Hiszpania dzień 28: Barcelona ~ ostatni przystanek
Nareszcie budzę się wyspana i pełna energii. I gdyby nie fakt, że już miałyśmy zarezerwowany przejazd bla bla carem do Barcelony, być może wykorzystałybyśmy poranek na dokładniejsze poznanie Saragossy. Ale prawdopodobnie właśnie tak miało być, że tylko zahaczyłyśmy o to miasto w drodze do stolicy Gaudiego.
Mnie osobiście nie ciągnęło do Barcelony. Byłam tam kilka lat temu i wówczas to miasto nie skradło mojego serca. Ale trzeba mu przyznać, że jest świetnie skomunikowane z wieloma międzynarodowymi lotniskami i od tamtego czasu już kilkukrotnie latałam z lub na Majorkę z przesiadką właśnie w Barcelonie. Tym razem również zabukowałam lot do Polski z Barcelony i tym samym był to już nasz ostatni przystanek podczas tej portugalsko-hiszpańskiej podróży. Spędziłyśmy tam prawie 4 dni i w tym czasie odwiedziłyśmy najważniejsze i najpopularniejsze miejsca, ale też te trochę mniej oblegane. Miałyśmy czas i na zwiedzanie i na odpoczynek, a także na powolne pożegnanie z Hiszpanią i zakończenie tej niezwykłej miesięcznej podróży.
O poranku w Saragossie zjadamy szybkie śniadanie w naszym hostelowym pokoiku, zabieramy wszystkie nasze manatki i idziemy na dworzec, gdzie umówiłyśmy się z Danielem, kierowcą naszego bla bla cara. Przejazd z Zaragozy do Barcelony minął nam w przemiłej atmosferze. A Daniel był tak uprzejmy, że podwiózł nas niemalże pod same drzwi hostelu, gdzie miałyśmy się zakwaterować; wystarczyło, że przeszłyśmy na drugą stronę ulicy. Ponieważ na miejsce dotarłyśmy ok. 14, bez problemu mogłyśmy się od razu zakwaterować i zostawić wszystkie bagaże w pokoju. Tylko się odświeżyłyśmy i ruszyłyśmy na miasto, a właściwie do restauracji na obiad, bo od śniadania nic nie jadłyśmy. Wybrałyśmy chyba dość popularną miejscówkę, bo było tam sporo ludzi, a opinie naprawdę zachęcały i jedzenie było bardzo dobre. Lecz czułam się tam trochę nie na miejscu, bowiem większość gości była ładnie ubrana, wystrój miejsca też był raczej z tych elegantszych, a my w sportowych ciuchach... Niemniej obiad był pyszny i to w całkiem niezłej cenie - 15 euro za menu dnia.
Po obiedzie pierwsze kroki kierujemy na Plac Kataloński (plaça de Catalunya) oraz na słynną halę targową La Boqueria i tym samym zbliżamy się do najstarszej części miasta.
Barri Gòtic jest częścią starej Barcelony i jest uznawane za jedną z najpiękniejszych dzielnic miasta. Włóczymy się tam niespiesznie labiryntem urokliwych uliczek i chłoniemy popołudniowy i wieczorny klimat miasta. Jako, że dużymi krokami zbliżał się grudzień, na wielu placach zaczęto przygotować infrastrukturę pod jarmarki bożonarodzeniowe, nie wspominając o już czekających na rozświetlenie iluminacjach świątecznych. Jakież było moje zdziwienie kiedy to dwa dni później miasto rozbłysło milionami światełek. Wiele wystaw sklepowych również była przygotowana na przedświąteczne szaleństwo. Jakoś to wszystko nie mieściło mi się w głowie, bo kiedy opuszczałam Polskę, była jesień, końcówka października, a teraz nagle okazało się, że święta są tuż tuż... Co więcej ten bożonarodzeniowy klimat zupełnie mi nie pasował do Barcelony, która do tej pory kojarzyła mi się głównie z ciepłymi wakacyjnymi dniami.
Krok za krokiem jesteśmy coraz bliżej wybrzeża. Podziwiamy słynną kolumnę Kolumba. Rozprawiamy o tym dlaczego iluminacje świąteczne nie zostały jeszcze zapalone, skoro już od dawna wiszą nas miastem i niestety mamy w tym temacie rozbieżne opinie. Nie przeszkadza nam to jednak by cieszyć się spacer nadmorską promenadą. W porównaniu do wszystkich poprzednich hiszpańskich miast, które odwiedziłyśmy, w Barcelonie temperatura powietrza jest bardzo przyjemna; nie za zimno, nie za ciepło, po prostu idealnie na zwiedzanie jednego z najbardziej zatłoczonych miast, w jakich kiedykolwiek byłam.
To był kolejny lekki dzień, ale zapewniam Was, że w ciągu dwóch kolejnych chyba pobiłyśmy rekord kroków i odwiedzonych miejsc, więc przygotujcie się, że o Barcelonie jeszcze sporo napiszę. I wreszcie będę mogła zakończyć relacjonowanie tej podróży. Prawie dwa lata mi to zajęło. Wstyd. Tym bardziej, że tyle pięknych miejsc czeka na pokazanie. Chociażby zeszłoroczny wypad do Włoch. I już teraz mogę Wam zdradzić, że wkrótce znów wyruszam w podróż i już nie mogę się doczekać. Choć wiem też, że będę tęsknić za tymi spokojnymi dniami na Majorce.
Wygląda na to, że miałaś niezapomnianą podróż po Hiszpanii! Saragossa na pewno ma wiele do zaoferowania, ale cieszę się, że mogłaś jeszcze raz odwiedzić Barcelonę. Opisujesz ją tak barwnie, że można poczuć klimat miasta i świąteczną atmosferę. Dziękuję za dzielenie się swoimi przygodami, z niecierpliwością czekam na więcej relacji z podróży! 😊 W lutym też byliśmy na krótkim weekendzie w Barcelonie ale to byla bardzo szybka podróż tylko na uniwersytet z naszą córką :) odwiedziłyśmy pare miejsc, ale tylko te nane nam już :)
OdpowiedzUsuńAniu, wy tak dużo podróżujecie w ostatnim czasie, że ja już za Wami nie nadążam :D
UsuńTeż się cieszę, że ponownie odwiedziłam Barcelonę i zobaczyłam to, czego wcześniej nie udało mi się zobaczyć, ale mimo wszystko Barcelona nie jest moim miastem i choć doceniam jej urok, nie potrafiłaby powiedzieć, że jest to najpiękniejsze miejsce w całej Hiszpanii.
Pozdrawiam
Hiszpania ciągle przede mną. Ale wiem, że wszystko, co zobaczę będzie mi się podobało, bo to kawał historii, różnych kultur i narodowości, no i ta fantastyczna architektura. A także widoki. Dzięki za tyle inspiracji Julka. Pozdrowionka:)))
OdpowiedzUsuńDopiero teraz zauważyłam, że Twój komentarz wpadł do spamu...
UsuńWspaniałe te wieczorne klimaty, choć nie tylko wieczorne. Patrząc na Twoje wojaże po Hiszpanii nie mogę się doczekać swojej podroży po tym kraju. Ale to chyba nie w tym roku. Super zdjęcia, piękny spacer. Dzięki Julka:)))
OdpowiedzUsuńHiszpania ma wiele obliczy i jestem pewna, że się zachwycisz, także trzymam kciuki za twoją podróż do tego kraju. Swoją drogą, Majorka to też Hiszpania ;)
UsuńCzekam na kolejne wpisy po Barcelonie. W zeszłym roku spędziłem tam 3 dni weekendu, gdy w Polsce była typowa, brzydka jesień. Mi miasto się podobało, ale faktycznie są ładniejsze w Europie ;) Mimo wszystko twórczość Gaudiego jest warto zobaczenia na własne oczy, bo naprawdę jego styl jest niepowtarzalny.
OdpowiedzUsuńNic dodać, nic ująć. Warto zobaczyć na własne oczy i wyrobić sobie własną opinię na temat Barcelony.
UsuńPozdrawiam
Ach ta Hiszpania - tak blisko, a jednocześnie tak daleko! Jakoś tak nigdy mi do niej nie po drodze, cieszę się więc, że chociaż u Ciebie mogę ją sobie pooglądać. Ładne i klimatyczne zdjęcia, Julio.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńJa mam tak z Wielką Brytanią, blisko, a jednak daleko. Ale to, co głównie mnie odwodzi od wyjazdu na wyspy to ta kapryśna pogoda haha