Dzień 6: zachwytów nad Tallinem ciąg dalszy

Tak się zatraciłam w tej Majorce, że zupełnie zapomniałam o kontynuowaniu wpisów z podróży po północno-wschodniej Europie. A przecież miałam pisać o Tallinie, który tak bardzo mnie sobą zachwycił.

Dla przypomnienia, dlaczego Tallin tak bardzo mi się spodobał, zapraszam do przeczytania wpisu o moich pierwszych wrażeniach z estońskiej stolicy. Teraz natomiast zaprezentuję Wam Tallin w świetle dnia, w ciepłych promieniach słońca i w chłodzących oparach nagłej mgły. Chociaż spędziłyśmy tam niecałe dwa dni, mam wrażenie, że doświadczyłyśmy chyba każdej możliwej pogody (za wyjątkiem śniegu; chociaż gdyby zaczęło sypać, wcale bym się nie zdziwiła). 

Dzięki temu, że nocowałyśmy w hostelu, miałyśmy dostęp do różnych ulotek i broszurek informacyjnych i między innymi natrafiłyśmy na informację o darmowym spacerze z przewodnikiem, które odbywały się każdej soboty w południe. Miałyśmy sporo szczęścia, że w Tallinie byłyśmy akurat w sobotę. Niestety z racji pandemii nie było pewności, czy wycieczka faktycznie się odbędzie, również w recepcji nie potrafili nam powiedzieć, czy spacery nadal się odbywają, ale na wszelki wypadek postanowiłyśmy być w okolicach miejsca zbiórki o wyznaczonej godzinie. I nie tylko my się dowiedziałyśmy o tym zwiedzaniu. Zebrała się taka grupa, że nawet sama przewodniczka była w szoku. Ale za chwilę jeszcze do tego wrócę, bo nasze poznawanie miasta zaczęłyśmy dużo wcześniej przed spotkaniem z przewodniczką. 

Nie miałyśmy planu, nie miałyśmy celu. Po prostu chodziłyśmy sobie uliczkami, aby odkrywać kolejne magiczne zakątki Tallina. W świetlne dnia miasto wcale nie zatraciło swojej magii. Było cudownie. A z kilku punktów widokowych mogłyśmy podziwiać starówkę w całej swej okazałości i wtedy jeszcze bardziej zauroczyło mnie to miasto. Wreszcie zobaczyłam panoramę tego miasta, która króluje na większości pocztówek z Estonii. Te bajkowe pejzaże zdobiące kartki pocztowe w rzeczywistości okazały się tak samo piękne, a może i piękniejsze. O poranku dachy starówki wyglądały nieziemsko spokojnie. Ponadto obudziło się we mnie pragnienie, by zobaczyć to miasto zimą i wpatrywać się w ośnieżone dachy, a jak dobrze wiecie, ja fanką zimy raczej nie jestem i już sobie wyobrażam ten przeszywający chłód. Ale dla takich widoków, można znieść wiele. My miałyśmy sporo szczęścia, bo tamtego dnia pogoda była cudowna. Bezchmurne niebo i słoneczko naprawdę nam dogrzało. Widziałam wiele osób spacerujących w krótkich rękawkach. Nawet ja spakowałam swoją kurtkę do plecaka, choć z bluzą się nie rozstałam. Aż niewiarygodne, że kilka godzin później nadeszła jakaś dziwna mgła i aura przeistoczyła się w taką jak z horroru. Zrobiło się nieprzyjemnie i dreszcz mnie przechodził, ale nawet w ponurym anturażu Tallin wciąż mnie sobą zachwycał. 

Stolica Estonii może się pochwalić niezwykłym urokiem i specyficznym klimatem. Na jednym z punktów widokowych swoje usługi oferowało dwoje młodych fotografów, studentów, zupełnie za darmo, chcieli po prostu poćwiczyć. Nie było to nachalne, jak zdarza się w wielu turystycznych miejscach, gdzie nagabują na zdjęcie za ileś tam euro. Mam wrażenie, że właśnie cały Tallin taki jest; oferuje nam super doznania zupełnie za darmo i nie jest w tym nachalny, jest po prostu naturalny. 

Pochodziłyśmy jeszcze troszkę uliczkami górnego Tallina, a potem zeszłyśmy na plac przed informacją turystyczną, skąd miał rozpocząć się spacer z przewodnikiem. Zebrała się naprawdę pokaźna grupa ludzi różnych narodowości. A przewodniczką okazała się młoda Estonka pełna werwy i z ogromną pasją. Z chęcią powtórzyłabym Wam jej imię, ale typowo estońskie okazało się nie do zapamiętania, nawet ona sama stwierdziła, że nie warto się wysilać, bo i tak zapomnimy. Mimo to, że nie potrafię jej połączyć z żadnym imieniem, jej osoba zapadła mi w pamięć i jeśli gdzieś ją kiedyś zobaczę, na pewno rozpoznam. 

Spacer obejmował głównie obrzeża starówki i punkty widokowe, które już zobaczyłyśmy o poranku, ale tym razem towarzyszyły temu opowieści na temat historii Tallina i Estonii oraz różne ciekawostki kulturowe, jak na przykład to, że w Estonii wszędzie jest wifi, nawet w środku lasu. Podczas naszego późniejszego objazdu po kraju udało nam się zweryfikować tę informację i faktycznie dostęp do internetu jest dosłownie wszędzie. Ponadto z takich bardziej oczywistych ciekawostek warto wspomnieć o relacjach z dwoma sąsiadami Estonii: z Finlandią są to relacje przyjacielskie, siostrzane i gdy Estonia ma jakiś problem, idzie po pomoc do swej siostry Finlandii; natomiast sąsiadka Łotwa to troszkę taka rywalka i wzajemnie próbują się prześcigać w tym kto ma czego więcej, kto ma co lepszego. Oczywiście to wszystko na temat rywalizacji Estonii z Łotwą było opowiedziane z przymrużeniem oka, ale nadało narracji przewodnickiej pazura i sprawiło, że spacer okazał się naprawdę niezapomnianym przeżyciem. Więc jeśli kiedyś będziecie w Tallinie, koniecznie zajrzyjcie do informacji turystycznej i zapytajcie o spacer z przewodnikiem. Gwarantuję, że się nie zawiedziecie. Na koniec jeszcze taka uwaga (chociaż pewnie możecie się tego domyślać), mimo, że spacer jest darmowy, na koniec przewodnik zbiera datki - można mu coś wrzucić do kapelusza, ale nie trzeba. Jednak nasza przewodniczka wykazała się taką charyzmą, że naprawdę wszystkie napiwki były jak najbardziej zasłużone. 

Ponadto podczas naszego spaceru doszło do pewnej nieprzyjemnej sytuacji. Napotkaliśmy dwóch młodych Estończyków i jeden z nich wyrzucił pustą puszkę gdzieś na trawnik. Jeden chłopak z naszej grupy zwrócił mu uwagę, a ten się wkurzył i o mało nie doszło do bójki. Ale przewodniczka zachowała zimną krew  i jakoś to opanowała, ponadto powiadomiła policję i wszystko dobrze się skończyło, bez żadnych obrażeń, bez aresztowań itd. Nie dość, że przewodniczka okazała się przemiłą osobą, niezwykle kompetentną, to jeszcze dość odważną i dbającą o dobre imię swojego kraju i rodaków, bo przecież nie wszyscy Estończycy są tacy, jak tamten prowokator. Ja mogę Wam nawet powiedzieć, że tamten to był jakiś wyjątek, bo na naszej drodze spotkałyśmy niezwykłych ludzi, których zapamiętam na bardzo długo i jeszcze pewnie będę tutaj o nich napomykać. 

Wycieczka z przewodniczką zakończyła się na głównym placu, który tętnił życiem. Ponieważ my już dzień wcześniej spacerowałyśmy po tej części Tallina, resztę dnia postanowiłyśmy spędzić w parku Kadriorg - największym w całej stolicy. Ale najpierw chciałyśmy gdzieś usiąść i się nieco posilić. Wybrałyśmy się więc do najbardziej popularnej i najstarszej kawiarni w mieście Maiasmokk.

Wystrój faktycznie wskazywał na to, że jest to miejsce z długą historią. A kolejka przy ladzie mówiła, że jednocześnie jest tam smacznie. I wcale nie tak drogo, jakby się mogło wydawać. Stanęłyśmy w kolejce i zaczęłyśmy rozprawiać o tym, co kupić, bo chciałyśmy spróbować czegoś lokalnego. Naszą rozmowę po angielsku podsłuchały panie przed nami i postanowiły nam nieco ułatwić wybór. Wybrałyśmy trzy różne ciastka, którymi się potem podzieliłyśmy. 

Dla ścisłości, kawiarnia funkcjonuje w ten sposób, że najpierw podchodzić do lady i kupujesz to, na co masz ochotę i później siadasz do stolika lub zabierasz na wynos. Obsługa nie zbiera zamówień przy stolikach. Troszkę mnie to zdziwiło, ale biorąc pod uwagę ilość ludzi, którzy tam przychodzą i wychodzą, ma to sens. Poza tym zanim jeszcze złożyłyśmy zamówienie, pani z obsługi poprosiła nas o okazanie certyfikatów szczepienia. Nie skanowała kodu QR, chciała je tylko zobaczyć i wówczas przyjęła od nas zamówienie. Skusiłyśmy się na coś, co wyglądało jak pączek, ale w rzeczywistości było biszkoptowym ciastkiem z kremem oblanym czekoladą (okropnie słodkie), roladkę z kremem i malinami (ponoć jedno z tradycyjnych ciast) oraz niewielkie ciasteczka przekładane słodką marmoladką typowe jako dodatek do kawy (te kupowało się na wagę i były naprawdę słodkie). 

Kiedy po takim zastrzyku cukru zebrałyśmy siły na dalsze spacery, opuściłyśmy kawiarnię, która wbrew pozorom nie zrujnowała nas finansowo i klucząc uliczkami starego Tallina powoli szłyśmy w kierunku parku Kadriorg. Znajduje on się całkiem niedaleko od starówki, więc my skusiłyśmy się na spacer. Oczywiście można też było wybrać komunikację miejską, która jest darmowa, ALE tylko dla mieszkańców Tallina. Mimo to nawet dla przyjezdnych drogo nie jest, choć zakup biletów jest nieco skomplikowany. Bo albo masz aplikację (tak jak w Finlandii) albo kupujesz specjalną kartę, na którą nabija się ileś tam euro, które potem znikają po przyłożeniu do czytnika w tramwaju. Teoretycznie nic trudnego, ale my i tak miałyśmy pewne komplikacje. Kolejnego dnia, kiedy jechałyśmy na lotnisko, żeby odebrać samochód, skorzystałyśmy z opcji wykupienia takiej karty i pani w kiosku wszystko nam wyjaśniła i nabiła na jedną kartę trzy bilety, które potrzebowałyśmy. Wsiadłyśmy do tramwaju, zeskanowałyśmy kartę i jechałyśmy niczego nieświadome. Dopiero tydzień później, gdy oddawałyśmy samochód i chciałyśmy też oddać kartę (bo można ją później zwrócić i zwracają nam też za nią pieniądze) okazało się, że pani w tym pierwszym kiosku albo się pomyliła, albo coś nie tak zrozumiała i w rzeczywistości nabiła nam wówczas tylko jeden bilet. My na tym skorzystałyśmy, bo zamiast 1,50 euro wydałyśmy wówczas tylko 0,50 euro każda z nas. Oczywiście miałyśmy w tym trochę szczęścia, bo gdybyśmy trafiły na jakąś kontrolę, pewnie by już tak kolorowo nie było...

Wracając jednak z powrotem do Tallina. Kiedy opuszczałyśmy starówkę i skierowałyśmy się w stronę wspomnianego wyżej parku, nagle jakaś niska chmura zaczęła nadchodzić znad morza. Po pięknej słonecznej pogodzie już nic nie pozostało. Zrobiło się chłodno i nieprzyjemnie, ale szczerze mówiąc miało to też swój urok. Możecie to dostrzec chociażby na zdjęciach z parku Kadriorg. Czyż nie jest tajemniczo i tak trochę romantycznie? 

W parku poza rozległymi terenami zielonymi znajduje się również niewielki pałacyk, od którego to park wziął swoją nazwę. Wyglądem przypominał trochę Schonbrunn, ale w nieco mniejszym rozmiarze. W ogóle cały park skojarzył mi się z tamtymi austriackimi terenami. 

Po zrobieniu tysiąca zdjęć skierowałyśmy nasze kroki na wybrzeże. Powoli zaczęło się rozchmurzać, ale niestety temperatura nie wróciła do swojego poprzedniego stanu i było chłodnawo. Ale niektórym zupełnie to nie przeszkadzało i zamoczyli się w wodzie. Dla mnie coś niewyobrażalnego. Siedziałam skulona na brzegu i robiło mi się jeszcze chłodniej od samego patrzenia na tych śmiałków, wśród nich dwójka dzieci... Jak widać każdy ma inny poziom odporności na niską temperaturę. W moim przypadku, gdy temperatura spada poniżej 10 stopni, ubieram już rękawiczki. 

Ponieważ słońce chyliło się ku zachodowi postanowiłyśmy powoli wracać do hostelu. Tym bardziej, że zamierzałyśmy jeszcze zrobić jakieś pranie przed dalszą podróżą. W hostelu za niewielką opłatą miałyśmy do dyspozycji pralkę i suszarkę, więc opcja idealna dla tych, którzy chcą szybko zrobić i wysuszyć pranie. Niestety z jakichś powodów pralka okropnie długo prała, a suszarka suszyła i w rzeczywistości pół nocy czatowałyśmy by przełożyć ciuchy z pralki do suszarki. Na szczęście rano przed dalszą podróżą wszystko było czyste i suche. 

Spędziłyśmy w Tallinie zaledwie półtora dnia i na pewno nie udało nam się zobaczyć wszystkiego. Tylko liznęłyśmy klimat tego miasta. Ale ten niewielki ułamek wystarczył, bym się stolicą Estonii zauroczyła. Mam szczerą nadzieję, że jeszcze kiedyś tam wrócę, bo zdecydowanie miejsce to jest warte powrotów. I nawet nie obawiam się, że za drugim razem nie będzie tak pięknie. Jestem wręcz pewna, że będzie jeszcze lepiej. Tallin po prostu ma w sobie to coś i trudno mu się oprzeć. Czy i wy mieliście podobne odczucia zwiedzając stolicę Estonii? A jeśli jeszcze nie byliście, to mam nadzieję, że udało mi się Was zachęcić, by tam pojechać. Warto!

Komentarze

  1. Ja jestem całkowicie zakochana!!! Zadbane uliczki, cudne budowle, klimatyczne zakamarki z kawiarenkami, brukowane uliczki i bliskość morza - całkowite zauroczenie. Oby Tobie udało się tam wrócić, a mnie zobaczyć to piękno na własne oczy. I oby imperialne zapędy nie zniweczyły naszych planów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tu się rozpisuję, a ty ujęłaś te wszystkie moje zachwyty jednym zdaniem :D Mam szczerą nadzieję, że obu nam uda się dotrzeć do Tallina prędzej, niż nam się wydaje :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Albo masz wyjątkową zdolność do wyszukiwania ładnych i ciekawych kadrów, albo tam faktycznie jest ładnie i ciekawie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, staram się patrzeć na każde miejsce z różnych perspektyw i wybierać tę najkorzystniejszą, ale akurat Tallin wygląda dobrze z każdej strony ;) Nie minę się z prawdą, jeśli stwierdzę, że jest to miasto wyjątkowe.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Julcia nie dzowie Ci się że to miasto zrobiło na Tobie wrażenie, bo na mnie też mimo tego iż tam nie bylam :)
    Chyba misze się spieszyć i wybrać się tam bo dzięki Tobie chce zobaczyć to miasto. Zdjęcia są niesamowite, a moją uwagę przyciągnęła cerkiew która jest na kilku zdjęciach. Bardzo podobają mi sie takie obiekty :) super...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cerkiew jest imponująca. Oczywiście można wejść do środka, ale nie wolno robić zdjęć. My tylko zajrzałyśmy, bo akurat odbywała się tam jakaś uroczystość.
      Tallin na weekend to idealny plan, aczkolwiek jestem niemalże pewna, że można by tam spędzić cały tydzień, a i tak nie udałoby się zobaczyć wszystkiego. Ale już nawet jeden dzień wystarczy, by poczuć magię tego miasta.
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Z wielką przyjemnością oglądałam te zdjęcia. Nigdy nie byłam w Estonii ale przyznam, że nabrałam ochoty by zwiedzić :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, warto. O Estonii mało się mówi w świecie turystyki, a szkoda, bo ten kraj ma naprawdę sporo to zaoferowania. W kolejnych wpisach będę mówić właśnie o innych ciekawych zakątkach Estonii. Równie pięknych jak i sam Tallin.
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Jestem przezachwycona! Podoba mi się absolutnie wszystko na absolutnie każdym zdjęciu, doskonale mogę poczuć magię tych klimatycznych zaułków. Swoimi wspomnieniami z Tallina sprawiłaś, że stolica Estonii wskoczyła na samą górę moich wymarzonych europejskich destynacji. Zrobię wszystko żeby pojechać tam najszybciej jak się da. Jestem przekonana, że Tallin zostanie jednym z moich ulubionych europejskich miast i stanie w szeregu razem z Wilnem, Pragą czy Barceloną. Tallin idealnie wpisuje się w mój gust i ma wszystko to co lubię. Zaraz obejrzę powyższe zdjęcia jeszcze raz. Moc pozdrowień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem pewna, że Ci się tam spodoba. Mnóstwo urokliwych zakątków. Malownicze uliczki. Nawet nieco podniszczone budynki mają w sobie to coś. Byłabyś zachwycona.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Dla mnie odpadający tynk i budynki, na których widać upływ czasu to atrakcja turystyczna zatem będę w Tallinie wniebowzięta 😀

      Usuń
    3. Na pewno. Aczkolwiek sam rynek i centralna część starówki to akurat bardzo zadbane budynki :)

      Usuń
  6. Super fotorelacja :D Trzeba przyznać, że to miejsce jest bardzo urokliwe :D
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Urokliwe to mało powiedziane, tam jest po prostu bajecznie :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  7. Wow! Nigdy nie myślałam o podróży w tamtym kierunku, ale teraz czuję się zafascynowana i z chęcią się kiedyś wybiorę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Estonii mało się mówi, a jest to naprawdę przepiękny kraj.

      Usuń
  8. Majorka jest cudna więc nie jestem zaskoczona, że zatraciłaś się. W tym roku mieliśmy w planach poznanie Tallina. Jednak nie zdecyduję się na wyjazd. Przepiękna jest Twoja relacja.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że jednak nie pojedziecie do Tallina. Ale co się odwlecze, to nie uciecze ;)
      Pozdrawiam

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram