Portugalia dzień 18: pożegnanie z Lizboną

Ostatni wpis z Portugalii zakończyłam tak jakby bez zakończenia, ale nie potrafiłam nic więcej napisać na temat Lizbony. Nie chciałam tworzyć kolejnego przewodnika po tym mieście z dziesiątkami informacji historycznych i ciekawostkami. Miałam potrzebę, żeby napisać coś od siebie, od serca. Lizbona na swój sposób wywołała we mnie ciekawe odczucia. Niby mi się to miasto nie podobało, ale jednak potrafię zrozumieć, dlaczego niektórzy w Lizbonie się zakochują. Lizbona nie jest moja, ale nie płaczę z tego powodu. Może nawet trochę się cieszę. Nie wszystko przecież musi mi się podobać. A dzięki takiej różnorodności co do odczuć w różnych miejscach, podróże nie są nudne i ciągle chce się więcej i więcej. Stolica Portugalii wcale mnie nie zniechęciła do dalszego eksplorowania tego niesamowitego kraju. Wręcz przeciwnie. Uznałam, że skoro to miasto mi się aż tak bardzo nie podobało, to na pewno nadal są gdzieś jeszcze miejsca, które będę potrafiła docenić znacznie bardziej. Z Lizboną żegnałam się więc bez żalu.

 

Muzeum Azulejos (Museu Nacional do Azulejo)

Rano szybko się spakowałyśmy, zjadłyśmy śniadanie, plecaki na razie zostawiłyśmy w hostelowej przechowalni i poszłyśmy zobaczyć jeszcze jedno miejsce w Lizbonie, które było na mojej liście must see, czyli muzeum azulejos.

Dzień wcześniej odwiedziłyśmy Panteon Narodowy i od razu zakupiłyśmy tam taki bilet łączony na zwiedzanie Panteonu i Muzeum Azulejos. Mnie bilet ulgowy z kartą EYCA kosztował całe 3,50 euro, więc naprawdę się opłacało. Poza tym super, że nie musiałyśmy tych dwóch miejsc na tym jednym bilecie odwiedzać jednego dnia, tylko mogłyśmy sobie to rozłożyć na dwa.

Panorama Lizbony namalowana na azulejos.

Tym razem, aby zaoszczędzić trochę czasu i może też po części z lenistwa, wybrałyśmy się do muzeum autobusem, który miał swój przystanek praktycznie przed samymi drzwiami muzeum. W środku nie musiałyśmy długo czekać w kolejce, bo bilety miałyśmy już zakupione, więc tylko przeszłyśmy przez bramki. Byłyśmy tam od razu po otwarciu, a już było tam sporo ludzi. Absolutnie się tego nie spodziewałam. Zastanawiam się teraz, dlaczego jak się w ogóle łudziłam, że gdziekolwiek i o jakiejkolwiek porze dnia w Lizbonie może nie być ludzi?

Wracając jednak do samego muzeum i tego, co tam można zobaczyć, oczywiście główne skrzypce grają tradycyjne azulejos - chyba najbardziej charakterystyczny element portugalskiej architektury. Ale to nie tak, że oglądamy tam sobie tylko te malowane płytki. Ekspozycja jest przygotowana w taki sposób, że jednocześnie poznajemy historię kraju i rozwój tej niesamowitej sztuki, jaką jest malowanie na ceramicznych płytkach. A to wszystko możemy podziwiać w murach dawnego klasztoru. Zobaczymy tam głównie azulejos portugalskie, ale również jest kilka płytek z Hiszpanii, Holandii, czy nawet Anglii, dzięki czemu mamy szerszy pogląd na to, jak ta sztuka rozwijała się na terenie niemalże całej Europy. 

Bardzo fajne muzeum. I tak jak wcześniej pisałam, nie tylko sama wystawa przyciąga oko, ale również historia i architektura samego miejsca. Na terenie muzeum jest nawet kaplica (!). Myślę, że było to bardzo pozytywne zakończenie naszego pobytu w Lizbonie. 

Po wizycie w muzeum wsiadamy znowu do autobusu i wracamy do hostelu po nasze plecaki, a potem jedziemy do na lotnisko, gdzie odbieramy samochód i wyruszamy w dalszą podróż po Portugalii.

Cascais

Z racji tego, że auto odebrałyśmy dość późno, bo dopiero o 15 po południu, nie planowałyśmy bardzo oddalać się od Lizbony. Miejsce naszego kolejnego zakwaterowanie było oddalone od stolicy zaledwie 20 km, ale i tak była to męcząca podróż. Zanim jednak tam się zatrzymałyśmy, pojechałyśmy jaszcze kawałeczek dalej, do nadmorskiej miejscowości Cascais.  

Droga mogłaby być naprawdę ładna i przyjemna, bo trasa prowadziła wzdłuż wybrzeża, ale była sobota i chyba spora część Lizbończyków postanowiła wybrać się na którąś z pobliskich plaż, więc na drogach był spory ruch, a na parkingach ciasno. 

Spodziewałam się, że Cascais będzie niewielką uśpioną o tej porze roku mieściną. Nic bardziej mylnego. Nawet bezpłatnego parkingu nigdzie nam się nie udało znaleźć. Z resztą z płatnymi też było trudno, bo wszystko zapchane. W końcu zostawiamy samochód na jednej z mniejszych uliczek, na dwie godziny za 1,60 euro, więc wcale nie tak źle. Zapisujemy lokalizację auta, tak na wszelkim wypadek, gdybyśmy się pogubiły w tych tłumach i ruszamy do największej atrakcji Cascais czyli do Wrót do Piekieł (Boca do Inferno).

Dojechałyśmy tam tuż przed zachodem słońca, więc jak tylko doszłyśmy na nadmorską promenadę, słońce powoli zaczęło skrywać się za horyzontem. Przepiękny spektakl. Wszyscy się zatrzymywali, by podziwiać ten (nie)zwykły moment. Niektórzy nawet schodzili ze ścieżki i podchodzili bliżej klifu, choć wszystkie znaki informowały o zakazie. Ale absolutnie nikt się tym nie przejmował. 

Powolnym krokiem idziemy w stronę centrum miasteczka. Zatrzymujemy się oczywiście przy słynnym punkcie widokowym Boca do Inferno. Jest to nic innego jak wydrążona przez wodę jaskinia, która na skutek zawalenie sklepienia przypomina dzisiaj bardziej krater. I niektórzy nawet porównują to miejsce właśnie do takiego morskiego wulkanu, bo przy silnych falach, woda wpływająca do tego miejsca, rozbija się o ostre skały i wystrzeliwuje w górę, co przypomina erupcję wulkanu. Tamtego wieczora aura była dość spokojna, ale morskie fale i tak rozbijały się o skały z potężną siłą i miałyśmy mały przedsmak tego, jak wygląda to miejsce, gdy morze jest naprawdę wzburzone. Teren piekielnych wróg jest ogrodzony i nie można podejść bliżej ze względów bezpieczeństwa, choć oczywiście śmiałkowie i tak się znaleźli. 

Jednak nie tylko w Boca de Inferno rozbijające fale tworzą niezapomniany spektakl. Praktycznie całe wybrzeże jest klifowe i na każdym kroku fale rozbijając się o brzeg ochlapują skały i czasami również ludzi. Niemalże na długości całej promenady ludzie siadywali na skałkach i wpatrywali się w potęgę oceanu. Na mnie nie robiło to aż takiego wrażenia, bo kiedyś takie widoki i doświadczenia miałam na co dzień i to w dodatku bez tłumów, ale trzeba przyznać, że i tak było tam pięknie. I jestem w stanie zrozumieć, skąd ta sława Cascais.

Historycznie było to miasteczko rybackie i rzeczywiście w porcie było zacumowanych mnóstwo niewielkich kutrów. Ale był to też wakacyjny kurort portugalskiej szlachty. Najbogatsi Lizbończycy przyjeżdżali właśnie tutaj, żeby odpocząć od zgiełku miasta. I właściwie niewiele się w tym temacie zmieniło, choć teraz to akurat już chyba niemalże wszyscy Lizbończycy mogą sobie pozwolić na weekend w tym miejscu, czy chociażby jeden wieczór. 

Spacerowałyśmy po miasteczku dopóki się nie ściemniło, a potem postanowiłyśmy pojechać na miejsce zakwaterowania. Tym razem zarezerwowałyśmy nocleg w schronisku młodzieżowym HiOeiras w pierwszej linii przy morzu w budynku dawnej szkoły militarnej. Było tanio. Dostałyśmy śniadanko w cenie. I to właściwie tyle jeśli chodzi o plusy tego miejsca. Sam nocleg bez szału, ale też niczego ekskluzywnego nie oczekiwałyśmy. Jednak samo ulokowanie miejsca, a właściwie jego oznakowanie było koszmarne. Krążyłyśmy najpierw autem w tę i z powrotem i nie potrafiłyśmy znaleźć dojazdu do schroniska. A niby miało mieć prywatny parking, więc jakaś droga dojazdowa musiała istnieć. Zmęczone po całym dniu zdecydowałyśmy wreszcie, że zostawimy auto przy marinie i przejdziemy się po prostu promenadą. Jednak i od tej strony było trudno znaleźć wejście na teren obiektu. Nie obyło się niestety bez telefonu do recepcji.

Jedna noc w tym miejscu nie była zła, ale raczej nie chciałabym tam zostać na dłużej. Na szczęście opuściłyśmy już Lizbonę i zapowiadało się na naprawdę atrakcyjne kolejne dni w podróży, więc mogę puścić w niepamięć to, jakim wyzwaniem okazało się dla nas znalezienie drogi do tego miejsca.

Komentarze

  1. Super fotorelacja! Przepięknie uchwyciłaś ten zachód słońca na zdjęciu :D
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Naczytałam się ostatnio pochwał o Muzeum Azulejos, więc cieszę się, że ty też dobrze o nim piszesz. Chciałabym kiedyś zobaczyć historię kraju w płytkach zapisaną. Może mi się spełni!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muzeum naprawdę ciekawe. Bardzo chciałam je zobaczyć, miałam spore oczekiwania i na szczęście się nie zawiodłam.

      Usuń
  3. Ja zupełnie nie rozumiem dlaczego nie polubiłaś Lizbony. Ja za nią tęsknię od 6 lat. Żartuję oczywiście, każdemu z nas podoba się coś innego, a czasami musimy dać kolejną szansę danej destynacji. Pozdrawiamy ze Stefanem cieplutko (tak, tak cieplutko, bo u nas w Anglii aż 22 stopnie ).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak w życiu czasem bywa, nie wszystko musi iść po naszej myśli i nie wszystko musi nam się podobać. Pomimo tego, że Lizbona nie skradła mojego serca, cieszę się, że tam byłam.
      Chętnie oddam Wam jakieś 3-4 stopnie od majorkańskiej temperatury, bo znowu zrobiło się okropnie gorąca i wilgotno...
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Twoja opowieść o Cascais jest pełna wrażeń i atmosfery tego uroczego nadmorskiego miasteczka. Chociaż napotkałaś na pewne trudności w zakresie parkowania i znalezienia schroniska, to wydaje się, że widoki na morze, klify i Boca do Inferno oraz zachód słońca nad brzegiem oceanu dostarczyły niezapomnianych doświadczeń. Opisując zarówno urok miasteczka, jak i jego historyczne korzenie, przekazujesz czytelnikom wspaniały obraz Cascais. Twoje podróżnicze spostrzeżenia są inspirujące, i choć Lizbona może Cię nieco zaskoczyła, to wydaje się, że Cascais pozwolił Ci na oderwanie się od miasta i cieszenie się spokojniejszym otoczeniem. Julcia czekam z niecierpliwością na dalsze relacje z Twojej podróży po Portugalii! Zdjęcia masz fenomenalne, w realu musiało być cudownie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W realu było ładnie, ale na zdjęciach wyszło jeszcze piękniej, bo starałam się ukryć tłumy i zwrócić obiektyw w tę przyjemniejszą stronę i niestety jak to w przypadku fotografii bywa, pokazuja tylko wycinek tego, co widziały oczy.
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Fajne i ciekawe są Twoje wycieczki .Jestem wdzięczna, że mogę zobaczyć różne ciekawostki na Twoich zdjęciach. Dzięki i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również się dziękuję. Cieszę się, że podoba Ci się świat przedstawiony z moimi oczami.
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. Mnie się Lisbona podobała, ale nie tak jak nasza Praga.
    U Ciebie zawsze są ciekawe zdjęcia, piękne opowieści o odwiedzanych miejscach.
    Mam ostatnio jednak kłopot z wpisywaniem komentarzy, nie wiem dlaczego.
    W każdym razie niezmiennie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Joanno, miło mi Ciebie tutaj gościć.
      Dziękuję za miłe słowa.
      Pozdrawiam

      Usuń
  7. Przepiękne jest to Muzeum Azulejos, i w dodatku ma kaplicę co jest raczej niespotykane. I piękny zachód słońca w Cascais, cudnie jest móc kończyć dzień stojąc nad oceanem. Kiedyś poznałam Portugalczyka pochodzącego właśnie z Cascais, który twierdził że Cascais to najpiękniejsze miasto w Portugalii.
    Wspaniała była ta Twoja podróż i teraz kiedy wiem, jakie masz najbliższe plany jestem pewna, że i z tej kolejnej przywieziesz ogrom niezapomnianych wspomnień. Czego z całego serca Ci życzę bo pamiętam jak przepełniał Cię optymizm i ekscytacja, kiedy wróciłaś. Wiem też jak bardzo na ten urlop zasłużyłaś :).
    Trzymaj się cieplutko Jula.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram