Hiszpania dzień 29: Barcelona szlakiem Gaudiego

Końcówka naszej podróży i wreszcie zaczęłam się porządnie wysypiać i aż emanowałam niekończącymi się zasobami energii na zwiedzanie. I pomimo tego, że to nie było moje pierwsze spotkanie z Barceloną i wiele słynnych miejsc już widziałam, z dużym entuzjazmem podeszłam do powtórnego odkrywania tego miasta. Tego dnia skupiłyśmy się na centrum i najważniejszych, czyli tych najpopularniejszych miejscach, głównie związanych z artystyczną działalnością Gaudiego.

Zawsze przed przystąpieniem do pisania, czytam swoje notatki z podróży i tym razem jestem pod ogromnym wrażeniem, jak bardzo są one dokładne pod względem nazw odwiedzanych miejsc. Zazwyczaj tylko zarysowuję trasę zwiedzania bez wdawania się w szczegóły, bo wiem, że po powrocie podczas pisania tekstu na bloga i tak zrobię dogłębniejszy research. Niestety kosztem tej dokładności co do miejsc, odłożyłam na bok opis moich odczuć. Chyba nie miałam zbytniej weny, aby się uzewnętrzniać :D Mam tylko nadzieję, że dzisiejszy tekst nie wyjdzie równie oschły jak moje prywatne notatki.

Vía Gracia

Na sam początek idziemy przejść się Vía Gracia, aby zobaczyć dwa bardzo charakterystyczne projekty katalońskiego architekta, czyli Casa Batlló i Casa Milá. Od razu przypomniało mi się moje pierwsze spotkanie z Barceloną: wysiadam z pociągu, wychodzę schodami z podziemnej stacji i pierwsze na co patrzę to fantazyjna fasada Casa Batlló. Ale nie czas teraz na tak odległe wspomnienia, choć gdyby ktoś miał ochotę, to zapraszam tutaj.

Vía Gracia była jedną z centralnych alej Barcelony i każdy szanujący się przedstawiciel burżuazji chciał mieć przy tej ulicy swoją posiadłość. Do tej pory możemy podziwiać tam wiele przepięknych i luksusowych kamienic. Niestety wiele z nich uległo też zniszczeniu, między innymi kilka z projektów Gaudiego. Na szczęście zachowały się te dwa, które obecnie są niejako wizytówką Barcelony.

Casa Batlló

Jeden z najważniejszych obiektów w Barcelonie. Został wybudowany w 1875 roku z projektu Emilio Sala Cortesa. Co ciekawe architekt ten był jednym z nauczycieli Gaudiego. Na początku XX wieku dom został zakupiony przez jednego z najważniejszych przedsiębiorców katalońskich tamtego okresu Josepa Batlló. Początkowo miał on zamiar wyburzyć budynek i wybudować w jego miejscu nowy, ale ostatecznie postanowił go wyremontować i część z mieszkań wynajmować. Do prac remontowanych zatrudnił Gaudiego, który w tamtym czasie był już dobrze znanym i renomowanym architektem. Josep Batlló był pod tak wielkim wrażeniem efektu końcowego, że później polecił Gaudiego swojemu przyjacielowi Pedro Milá. I tym oto sposobem na Vía Gracia stanął jeszcze jeden budynek projektu Antoniego Gaudiego.

Casa Milá

Casa Milá nie jest tak spektakularnym i wielobarwnym projektem jak Casa Batlló, ale nadal jest bardzo charakterystycznym i wyróżniającym się na tle pozostałych budynków. Zwana popularnie La Pedrera, rzeczywiście swoim kształtem może przywodzić na myśl kamieniołom. I choć fasada budynku aż tak bardzo nie przyciąga wzroku, zdecydowanie jest to miejsce godne uwagi, chociażby ze względu na dość burzliwą historię. W trakcie trwania prac nad Casa Milá pomiędzy architektem a zleceniodawcą dochodziło do wielu scysji. Kluczowym momentem było odrzucenie przez właścicieli projektu wnętrza - wówczas Gaudi zrezygnował ze stanowiska nadzorcy i tym samym opóźniły się wszystkie prace. Stosunki pomiędzy architektem a właścicielami ochłodziły się do tego stopnia, że spotkali się oni na rozprawie sądowej - Gaudi domagał się należnego sobie honorarium. Gaudi sprawę wygrał, natomiast Miló został zmuszony do zastawienia posiadłości pod hipotekę w celu opłacenia architekta. Do tego dochodziły liczne mandaty za niezgodność projektu z odgórnymi wytycznymi narzuconymi przez miasto i tak się ta budowa ciągnęła... Koniec końców Gaudi dokończył swój projekt a państwo Milá otrzymali od miasta pozwolenie na wynajem mieszkań.

Oba budynki są wpisane na listę światowego dziedzictwa Unesco i są tłumnie odwiedzane przez turystów. My się nie skusiłyśmy na wizytę w środku ze względu na dość napięty plan zwiedzania i dość wysokie ceny wejściówek, ale słyszałam, że naprawdę warto, więc może kiedyś jeszcze mi się uda zobaczyć te niezwykłe projekty w całej ich okazałości. 

Sagrada Familia

Oczywiście na trasie zwiedzania śladami Gaudiego nie mogło zabraknąć osławionej Sagrady Familii, która nadal jest w budowie, aczkolwiek ilość żurawi od ostatniego czasu nieco się zmniejszyła. Za to przybyło odwiedzających. W moim wspomnieniach okolice tego monumentalnego kościoła były spokojne, może nawet nieco opustoszałe. Ale nie tym razem. Tylu ludzi w jednym miejscu chyba jeszcze nigdy nie widziałam. Tłumy nie przeszkodziły nam jednak w tym, by cieszyć się przepięknym widokiem na kościół, który rozpościera się z pobliskiego parku. Tam też na chwilę sobie usiadłyśmy i zjadłyśmy drugie śniadanie.

W przypadku tego zabytku również odpuściłyśmy sobie zwiedzanie wnętrz. Zgodnie uznałyśmy, że lepiej poczekać do zakończenia budowy. Aczkolwiek prawdopodobnie będzie się to wiązać z podwyższeniem cen biletów. Cóż, coś za coś.

Park del Doctor Pla i Armengol

Po tym niedługim odpoczynku z widokiem na Sagradę Familię, kontynuujemy zwiedzanie Barcelony. Idziemy w kierunku budynku Fundació Privada Sant Pau. Mijamy go i powolutku wspinamy się do pobliskiego parku. Zrobiło się naprawdę ciepło. Zrzucamy z siebie zbędne warstwy ubrań, a gdy wreszcie docieramy do parku, siadamy by chwilę odsapnąć, bo wbrew pozorom nie była to łatwa wspinaczka.

Z parku rozciąga się niczego sobie widok na całe miasto. Jego ogrom robi wrażenie. A mnie osobiście też nieco odrzuca. Nie potrafiłabym sobie wyobrazić życia w takim molochu. 

Jak już pewnie wiecie, moimi ulubionymi miejscami w dużych miastach są parki. Nie powinno Was więc zdziwić, że z jednego parku przechodzimy do kolejnego. Tym razem do Parque del Guinardo. Jest on jeszcze spokojniejszy niż ten poprzedni. Park rozpościera się na zboczu góry i jest tam mnóstwo alejek prowadzących na szczyt, skąd, mamy nadzieję, również zobaczymy przepiękną panoramę Barcelony. Nie pomyliłyśmy się, widoki są cudowne. Co więcej, oba te parki chyba nie są stałymi punktami na szlaku turystycznym, bowiem nie spotykamy żadnych obcokrajowców, żadnych tłumów.

Park Güell

Stamtąd powolutku idziemy w stronę już bardziej turystycznego miejsca, do kolejnego projektu Gaudiego, czyli do Parku Güell. Podczas mojej poprzedniej wizyty w Barcelonie, choć bardzo chciałam, nie udało mi się tam dotrzeć, bo szkoda mi było czas na stanie w kolejce po bilety. Tym razem pomyślałyśmy sobie, że jak spróbujemy wejść na teren parku od innej strony, może nie będzie tylu ludzi. Rzeczywiście, nie było nikogo. Jednak pani strażniczka nie pozwoliła nam wejść, bo było to wejście tylko dla mieszkańców. Nie chodziło nam o to, żeby wejść tam za darmo. Liczyłyśmy się z wydatkiem 10 euro za przyjemność spacerowania po parku Gaudiego. Trochę się więc rozczarowałyśmy, gdy pani strażniczka uświadomiła nam, że turyście mogą wejść do parku tylko na dole. Musiałyśmy więc zejść na sam dół, by potem ponownie już na terenie parku wspiąć się na jego szczyt. Całe szczęście, że nie było żadnych kolejek przy kasie. Być może dlatego, że było to boczne, a nie główne wejście.

Dzięki temu, że nie weszłyśmy głównym wejściem, prawdopodobnie udało nam się ominąć tłumy. Park przywitał nas spokojną atmosferą. W cieniu drzew poustawiane były ławeczki i stoliki. W konarach ukrywały się ćwierkające ptaszki. Zupełnie nie spodziewałam się, że w tak popularnym miejscu może być tak sielsko.

Postanowiłyśmy kontynuować nasz plan omijania tłumów i zamiast skierować się do najbardziej spektakularnego miejsca w całym parku, udałyśmy się w jego wyższe partie i na obrzeża. Był to strzał w dziesiątkę. Dotarłyśmy do pięknych miejsc, gdzie prawie w ogóle nie było ludzi. Wdrapałyśmy się na cudowne punkty widokowe. Chłonęłyśmy spokój tego miejsca. Tak, w Parku Güell może być spokojnie.

A potem zeszłyśmy do najczęściej fotografowanej części parku, gdzie turystyczna rzeczywistość odebrała temu miejscu cały jego urok. Architektura parku jest niesamowita, zachwycająca, bajkowa - temu nie potrafiłabym zaprzeczyć. Ale jak tu się cieszyć taką perełką, gdy wokół tłumy i tylko myślisz o tym, żeby nikt cię nie okradł. Chcesz zrobić zdjęcie, to musisz poczekać w długiej kolejce, no chyba że zupełnie nie przeszkadzają Ci tysiące obcych twarzy na twojej fotografii. To była końcówka listopada, wieczór, niedługo przed zamknięciem parkowych bram. Aż boję się myśleć, co tam się dzieje w pełni sezonu...

Pomijając te mniej przyjemne aspekty, uważam, że Park Güell zasługuje na swoją renomę. Jest to miejsce wyjątkowe i po prostu piękne. Zaraz obok Sagrady Familii jest to taki punkt obowiązkowy podczas wizyty w Barcelonie. Przestaję się więc dziwić, skąd tam się biorą te tłumy. Jednak większość poprzestaje tylko na krótkim spacerze w okolicach głównego wejścia. A naprawdę warto zagłębić się w odleglejsze zakątki parku, gdzie można znaleźć spokój i mnóstwo zachwytów.

W parku zostajemy do samego zachodu słońca, a potem wychodzimy tym głównym wejście/wyjściem i kluczymy po mniej zaludnionych dzielnicach Barcelony, gdzie na zakończenie dnia wpadamy do jednej z restauracji.

Komentarze

  1. Miał Gaudi wyobraźnię niesamowitą. Niezwykły jest ten jego barceloński szlak, niczym z innego wymiaru. Pewnie do głowy mu nie przyszło, że jego projekty będą przyciągać takie tłumy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie się wydaje, że Gaudi mógł się tego spodziewać, wiedział, że robi coś innowacyjnego i niezwykłego.

      Usuń
    2. Całkiem możliwe! Przecież wyróżniał się w każdym projekcie:)))

      Usuń
  2. Dziękuję za przepiękną wycieczkę i niesamowitą architekturę. Ciekawe kiedy zakończy się budowa kościoła w Barcelonie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakończenie budowy jest planowane na 2026 rok, ale to jest Hiszpania, więc kto wie, czy się uda...
      Dziękuję za komentarz.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. To i tak nie było tak dużo ludzi w Parku Güell. Ja też myślałem, że kupię bilety przy wejściu, ale okazało się, że już są na ten dzień wyprzedane i nie da się wejść. Na szczęście przez Internet udało się jeszcze na następny dzień znaleźć jakieś wolne terminy... To też był listopad, więc w sezonie kupno biletu na spontanie jest chyba niemożliwe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to chyba miałyśmy szczęście, że nam się udało z tymi biletami tak na spontanie. A sezonu w Barcelonie nawet nie chcę sobie wyobrażać...

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram