Hiszpania dzień 27: Zaragoza
Do Saragossy (czy też z hiszpańskiego Zaragozy) dojeżdżamy jeszcze przed 5:00 rano, nieco wcześniej niż wskazywał na to rozkład jazdy autobusów. Tym razem brak jakichkolwiek opóźnień na trasie był nam trochę nie w smak. Dworzec zamknięty na cztery spusty. Większość barów też będzie się otwierać nieco później. Tyłki ratuje nam niewielka poczekalnia. Niestety pomimo tego, że sala była zadaszona i miała cztery ściany, na przeszywający chłód nie dało się nic poradzić. Przeczekujemy tam do otwarcia dworca. Te kilkadziesiąt minut dłużyło się w nieskończoność. Nieprzespana noc, ja zakatarzona, chłód, zimne metalowe krzesełka... Nocne transfery wcale nie są takie fajne...
Jak tylko dobiega godzina otwarcia jednego z barów na dworcu, zabieramy nasze manatki i idziemy do nieco przyjemniejszego miejsca. Za ciepło tam też nie było, bo jak to w barach o tej porze bywa, ruch jest spory i drzwi się praktycznie nie zamykały, więc co i rusz docierał do nas zimny powiem. Na szczęście gorąca czekolada i tłuściutkie churros nieco mnie rozgrzały, ale jednocześnie sprawiły, że jeszcze bardziej chciało mi się spać.
Wreszcie ok. 9:00 otrzymujemy zielone światło z hostelu, że możemy przyjść wcześniej i zostawić tam nasze bagaże. Oczywiście nie byłybyśmy sobą, gdybyśmy nie postanowiły, że pójdziemy tam pieszo, bo to niedaleko, tylko jakieś pół godzinki spacerem. Jednak biorąc pod uwagę, że byłyśmy niewyspane a na plecach taszczyłyśmy cały nasz podróżny dobytek, dojście z dworca do hostelu było prawdziwą męczarnią. Pewnie teraz czekacie na jakiś zwrot akcji, niezapomniane wydarzenie, które sprawiło, że ten dzień wcale nie był taki kiepski, jak go tu przedstawiam. Muszę Was rozczarować. To był trudny dzień i niestety przez to Zaragoza jakoś niespecjalnie zapadła mi w pamięć i nie skradła mojego serca.
Zostawiamy nasze plecaki trekkingowe w hostelu i ruszamy na podbój miasta, bez większego optymizmu i bez jakichkolwiek oczekiwań.
Zaglądamy do informacji turystycznej. Tam dostajemy mapkę okolicy i mnóstwo wskazówek, gdzie warto pójść i co zobaczyć. Pani zachęca nas by wejść na szczyt wieży, w której to znajduje się punkt informacji, bo rozpościerają się stamtąd widoki na całą starówkę i jest to zupełnie darmowa atrakcja, toteż bez zastanawiania się wspinamy się na szczyt. Rzeczywiście widoki ładne, tylko pogoda jest dość ponura i widoczność słaba. Ale dużym plusem tego punktu widokowego jest to, że było tam cieplutko i było również gdzie usiąść. Jak już się więc nasyciłyśmy panoramą miasta, usiadłyśmy sobie z mapką i obmyśliłyśmy plan spaceru po Saragossie. Nie wiem po co to robiłyśmy, bo koniec końców i tak szłyśmy tak, jak nas nogi poniosły...
Bazylika del Pilar
Opuszczamy budynek, kręcimy się chwilę po placu, a potem idziemy obejrzeć jeden z najznamienitszych przykładów architektury barokowej w Saragossie, czyli katedro-bazylikę El Pilar. Budowla jest monumentalna. Nie ważne w której części starówki jesteśmy, bazylika jest widoczna niemalże z każdego zakątka. Nie będę tutaj Was zanudzać informacjami historycznymi czy też architektonicznymi, po prostu pokażę Wam kilka zdjęć, również ze środka. Szczerze, z zewnątrz kościół naprawdę przyciąga wzrok i ja byłam zachwycona tą architekturą. Natomiast wnętrze mnie rozczarowało. Wiedziałam czego mogę się spodziewać po baroku i choć doceniam oryginalny charakter każdej z epok, barokowych wnętrz nie zdzierżę. A bazylika del Pilar taka właśnie jest, barokowa pod każdym względem.
Później przechodzimy sobie na drugą stronę rzeki. To był strzał w dziesiątkę, bo właśnie stamtąd rozpościera się moim zdaniem najpiękniejszy widok na katedrę. Jest ona przepięknie usytuowana, bo praktycznie nad samym brzegiem rzeki Ebro. Z tej perspektywy podziwiamy również panoramę starówki, a potem drugim mostem wracamy do części historycznej miasta.
La Seo - katedra del Salvador
Drugim bardzo charakterystycznym obiektem sakralnym jest katedra del Salvador, popularnie zwana La Seo. Jest znacznie starsza niż wspomniana wcześniej bazylika, co widać przede wszystkim w jej architekturze, która łączy w sobie styl romański, gotycki, a także barokowy. Co ciekawe katedra została wybudowana w miejscu dawnego meczetu. Do środka nie weszłyśmy, gdyś byłyśmy tak akurat w godzinach sjesty i drzwi były zamknięte. Troszkę żałuję, bo wydaje mi się, że wnętrze tejże katedry przypadłoby mi dużo bardziej do gustu niż to, które podziwiałyśmy w bazylice.
Amfiteatr rzymski (Teatro de Caesaraugusta)
Ponieważ nasze zmęczenie tylko się pogłębiało, wolnym krokiem przemierzałyśmy uliczki Saragossy w poszukiwaniu starożytnego amfiteatru. Absolutnie nie spodziewałam się tak dobrze zachowanej architektury. Co więcej, mogłyśmy to wszystko oglądać zupełnie za darmo, ale niestety wejść na teren teatru się nie dało ze względu na sjestę.
Ten rzymski amfiteatr jest największym zabytkiem tego typu znajdującym się na terenie Hiszpanii. Obecnie znajduje się w samym centrum miasta, w otoczeniu bloków mieszkalnych przy dość ruchliwej ulicy, co jeszcze bardziej potęguje niezwykłość tego miejsca. Teatr został wybudowany na początku naszej ery i stoi do dziś w całkiem niezłej kondycji, co oczywiście zawdzięczamy konserwacjom. I choć można wejść do muzeum i zobaczyć nie tylko wykopaliska archeologiczne, ale również wystawę muzealną, amfiteatr jest perfekcyjnie widoczny z chodnika, że tak to ujmę. Niesamowite. Można by sobie tamtędy tak po prostu iść i zupełnie nieświadomie natrafić na tę perełkę architektoniczną. Niesamowite.
Następnie postanawiamy chwilę odpocząć i się nieco posilić. Nie powiem Wam, gdzie byłyśmy na tapas, bo byłam tak zmęczona, że nawet nie miałam siły zapisać sobie nazwy miejsca i niestety nie pamiętam... I właściwie w tym momencie mogę już zakończyć ten wpis, bo chociaż do końca dnia pozostało sporo czasu, po lunchu postanawiamy wrócić do hostelu. Obie nie miałyśmy wystarczająco dużo siły i motywacji, żeby potem wieczorem jeszcze raz wyjść na miasto. Prawdopodobnie Zaragozę potraktowałyśmy po macoszemu i można by tam się jeszcze godzinami włóczyć w poszukiwaniu perełek, ale w długich podróżach bardzo często zdarzają się takie momenty, że po prostu trzeba odpuścić i porządnie odpocząć. Zdecydowanie wyszło nam to na dobre, bo dzięki temu w ciągu kolejnych dni miałyśmy mnóstwo energii na zwiedzanie Barcelony.
Ten przejmujący chłód i zmęczenie po nocy w podróży potrafię sobie wyobrazić i wiesz co? Szczerze Ci współczuję. Ale jednocześnie jestem pełna podziwu, że cokolwiek Ci się chciało. Nie radzę sobie z odczuwaniem zimna, jestem ogromnym zmarźluchem, z niewyspaniem radzę sobie jeszcze gorzej zatem połączenie tych dwóch czynników to u mnie mieszanka wybuchowa. Bywa, że jestem agresywna 🙂. Dałyście Saragossie szansę ale może to nie był odpowiedni czas. Dla mnie miasto na zdjęciach wygląda super ale piszę to spod kocyka, chwilę po gorącym prysznicu i z kubkiem herbaty w ręku, w takich chwilach wszystko wydaje się milsze. Saragossa ma fajny klimat i wiele ciekawych miejsc, może warto dać miastu szansę w środku hiszpańskiego lata? Zdjęcie, na którym siedzisz obok wpatrzonego w niebo pana jest najlepszym dowodem, że pomimo zmęczenia i zimna nie opuścił Cię dobry humor. A to przecież w trochę cięższych warunkach nie zawsze jest takie oczywiste.
OdpowiedzUsuńPrzesyłam Ci ogrom pozdrowień spod wspomnianego wcześniej kocyka.
W podróży zawsze łatwiej jest mi się pogodzić z trudnościami. Moja mama zawsze się dziwi, że gdy jestem w domu i pada deszcz i jest zimno i trudno, to tylko narzekam, a w podróży nic mi nie straszne. Magia podróżowania i odkrywania świata ;) I może rzeczywiście na zdjęciu wyglądam na zadowoloną, bo oczywiście po części ogromnie się cieszyłam, że odwiedziłam kolejne miejsce na mapie Europy, ale tylko ja wiem, jak trudny to był dla mnie dzień.
UsuńDo Saragossy nie planuję na razie wracać, bo czeka na mnie jeszcze tyle pięknych miejsc do odkrycia, że trochę szkoda czasu na powroty. Pewnie gdybym nieco bardziej zachwyciła się tym miastem, wróciłabym tam w niedalekiej przyszłości, by dać mu jeszcze jedną szansę, ale na razie chyba sobie odpuszczę.
A ja Ci przesyłam pozdrowienia ze słonecznej i wyjątkowo ciepłej o tej porze roku Majorki :)
Mo. ale że Ty agresywna? Nie wierzę...
OdpowiedzUsuńPoczekaj poczekaj, może kiedyś się przekonasz 😃. No dobra, niewyspanie sprawia, że jestem bardzo ale to bardzo marudna co w moim przekonaniu graniczy z agresywnością. Taka mieszanka golden retrievera z buldogiem 😜
UsuńMyślę, że każda niewyspana osoba jest marudna. Dlatego tak ważny jest wypoczynek. Również w podróży.
UsuńPrzeczytałam ten wpis i idę zrobić gorącą herbatę. A wiesz, że przyszłam tu dziś do Ciebie po słońce? Byłaś pewniakiem i co? Poczułam się jak w Anglii... haha Lecę nadrobić zaległości u Ciebie, może wcześniej było słońce? ;)
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, że tak Cię zawiodłam. Ale obiecuję się poprawić ;)
UsuńSporo wspaniałej architektury w tej części miasta, ale trudno się dziwić, bo ma ono przecież długą historię. Nawet w deszczu wygląda zachęcająco do zwiedzania. I jest pięknie położone. Mnie się bardzo podoba. Kiedyś tam pojadę!
OdpowiedzUsuńArchitektura rzeczywiście piękna, w końcu to miasto z długą historią. Mam nadzieję, że jak już tam dotrzesz, będziesz w stanie bardziej docenić Saragossę niż ja.
UsuńPozdrawiam