Koniec Polski końcem Unii Europejskiej

Urlop, urlop i po urlopie. Nie było mnie w tamtym czasie na blogu, ale byłam w Polsce! Głównie, by się spotkać z rodziną i odpocząć. Ale poza tym udało mi się również wybrać na niedługą wycieczkę krajoznawczą. Dotrzeć do granicy polsko-rosyjskiej już od dawna było na mojej liście, ale dopiero teraz udało się ten pomysł zrealizować i przed Wami jego owoce. 


O Krynicy Morskiej podejrzewam, że każdy słyszał, ale czy wiedzieliście, że za nią na Mierzei Wiślanej jest jeszcze jedna miejscowość? Piaski leżą jakieś 10 km za Krynicą i można powiedzieć, że znajdują się na końcu Polski, bo dalej iść się już nie da. Jest to niepozorna, spokojna mieścina, ale z całym niezbędnym zapleczem turystycznym. Nie ma tam tłumów i to jest duży plus. Jest cicho, idealnie na urlop. 




Piaski na mapach figurują również jako Nowa Karczma. Jest to tłumaczenie niemieckiej nazwy miejscowości jeszcze sprzed wojny a wywodzi się prawdopodobnie od działającej tam od końca XV wieku karczmy goszczącej podróżujących po trakcie łączącym Gdańsk z Królewcem. Oczywiście karczma już od dawna nie istnieje. 

Do Piasków docieramy jeszcze przed południem, więc nie ma żadnych problemów z parkowaniem. Z samego centrum udajemy się na plażę, gdzie było znacznie więcej ludzi niż się spodziewałam. Plaża była szeroka, więc nie było tłoczno, ale i tak byłam zaskoczona ilością plażowiczów, tym bardziej że tego dnia niebo było w pełni zachmurzone. Ale im dalej na wschód, tym mniej ludzi. 



Oczywiście, jak to w moim przypadku bywa, zupełnie się nie przygotowałam do tej wycieczki merytorycznie, tzn. nie miałam pojęcia, jak daleko jest ta granica. Szliśmy i szliśmy i w pewnym momencie wszystkim zaczęło się dłużyć, tym bardziej, że od jednego wejścia na plażę do drugiego, był naprawdę spory odcinek, więc nie mieliśmy pojęcia, czego dalej możemy się spodziewać. Ale z uporem maszerowaliśmy dalej. 



Po jakichś 5 km dotarliśmy do niepozornego płotu, za którym postawiono znak stopu i obok tablicę informującą o tym, że stoimy właśnie na końcu Polski i jednocześnie końcu Unii Europejskiej. Nic nadzwyczajnego. Może wręcz śmieszna ta granica, no bo jak to tak, tylko taki zwyczajny chybotliwy płotek? W dodatku kończący się wcale nie tak głęboko w morzu, więc można by go spokojnie opłynąć. Żadnej strażnicy, żadnego wojska, tylko tablica grożąca karą grzywny za przekroczenie granicy. A mimo to, nikt swojej stopy po drugiej stronie nie chciał postawić. 




Zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie na granicy i ruszyliśmy w drogę powrotną. Od razu przy granicy znajduje się wejście na plażę nr 1, ale my przeszliśmy się plażą kawałek dalej do wejścia 2, skąd następnie szliśmy już leśną ścieżką, by nie męczyć się marszem po grząskim piasku. Od razu zaatakowały nas rzesze komarów, więc zaczęliśmy powątpiewać w słuszność wyboru takiej trasy powrotnej, ale gdy już doszliśmy do głównej drogi pieszo-rowerowej, komary odpuściły i spacer był całkiem przyjemny. 




W pobliżu Piasków odbijamy z głównej drogi na lewo, w kierunku starej latarni morskiej. Miałam nadzieję na podziwianie dawnej architektury, ale okazało się, że nic z tego... Obozowali tam bowiem harcerze i nawet nie mogliśmy podejść bliżej, by się przyjrzeć budowli. Szliśmy więc dalej bez postoju, już do samych Piasków. 




W godzinach popołudniowych, w miasteczku zrobiło się całkiem tłumnie, ale to i tak było nic w porównaniu z tym, co działo się w Krynicy Morskiej. Niby pandemia i podróżowanie jest w pewnym stopniu ograniczone, a tam w ogóle tego nie było widać. Życie turystyczne toczyło się jak gdyby nigdy nic. A może jednak w innych czasach byłoby tam jeszcze więcej ludzi...? 


Nie zabawiliśmy tam długo i ruszyliśmy w dalszą drogę. Teraz na poszukiwanie jakiegoś spokojnego miejsca postojowego, by móc zrobić sobie przerwę na piknik. Oczywiście tam, gdzie był jakiś parking, samochodów było tyle, że nie dało się nigdzie zatrzymać. W końcu dotarliśmy pod pomnik budowniczych obozu Stutthof, gdzie znaleźliśmy dogodne miejsce na postój. 


Pomnik stoi w okolicy wsi Przebrno, gdzie niegdyś znajdowała się filia obozu koncentracyjnego Stutthof. Jest niepozorny i wygląda na nieco zapomniany. Kiedyś jego otoczenie było ładnie zagospodarowane, ale teraz pewnie nie ma komu o nie dbać i wygląda na trochę zapuszczone. Ludzi tam niewielu się zatrzymuje, a jeśli już to pewnie tylko po to, żeby od razu iść na plażę.  

Co ciekawe, właśnie w tamtym miejscu przechodziła niegdyś granica Wolnego Miasta Gdańska z Niemcami, czego ślady pozostały do dzisiaj w postaci niewielkich kamiennych słupków. Zachowały się tylko cztery, niestety nie byłam tego świadoma i nie wypatrzyłam ani jednego. Ale może ktoś z Was tam był i widział?


Moje wakacje w Polsce dobiegły końca. W ciągu dwóch tygodni doświadczyłam każdej pogody, za wyjątkiem śniegu i mrozu, ale gdyby nagle zrobiło się biało, chyba wcale bym się nie zdziwiła. Zaskoczyła mnie natomiast duża ilość samochodów na drogach i ludzi na plażach. A życie toczy się normalnie, jakby tej całej pandemii wcale nie było, co w porównaniu z realiami Majorki przywodziło na myśl zupełnie inny, ten dawny świat. 

Komentarze

  1. Pamiętam jak mi kiedyś napisałaś, że wybierasz się do Polski jak sójka za morze. Cieszę się, że w końcu się udało. Pokazane przez Ciebie dzisiaj kadry są tak bardzo odmienne od tych, do których nas przyzwyczaiłaś i którymi zachwycasz w każdym wpisie.
    Fajnie odbyć spacer na sam koniec Europy, myślę że to ciekawe doświadczenie zwłaszcza mogąc tam dojść spacerkiem.
    Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, udało się i chyba też w dobrym terminie do Polski się wybrałam, bo teraz znowu zaczyna się komplikować i wiele krajów wprowadza obowiązkową kwarantannę po powrocie z Hiszpanii...
      Zawsze, gdy docierasz gdzieś o własnych siłach, przy chociaż odrobinie wysiłku, zupełnie inaczej patrzysz na miejsce docelowe, jest jakby piękniejsze, no i masz satysfakcję, że ci się udało.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Nigdy nie zastanawiał się, jak taka granica może wyglądać, ale to w sumie ciekawa sprawa i pomysł na długi spacer. Ja w tym roku wybrałam Łebę i też były tłumy, ale wystarczyło pojechać parę kilometrów dalej i okolica od razu robiła się spokojnijsza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Łebie zawsze są tłumy, a już w pobliskim Słowińskim Parku Narodowym pustki i całkiem miły spacer można sobie urządzić po plaży w granicach PN :)

      Usuń
    2. No właśnie w Słowińskim też było dosyć tłoczno niestety, ale za to Mierzeja Sarbska przywitała mnie ciszą i spokojem :)

      Usuń
    3. O, to mnie trochę zaskoczyłaś; ale fajnie, że gdzieś jednak zaznałaś ciszy i spokoju ;)

      Usuń
  3. Na mierzei byłam tylko raz i to przez jeden dzień do granicy nie było szans dotrzeć. Gratuluję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby się spiąć, to pewnie dałoby radę, ale czasami lepiej sobie odpuścić i na spokojnie zwiedzać. Nie trzeba być wszędzie, by cieszyć się podróżami :)

      Usuń
  4. Twoje zdjęcia jak zawsze są przepiękne. Tym razem przywołały moje wspomnienia. Na mierzei byłam w ubiegłym roku.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to całkiem świeżutkie wspomnienia :)
      Również pozdrawiam

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram