Spacer po magicznym lesie Miramar
1 marca świętowaliśmy na Majorce Dzień Balearów. Z tej okazji postanowiłam Wam przypomnieć o pięknie Majorki i jej różnorodności. Zabieram Was więc na krótką wycieczkę po Tramuntanie.
Tamtego dnia pogoda była raczej mierna, a więc idealna na wypad w góry. Oczywiście jak to na wyspie bywa, aura zmienia się jak w kalejdoskopie i koniec końców wyświeciło piękne słońce, a my troszeczkę zaczęłyśmy żałować, że jednak się zdecydowałyśmy na piesze wędrówki. Na szczęście dystans nie był długi a trasa w większości prowadziła przez las, toteż upał nie dawał się aż tak we znaki.
Tym razem zdecydowałyśmy się na wizytę w niewielkim kościółku, a właściwie samotni, wybudowanej w przepięknym miejscu w samym sercu Tramuntany z widokiem na wybrzeże. Mowa o kościółku p.w. Trójcy Świętej (Ermita de la Trinitat. Jest to jedna z dwóch samotni na Majorce, które wciąż są zamieszkiwane (druga to Ermita de Betlem) i być może właśnie dlatego jej otoczenie jest bardzo zadbane, co sprawia, że miejsce emanuje niezwykłą wręcz magiczną atmosferą. Podobnie jak w przypadku ermity w Betlem i tutaj można spokojnie dojechać samochodem, ale któż by chciał sobie odbierać przyjemność tego niezobowiązującego spaceru górskim szlakiem? Tym bardziej, że w niedalekiej odległości od punktu startowego jest sporych rozmiarów parking, gdzie można zostawić auto. Minus tego parkingu jest taki, że jest to parking restauracyjny (Restaurante Can Costa Valldemossa) i pomimo tego, że właściciele nie mają absolutnie nic przeciwko, żeby wędrowcy tam parkowali, restauracja ma swoje godziny otwarcia i tym samym parking również. Nam się udało bez problemu wstrzelić w popołudniowe godziny otwarcia. Grzecznie się zapytałyśmy, czy możemy zostawić samochód nawet jeśli nie zamierzamy jeść lunchu w restauracji i obsługa nie miała ku temu żadnych przeciwwskazań. Ale warto dokładnie sprawdzić godziny dostępności, żeby potem nie robić nikomu trudności.
Po drugiej stronie ulicy, kilka kroków poniżej restauracji dostrzegamy asfaltową drogę pnącą się delikatnie w górę. To właśnie tam zaczyna się nasz szlak. Nie jest on w żaden sposób oznaczony, bo nie jest to oficjalny szlak górski, a po prostu droga dojazdowa do samotni. Niemniej mało kto tam jeździ autem, więc jest tam bezpiecznie i przede wszystkim spokojnie.
Cały czas asfaltem idziemy do celu naszej wycieczki. Na miejscu spotykamy tylko jedną małą grupę odwiedzających, poza tym mamy samotnię tylko dla siebie. Kościółek został wybudowany w 1648 roku w niedalekiej odległości od ruin wcześniejszej świątyni. Podobizna jego założyciela (Joan de la Concepción Mir i Vallés) znajduje się w malowniczym ogrodzie, skąd również rozciągają się niesamowite widoki na najbliższą okolicę. Ja osobiście byłam zachwycona tym miejscem. Panowała tam taka spokojna atmosfera sprzyjająca medytacjom. Jest to jednocześnie idealne miejsce na krótki wypad z przyjaciółmi czy rodziną, bo tuż poza murami samotni jest przygotowane miejsce piknikowe. My również mogłybyśmy tam zostać na trochę dłużej i po prostu sobie odpocząć, ale tak naprawdę wycieczka do ermity była jedynie pretekstem dla nieco dłuższej wędrówki po górach i lesie.
Samotnia jest niejako punktem startowym dla wędrówek po lesie zwanym bosque del Mirador. Pośród skał i starych drzew znajduje się wiele przykładów dawnej architektury użytkowej, albo raczej pozostałości po tamtych budowlach. Niemniej spacer po tym lesie może się okazać jednocześnie spacerem po przeszłości.
Na trasie można zobaczyć m.in. ruiny pierwszej samotni, jak również miejsca pracy dawnych rzemieślników. Natykamy się na piec, w którym wypalano węgiel roślinny, swego rodzaju lodówki wykorzystywane prawdopodobnie przez nevaters, czyli zbieraczy śniegu, a także piece do produkcji wapna. I tutaj mam do Was małe pytanko, bylibyście zainteresowani rozwinięciem tego tematu - dawnych rzemiosł na Majorce? Dajcie znać w komentarzach. Jeśli tak, to postaram się przygotować taki wpis.
Naszym kolejnym i jednocześnie ostatnim celem wędrówki był punkt widokowy Mirador dels Tudons. Już sama konstrukcja platformy widokowej robi spore wrażenie, bo swoją formą przypomina swego rodzaju piramidę. Została ona wybudowana na zlecenie arcyksięcia Austrii Luisa Salvadora. Książę mógł stamtąd podziwiać nie tylko swoją posiadłość Miramar, ale również godzinami wpatrywać się w horyzont i zatracać się w przepięknych górskich krajobrazach Majorki. Niestety od tamtego momentu minęły setki lat i drzewka nieco urosły, więc dzisiaj widoki stamtąd nie są aż tak spektakularne, ale i tak warto dotrzeć do tego miejsca.
Na platformie widokowej robimy sobie szybki piknik. Kanapki z pięknym widokiem wokół zawsze smakują lepiej. Potem zaś urokliwymi leśnymi ścieżkami wracamy do samotni a stamtąd do naszego autka.
Nie była to długa wędrówka, poziom trudności niski, więc spokojnie każdy sobie poradzi (aczkolwiek szlak nie jest przystosowany dla osób niepełnosprawnych i wózków dziecięcych). Co więcej jest to jedno z tych miejsc, które niknie w tłumie największych atrakcji turystycznych Majorki, a co za tym idzie, mało kto tam dociera. A warto zaznaczyć, że ermita znajduje się na trasie z Valldemossy (miasteczko, w którym mieszkał Fryderyk Chopin) do Deii (jedno z najbardziej urokliwych górskich miasteczek na Majorce), czyli przez okolicę przewija się mnóstwo ludzi a w lesie Miramar taki spokój...
Powiem Wam w sekrecie, że z jednej strony nawet się cieszę, że mój blog nie jest jednym z tych popularnych portali podróżniczych, bo mogę tutaj bez obaw pisać Wam o takich sekretnych miejscach utrzymując je jednocześnie w tajemnicy. Ostatnio troszeczkę sobie rozmyślałam na temat turystyki tutaj na Majorce i co prawda nie doszłam do żadnych odkrywczych wniosków, ale mam ogromną ochotę podzielić się z Wami moimi przemyśleniami, więc prawdopodobnie niedługo możecie się spodziewać takiego przegadanego wpisu o wszystkim i o niczym. Głównie nurtuje mnie kwestia wpływu social mediów na turystykę, a co za tym idzie wpływ turystyki na dany region... Brzmi to może trochę enigmatycznie, ale nie chcę na razie tego rozwijać. Na zakończenie jeszcze tylko Wam się usprawiedliwię z mojej miesięcznej nieobecności tutaj na blogu. Na luty miałam bardzo ambitne blogowe plany, niestety chyba aż za ambitne, bo mnie po prostu przerosły, skutkiem czego jest zupełny brak aktywności w ostatnim miesiącu, nad czym okropnie ubolewam. I wraz z początkiem marca postanowiłam, że żeby się troszeczkę odblokować, póki co odłożę na bok plany na te dłuższe teksty i wezmę się za coś krótszego. Na początek padło na relację z szybkiej wycieczki po górach. Co będzie następne jeszcze nie wiem, ale przyznaję sama przed sobą, że jak już zaczęłam pisać, to potem szło z górki i jak widzicie, nie potrafię przestać... Pomysłów na teksty mam mnóstwo, ale brakuje mi motywacji, żeby usiąść i zacząć pisać, więc liczę na jakieś słowa wsparcia w komentarzach :)
Julcia Twój opis wycieczki po Tramuntanie na Majorce brzmi jak prawdziwe odkrywanie ukrytych skarbów! Podziwiam Twoją pasję do podróżowania i odkrywania miejsc mniej znanych, a jednocześnie równie fascynujących. Twoje relacje są bardzo szczegółowe i wciągają czytelnika w podróż razem z Tobą. Czekam z niecierpliwością na więcej Twoich wpisów, bo jestem pewna, że będą równie inspirujące i ciekawe jak ten :)
OdpowiedzUsuńBo to prawda z tym odkrywaniem. Niby wyspa malutka, a jest tutaj całe mnóstwo ukrytych perełek i chyba nigdy nie odkryję ich wszystkich. Ale dzięki temu Majorka nigdy mi się nie znudzi. Dzisiaj za oknem deszcz, więc siadam do pisania; myślę, że w przyszłym tygodniu powinien pojawić się tutaj nowy wpis.
UsuńPozdrawiam
Pięknie! Będę na Majorce w maju i będę penetrować jej piękno. Nie tyle co ty Julka, ale choć kawałek tego o czym piszesz. Wybrałam Can Pastilla, aby było blisko do stolicy, a resztę zobaczymy. Może się zgramy gdzieś na kawę. Pozdrowionka:)))
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Majorka Cię nie zawiedzie. Can Pastilla może nie jest zbyt urokliwe, ale do stolicy rzeczywiście blisko, a stamtąd to już można ruszyć we wszystkie strony. Mam nadzieję, że uda nam się spotkać. Do zobaczenia ;)
UsuńI tego mi dziś potrzeba w ten ponury, deszczowy angielski dzień. Takiej spokojnej wycieczki, po której nie będą mnie bolały nogi, gdzie słońce bedzie próbowało się przebić przez korony drzew. Dziękuję za ten spacer. Majorka jest piękna, chyba kiedyś na nią wrócę...
OdpowiedzUsuńSkoro myślisz o powrocie, to zapewniam Cię, że wrócisz. Majorka jest uzależniająca.
UsuńLas faktycznie magiczny.. Twoja opowieść o Majorce jest naprawdę inspirująca i zgadzam się, że te spokojne, mniej turystyczne miejsca mają wyjątkową atmosferę, której nie da się porównać z popularnymi atrakcjami. W Turcji lokalsi polecili mi podobne miejsce - górski klasztor z przepięknym widokiem na okolicę, gdzie panuje spokój i można poczuć się naprawdę z dala od tłumów turystów.
OdpowiedzUsuńNa Majorce jest mnóstwo takich samotni i każda ma swój niepowtarzalny klimat. Poza tym, gdziekolwiek nie pójdziesz na tej wyspie, widoki zawsze będą zachwycające.
UsuńPozdrawiam