Hiszpania dzień 22: Toledo ~ miasto trzech kultur
Po nocy spędzonej w autobusie z Portugalii do Hiszpanii, o godz. 6:00 zatrzymujemy się na dworcu w Toledo. Jest ciemno i wszystko pozamykane. Na dworcu autobusowym przechowalnia bagażu w ogóle nie funkcjonuje, więc z plecakami idziemy na poszukiwania jakiegoś otwartego o tej porze baru, gdzie będziemy mogły się rozgrzać i przeczekać te ciemne poranne godziny (bo trzeba Wam wiedzieć, że w Hiszpanii robi się jasno później niż w Polsce, więc czasami nawet jeszcze o 7:30 jest szarawo).
Wcale nie tak daleko od dworca znajdujemy lokalny bar. Siadamy sobie w kąciku przy oknie, zamawiamy napar rumiankowy i ogromnego rogala na śniadanie. Moja współtowarzyszka podłącza się do sieci i wykorzystuje ten czas na pracę, a ja próbuję nieco odespać, choć przyznam, trochę mi głupio tak w barze przy stoliku, no ale oczy same się zamykały.
W barze przeczekujemy do 9:00 a potem (chciałabym powiedzieć: pełne energii, ale byłoby to kiepskie kłamstwo) ledwo się snując idziemy na starówkę Toledo. Jako że na dworcu autobusowym, na który wieczorem i tak wracałyśmy, nie było przechowalni bagażu (do tej pory nie potrafię zrozumieć dlaczego), musiałyśmy znaleźć inne miejsce, żeby nie chodzić cały dzień z wielkimi plecakami. W całym Toledo znalazłyśmy tylko jedną przechowalnię - Toledolockers - samoobsługową, bardzo czystą i wyglądającą na bezpieczną i nie aż tak drogą (zapłaciłyśmy 9,90 euro za jedną największą szafkę, gdzie zmieściłyśmy oba plecaki). Dla nas jedynym minusem tego miejsca była jego lokalizacja w samym sercu Toledo, bo z dworca musiałyśmy wleźć z tymi naszymi plecakami pod górę, a potem z nimi złazić z tej góry z powrotem na dworzec. Ale pomijając tę jedną niedogodność, miejsce mogę Wam jak najbardziej polecić, jeśli będziecie w podobnej potrzebie. Z przechowalni mogłyśmy również sobie pożyczyć parasolkę, która koniec końców bardzo nam się tego dnia przydała, bo padało niemalże cały dzień. Podładowałyśmy sobie tam również telefony, a na koniec dnia przeczekałyśmy w ciepłym ostatnie minuty przed naszym planowanym powrotem na dworzec autobusowy.
Toledo zwiedzamy bez większego planu i tak chyba najlepiej. Warto zaglądać w niepozorne uliczki, bo można znaleźć perełki. Za każdym zakrętem kryje się coś niesamowitego. Nic dziwnego, w końcu Toledo jest jednym z najcenniejszych klejnotów architektury hiszpańskiej i zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Nazywane miastem trzech kultur ze względu na koegzystencję chrześcijan, żydów i muzułmanów w okresie średniowiecza. Tamtejszą spuściznę możemy dzisiaj podziwiać w niemalże nienaruszonym stanie, szczególnie jeśli chodzi o układ urbanistyczny starego miasta. Architektura Toledo była inspirowana tymi trzema kulturami i mówi się, że to właśnie tam narodził się nowy styl architektoniczny mudéjar - czyli mieszanka europejskich stylów architektonicznych z elementami sztuki muzułmańskiej.
Katedra
Ponieważ wciąż siąpi lekki deszczyk a przed nami cały dzień zwiedzania i nie chcemy od razu zmoknąć, więc na początek udajemy się do toledańskiej katedry. Katedra NMP jest jednym z najważniejszych przykładów gotyckiej architektury sakralnej w Hiszpanii. Została wybudowana już po rekonkwiście. Jej budowa trwała ponad dwieście lat, została zakończona wraz z końcem średniowiecza w 1493 roku. Katedra powstała w miejscu dawnego kościoła wizygockiego, który za panowania islamskiego, został przekształcony w meczet, a później budowla znów pełniła funkcje kościoła chrześcijańskiego. Ostatecznie w 1227 roku zadecydowano o budowie nowego obiektu, który to imponuje swoim majestatem do dzisiaj.
Zwiedzanie katedry jest płatne i kosztuje 10 euro. W cenie jest audioprzewodnik, notabene bardzo dobrze zrobiony, aż chce się słuchać. Informacje są zwięzłe i przede wszystkim ciekawe, więc spacer po katedrze staje się prawdziwą przygodą. My spędziłyśmy tam ponad godzinę i wcale się nie nudziłyśmy.
Wnętrze katedry reprezentuje różnorakie style architektoniczne, więc każdemu coś tam wpadnie w oko. Dla mnie jednym z najbardziej imponujących miejsc okazał się chór odseparowany od nawy głównej zdobionym murem. Ilość zdobień tylko w tym jednym miejscu mogłaby przyprawić o zawrót głowy.
A ja oczywiście nie mogłabym przejść obojętnie obok kolumn i sklepień. W takich miejscach powinni jakieś leżaczki przygotować dla zwiedzających albo chociaż jakieś maty, żeby móc się położyć i gapić w sufit.
Toledańska katedra to nie tylko gołe kamienne ściany, ale również prawdziwa galeria sztuki. Mnóstwo obrazów wielu znanych artystów, m. in. El Greco, który właśnie w Toledo mieszkał i tam też zmarł. Na uwagę zasługuje także monumentalna monstrancja zdobiona złotem zdobytym przez konkwistadorów Nowego Świata.
Nie będę Was zanudzać historią katedry, zostawiam Was po prostu ze zdjęciami, a potem przejdziemy do dalszej części spaceru po Toledo.
Toledańska stal
Po wyjściu z katedry, ku naszemu zaskoczeniu, deszcz przestał padać, więc nawet przyjemnie spacerowało się uliczkami pamiętającymi czasy średniowiecza. W oczy co i rusz rzucają nam się sklepowe wystawy, szczególnie te, gdzie widzimy ogromne ilości broni białej w postaci mieczy. Widok dość nietypowy, ale jak najbardziej ma swoje uzasadnienie, bowiem Toledo w okresie renesansu słynęło z produkcji najlepszej klasy wyrobów ze stali.
Stal toledańska, znana również jako stal hiszpańska, jest stopem stali i żelaza, co czyniło ją bardziej plastyczną i jednocześnie bardziej wytrzymałą. Niemniej z czasem zaczęła tracić na popularności. Zaradził temu król Karol III, który w XVIII wieku założył Królewską Fabrykę Broni (Fábrica de Armas de Toledo) i być może to właśnie dzięki niemu stal toledańska pomimo upływu wieków nadal jest bardzo dobrze znana na całym świecie i wciąż produkuje się z niej broń. Sztylety, miecze i zbroje z Toledo robią karierę na rynku filmowym. Toledańskie produkty możemy oglądać między innymi w filmach: Władca Pierścieni, czy Gladiator. Natomiast w toledańskich sklepikach można zakupić różnorakie repliki (oczywiście stalowe) tych rekwizytów.
Panorama Toledo
Wykorzystując w miarę dobrą pogodę (nadal nie padało), postanowiłyśmy wyjść poza mury miasta i zobaczyć je z nieco innej perspektywy. Udałyśmy się nad rzekę Tag. Przeszłyśmy sobie pięknym zabytkowym mostem Puente de Alcántara na drugą stronę, skąd mogłyśmy podziwiać niesamowitą panoramę miasta. Pomimo pochmurnej pogody widoki były niesamowite.
Oczywiście nie byłybyśmy sobą, gdybyśmy po prostu tym samym mostem wróciły z powrotem do miasta. Postanowiłyśmy wybrać się na dłuższy spacer wzdłuż Tagu i wejść do miasta od innej strony. Troszkę się jednak przeliczyłyśmy, bo spacer wcale nie był taki krótki, poza tym mniej więcej w połowie drogi znowu zaczęło padać. Ale głupi zawsze ma szczęście i akurat w tym samym momencie dotarłyśmy do niewielkiej kapliczki (Ermita de la Virgen del Valle), której wrota były otwarte i w środku mogłyśmy przeczekać najgorszy moment.
Mimo wszystko było warto, bo widoki były zacne. Całe Toledo miałyśmy w zasięgu ręki i wzroku.
Do miasta wchodzimy kamiennym mostem św. Marcina (Puente de San Martín), który, podobnie jak wiele innych miejsc w Toledo i nie tylko, był już przygotowany na Boże Narodzenie. Z doświadczenia wiem, że w Hiszpanii iluminacje świetlne przygotowuje się bardzo wcześnie, ale zapala się je dopiero wraz z nadejściem grudnia. Niemniej na wielu zdjęciach z tamtej listopadowej podróży po Hiszpanii, te ozdoby świąteczne można już zobaczyć, choć nie w pełnej okazałości.
Po powrocie na starówkę, jeszcze trochę pospacerowałyśmy sobie klimatycznymi uliczkami, zrobiłyśmy szybkie zakupy spożywcze, a potem poszłyśmy odebrać nasze plecaki z przechowalni bagażu i wyruszyłyśmy na dworzec.
Żal było opuszczać to miasto. Mnie bardzo się tam podobało i jestem pewna, że mogłabym tam spędzić przynajmniej kilka dni. Ciągnęło mnie przede wszystkim do muzeów. Poza tym przyjazd do Hiszpanii okazał się dla mnie tak jakby powrotem "do domu". Na hiszpańskiej ziemi czułam się jak u siebie i bałam się naszego kolejnego przystanku, którym miał być Madryt, hiszpańska stolica, największe miasto kraju, moloch... A Toledo było takim spokojnym niedużym miastem z bogatą historią, które bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Jednak podróż trzeba było kontynuować, bo już i tak miałyśmy zarezerwowany nocleg w Madrycie. Brakowało nam tylko biletów na autobus. Na szczęście autobusy kursują niemalże co pół godziny, a bilety kupuje się od ręki bezproblemowo w biletomatach na dworcu. Toteż jak tylko dotarłyśmy na dworzec, zakupiłyśmy bilety na najbliższy kurs i długo nie musiałyśmy czekać i już byłyśmy w drodze do stolicy, o której opowiem Wam następnym razem.
Pomimo niepogody, piękna jest Twoja relacja z Toledo. Droga Julo, dziękuję za odświeżenie wspomnień. To wiekowe miasto stoi dumnie na szczycie wzgórza z widokiem na rzekę. Chociaż wiele lat temu byłam w tym mieście to do dzisiaj pamiętam wizytę w katedrze, jednej z najbardziej imponujących budowli gotyckich. Odwiedziłam zakrystię i oglądałam dzieła El Greco i innych znanych artystów. Byłam również w Muzeum El Greco.
OdpowiedzUsuńSerdecznie Cię pozdrawiam:)
Dzień dobry, Łucjo. Dziękuję za Twój komentarz. Ja do muzeum już nie dotarłam, ale i tak w Toledo było co robić i sam spacer po miasteczku był niezwykłym doświadczeniem. A katedra rzeczywiście jest imponująca.
UsuńPozdrawiam