Hiszpania dzień 30: Barcelona poza turystycznym szlakiem

Skoro widziałyśmy już najważniejsze miejsca w centrum Barcelony, teraz czas na obrzeża, skąd możemy podziwiać panoramę całego miasta. W planie były dwie góry: Montjuic oraz Tibidabo. Do tej pierwszej miałam już podejście w 2019 roku. Na drugą nie było wtedy czasu i to właśnie od niej teraz zaczynamy.

Wzgórze Tibidabo

Z samego rana jedziemy pociągiem z centrum na stację Peu de Funicular, skąd kolejką wjeżdżamy w wyższe partie dzielnicy. Nadal jednak nie jesteśmy na samym szczycie Tibidabo. Wzgórze ma wysokość 512m n.p.m. i jest najwyższym wzniesienie w masywie Serra de Collserola Gór Katalońskich. Niegdyś była to okolica bardzo popularna wśród najbogatszych obywateli Barcelony, na zboczu góry budowali oni swoje wille zaprojektowane przez najznamienitszych architektów tamtych czasów. Ponadto jest to także ważne miejsce religijne. Na szczycie stoi kościół p.w. Serca Jezusowego, którego najwyższa wieża jest zwieńczona rzeźbą Chrystusa. Dla kontrastu Tibidabo jest również popularnym miejscem rozrywki, gdyż od początku XX wieku znajduje się tam jeden z największych parków rozrywki w okolicy.

Wysiadając z kolejki mamy do wyboru podjechać autobusem na sam szczyt, albo przejść się na pieszo. Co robimy? Oczywiście, że idziemy i to nie byle jak, bo urządzamy sobie niedługi trekking po terenie zalesionym. Po drodze mijamy m. in. antenę telekomunikacyjną Torre de Collserola, na której szczycie znajduje się taras widokowy. Tamtego dnia obiekt był jednak zamknięty, toteż tylko obeszłyśmy wieżę dookoła i kontynuowałyśmy spacer w stronę kościoła.

Kościół Serca Jezusowego na Tibidabo

Temple Expiatori del Sagrat Cor jest kościołem górującym nad całą Barceloną. Kościół został wybudowany na szczycie góry w prozaicznym celu unicestwienia planów budowy ogromnego hotelu oraz kasyna na szczycie Tibidabo. Początkowo wybudowano tam tylko niewielką kaplicę, a dopiero w 1902 roku rozpoczęto prace nad obecną świątynią; trwały one prawie sześćdziesiąt lat.

Na najwyższej wieży kościoła znajduje się taras widokowy. Postanawiamy się na niego dostać i jakieś jest moje zaskoczenie, kiedy się okazuje, że można tam wjechać tylko windą; windą na pierwszy taras, a na wyższy już tylko schodami. Kupujemy bilet za 5 euro i postanawiamy wykorzystać go maksymalnie, czyli po prostu zostajemy na szczycie tak długo, aż robi nam się zimno od wiatru.

Widok ze szczytu kościoła był spektakularny. Mogłyśmy podziwiać panoramę całego miasta. Tamtego dnia nad Barceloną wisiały czarne chmury. Nad Tibidabo słońce. Widziałyśmy jak deszcz powoli otula całą Barcelonę. Nieczęsto można być świadkiem zmiany pogody z takiej perspektywy.

Gdy już mamy dość panoramicznych widoków i robi się chłodno, bo jednak na górze wiatr dawał się dość mocno we znaki, zjeżdżamy windą do bazyliki, gdzie nieco się rozgrzewamy. A potem wychodzimy na słońce i ponownie łapiemy tyle ciepełka ile się da.

Wesołe miasteczko Tibidabo (Parc d'atraccions Tibidabo)

Tibidabo jest bardzo ciekawym miejscem i w tej chwili wcale nie mam na myśli pięknych widoków. Z jednej strony wybudowano tam kościół katolicki, aby powstrzymać plany budowy hotelu i kasyna. A z drugiej strony w bardzo bliskim sąsiedztwie świątyni powstał jeden z pierwszych parków rozrywki w Europie; na terenie Hiszpanii jest to w tym momencie najstarszy działający tego typu park.

Park Tibidabo odwiedził nawet Walt Disney. Uznał go za jeden z najbardziej magicznych i postanowił się nim zainspirować podczas tworzenia swoich własnych parków tematycznych. Próbował nawet wykupić sprzętu, ale właściciele Parku Tibidabo nie zgodzili się na realizację tej transakcji. 

Wejście do parku jest oczywiście biletowane. Ale super jest to, że w godzinach otwarcia wesołego miasteczka, zupełnie za darmo można wejść na taras widokowy, skąd ponownie podziwiamy całą Barcelonę.

Montjuïc

Decydujemy, że tym razem nie skorzystamy z kolejki, tylko na pieszo uliczkami wzgórza Tibidabo zejdziemy na stację kolejową. To nie był dobry pomysł. Uliczki są tak strome, że bardzo ciężko się nimi schodzi. W przypadku schodzenia w dół moje kolana kiepsko znoszą tak duże nachylenie terenu. Momentami szłam tyłem, żeby trochę je odciążyć. Myślałam, że nie dojdę. Nie popełniajcie mojego błędu, lepiej zjechać kolejką szynową. W końcu nie bez przyczyny została ona tam wybudowana.

Pociągiem, o tej porze dnia dość zatłoczonym, jedziemy na Plac Kataloński a stamtąd już na pieszo na Plac Hiszpański, gdzie znajduje się najsłynniejsza w całej Barcelonie fontanna. Niestety tym razem była nieczynna i szczerze mówiąc nie prezentowała się zbyt okazale. Co innego pałac górujący nad Placem Hiszpańskim.

Powolutku wspinamy się na górę i co chwilę oglądamy się za siebie podziwiając widok na Barcelonę w świetle zachodzącego słońca. Spektakl został uświetniony muzyką ulicznego grajka. To chyba był pierwszy raz, kiedy pomyślałam, że Barcelona może być naprawdę romantycznym miastem.

W planie miałyśmy wejście na sam szczyt Montjuïc, niestety dzień chylił się ku końcowi. W parku Montjuïc rozbłysły wszystkie latarnie. Nie zamierzałyśmy się wystawiać na ewentualne niebezpieczeństwa czyhające pod osłoną nocy, więc tylko przeszłyśmy parkiem z powrotem do bardziej zaludnionej dzielnicy miasta w poszukiwaniu jakiegoś miłego miejsca na kolację. Zupełnie przypadkiem trafiłyśmy na genialny bar tapas-pinchos. Nie wiem, ile pieniędzy tam wydałyśmy, ale zdecydowanie było warto, bo wszystkie kanapeczki pinchos były przepyszne.

To już (albo raczej wreszcie) przedostatni wpis z tej portugalsko-hiszpańskiej podroży. Nie potrafię zrozumieć dlaczego mam tak długi ogon z tym pisaniem. Materiału nazbierało mi się tyle, że nie wiem, kiedy uda mi się nadrobić te wszystkie wpisy. Nie wspominając o zaległościach w czytaniu Waszych blogów. Może powrót do pracy sprawi, że stanę się jakoś bardziej zorganizowana i wyjdę z tego mojego małego chaosu. Trzymajcie kciuki. I czekajcie na kolejne wpisy. Po pomimo tego, że ostatnio wpadam tutaj nieregularnie, motywacja do prowadzenia tego bloga mnie nie odpuszcza. Mam mnóstwo planów i pomysłów, tylko że po prostu z realizacją trochę gorzej. Pozdrawiam

Komentarze

  1. Może póki masz czas to sobie przygotuj wpisy na zapas bo nie zapominaj, że lato spędzisz w turystycznej maszynce, w jednym z najbardziej turystycznych miejsc w Europie. Sama wiesz jak to jest, przypomnij sobie zeszłe lato 🙂. Najważniejsze, że nie opuszcza Cię zapał i motywacja, to dobra wróżba. Z barcelońskich atrakcji poza Barceloną byłam jedynie w Montserrat, widoki obłędne, polecam Ci na następny raz.
    Może w kolejnym wpisie opowiesz nam cokolwiek o tej ostatniej podróży? Mam wrażenie, że dopiero niedawno skończyłam czytać relację z Portugalii a tu w zanadrzu czeka kolejna seria wpisów. Ale jestem na nie gotowa 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ty myślisz, że sobie nie przygotowałam wpisów na zapas? Miałam teksty, ale zdjęcia sobie odłożyłam na później i znowu wyszło jak wyszło. Teraz już mi tylko tydzień został i czekają mnie dość intensywne przygotowania, więc chyba jednak się nie uda z tym zapasem. Ale mam plan dobrze sobie organizować czas w lecie i nie powinno być większych przestojów na blogu. Trzymaj kciuki, żeby plan się powiódł.
      W Montserrat nie byłam, chociaż myślałyśmy o tym. Ale podejrzewam, że jeszcze będzie okazja.
      Ja mam tyle różnych miejsc do opisania, że nawet nie wiem o czym miałabym wspomnieć w tym następnym wpisie :D Ale możesz się przygotować na jeszcze trochę Hiszpanii i potem Włochy i również kilka zaległych relacji z wycieczek po Polsce. I chyba od tej Polski właśnie zacznę, żeby trochę zmienić klimat...
      Ściskam

      Usuń
  2. Ależ ładnie! Barcelona całkiem inaczej. Też lubię podziwiać świat z góry, bo wtedy widzi się zupełnie inną perspektywę danego miejsca. A zmiana pogodowa i wędrujące chmury tylko nadawały miastu niezwykłego klimatu.
    Wiele z tobą Julka zwiedziłam, więc czekam cierpliwie na kolejne wpisy. Nic na przymus, bo pisanie bloga, to ma być przyjemność!
    Przyjemnej pracy! Nie zapomnij o kawie ze mną w maju:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tamtego dnia udało nam się uciec przed deszczem i to zupełnie bezwiednie. Nie mogłyśmy wybrać lepszego dnia na wyprawę na Tibidabo. Pięknie tam było.
      Dziękuję za miłe słowa. I oczywiście pamiętam o kawce ;)
      Do zobaczenia wkrótce!

      Usuń
  3. Zgadzam się z tym, co napisałaś - rozciągająca się panorama jest naprawdę spektakularna i robi piorunujące wrażenie. Nie ukrywam, że te zdjęcia oglądałam z największą przyjemnością. Dawno nie byłam na takiej wysokości.

    Zapomniałam dodać pod poprzednim wpisem, że jeśli te trzy dania kosztowały Was 15 euro, to cena była bardzo dobra. W Irlandii za 15 euro można dostać jedynie danie główne.

    Widzę, że cierpimy na tę samą przypadłość - ja również mam ogromne zaległości w pisaniu i sama nie wiem, kiedy (i czy) uda mi się z nich wydostać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piorunujące i to niemalże w dosłownym znaczeniu :D Mnie też się tam bardzo podobało.

      Generalnie opcja menu dnia jest najlepszą opcją obiadową w Hiszpanii, bo najadasz się do syta za niewielkie pieniądze. W niektórych miejscach 15 euro czasami nie wystarcza, żeby kupić pizzę. Ceny w restauracjach potrafią być bardzo wysokie, w szczególności w najbardziej turystycznych miejscach. I bardzo często niestety jedzenie po prostu rozczarowuje. Ja już się nauczyłam, że w Hiszpanii najlepiej jest szukać tych opcji menu del día, bo jest stosunkowo tanio i pysznie, no i najadasz się do syta.

      No to możemy się wzajemnie wspierać i motywować do tego pisania.

      Usuń
  4. Ja już się poddałem i od razu nastawiam się, że wszystkiego nie wrzucę na bloga, bo czasu nie ma na wszystko ;) Ale lepiej tak, niż nie mieć o czym pisać - bo to znaczy, że nie mamy czasu lub możliwości korzystać z wolnego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Lepiej wykorzystać wolny czas na zbieranie nowych wspomnień :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram