Zapach pergaminu #20 ~ greckie marzenia

Od jakiegoś czasu Grecja coraz częściej gości w mojej wyobraźni. Oglądam zdjęcia i zachwycam się jej krajobrazami. Wiem, że będę chciała tam pojechać. Wiem też, że w najbliższym czasie nie będę w stanie takiego wyjazdu zorganizować. Pozostają mi więc fotografie i książki, do których uciekam, kiedy nie idzie mi pisanie. A ostatnio jest z tym naprawdę kiepsko. Siadam przed komputerem, napiszę kilka zdań, po czym je kasuję i wracam do lektury.

Tym razem postawiłam właśnie na greckie klimaty i wypożyczyłam z biblioteki Moją wielką grecką przygodę Johna Mole'a. Zachęciła mnie piękna okładka i ciekawy opis, ale też tytuł, który na myśl przywodzi film Moje wielkie greckie wesele. I o takim greckim weselu także przeczytamy w tej książce.

źródło: lubimyczytac.pl

Marzył nam się mały biały domek, z niebieskimi drzwiami i niebieskimi okiennicami, na dziewiczej wyspie, w malowniczej wiosce, nieopodal plaży, z tawerną tuż za rogiem...

Marzenia są piękne. I zawsze takie idealne. A potem rzeczywistość weryfikuje nasze wyobrażenia. Nic nie jest takie, jakie być powinno. Problem w tym, że marzenia same się nie spełniają i trzeba im po prostu pomóc. Przekonali się o tym bohaterowie Mojej wielkiej greckiej przygody. Książka więc w głównej mierze opowiada o ich drodze po marzenia. 

Głównym tematem jest oczywiście dom, ale autor raczy nas również wieloma anegdotami z życia codziennego w Grecji. I to właśnie te wszystkie opowiastki budują klimat tej książki.

Akcja Mojej wielkiej greckiej przygody toczy się w latach 80. XX wieku, a więc zero internetu, zero telefonów komórkowych, a bieżąca woda i elektryczność nie wszędzie mogą zostać doprowadzone. Przez to wszystko opowieść wydaje się jeszcze bardziej sielska, ale jest to mylne wyobrażenie. Znajdziemy tam bowiem również elementy codziennego trudu i problemów. Samo życie. Z tym że w rajskiej scenerii biało-niebieskiej Grecji.

Pomimo zachęcającego opisu i pięknej okładki, książka mnie nie porwała. Momentami była nawet nudna. Cóż, nie bardzo zainteresowałam się konstrukcją dachu, tym bardziej, że opis był naprawdę szczegółowy. Natomiast z szeroko otwartymi oczami wyobraźni zagłębiałam się w opisy tradycji kulinarnych i z łatwością potrafiłam sobie wyobrazić tamte zapachy (ze smakami niestety było nieco gorzej). Bardzo interesujące okazały się także różnego rodzaju spotkania towarzyskie i inne imprezy okolicznościowe, które pozwalały doświadczyć mentalności ówczesnych Greków. Dziś pewnie jest inaczej, ale to nie znaczy, że Grecja przestała być interesująca. A przy odrobinie szczęścia, na pewno można jeszcze znaleźć właśnie takie ciche zakątki nieskażone ruchem turystycznym, gdzie wydaje się, że dotarliśmy do raju.

Książka jest idealna na jesienne i zimowe wieczory, kiedy chcemy się na chwilę oderwać od szarugi i przenieść w cieplejsze zakątki Europy. Ale nawet w maju, kiedy słońce czasem wygląda zza chmur, przyjemnie się ją czyta. Dla tych, którzy lubią czytać właśnie dla przyjemności, nie szukając motywujących monologów autorów, będzie to lektura idealna. 

Komentarze

  1. A ja kilka dni temu szukałam lotów na którąś z greckich wysp...Ale to dopiero w przyszłym roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na razie nic nie planuję, bo nie wiem, jak mi się życie potoczy, ale gdzieś tam w przyszłości (raczej bliższej niż dalszej) myślę właśnie o Grecji i Portugalii również.

      Usuń
  2. Grecja piękna jest, Grecję znam ale Grecji jest kilka. Inna jest Grecja na wyspach, inna na Peloponezie a jeszcze inna u stóp Olimpu, a przy Macedonii to już całkiem inna. Trzeba znaleźć swoją.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie przez swoją różnorodność Grecja jest taka piękna :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram