Murcja
Podczas jednego z powrotów na Majorkę, przesiadkę miałam ponownie w Alicante. Ponieważ miasto to odwiedziłam już wielokrotnie, tym razem postanowiłam, że przy okazji tego kilkudniowego pobytu na półwyspie odwiedzę Murcję, która już od dawna gdzieś tam chodziła mi po głowie.
Murcja, jako że nie leży na wybrzeżu, nie jest tak popularną destynacją jak Alicante. Nie znaczy to jednak, że turystów nie ma tam wcale. Szczerze powiedziawszy byłam nawet zaskoczona ich ilością, bo poza sezonem, w środku zimy, na ulicach centrum spotkałam ich całkiem sporo, również naszych rodaków. Miasto co prawda nie wyróżnia się niczym szczególnym, niemniej panuje tam typowy hiszpański klimat, więc warto tam zajrzeć, chociażby dla samej atmosfery.
Do Murcji dojechałam pociągiem, więc moja trasa zwiedzania miała swój początek na dworcu kolejowym. Nie miałam żadnego planu. Po prostu chciałam się powłóczyć uliczkami Murcji i być może odnaleźć jakieś wyjątkowe zakątki.
Swoje kroki skierowałam ku rzece Segura Po jej drugiej stronie znajduje się zabytkowa dzielnica San Lorenzo. Najpierw jednak przespacerowałam się też chwilkę wzdłuż rzeki, gdyż stąd miałam całkiem ładny widok na starówkę, albo raczej na najwyższe budynki po drugiej stronie rzeki. Zza chmur powoli zaczęło wyłaniać się słońce i z każdą minutą robiło się coraz przyjemniej.
Murcja, podobnie jak wiele innych miejscowości w południowej części Hiszpanii, ma korzenie arabskie. Miasto Mursiya zostało założone w 831 roku i stało się stolicą prowincji ówczesnego kalifatu Kordoby. Zostało otoczone murami. A poza murami rozpościerały się połacie sadów owocowych, z których to słynie cały region. Zawsze gdy podróżuję sobie po półwyspie, pojawia mi się taka nieodparta chęć oddalenia się od tych wszystkich większych miejscowości i wyjścia na łono natury w poszukiwaniu zapierających dech w piersiach krajobrazów. W Hiszpanii mam jeszcze wiele do odkrycia, ale jestem przekonana, że ten kraj skrywa mnóstwo urokliwych zakątków, do których zwyczajny turysta po prostu nie trafia. I takie też wydały mi się okolice Murcji widziane z okna pociągu.
Powróćmy jednak do tematu Murcji. Pomimo tego, że w okresie arabskim miasto było bardzo ważnym ośrodkiem, po rekonkwiście zaczęło tracić na znaczeniu. Nie znaczy to jednak, że z tej świetności zupełnie nic nie zostało. Co prawda przykładów architektury arabskiej nie ma tam już wielu, natomiast możemy podziwiać sporo pięknych budynków powstałych w późniejszych okresach. Najbogatszym okresem był chyba barok, bo bardzo wiele fasad jest reprezentatywnych właśnie dla tego stylu.
Spacerując po dzielnicy San Lorenzo nie można przegapić katedry. Jest to XIV-wieczna konstrukcja wzniesiona na fundamentach meczetu. Ponoć jest piękna. Niestety mnie nie było dane zweryfikować tej opinii osobiście, gdyż na moje nieszczęście w tamtym momencie cała fasada katedry była zakryta ogromnym rusztowaniem. Jedyne dobre to, że rusztowanie nie było takie zwyczajne brzydkie, a nawiązywało niejako do tego, co się za nim skrywa. Z resztą sami zobaczcie na zdjęciach. Jestem przekonana, że nawet jeśli pojedziecie do Murcji, takie samego widoku już tam nie zastaniecie. Czyż nie przyciąga wzroku?
Uwielbiam podróżować poza sezonem, bo najpopularniejsze destynacje są znacznie spokojniejsze i można w swoim tempie chwytać atmosferę danego miejsca. Sporym minusem jest jednak fakt, że sezon niski jest idealnym momentem dla władz na robienie remontów. Murcja nie jest odosobnionym przypadkiem w historii moich podróży. Już wielokrotnie czegoś nie zobaczyłam, bo fasada skrywała się za wysokimi rusztowaniami. Ale nie narzekam. Nie zamieniłabym tych jesienno-zimowych podróży na żadne letnie eskapady. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak zatłoczona może być Murcja w środku lata. Zatłoczona i okropnie gorąca...
Jednym z elementów katedry, który mogłam podziwiać z różnych perspektyw, jest wysoka wieża. Budowa samej wieży zajęła prawie 200 lat. Musiało to być nieco deprymujące dla ówczesnych architektów i budowniczych, że nie mogli zobaczyć swojego dzieła. Ponadto na przestrzeni tych dwóch stuleci prawdopodobnie dochodziło do licznych zmian w projektach.
Bardzo spodobał mi się też niewielki placyk na tyłach katedry - Plaza de los Apostólos - skąd również mogłam zobaczyć kawałek katedralnych murów, a dokładniej kaplicę Vélez.
No a teraz czas na gwóźdź programu, czyli miejsce, które znalazłam zupełnie przypadkiem, a które stało się dla mnie taką wizytówką Murcji. Mowa o Królewskim Kasynie - Real Casino de Murcia.
Idę sobie nieśpiesznie uliczką i rozglądam się w poszukiwaniu architektonicznych perełek. Aż tu nagle mój wzrok zatrzymuje się na bogatej fasadzie jednej z kamienic. Staję z jednej strony, z drugiej strony, szukam odpowiedniego kąta to zrobienia fotografii, ale na wąskiej uliczce jest to niemalże niemożliwe do wykonania moim obiektywem. No więc po prostu napawa wzrok. A potem podchodzę bliżej i widzę, że w środku jest jakby kawiarnia/restauracja, ludzie wchodzą i wychodzą. Podchodzę jeszcze bliżej i czytam informacje wywieszone na drzwiach wejściowych i okazuje się, że do budynku można wejść tak po prostu turystycznie w celu obejrzenia wnętrza. Chyba już się domyślacie co robię. Wchodzę.
Budynek Real Casino jest siedzibą prywatnego klubu. Został wybudowany w XIX wieku, a w ubiegłym wieku został uznany za zabytek historyczno-artystyczne i chyba właśnie z tego względu część pomieszczeń jest udostępniona zwiedzającym. A naprawdę jest co oglądać. Pomieszczenia są niezwykle bogate pod względem architektonicznym. Kiedy sobie tak tam spacerowałam, czułam się trochę jak w jakimś filmie kostiumowym. Co więcej, byłam tam praktycznie sama. Przy wejściu była recepcja, gdzie mogłam kupić wejściówkę. Koszt to 5 euro bilet normalny i 3 euro bilet ulgowy. Mnie udało się załapać na bilet ulgowy, mimo że nie jestem już studentką. Pomieszczenia są ponumerowane, co nam nieco ułatwia zwiedzanie i przy wejściu do każdego pomieszczenia jest krótka notka informacyjna. Ponadto na recepcji można sobie zeskanować kod QR z audioprzewodnikiem. Ja tym razem sobie odpuściłam i po prostu zdałam się na wyobraźnię w temacie przeznaczenia poszczególnych sal.
Murcja nie powaliła mnie na kolana, ale cieszę się, że odwiedziłam to miasto. Następnym razem chciałabym jednak pobuszować po najbliższej okolicy, bo mam przeczucie, że małe miasteczka i krajobrazy mogą mi się dużo bardziej spodobać niż sama Murcja.
Musicie mi wybaczyć mało ciekawy tytuł dzisiejszego wpisu, ale jakbym miałam jeszcze dłużej nad nim myślę, to ten post chyba nigdy nie zawitałby na tego bloga.
Julka, jak będziesz planować powrót w tamte strony to daj mi znać, polecam się do usług jako przewodniczka a miałaś już okazję przekonać się jak świetna jestem w tej roli 🙂. Okolice Murcji były mi miejscem do życia spory kawałek czasu a w samej Murcji też bywałam często i regularnie, czasem na rowerze bo moje miasteczko i Murcję łączyła trasa rowerowa wzdłuż Segury. Znam tam ogrom pięknych miejsc bo regularnie wędrowałam i szwędałam się po różnych fajnych i pięknych szlakach. Na Twoich zdjęciach nie widzę kilku fajnych miejsc i teraz nie wiem czy poprostu ich nie pokazałaś, czy to ja będę Ci je musiała pokazać, co uczynię z przyjemnością.
OdpowiedzUsuńKatedra jest jedną z najpiękniejszych jakie widziałam, w ogóle plac przy katedrze bardzo mi się podoba, wokół niej też jest ciekawie ale to chyba już wiesz.
Murcja jest raczej mało znanym w Hiszpanii regionem jeśli chodzi o turystów zagranicznych, wszyscy wybierają Costa del Sol, Andaluzję albo wyspy. Oni wszyscy nie mają pojęcia co tracą bo Murcja jako region jest piękna, różnorodna i ciekawa, ma szlaki do wędrówek, małe klimatyczne miasteczka i cudowne plaże.
Piękne zdjęcia zrobiłaś a te z kasyna są wręcz idealne pod względem kolorów, perspektywy i ostrości. Ten wpis jest skrojony na mnie i cieszę się, że jestem pierwsza w komentarzach 😀.
Niedzielne pozdrowienia!