Portugalia dzień 17: stara Lizbona
Następnego dnia po naszym bardzo długim spacerze po Lizbonie, postanowiłyśmy pospacerować po nieco mniejszym obszarze, w centrum starej Lizbony. Tereny bardziej turystyczne, więc obawiałam się potwornie zatłoczenia, ale jakimś cudem udało nam się ominąć te najbardziej przeludnione zakątki.
Zamek św. Jerzego (Castelo de São Jorge)
Naszym pierwszym celem miał być zamek górujący nad miastem. Liczyłyśmy na piękne widoki. Krok za krokiem maszerujemy w górę. Bez mapy, szłyśmy na azymut. Uliczki Lizbony są jednak zdradliwe i kilkakrotnie znalazłyśmy się w ślepej uliczce. Prawdopodobnie nadrobiłyśmy też sporo kilometrów, no ale kto by się tym przejmował? Dnia poprzedniego miałyśmy dobry trening.
Wreszcie docieramy pod zamek i między innymi na widok tłumów nasz pierwotny plan legnie w gruzach. Byłam przygotowana na setki odwiedzających, ale to co tam zastałyśmy przerosło moje wyobrażenia. Lizbona po raz kolejny utwierdziła mnie w przekonaniu, że to nie jest miasto dla mnie. Drugi zawód był taki, że wejście na teren zamku był płatny i to aż 15 euro od osoby. Bez zakupu biletu nie dało się nawet wejść na taras widokowy. Szybkie spojrzenie na długą kolejkę czekającą do kasy i stwierdzamy, że to miejsce nie jest warte ani naszego czasu ani naszych pieniążków. Trochę smutno mi się zrobiło, bo widoki z zamkowych murów zapowiadały się naprawdę nieźle, ale już teraz Wam powiem, że kolejne miejsca, do których dotarłyśmy zaspokoiły nasz głód na niezapomniane wrażenia.
Wieża widokowa Torre de Igreja do Castelo
Żegnamy się z zamkowymi murami i zagłębiamy się w gąszcz uliczek. Docieramy do niepozornego kościółka. Weszłyśmy na chwilkę do środka. Panował tam niezwykły spokój. Zero odwiedzających. Szybki rzut oka na architekturę i wychodzimy bocznymi drzwiami na niewielki placyk. A tam zauważamy dzwonnicę, która obecnie pełni funkcje wieży widokowej. Jako że z zamku nic nie widziałyśmy, postanawiamy spróbować szczęście tutaj. I wiecie co? To przypadkowo znalezione miejsce okazało się najfajniejszym w całej Lizbonie. Widoki cudne. A wrażenia wyjątkowe i niezapomniane.
Kościół i dzwonnica stoją w samym centrum jednej z najstarszych dzielnic Lizbony. Co więcej, dzwonnica jest najwyższą wieżą w tej części miasta. Rozciągają się stamtąd widoki na całą okolicę i na rzekę. Ogromnym plusem tego miejsca jest fakt, że postanowiono tam przyciągnąć turystów nie poprzez widoki i historię, ale tworząc niezwykłą atmosferę.
Już kiedyś gdzieś o tym pisałam na blogu, że odwiedzając jakieś miejsce, nie jest ważna ilość zabytków, sama historia itp. itd. ale atmosfera danego miejsca. Najlepiej wspominanymi podróżami są te, które były obfite w niepowtarzalne doświadczenia. I właśnie takie oryginalne doświadczenie zafundowała nam wizyta w tymże kościółku i na wieży.
Gdy weszłyśmy do wieży, żeby kupić bilet i wejść na taras widokowy, okazało się, że w cenie biletu (5 euro) jest wliczony napój, który smakujemy na górze i jednocześnie rozkoszujemy się cudnymi widokami. Do wyboru były różne napoje. My skusiłyśmy się na wino. Lampka wina przed południem może się wydawać dziwnym wyborem, ale dla takich chwil warto łamać zasady. Co więcej, gdy wdrapałyśmy się po pięćdziesięciu stopniach na górę, na balkonie były tylko dwie osoby. A już za chwilę miałyśmy całą dzwonnicę tylko dla siebie.
Ponadto w cenie biletu była również możliwość zwiedzenia wystawy fotograficznej, której tematem było życie dawnych mieszkańców tej dzielnicy. Wróciłyśmy więc z powrotem do kościoła, bowiem wystawę przygotowano na chórze. I tutaj ponownie byłyśmy same na przeciw czarno-białych zdjęć. Mam wrażenie, że to było jedno z najlepiej wydanych 5 euro podczas naszego pobytu w Lizbonie.
Panorama Lizbony
Niestety gdy opuściłyśmy teren starego kościoła i zapuściłyśmy się w bardziej turystyczne rejony dzielnicy, znowu na ulicy musiałyśmy przedzierać się przez tłumy. Ale w tamtym momencie jakoś przestało mi to już tak bardzo przeszkadzać. Chyba głównie dlatego, że byłam w naprawdę dobrym humorze po tej wizycie na dzwonnicy.
Nie będę Wam opowiadać ze szczegółami, którymi uliczkami się przechadzałyśmy, ale możecie się domyślić, że wybierałyśmy raczej te niepozornie. Co nie znaczy, że nie dotarłyśmy do najbardziej charakterystycznych punktów starówki. Widoki były ładne. Pogoda cudowna. Nastrój świetny. No czego chcieć więcej? Zaczęłam rozumieć, dlaczego niektórym Lizbona potrafiła skraść serce. To miasto rzeczywiście ma coś w sobie, ale zdecydowanie nie jest to to, czego szukałam ja. I nawet po tym jakże pozytywnym poranku nie udało mi się w tym mieście zauroczyć. Ale co ja tam będę się znowu powtarzać. Nie chciałabym Was przypadkiem za bardzo zniechęcić do tego miasta. Bo jest piękne. Co z resztą chyba widać na zdjęciach. Po prostu nie jest moje.
Perełki Lizbony
Zaliczyłyśmy chyba wszystkie punkty widokowe w okolicy. Zobaczyłyśmy słynne lizbońskie żółte tramwaje, chociaż żadnym się nie przejechałyśmy. Byłyśmy pod katedrą. Jadłyśmy obiad w najsłynniejszej lizbońskiej dzielnicy Alfama.
Panteon Narodowy
Dotarłyśmy również do Panteonu Narodowego, gdzie poza nagrobkami zasłużonych Portugalczyków, wspięłyśmy się również na dach budynku, skąd miałyśmy nadzieję podziwiać zachód słońca, ale obsługa nas wygoniła, bo chcieli już zamknąć obiekt. Uważam, że jest to poważne niedopatrzenie, żeby zamykać panteon z takim przepięknym tarasem widokowym przed zachodem słońca.
Lizbońskie zachody słońca
Cóż, musiałyśmy poszukać innego punktu. Tak jak setki Portugalczyków i innych turystów. To co się działo w najwyższych partiach starej Lizbony i zachodzie słońca przechodzi wszelkie wyobrażenia. Mówi się, że zachód słońca to taki magiczny moment, ale przy setkach ludzi wokół cała magia po prostu znika. Ludzie kierowali swoje aparaty w stronę zachodzącego słońca, a ja pod wrażeniem ilości obserwatorów, robiłam zdjęcia ludziom wpatrującym się w horyzont. Zawsze na przekór. No ale tam akurat nie dało się kontemplować zachodu.
Moim zdaniem najciekawszym miejscem, do jakiego dotarłyśmy o zmierzchu, był punkt widokowy da Senhora do Monte. Tutaj oczywiście też było mnóstwo ludzi wpatrujących się w zachodzące słońce. A za nimi stał niepozorny kościółek. Kontrast pomiędzy tym, co działo się na zewnątrz a w środku kościółka był druzgocący. Na zewnątrz gwar, hałas, odgłosy muzyki z jakiejś rozpoczynającej się domówki. Wewnątrz cisza...
I z tą ciszą oraz jeszcze kilkoma kadrami z Lizbony Was dzisiaj zostawiam. Cieszcie się tymi drobnymi spokojnymi chwilami. Doceniajcie te krótkie momenty, kiedy po prostu jesteście i nic nie musicie.
Fajnie uchwyciłaś Lizbonę. Podobają mi się Twoje nieoczywiste czasem miejsca i ich ujęcia. Niestety, tak popularne miejsca nawet po sezonie zwiedza się w tłoku. Mnie ostatnio zwiedzany Londyn też się nie spodobał, choć ma wspaniałe miejsca, właśnie ze względu na tłumy. Cóż, chyba muszę się to tego przyzwyczaić:)))
OdpowiedzUsuńLondyn to jedno z moich niespełnionych marzeń. I im dłużej zwlekam z tą podróżą, tym bardziej się boję, bo mam wrażenie, że w pewnym momencie zaczęłam sobie zbyt idealizować Londyn i boję się tego zderzenia z rzeczywistością.
UsuńCieszę się, że pomimo moich narzekań, podobała Ci się moja relacja z Lizbony. Od kilku dni zabieram się do napisania już ostatniej części z pobytu w Lizbonie, ale ciężko mi idzie...
Pozdrawiam
Julcia to opowieść pełna niezapomnianych doświadczeń i pięknych widoków! Twoja relacja z wizyty w Lizbonie jest naprawdę inspirująca. Chociaż miasto mogło Cię nieco zaskoczyć i nie spełniło Twoich oczekiwań, to widzę, że znalazłaś wiele ukrytych skarbów, które sprawiły, że ta podróż była wyjątkowa.Odkrywanie uroków niepozornych uliczek, niespodziewanych widoków i niewielkich miejsc, takich jak ten niepozorny kościółek z niezwykłą dzwonnicą-wieżą widokową, to właśnie jedno z pięknych aspektów podróżowania. Twoje opowieści i zdjęcia z pewnością inspirują innych do eksploracji Lizbony w swoim własnym tempie, poszukiwania niecodziennych miejsc i unikalnych doświadczeń. Dzieki za tą niesamowitą podróż!
OdpowiedzUsuńOczywiście, że ta podróż była wyjątkowa. Z resztą jak każda. Nie zawsze trzeba się tylko zachwycać odwiedzanymi miejscami. Być w tych, które aż tak bardzo nas nie zachwycają, sprawia, że jeszcze bardziej potrafimy docenić te, które w naszych oczach wydawały się piękniejsze. A przez to, że Lizbona mnie do siebie nie przekonała, starałam się znajdować tam chociażby drobne detale, które sprawiłyby, że to miejsce zostanie przeze mnie na długo zapamiętane. Lampka wina z widokiem na Lizbonę jak najbardziej pozostanie dla mnie takim niezapomnianym wspomnieniem.
UsuńPozdrawiam