Portugalia dzień 10: na szczycie Portugalii

Po bardzo mglistym i deszczowym dniu kolejny poranek zwiastuje nam przepiękną pogodę. Nie mogłyśmy mieć więcej szczęścia, bo w planie był przejazd widokowymi górskimi drogami, mnóstwo panoramicznych punktów widokowych i trekkingi w otoczeniu zieleni.

 

Zjadamy szybkie śniadanie wliczone w cenę noclegu w restauracji, którą prowadził ten sam pan co pensjonat. Dziękujemy za nocleg i ruszamy w drogę. Ale nie zdążyłyśmy się jeszcze rozpędzić, a już stałyśmy w korku próbując się wydostać z Fundão. Na szczęście było to typowe natężenie ruchu dla porannych godzin szczytu i chwilę później pędziłyśmy po prostej drodze w stronę miasta Covilhã. 

Covilhã jest miastem uniwersyteckim, ponadto centrum przemysłu wełniarskiego i bramą ku górom Serra da Estrela należącym do pasma Gór Kastylijskich. Ze względu na dość napięty grafik na ten dzień, który i tak sobie nieco poluzowałyśmy, nie zatrzymywałyśmy się w mieście, tylko od razu jechałyśmy dalej. Tego dnia naszym priorytetem była przyroda i zapierające dech w piersiach widoki. A piękne krajobrazy zaczęły się jak tylko wyjechałyśmy poza granice miasta. Swoją drogą nie spodziewałyśmy się, że już w Covilhii będziemy musiały się zmagać ze stromymi podjazdami i ostrymi zakrętami. Jak się później okazało, był to najtrudniejszy odcinek na całej trasie. A przecież potem pięłyśmy się już tylko wyżej i wyżej i to w znacznie dziksze rejony. 

Miradouro da Varanda dos Carqueijais

Pierwszy postój robimy sobie kilka kilometrów za miastem, na balkonie widokowym, skąd rozciąga się panorama całej doliny. Gdy wysiadamy z auta, przekonujemy się, że pomimo słońca, będzie to dość chłodny dzień. Nie stoimy więc zbyt długo na wietrze i po zrobieniu kilku zdjęć wracamy do ciepłego samochodu. Teoretycznie nie było aż tak zimno, żeby od razu uciekać do auta, ale chyba sami wiecie, jak to bywa w trasie, gdy zatrzymujemy się tylko na chwilę na jakiejś zatoczce, żeby popatrzeć - nie chce nam się na tę krótką chwilę zakładać kurtek, czapek itd., więc szybko biegniemy na samym sweterku a potem dygoczemy. Ale i tak na balkonie zebrała się kolejna grupa, więc nie było sensu wystawać tam w nieskończoność. Tym bardziej, że widoki wcale nie były takie och i ach. W notatkach z podróży zapisałam sobie tak: "widok miły dla oka, ale bez szału".

Miradouro do Sanatório (1300 m n.p.m.)

Krętymi drogami wspinamy się wyżej i wyżej. Jednak wcale daleko nie zajechałyśmy a już znowu się zatrzymujemy. W ten sposób wyglądał niemalże cały dzień. Ale jak tu inaczej się zachować, skoro widoki takie piękne? No po prostu auto aż samo się zatrzymuje na tych wszystkich zatoczkach, byśmy tylko przez przynajmniej kilka minut napawały oczy tymi górskimi krajobrazami. 

Zjeżdżamy z głównej drogi i zostawiamy samochód na niewielkim parkingu. Tym razem już się porządnie ubieramy i idziemy na krótki spacer na kolejny punkt widokowy. Z map wynika, że można tam podjechać nawet samochodem, ale widzimy znak zakazu i wolimy nie ryzykować. Poza tym krótki spacer jeszcze nikomu nie zaszkodził. A jak wiadomo, już odrobina wysiłku sprawia, że potem dużo bardziej doceniamy osiągnięty cel, a widoki są jeszcze cudowniejsze. Tutaj wcale nie było inaczej. 

Punkt widokowy swoją nazwę wziął oczywiście od sanatorium, które bardzo ładnie widać z tego szczytu. Sanatorium zostało wybudowane w latach 30. XX z ramienia portugalskiego związku kolejowego. Było ono przeznaczone głównie dla pacjentów zmagających się z gruźlicą. Wierzono bowiem, że czyste górskie powietrze ułatwi im wyjście z choroby. Wraz z rozwojem medycyny coraz mniej pacjentów przyjeżdżało do sanatorium i ostatecznie w latach 70. ubiegłego wieku zostało ono zamknięte. Przez pewien czas budynek był schroniskiem dla uchodźców wracających z dawnych portugalskich kolonii, ale już w latach 80. zaczął popadać w ruinę. Wreszcie pod koniec XX wieku dawne sanatorium zostało odremontowane i do dzisiaj mieści się tam luksusowy hotel SPA. 

Natomiast na samym szczycie stoi niewielka wieża, ale i tak to, co tam było najfajniejsze, to oczywiście te panoramiczne widoki na całą okolicę. Spędziłyśmy tam dłuższą chwilę, aby wszystko dobrze sobie zanotować w pamięci. Najbardziej chyba zapadł mi w pamięci widok pierzastych chmur tuż pod nami. Chyba nigdy wcześniej nie udało mi się czegoś takiego doświadczyć (nie licząc widoków z samolotowego okna). Tutaj co prawda chmury były sporo od nas oddalone, ale i tak zrobiło to na mnie wrażenie.

Miradouro dos Piornos

Jedziemy dalej. Wjeżdżamy na wysokość 1600 m n.p.m. i tutaj widoki zgoła inne. Nie widzimy już dolin. Przed nami maluje się szeroka droga bez przewyższeń. Wokół też dość płaski teren. Mnie taki krajobraz od razu skojarzył się z tym z powieści Tolkiena. Panował tam trochę taki baśniowo-fantastyczny klimat. Tylko żółte słupki wzdłuż drogi dodawały pewnego rodzaju grozy. Bo już zaczęłam sobie wyobrażać to miejsce pełne śniegu, droga zasypana, wszędzie biało, a zza wielkich zasp wystają tylko czubeczki palików. Chociaż Serra da Estrella jest mekką portugalskich narciarzy, ja chyba nie chciałabym jeździć po tych terenach zimą. 

Zatrzymujemy się na ogromnym pustym parkingu z widokiem na sztuczne jezioro Viriato. Znowu się ciepło ubieramy, bo wiatr nieźle daje w kość i wychodzimy na szlak. Naszym celem był nowo utworzony balkon widokowy Miradouro dos Piornos. Okazało się, że platforma została otwarta 15 października 2022 a my byłyśmy tam niecałe trzy tygodnie później, być może jako jedne z pierwszych obcokrajowców. Mimo tego, że platforma jest nowa, to już wtedy sporo pająków zdążyło sobie tam uwić gniazdko.  

Spacer z parkingu do celu zajął nam dosłownie 10 minut. Stopień trudności określiłabym jako łatwy, gdyż przewyższenie było niewielkie. Jedynym minusem jest dość słabo oznakowany szlak. Niby jest oznakowany, a jednak trochę mylne są te znaki, więc my posiłkowałyśmy się mapą. 

Sam balkon, choć jest ciekawą konstrukcją architektoniczną, nie zrobił na mnie większego wrażenia. Widok raczej średni, choć i tak te zawieszone nad doliną chmury bardzo mi się podobały. Moim zdaniem dużo fajniejsze widoki rozciągały się z samego szlaku. Widać stamtąd było dwa sztuczne akweny i drogę wijącą się pomiędzy skałkami.  

Miradouro do Vale Glaciar

Jedziemy dalej i coraz wyżej. Znowu zatrzymujemy się przy zatoczce, skąd rozciąga nam się panoramiczny widok na całą dolinę polodowcową. A już po kilkudziesięciu kolejnych metrach następny postój, bo zauważyłam jakąś samotnie stojącą ogromną skałę. Akurat tego miejsca nie jestem w stanie zlokalizować na mapie. Skała po prostu wyrosła. Na poboczu pojawiła się niewielka zatoczka. Grzechem by było tak po prostu jechać dalej bez chociażby minutki na zrobienie porządnych zdjęć.

Torre do Estrela 

Kiedy minęłyśmy znak z informacją, że jesteśmy już na wysokości 1900 m n.p.m. zaczęłam się cieszyć jak dziecko. Co za emocje. Nigdy nie byłam na takiej wysokości. W dodatku samochodem i to po tak dobrej jakościowo drodze (oczywiście jak na górskie i portugalskie warunki). I nagle dojeżdżamy do centrum narciarskiego. 1993 m n.p.m. Najwyższy szczyt kontynentalnej Portugalii zdobyty bez żadnego wysiłku. W dodatku jedno z najbardziej obleganych miejsc. Duży parking. Sklepiki z pamiątkami. Restauracja, gdzie zamawiamy sobie gorącą czekoladę. Wyciąg narciarski jeszcze nieczynny o tej porze roku. I mnóstwo ludzi wszędzie dookoła. 

Wciąż nie mogę uwierzyć, że najwyższy szczyt Portugalii jest tak łatwo osiągalny dla każdego. Jeszcze gdyby nie był na tak dużej wysokości, to ja rozumiem. Ale Torre do Estrela brakuje zaledwie kilka metrów do miana dwutysięcznika. Jakiś kosmos. Kosmos w przenośni i trochę dosłownie, bo widoki są niczym z innej planety, a jak jeszcze dorzucimy do tego te charakterystyczne wieże zwieńczone kopułami, to już w ogóle jesteśmy w innym świecie. Niektórzy mogą powiedzieć, że wieże (wykorzystywane przez NATO w trakcie Zimnej Wojny) już tylko straszą, ale dla mnie okazały się takim symbolem tego najwyżej położonego miejsca w Portugalii kontynentalnej. Co więcej obie wieże pełniące niegdyś funkcje radaru oraz okoliczne budowle zostały wpisane na krajową listę zabytków.

Na szczycie Portugalii panuje bardzo niska temperatura i dość silny wiatr. Na szczęście świeci słońce, więc jakoś dajemy radę troszkę sobie tam pospacerować. Po północnej stronie w cieniu znalazłyśmy resztki lodu, domyślam się więc, że w nocy temperatura musiała tam spaść poniżej zera. A był to dopiero początek listopada. Kto więc myśli, że na południu Europy zawsze jest ciepło, jest w błędzie. 

Covão dos Conchos

Wbrew pozorom szczyt Portugalii wcale nie był naszym głównym celem na ten dzień. Przed nami była jeszcze piesza wycieczka (bo tam już nie dało się dojechać autem) do tajemniczo wyglądającego miejsca. Jak tylko zobaczyłam stamtąd zdjęcia, wiedziałam, że koniecznie muszę to zobaczyć na własne oczy. A mowa o nietypowym wodospadzie, którego woda spada pod ziemię. 

Ze szczytu Portugalii zjeżdżamy w niższe partie gór Estrela i zatrzymujemy się dopiero na parkingu u początku naszego szlaku, przy elektrowni wodnej i jeziorze Lagoa Comprida. W bagażniku przygotowujemy sobie kanapki na drogę i zabieramy plecaki pełne prowiantu. Jak tylko opuszczamy samochód, atakują nas sprzedawcy ze sklepu z pamiątkami i produktami regionalnymi. Zdziwiłam się, że rozstawili się ze swoimi towarami akurat w takim miejscu. Moje zdziwienie nieco zmalało, kiedy zobaczyłam jak wielu ludzi spaceruje wzdłuż jeziora po betonowym umocnieniu. Na szczęście gdy troszkę odeszłyśmy w stronę szlaku, zrobiło się cicho i pusto. A na niebie nadal świeciło piękne słońce. Co więcej, tutaj po północnej stronie gór wiatr zelżał i stopniowo zaczęłyśmy z siebie zrzucać kurtki przeciwwietrzne i ciepłe polary. 

Szlak był łatwy, większa część trasy prowadziła po płaskim terenie. A wokół cudowne krajobrazy. Dobrze jednak zrobiłyśmy zabierając nieprzemakalne buty trekkingowe z grubą podeszwą, bo miejscami droga była zalana do tego stopnia, że trzeba się było przedzierać przez chaszcze. A gdy w pewnym momencie zaczęłyśmy iść nieco w górę, z naszej drogi zrobił się prawdziwy strumień. Ale nam mokre podłoże było niestraszne. Okazało się nawet ciekawym urozmaiceniem wędrówki. Choć na nudę nie powinnyśmy narzekać, bo jak mówiłam, widoki były przepiękne.

Po około godzinie, może trochę więcej, bo robiłyśmy sporo postojów na zdjęcia, docieramy niemalże do celu. Przed nami pojawiło się spokojne jeziorko Lagoa da Serra da Estrela. Jednak nadal nie widziałyśmy tego niezwykłego wodospadu. Dostrzegamy natomiast jakąś parę siedzącą na skale po drugiej stronie akwenu. Postanawiamy pójść w tamtą stronę. Najpierw idziemy więc wzdłuż brzegu a potem ledwo widocznymi ścieżkami kluczymy pomiędzy skałami, na jedną z nich się nawet wspinamy i wtedy naszym oczom ukazuje się dziura w jeziorze. 

Opis to jedno. Zdjęcia robią trochę większe wrażenie, ale i tak nie spodziewałam się aż takich zachwytów. To miejsce jest naprawdę magiczne. I takie surrealistyczne. Do tej pory nie potrafię tego ogarnąć. Wodospad do wnętrza ziemi. Woda spływająca wgłąb jeziora. Brzmi to dziwacznie. Ale jak inaczej opisać to zjawisko?

Oczywiście nie jest to miejsce powstałe naturalnie, a skonstruowane przez człowieka w 1955 roku. Koło o średnicy 48 metrów jest przelewem spływowym, którego zadaniem jest ochrona pobliskich terenów przed zalaniem. Woda spływa na głębokość 4,6 metra, a potem ponad półtorakilometrowym tunelem dopływa do jeziora, które widziałyśmy na samym początków wędrówki - Lagoa Comprida. Takie oto proste wytłumaczenie dla tego kosmicznego miejsca. 

Posiedziałyśmy sobie chwilę na skałce, zjadłyśmy nasze przysmaczki, zrobiłyśmy tryliardy zdjęć, a gdy zaczęło schodzić się więcej ludzi, wzięłyśmy nogi za pas i uciekłyśmy z powrotem na szlak. Troszkę szkoda, że nie ma tam możliwości zrobienia pętli, ale powiem Wam, że widoki na trasie są takie ładne, że nawet przejście dwa razy tego samego odcinka nie jest w stanie nas znudzić. Łącznie tam i z powrotem zrobiłyśmy jakieś 10 km na wysokości ok. 1500 m n.p.m., ale warto pamiętać, że przewyższenie jest naprawdę niewielkie a szlak niewymagający, więc każdy jest w stanie dotrzeć do tego miejsca. No może jedynie wózki dziecięce i inwalidzkie nie poradzą sobie z pewnymi odcinkami. 

Naszą pieszą wycieczkę kończymy ok. 16:30, kiedy to zaczyna się przepiękna złota godzina. Krętymi drogami zjeżdżamy z gór i podziwiamy zapierające dech w piersiach widoki. Niestety tego piękna nie udało się uwiecznić na zdjęciach. Mam kilka ujęć a nawet filmików, ale to nie to samo, co na żywo. Jeśli więc wybieracie się do Portugalii na jakiś dłuższy wypad, to koniecznie zajrzyjcie też w rejony gór Serra da Estrela. Góry wysokie, a mimo wszystko w miarę łatwo dostępne i przede wszystkim piękne. 

Quinta do Cavaleiro ao Sol

Na nocleg docieramy tuż przed zmrokiem i całe szczęście, że udało nam się dojechać na miejsce za jasnego, bo ostatni odcinek był dość skomplikowany. Tym razem nocowałyśmy w prywatnym domu, gdzie właściciele wynajmują pokoje, a w sezonie można i cały dom wynająć. Miejsce niezwykle urokliwe, w dolinie, z widokiem na góry, wśród winnic. Właścicielka przemiła, świetnie mówiła po angielsku, ale i po hiszpańsku. Pokazała nam cały dom, przedstawiła pół rodziny i znajomych, którzy ich właśnie odwiedzali. I oczywiście zaprosiła, by jeszcze kiedyś przyjechać w te rejony. Pomimo tego, że wynajmowałyśmy tylko mały pokoik, mogłyśmy korzystać z całego domu, toteż gdy się odświeżyłyśmy, po kolacji, usiadłyśmy sobie przed rozpalonym kominkiem z ciepłą herbatą w dłoni. Miło by było zostać tam trochę dłużej, a nie tylko na jedną noc. Lugar ao Sol koło miejscowości Oliveira do Hospital jest naprawdę godne polecenia.

Komentarze

  1. Łatwy szlak, ale jakie cudne widoki. Coś pięknego! Kominek i kociaki też urocze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kominek był super, tym bardziej po tak intensywnym dniu.
      A tak w ogóle to bardzo gorąco Cię witam, Joanno, po tak długim czasie. Muszę też wpaść do Ciebie ;) Pozdrawiam

      Usuń
  2. Doskonałe miejsca na punkty widokowe. Miałyście na trasie cały przegląd krajobrazów. Od dolinek, jezior, gór i lasów, aż po spacer w chmurach. Dzień rzeczywiście wypełniony wrażeniami. Wodospad wygląda naprawdę niezwykle i widowiskowo. Fajnie wam się też skończył dzień. W pięknym miejscu i w doskonałym towarzystwie. Mam na myśli koty.
    Równie fajnego i przyjemnego weekendu Julka:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trasa górskimi drogami była naprawdę malownicza. I jak dobrze, że taka piękna pogoda nam się wtedy trafiła. A takie nieco leniwe zakończenie dnia było nam wtedy naprawdę potrzebne. Nareszcie mogłyśmy porządnie odpocząć, mimo tego, że był to tylko jeden wieczór.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Muszę Ci powiedzieć, że swoimi portugalskimi wspomnieniami niezmiennie mnie zaskakujesz. Tam jest tyle do odkrycia, że miejsca, które ja widziałam to maleńka kropla w wielkim morzu atrakcji tego kraju. Aktywne zwiedzanie jest super o czym obie wiemy, ale trzeba przyznać, że ciepła herbata wypita przy kominku też jest niczego sobie :). Jestem ciekawa jaki kierunek obierzesz na kolejną podróż, jednocześnie mam też nadzieję, że już wszystkie Twoje relacje będą tak bardzo zarażały optymizmem i chęcią natychmiastowego wyruszenia w świat.
    Pozdrawiam cieplutko z balkonu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Portugalia jest prawdziwą studnią bez dna. Trzy tygodnie w jednym kraju, codziennie mnóstwo różnorakich atrakcji, a i tak wciąż mam jeszcze długą listę miejsc, które chciałabym tam odwiedzić :D A wieczór przy kominku był nam tego dnia bardzo potrzebny. Nawet w podróży trzeba od czasu do czasu odpocząć i się nieco rozleniwić.
      Na następną podróż muszę jeszcze trochę poczekać i przede wszystkim na nią zarobić. Sama jeszcze nie wiem dokąd wyruszę, ale dokądś na pewno ;)
      Dziękuję Ci za te wszystkie miłe słowa. Tego zarażania optymizmem nauczyłam się od Ciebie ;)
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Chmury poniżej wyglądają świetnie. Mimo, że zasłaniają wtedy wszystko co jest poniżej, to jakoś przyjemniej się ogląda nawet je same. Zwłaszcza, że nie są to widoki codzienne.

    Góry tam wydają się mocno zagospodarowane, przynajmniej w ich najwyższej części.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie miałam nic przeciwko tym chmurom w dolinie, widok na chmury też jest przecież ładny.
      Rzeczywiście Serra da Estrela jest bardzo dobrze zagospodarowana, świetne drogi i miły kompleks narciarski na najwyższym szczycie. I absolutnie nie czuć tam tego, że jesteśmy tak wysoko. Chyba dlatego, że Serra da Estrela jest pozbawiona spiczastych szczytów. Dzięki temu góry są dostępne dla prawie wszystkich.
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Julcia to wygląda na niezwykle ekscytującą podróż! Świetnie, że udało wam się doświadczyć tak wielu niesamowitych widoków i miejsc. I podziwiam Cie ze tak wszystko pamiętasz :) ja misze sobie zapisaywac już pewne miejsca bo zdsdza mi sie zapomnieć co nie co :) Czy jest coś, co szczególnie zapadło wam w pamięć z tej wyprawy? Domniemam że relaks przy kominku był jedną z nich :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też zapisuję, ale bardzo często jak patrzę na zdjęcie, to mi się różne rzeczy przypominają :) Na pamięć na razie nie mogę narzekać :D
      Kominek i w ogóle cały ten dom i jego usytuowanie wspominam z uśmiechem na twarzy. Poza tym oczywiście ten niezwykły wodospad do wnętrza ziemi. I nasze zaskoczenie, jak się okazało, że wjechałyśmy na najwyższy szczyt kontynentalnej Portugalii zupełnie bezwiednie i że w ogóle dało się tam dotrzeć w taki sposób haha'
      Pozdrawiam

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram