w XII wieku przez Templariuszy i dała początek Monstanto. Z czasem u podnóża zamku w granitowych skałach zaczęto budować niewielkie domostwa; część stawiano od podstaw, inne powstały w szczelinach pomiędzy skałkami. Te średniowieczne konstrukcje przetrwały do naszych czasów w niemalże nienaruszonym stanie. Część z nich przystosowano do współczesnego świata, inne powoli upadają nadgryzione zębem czasu. Teraz pewnie już niewielu Portugalczyków chciałoby mieszkać w takich warunkach i w takim miasteczku, gdzie nie da się podjechać samochodem pod same drzwi; życie współczesnego człowieka nie byłoby tam łatwe. A jednak część ludzi decyduje się na odremontowanie tych domków i utworzenie swojej letniej rezydencji lub udostępnienie jej turystom. 

Wracając jednak do zamku. Prowadzi do niego naprawdę przyjemna dróżka. Ponadto w okolicy jest kilka szlaków trekkingowych i fajnych widokowo miejsc i gdyby nie ta ponura pogoda pewnie byśmy się gdzieś wybrały na dłuższy spacerek, ale w takich okolicznościach nie miało to najmniejszego sensu. Nawet na zamkowym dziedzińcu nie było zbyt przyjemnie ze względu na wilgoć. 

Natomiast sam zamek zamkiem już nie jest, a jedynie pozostałościami po nim. Możemy tam podziwiać część dawnych murów, wieże obronne, podniszczoną kapliczkę i odrestaurowany kościółek. W czasach wojny niepodległościowej w kościółku magazynowano proch i broń. W początkach XIX wieku doszło tam do eksplozji i tyle pozostało po świątyni i zamku. Od tego czasu warowania przestała pełnić funkcje obronne a została uznana za narodowy zabytek.  

Poza tym, że Monstanto jest naprawdę malowniczym i uroczym miasteczkiem jest też uznane z najbardziej portugalskie miasteczko. Oczywiście z przymrużeniem oka, no bo na jakiej podstawie można uznać, że jedno miasteczko jest bardziej portugalskie od drugiego? Monstanto wygrało bowiem w konkursie organizowanym przez rząd w 1938 roku. Państwo chciało uromantycznić wiejskie życie i ożywić rolnictwo, toteż wybrano 12 wiosek, z których wybrano Monsanto jako tą najbardziej portugalską. W nagrodę miasteczko otrzymało srebrną statuetkę koguta (Gallo de Barcelos), która jest symbolem Portugalii. Kogut nadal dumnie spogląda na Monsanto z wieży Torre de Lucano. Był to jedyny tego typu konkurs w całej historii Portugalii i jak widać przyniósł on Monsanto sporo popularności. Ponadto dzięki tytułowi najbardziej portugalskiego miasteczka Monsanto miało dość ograniczone możliwości modernizacji i industrializacji, toteż pozostało ono niemalże nietknięte od pamiętnego 1938 roku i jest swego rodzaju żywą pamiątką po tamtych czasach, a nawet i dawniejszych. 

Kogut jest symbolem całej Portugalii, natomiast unikatowym symbolem Monsanto, poza niezwykłą architekturą, jest szmaciana laleczka zwana marafona. Laleczki te bardzo łatwo rozpoznać, gdyż praktycznie nie mają twarzy i są ubrane w regionalne stroje Portugalii. Według dawnych wierzeń miały przynosić szczęście w małżeństwie i zwiększać szanse na zajście w ciążę. Jeśli decydujecie się na zakup jakiejś pamiątki z Monsanto, to może niech to będzie właśnie marafona? 

Spacer po Monsanto był naprawdę przyjemny a samo miasteczko piękne, jednak tamtego dnia to Sortelhia przypadła mi bardziej do gustu. Dało się odczuć, że Monsanto jest popularnym turystycznym miasteczkiem, a Sortelha stoi w jej cieniu. A jak wiecie, ja wolę te spokojniejsze miejsca. Niemniej oba te miasteczka są wyjątkowe i oba warto odwiedzić. Teraz gdy to piszę i wspominam tamten dzień, naszła mnie ochota, by znowu tam być, by jeszcze bardziej wczuć się w tamten średniowieczny klimat i przede wszystkim mieć szczęście co do pogody, bo jednak zachód słońca, na który tak bardzo czekałam, wciąż pozostałe w sferze marzeń. 

Z Monsanto zbieramy się, gdy zapalają się pierwsze latarnie. Przed nami jeszcze długa trasa do miejsca naszego zakwaterowania. Jazda w nocy, w deszczu i we mgle to chyba najgorsze, co się kierowcy może przytrafić. I rzeczywiście tak było. Liczyłyśmy, że w miarę jak będziemy zjeżdżać w niższe partie Portugalii, mgła nie będzie tak gęsta, ale trochę się przeliczyłyśmy. Wjechałyśmy w taki rejon, że widoczność ograniczyła nam się prawie do zera. Na szczęście tylko kilkadziesiąt metrów było takich trudnych, a potem wyjechałyśmy na prostą. Ale to jeszcze nie koniec przygód. Gdy dojechałyśmy do Fundão, GPS prowadził nas na miejsce noclegu drogą jednokierunkową, nie wiedział natomiast, że droga ta była w pewnym momencie zablokowana przez roboty drogowe. Myślałyśmy, że jakoś to objedziemy, bo obok znajdował się plac, ale jak to z placami i ryneczkami bywa, są one zablokowane dla ruchu kołowego. Wjechać na niego wjechałyśmy i nawet udało nam się zawrócić, bo nie miałyśmy innego wyjścia, jak przejechać kawałek pod prąd. Niestety za nami już ktoś jechał, zatrzymał się na końcu tej zablokowanej drogi i kierowca poszedł sobie do restauracji. Sądziłyśmy, że tylko wejdzie i wyjdzie, bo zostawił auto na awaryjnych, więc czekałyśmy. Mija 5 minut, 10 minut... Wreszcie moja towarzyszka idzie za tamtym kierowcą do restauracji, aby wytłumaczyć sytuację i poprosić o przestawienie auta, żebyśmy mogły wyjechać. Ja zostaję w samochodzie na wszelki wypadek, gdyby zjawił się ktoś z pretensjami, że zaparkowałyśmy sobie w miejscu niedozwolonym na placu dla pieszych. Po pięciu minutach wraca i się śmieje, bo miała problem, żeby się dogadać, bo oczywiście nikt tam po angielsku nie mówił, ale misja zakończyła się sukcesem i potem już bezproblemowo dotarłyśmy na miejsce naszego noclegu.

Tutaj mogłabym zakończyć tę opowieść, ale tak dobrze mi się wreszcie pisze, że wspomnę też o pensjonacie, w którym nocowałyśmy. Zaparkowałyśmy samochód kilkaset metrów stamtąd, zabrałyśmy wszystkie bagaże i stanęłyśmy przed drzwiami a te były zamknięte. Dzwonimy dzwonkiem. Nadal nic. Wszędzie głucho i ciemno. Na szczęście nad dzwonkiem był nr telefonu do właściciela, więc dzwonimy. O dziwo, facet mówił perfekcyjnie po angielsku. Zdziwiło nas to jeszcze bardziej, jak przyszedł nam otworzyć drzwi, bo okazał się starszym panem. Ale prawdopodobnie prowadzi ten pensjonat dla pielgrzymów od lat i przez te wszystkie lata opanował angielski na poziomie umożliwiającym mu komunikację z przyjezdnymi. 

Pensjonat znajdował się w starej kamienicy. Wszystko tam było stare. Łącznie z wystrojem. Dostałyśmy pokój czteroosobowy z łóżkami z innej epoki. Ponadto w pokoju była umywalka i bidet (!). I obowiązkowo taki mały telewizorek. I szafa, której bałam się otworzyć, żeby nie wypadł z niej jakiś trup. Trochę to wszystko wyglądało jak w muzeum. Niezapomniane doświadczenie. I muszę tutaj zaznaczyć, że mimo tego, że wyposażenie było stare, w pensjonacie było czyściutko, a łazienka aż lśniła. Za jedną noc zapłaciłyśmy tylko 12 euro od osoby i jeszcze dostałyśmy śniadanie. 

To nie był najpiękniejszy pogodowo dzień, ale zdecydowanie najobfitszy w niezapomniane wrażenia. Do samego końca czułam się jak podróżnik w czasie. 

Komentarze

  1. Jakie to musi być niesamowite uczucie spacerować po średniowiecznych, wąskich kamiennych uliczkach, mając świadomość ich wiekowego zabytku. Tawerna całkiem przyjemna. Spanko też czyściutkie ;) Piękna wyprawa :) Dzięki, że mogłam je zobaczyć.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo miło wspominam tamten dzień, pomimo tego, że było zimno, mało co widziałyśmy na trasie i nie załapałyśmy się na magiczny zachód słońca. Ale wspomnienia i tak pozostały piękne.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Witam serdecznie ♡
    Wow, cudowna wyprawa! Oglądając zdjęcia wyobrażałam sobie siebie, w tym niesamowitym miejscu. Piękne, takie potężne, emocjonujące, wiekowe, zabytkowe. Faktycznie można poczuć się jak podróżnik w czasie a mgła dodaje tylko charakteru :D No jak z filmu :D
    Pozdrawiam cieplutko ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zanim tam dotarłam nie wyobrażałam sobie, że takie miejsca jeszcze w ogóle istnieją. Tutaj nawet nie trzeba było się zbytnio posiłkować wyobraźnią, bo w Sortelhi i w Monsanto czas jakby się zatrzymał i nie widać tam wielu śladów współczesności.
      Dziękuję za wizytę na blogu i pozostawiony komentarz.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Bardzo fajny. Czasami niepogoda w podróży wcale nie musi być przeszkodą, a może być nawet piękną ozdobą.
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Są pięknie położone i mają wspaniały, dawny klimat. Mgła rzeczywiście dodaje miasteczkom niezwykłej scenerii. Krajobrazy portugalskie już trochę znamy, a takie mgielne widoki są na pewno rzadziej tam dostępne. Mnie ten dzień też by się bardzo spodobał!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy rzadziej dostępne to ja nie wiem. Spędziłam w Portugalii 3 tygodnie i co 2/3 dni padało i pogoda była właśnie taka tajemnicza :D Myślę, że wizja tej słonecznej Portugalii jest wynikiem tego, że większość osób jeździ na południe tego kraju, gdzie są piękne rajskie plaże i trochę stabilniejsza pogoda. A na północy jest już bardziej zielono i deszczowo, w szczególności jesienią.
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Może nie jest to pogoda z tropików, ale te zdjęcia mają niesamowity klimat! Tołstoj kiedyś napisał, że "wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób". Parafrazując jego słowa: wszystkie słoneczne zdjęcia są do siebie podobne (i w pewnym sensie nudne), te nietypowe są wyjątkowe na swój sposób. Mnie się podoba, ale ja ogólnie lubię takie klimaty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mgła ma w sobie coś mistycznego. A porównanie do Tołstoja naprawdę trafne.
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. Takie podobna miasteczka są w Toskanii i w jednym mielsimy podobna pogodę. Powiem Ci że bardzo to mi się podobało. Portugalia jest cudowna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Toskania jeszcze przede mną, ale mam nadzieję trafić tam na nieco słoneczniejszą pogodę. Niemniej, Portugalia we mgle nie była wcale taka zła.
      Pozdrawiam

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram