Sineu ~ najstarsze miasteczko centralnej Majorki

Niedawno mieliśmy długi weekend w Hiszpanii i postanowiłam jakoś wykorzystać ten dodatkowy dzień wolny. Padło na niedługą i spokojną wycieczkę po centralnej części wyspy. A dokładniej, dotarłam do dwóch miasteczek i przy okazji zrobiłam sobie nieplanowany wcześniej trekking po obrzeżach jednego z nich. Jednak dzisiaj opowiem Wam jedynie o spacerze uliczkami Sineu. Chciałam opisać oba miejsca w jednym poście, ale ostatecznie je rozdzieliłam ze względu na zatrważającą ilość zdjęć...

Sineu to jedno z tych większych pueblos, gdzie mamy całkiem nieźle zachowaną architekturę z czasów arabskich i późniejszych, katolickich. Prawdopodobnie już w czasach prehistorycznych te tereny były zamieszkane, na co wskazują pozostałości po kulturze talajotycznej (zawsze mam problem z tłumaczeniem tej nazwy; tak jak w historii Hiszpanii jest to kultura dość ważna, tak dla krajów środkowo i wschodnioeuropejskich zupełnie obca i zastanawiam się, czy w ogóle istnieją jakieś publikacje na ten temat w języku polskim), jednak dopiero w czasach arabskich zyskały na znaczeniu, głównie ze względu na rozległe tereny uprawne. Arabowie rozwinęli system nawadniania nie tylko pól, ale również doprowadzili wodę pitną do miasteczka i wybudowali studnie, które istnieją do dzisiaj. Natomiast po konkwiście Sineu otrzymało w spadku chyba największy budynek w miasteczku - kościół de Santa María de Sineu.


Kościół został wybudowany w XIII wieku, ale w 1505 mocno ucierpiał na skutek pożaru. Został jednak od razu odrestaurowany na dawny gotycki styl. W kolejnych stuleciach był rozbudowywany i stale powiększany. Ostatnie remonty zakończyły się w 2007 roku. Jest to kościół jednonawowy z wieloma kapliczkami bocznymi. Choć nie widać tego z zewnątrz, bo budynek jest przyklejony do innych, świątynia jest ogromna. Miałam szczęście i tego dnia drzwi były otwarte, więc mogłam zobaczyć wnętrze. Jest czym się zachwycać. Poza tym nie są to jedynie zachwyty wizualne. Ktoś się postarał i przygotował przy każdym ołtarzu bocznym tabliczkę informacyjną, z krótkim opisem poszczególnych elementów; nieczęsto spotyka się takie rzeczy na Majorce. Dla mnie już otwarte drzwi kościoła były czymś niezwykłym.  





Wejście do świątyni znajduje się przy placu głównym tętniącym kawiarnianym życiem. Można się udać na dalszy spacer wybierając jedną z szerszych uliczek lub po prostu skręcić za róg kościoła i przejść na nieco mniejszy i znacznie spokojniejszy placyk, gdzie znajduje się słynna rzeźba uskrzydlonego lwa (el León), który prawą łapą podtrzymuje herb miasteczka. 

Sineu powierzchniowo nie jest małym miasteczkiem, więc trudno zaledwie w ciągu kilku godzin przejść wszystkimi uliczkami, ale zdecydowanie warto poświęcić kilka chwil na zgubienie się gdzieś w centrum, bo niektóre uliczki skrywają naprawdę piękną architekturę. W tym stare wiatraki.

Centralna część wyspy była idealna do uprawy zbóż, a co za tym idzie, produkowano tutaj mąkę. To stąd w okolicy jest tak wiele wiatraków. Niestety większość z nich jest podniszczona, jako że już się ich nie używa. Najdostojniejszy z wiatraków stoi przy samym wjeździe do Sineu od strony wschodniej. Miał szczęście i został odrestaurowany i zaadaptowany na restaurację, którą jak najbardziej mogę polecić. Restaurant Molí d'en Pau serwuje dania kuchni lokalnej - więcej o kuchni Majorki przeczytasz tutaj.

Do Sineu warto przyjechać w środowy poranek; odbywa się tam wówczas mercado, którego tradycja została zapoczątkowana już w średniowieczu. Kramy rozstawiają się od zawsze na tym samym placu, który właśnie od tego wydarzenia wziął swoją nazwę - Plaça Es Mercadal. A dojechać nie jest tam trudno, bo nawet jeśli nie masz własnego samochodu (a polecam go mieć, by dotrzeć do najfajniejszych miejsc na wyspie), kursują tam pociągi. 

Co prawda Sineu nie skradło mojego serca, ale i tak spędziłam tam miłe popołudnie. Było cicho i kameralnie, czyli tak jak lubię. A do tego ciekawa architektura. Fasady budynków nie zawsze zadbane, ale obdrapane mury też coś w sobie mają, Mo. na pewno się ze mną zgodzi ;)

Być może już się tak bardzo wszystkim nie zachwycam, tak jak miało to miejsce podczas pierwszych tygodni na Majorce, bo pewne miejsca, rzeczy stały się dla mnie zwyczajne, związane z codziennością, ale nadal czerpię przyjemność z odkrywania tych małych pueblos. Prawda jest taka, że zawsze można znaleźć w nich coś ciekawego, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydają się normalne lub nawet nudne. Poza tym nie o otoczenie materialne chodzi, a o cały klimat miejsca. I ten majorkański nadal wywołuje uśmiech na mojej twarzy.  

Komentarze

  1. ślicznie tam i klimatycznie, ale uliczki nieludzko puste, jako by ich covidapokalipsa wymiotła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha tak mniej więcej wygląda Majorka poza sezonem i w dodatku w miejscach mało turystycznych, ale przyznaję się, czasami czekałam chwilkę, żeby uliczka zrobiła się pusta, by móc zrobić zdjęcie :D Natomiast tam gdzie kawiarnie, w samym centrum zawsze jest gwarno i tłumnie ;) Pomimo covidapokalipsy życie toczy się w miarę normalnie; czasami jakby problem w ogóle nie istniał (a kto wie? może nie istnieje).

      Usuń
    2. Oj tak, zgadzam się w kwestii tych obdrapanych murów i odpadającego tynku :). To tylko na pierwszy rzut oka wygląda na zaniedbanie, na drugi widać już klimat i magię. Zastanawiałam się nad powodem braku ludzi na Twoich zdjęciach i obstawiałam siestę, później jednak zdałam sobie sprawę, że pewnie posezonowa Majorka wygląda tak w wielu miejscach. Powiem Ci, że bardzo mi brakuje takiego odkrywania Hiszpanii jakie praktykujesz Ty bo takie podróże w nieznane zawsze mnie uszczęśliwiały. Hiszpania pod tym względem ma nieskończony wachlarz możliwości; Majorka jak się dzięki Tobie okazuje też.

      Usuń
    3. W takich niezbyt turystycznych miejscowościach obdrapane mury są codziennością i najczęściej wynikają po prostu z faktu, że wiele z tych domów jest opuszczonych... Ma to swój urok, zgadzam się, ale obawiam się, że może go stracić, ponieważ te opuszczone budynki kupują deweloperzy, burzą mury i stawiają nowe, zupełnie oderwane od dawnego klimatu.
      Majorka jest pełna perełek, co i rusz odkrywam coś nowego.

      Usuń
  2. Jak ja bymnsiebtam do Ciebie teraz przeniosła :) strasznie brakuje mi ciepła, słońca i i niego klimatu. Kiedy to znowu będzie można bez problemu gdzieś pojechać i wygrzać kości... Nardzo fajne miejsce pokazałaś, a ja lubie takimi uliczkami dreptac :) pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, kiedy będzie można znów się swobodnie poruszać? Ja na razie za jesienno-zimowymi klimatami nie tęsknię, ale już trochę jest męczący fakt, że nie można się nigdzie ruszyć...

      Usuń
  3. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram