Nicnierobienie jest męczące...
Jest już końcówka listopada, nic więc dziwnego, że dopada mnie tęsknota za wakacjami. A że za oknem tylko mgłę widać, to tęsknota jeszcze bardziej się pogłębia. I tak zaczęłam sobie wspominać minione wakacje i natknęłam się na kilka zdjęć z wyjazdu, o którym jeszcze nie wspomniałam na blogu.
Był to wyjazd inny niż wszystkie, bo zupełnie nie nastawiony na aktywne zwiedzanie, czy trekking. Miał być po prostu odpoczynek. Wiecie, taki weekendowy wypad ze znajomymi, gdzie nic nie robisz, tylko odpoczywasz. No właśnie, odpoczywasz! A ja chyba nie bardzo wtedy wypoczęłam.
Ameryki nie odkrywam mówiąc, że każdy lubi coś innego. Jedni z niecierpliwością czekają na taki weekend gdzieś poza miastem razem z przyjaciółmi. Natomiast inni preferują aktywne formy spędzania wolnego czasu. I do tej drugiej grupy zaliczam się właśnie ja.
Stwierdziłyśmy z przyjaciółkami, że przyda nam się jakiś krótki odpoczynek, gdzieś niedaleko, ale też, żeby porobić coś innego niż zawsze. Padło na wypad na domek nad jeziorem. Miałyśmy sobie wypożyczyć kajaki, czy rowery i po prostu trochę się poobijać, plotkując do późnych godzin nocnych.
Po wielu poszukiwaniach, w końcu zdecydowałyśmy pojechać do Cekcyna w Borach Tucholskich. Miejsce bardzo spokojne (chyba trochę za spokojne). Jezioro całkiem sporych rozmiarów. I w sumie wszystko fajnie, ale...
Pojechałyśmy tam po tej nieszczęsnej burzy, która przeszła przez Bory. Okolica wyglądała... przerażająco. Drzewa połamane, pokłonione ku ziemi. Jakiś samotny dom, a za nim resztki lasu. Okropny widok. Te tereny jeszcze długo będą musiały się regenerować. Nic więc dziwnego, że o spacerze po lesie nie było mowy. Co prawa Cekcyn burza pominęła, ale okoliczne lasy i tak ucierpiały. Pozostało więc nam jedynie jezioro, kajaki i rowerki wodne. Ok, czemu nie? Niestety po jakiejś godzinie pływania w tę i z powrotem po prostu się znudziłyśmy. Siedzenie w domku też nas jakoś nie przekonywało, więc pojechałyśmy do pobliskiej Tucholi.
Miasteczko bardzo spokojne. Pochodziłyśmy po ryneczku, posiedziałyśmy na ławeczce, zażyłyśmy trochę słońca (którego tego lata było jak na lekarstwo) i zjadłyśmy obiad w jednej z restauracyjek. Ale to nie aż tak istotne. Zmierzam do tego, że nie wytrzymałyśmy ani jednego dnia, żeby siedzieć w jednym miejscu i nic nie robić. To były moje pierwsze takie wakacje i wiem, że ostatnie. Często też się zarzekam, że nigdy nie pojadę na wakacje all-inclusive. Niektórzy się śmieją i przekonują, że nigdy nie byłam, więc nie wiem, co tracę, a ja mówię, że nic nie tracę. To nie dla mnie. Może kiedyś, jak już będę zmęczona życiem, ale na razie wakacje są dla mnie synonimem aktywnego wypoczynku, zwiedzania i poznawania nieznanego. Ja po prostu nie potrafię usiedzieć na miejscu. Nawet teraz, kiedy rok akademicki w pełni, wciąż gdzieś wybywam. Co prawda nie tak często jak bym tego chciała, ale z drugiej strony, co za dużo, to niezdrowo :)
Ostatnio niezbyt często się tu pojawiam i szczerze mówiąc nie mam pojęcia z czego to wynika. Tematów na posty mam naprawdę dużo, tylko że brakuje wystarczająco dużo chęci, żeby pisać. Zobaczymy, może wreszcie to się zmieni, mam nadzieję.
Chyba mamy podobny sposób spędzania wolnego czasu, szczególnie będąc w podróży.
OdpowiedzUsuńJa również nie usiedzę na miejscu i ciągle mnie coś gna przed siebie.
Chcę zobaczyć jak najwięcej.
Nie leniuchuj, tylko bierz się do pisania:):)
Pozdrawiam:)
Życie jest takie krótkie, że żal siedzieć w jednym miejscu i patrzeć ciągle na to samo, warto zobaczyć coś nowego :)
UsuńPostaram się z tym pisaniem :)
Pozdrawiam
Też bym nie usiedział na tyłku zbyt długo, kajaki są super, ale to środek transportu do ciekawych miejsc. Takie pluskanie samo dla siebie może też znudzić.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, kajaki mogą być fajne :)
UsuńMnie najbardziej męczy siedzenie w jednym miejscu.
W pełni popieram Twoją niechęć do wakacji all inclusive bo doskonale Cię rozumiem. Nie wiem czy wynika to z mojej niezależności i chęci poznawania świata na własną rękę i we własnym stylu ( bo ja jestem powsinoga ) czy z tego, że podczas takiego wyjazdu wiele nam umyka. Nie wiem też jak można wytrzymać 7 lub 10 dni w jakimś kurorcie, ba! ja nawet nie wiem jak można wytrzymać tam weekend :). Najlepiej wypoczywam przemieszczając się i to jest dla mnie wyznacznikiem udanego urlopu. Świat jest za piękny i za ciekawy na stanie w miejscu. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJeden dzień to chyba maksimum w takim miejscu :)
UsuńŚwiat jest za piękny, a życie za krótkie. Więc korzystajmy, póki możemy :)
Pozdrawiam
ja lubię każdą formę podróżowania czy odpoczynku...czasami siedzęi patrzę w bezkres..czasami biegam za naturą z aparatem,,czasami przegadam z ciekawymi ludźmi,,czasami wędruję przed siebie,czasami zwiedzam z przewodnikiem....różnie ale zawsze fajne doświadczenia zdobywami to najważniejsze:)
OdpowiedzUsuńPodrawiam
Każdy lubi coś innego i najważniejsze, żeby odpoczynek był odpoczynkiem, a nie przymusowymi wakacjami, z których wracamy z ulgą, że się już skończyły.
UsuńPozdrawiam
ja nienawidze weekendów, w które nic sie nie dzieje - najbardziej odpoczne jak pojade na wycieczke :)
OdpowiedzUsuńMam to samo :)
UsuńTo prawda stara jak świat, że nic nierobienie jest bardzo męczące. Zawsze odczuwam to w niedzielę gdy zostajemy w domu. Och, dla nas niewyobrażalny jest pobyt na wczasach w hotelu. Cały okres w jednym miejscu. To strzał w głowę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Świat jest zbyt piękny i zbyt duży, by stać w miejscu :)
Usuń