Dzień 5: Tallinn - pierwsze wrażenia

Wow, wow, wow. Tak w skrócie mogłabym opisać moje pierwsze wrażenia z Tallina i na tym właściwie mogłabym też skończyć, bo trudno w ogóle ująć słowami to, jak bardzo mi się tam podobało. Tallin jest miastem przepięknym, niesamowitym, na długo zapadającym w pamięć...

Po raz pierwszy o Tallinie czytałam niedługo po tym jak założyłam tego bloga. Przykro mi, ale już nie pamiętam gdzie dokładnie. Pamiętam natomiast, że bardzo zapragnęłam tam pojechać, gdyż z opisu Tallin wydawał mi się miastem wyjątkowym. W szczególności zaskoczył mnie fakt, że na starówce nie było żadnych reklam, iskrzących banerów itp., że bez problemu można tam było odnaleźć ducha tego starego historycznego Tallina. Wówczas nawet sobie nie potrafiłam wyobrazić, że gdzieś może być tak pięknie. 

Opuszczamy słoneczne choć dość chłodne Helsinki i promem przepływamy do kolejnej europejskiej stolicy. Finlandia pożegnała nas swoimi narodowymi barwami, bo na północy błękitne niebo, a im bliżej Tallina, tym grubsza warstwa białych chmur. W Estonii zachmurzenie całkowite, ale kto by się tym przejmował? Co prawda, jak to zawsze bywa, na początku trochę narzekałam na niezbyt przyjemną aurę, ale jakoś lepiej mi się zrobiło, jak doszłyśmy na starówkę i moich zachwytów nie było końca. 

O dziwo, podczas rejsu do Estonii nie było żadnej kontroli z tych nowych pandemicznych. Nawet przy opuszczaniu promu i terminala nikt o nic nie pytał. Byłyśmy trochę w szoku, ale jak się później przekonałyśmy, co kraj, to obyczaj. Wyszłyśmy sobie stamtąd nie oglądając się za siebie i ruszyłyśmy za tłumem w stronę starówki, bo tam też miałyśmy nocleg. Czyż to nie wspaniałe mieć nocleg w samym centrum miasta, w dodatku w centrum historycznym. Po Helsinkach, gdzie robiłyśmy kilkanaście kilometrów dziennie, była to niemała odmiana.

Pomimo tego, że niebo było zachmurzone a dość duży ciężar na plecach przyciskał mnie do ziemi i miałam ochotę tylko zrzucić plecak i się położyć, przechodząc przez niewielką bramę na starówkę, mogłam już tylko myśleć o jednym. O tym jak tam pięknie. Zapomniałam o wszystkich innych niedogodnościach, nie przejmowałam się, czy idziemy dobrą drogą do hostelu. Już w tamtym momencie, nawet z plecakiem na grzbiecie byłam skłonna zgubić się w labiryncie tych pięknych uliczek. Przechodząc przez tamtą bramę przeszłam też do innego świata i do innego czasu, do przeszłości. Do tej pory takie miejsca widywałam tylko w wyidealizowanych bajkach. 

Szczerze mówiąc nie wiem, co jeszcze mogłabym dodać na ten temat, bo moim zdaniem, żadne słowa nie oddadzą klimatu Tallina. Tam po prostu trzeba być, zobaczyć architekturę na własne oczy i poczuć wyjątkową atmosferę na własnej skórze. W moim rankingu najfajniejszych miast Tallin plasuje się na pierwszym miejscu. Dobrze wiecie, że ja za dużymi miastami nie przepadam, no ale dla estońskiej stolicy zrobiłam wyjątek. Można się w tym miejscu zakochać bez pamięci. 

Wracając jednak do wydarzeń z tamtejszego dnia. Jednak doszłyśmy do hostelu nie gubiąc się po drodze. Troszkę jednak skomplikowało się samo wejście do środka, bo o tej godzinie nie było tam już nikogo z recepcji. Ale wreszcie się udało. Hostel raczej średniej jakości, ale w super lokalizacji. Miałyśmy pokój tylko dla siebie, obok łazienka dzielona z jeszcze jednym pokojem. Poza tym udało nam się wyprać ciuchy. I nie zmarzłyśmy. Jeśli ktoś by szukał fajnego niezbyt drogiego miejsca w samym sercu Tallina i nie ma nic przeciwko niewielkim niedociągnięciom architektonicznym, poleciłabym tę miejscówkę. Z resztą w hostelach i tak nie spędza się zbyt wiele czasu, a do spania każde łóżko jest dobre, no nie?

My tylko się rozpakowałyśmy, nieco się ogarnęłyśmy i wyszłyśmy na obiadokolację do sławnej naleśnikarni Kompressor. Mieści w bardzo niepozornym budynku, więc bardzo łatwo to miejsce przeoczyć. Na poniższym zdjęciu możecie zobaczyć, jak to wygląda. Tutaj też wreszcie do nas dotarło, dlaczego wcześniej nikt nam nie sprawdzał paszportów covidowych. Aby móc zjeść w restauracji, trzeba okazać swój certyfikat. Jeśli się go nie ma, to w sumie nie wiem, co się dzieje... Ale wystarczyło go jedynie pokazać, nikt nie skanował kodu.

Naleśniki dobre, ale bez większych zachwytów. Ja sobie wybrałam z wędzonym łososiem. Natomiast były po prostu ogromne i naprawdę takim jednym naleśnikiem można się najeść do syta, a nawet przejeść. A ceny śmiesznie niskie. Poza tym restauracja ma bardzo ciekawy wystrój. Mieści się w starym budynku i wykorzystuje jego potencjał. Stoliki każdy inny, podobnie krzesła. My siedziałyśmy przy takim z szufladkami pod blatem i wiecie co też tam znalazłyśmy? Stosy karteczek, serwetek a najczęściej po prostu starych paragonów zapisanych przemyśleniami gości. My także dołożyłyśmy coś od siebie, więc jeśli ktoś z Was kiedyś tam trafi, może spróbuje je odnaleźć.

Po napełnieniu brzuszków udałyśmy się na wieczorny spacer po starym Tallinie. Kiedy pałaszowałyśmy naleśniki, na zewnątrz zdążyło się ściemnić, więc nasze pierwsze pełnoprawne zwiedzanie starówki odbyło się w blasku latarni ulicznych. Magia totalna. 

Spacerowałyśmy bez celu to tu to tam i zachwytów nie było końca. Wrzucam Wam tu po prostu zdjęcia bez zbędnych słów. Napawajcie się tymi widokami tak jak ja pożerałam je wówczas oczami. 

Ponieważ był to piątkowy wieczór, starówka naprawdę tętniła życiem. Restauracyjne ogródki były przepełnione. W jednym nawet była muzyka na żywo. Dziewczyna tak pięknie śpiewała, że nawet przechodnie się zatrzymywali, żeby posłuchać. My sobie wybrałyśmy miejsce na ławeczce i tak sobie siedziałyśmy dopóki nie skończyła swojego występu. A potem ponownie ruszyłyśmy zgubić się w gąszczu klimatycznych uliczek. 

Dzisiaj krótko, bo i tamtego dnia niewiele zwiedziłyśmy. Większość czasu spędziłyśmy na podróży z Finlandii do Estonii. Oczywiście mogłam opisać nasz cały pobyt w Tallinie w jednym wpisie, ale moim zdaniem to miasto zasługuje na znacznie więcej uwagi, więc odkrywanie miasta z przewodnikiem będzie w kolejnej relacji z tamtej podróży. 

Oczywiście miałam ambitne plany, aby pisać tutaj regularnie, bo tematów mi nie brakuje, ale w związku z kolejną podróżą, nie dałam rady nic opublikować w zeszłym tygodniu, więc to co miałam Wam pokazać wtedy, pokażę za tydzień. A tym razem wybrałam Tallin nie bez powodu. Otóż dla mnie jest to miasto wyjątkowe. Nie spędziłam tam co prawda zbyt wiele czasu, ale te dwa dni wystarczyły. A że dzisiaj jest wyjątkowy dzień, bo moje urodziny, to i wpis na blogu musi być wyjątkowy. Nie liczę, że wszyscy będziecie podzielać moje zachwyty nad tym miejscem, ale przynajmniej nie mówcie głośno, że Tallin Wam się nie podoba ;) :D

Na zakończenie podrzucam Wam jeszcze przyjemną muzykę z klipem z Tallina własnie. Od początku podobała mi się ta melodia, a odkąd zobaczyłam Tallin na własne oczy, jeszcze częściej sobie jej słucham i przypominam jak było pięknie. A jeśli spodobał Wam się ten utwór, zachęcam do posłuchania innych wykonań tego artysty. Odkryłam go już kilka dobrych lat temu i wciąż się zatracam w tych gitarowych dźwiękach. Nigdy nie było okazji, żeby Wam o nim powiedzieć, a teraz samo jakoś wyszło. Jestem ciekawa, czy kiedykolwiek słyszeliście nazwisko Estas Tonne?

Komentarze

  1. Wow, wow, wow, nie pozostaje mi nic innego jak powtórzyć Twoje słowa bo jestem Tallinem zachwycona. Szczerze mówiąc to miałam o estońskiej stolicy raczej małe pojęcie i takie same wyobrażenia ale tego co tu pokazałaś to się w życiu nie spodziewałam. Pięknie i klimatycznie, każdy zakamarek otulony magią. Takie miasta lubię, w ogóle nie czuć tutaj klimatu stolicy, w każdym zakamarku przykuwające uwagę detale, architektura stworzona z pięknych kamienic i wszędobylskiego bruku. Bajkowy i magiczny świat, zwłaszcza po zmroku. Jestem pewna, że gdy już odwiedzę Tallin to przebojem wbije się na sam szczyt listy ulubionych europejskich miast. A co do noclegów to mam dokładnie to samo zdanie co Ty i pomimo tego, że mogłabym sobie pozwolić na odrobinę luksusu to najczęściej szukamy noclegów w tych niższych przedziałach cenowych. Po co wydawać dużo kasy na coś gdzie się spędza tylko noc skoro te pieniądze można wydać na coś bardziej przyjemnego? Wielokrotnie przekonałam się że nie trzeba przepłacać aby znaleźć coś ładnego, nie potrzebuję wanny na złoconych nogach, marmurów ani diamentowych żyrandoli. I na tyle podróży, które odbyłam jeszcze nigdy nie spałam w hotelu, zawsze tylko hostele lub kwatery prywatne. Zależy mi jedynie, żeby mieć swoją łazienkę ale nawet jak bym musiała się nią dzielić to bym nie umarła. No dobra, w Dreźnie spędziłam dwie noce w hotelu ale tylko dlatego, że to był bonus z pracy i nie kosztowało mnie to nic.
    Piękny jest Tallin, no naprawdę, nieźle mi teraz namieszałaś w moich podróżniczych tegorocznych priorytetach :). Pozdrawiam przeserdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedź do Tallina koniecznie, bo po prostu warto! Będziesz zachwycona. Będę przygotowywać jeszcze jeden wpis stamtąd i będzie więcej zdjęć dziennych i ponownie mnóstwo zachwytów. Tak jak miast raczej nie lubię, tak Tallin zawrócił mi w głowie. Co tu dużo pisać, miasto niezwykłe!
      Jak się jest w podróży, to i tak większość czasu spędza się poza miejscem zakwaterowania, więc po co wydawać miliony na te wanny z hydromasażem? :D Niedawno byłam w Alicante i musiałam tam przenocować i wybrałam najtańszą opcję w całym mieście i wyobraź sobie, że lepiej wybrać nie mogłam, bo miejsce było genialne.
      Pozdrawiam gorąco.
      I mam nadzieję, że Tallin znajdzie się na liście Twoich podróżniczych marzeń, bo jest tego wart. Wiem, że się powtarzam, no ale co zrobię, skoro tak bardzo mi się tam podobało? Haha

      Usuń
  2. Przewijam zdjęcia i przewijam! I nie mogę się napatrzeć!!! Bo wieczorową porą stara zabudowa miasta wygląda jeszcze piękniej i bardziej tajemniczo. Mam wrażenie, że z tych kamiennych uliczek wyjrzą zaraz bohaterowie jakiegoś średniowiecznego filmu. Nie dziwę Ci się, że jesteś zakochana. Ja też mam w planach to miasto od kiedy czytałam o nim na blogu wkraja. Planów wiele, może zdążę je spełnić.
    A ten szalony gitarzysta bardzo tam pasuje. Dobra muzyka!
    Super spacer, zdróweczka:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak szczerze to się trochę obawiałam, że ja tu się będę zachwycać, a po innych te moje zachwyty spłyną, bo nieudolnie próbuję przekonać wszystkich jak tam pięknie. Zdjęcia też nie są najlepsze jakościowo. Ale widzę, że jednak i Wy, moi czytelnicy widzicie niesamowitość tego miasta, więc chyba faktycznie coś w tym Tallinie musi być :) z czego bardzo się cieszę.
      Spacerując tamtymi uliczkami też miałam wrażenie, jakbym była w innym bajkowym świecie. Mam nadzieję, że i Tobie uda się tam dotrzeć i zobaczyć to wszystko na własne oczy.
      Cieszę się, że muzyka się podoba, bo ja już od kilku dobrych lat słucham jego utworów. Mają w sobie coś mistycznego :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Kamieniczki ładne, zwłaszcza w nocnym oświetleniu :)

    Gdy byłem w Austrii, to bez certyfikatu lub negatywnego testu nawet nie można było przenocować. Aż się zastanawiałem, co by było gdyby komuś wyszedł test pozytywny. Czy tylko by wyprosili, czy od razu zgłosili do odpowiednich służb ;)

    Ja jak szukam noclegów, to także szukam od najtańszych ;) W końcu tam mam tylko się przespać, zostawić rzeczy i ew spędzić trochę czasu by odpocząć. Nie jadę w końcu spędzać całego urlopu w hotelu. Chociaż cena nie jest u mnie jedynym kryterium, patrzę jeszcze na lokalizację. Miło jest gdy nie trzeba iść później godziny do jakiegoś centrum/atrakcji/komunikacji. A te tanie miejsca czasem potrafią bardzo pozytywnie zaskoczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się zastanawiam, co by się stało w takiej sytuacji, gdyby komuś wyszedł wynik pozytywny. W niektórych krajach mają przygotowane specjalne hotele covidowe dla turystów, więc być może wysłaliby takiego osobnika na nocleg właśnie w takie miejsce. No ale z drugiej strony, zasady jedno, a rzeczywistość swoje.

      Zgadzam się, nocleg powinien być w miarę tani i dobrze zlokalizowany. Ten w Tallinie był w samym centrum, więc lepiej trafić nie mogłyśmy. A co do noclegowych zaskoczeń - bardzo miło się zaskoczyłam ostatnio w Alicante: tanio, super lokalizacja i jeszcze naprawdę ładnie :)

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  4. No tych spacerów wieczornych to tylko pozazdościć... moje klimaty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim wieczornym świetle wszystko wygląda inaczej. Ale akurat Tallin jest ładny i za dnia i nocą :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Po pierwsze Wszystkiego Najlepszego Urodzinowo :) Po drugie Starówka naprawdę robi wrażenie na zdjęciach, więc mogę sobie tylko wyobrazić czego człowiek doświadcza na żywo. Tallin jest na mojej liście podróży, ale jeszcze musi chwilę poczekać. Co do noclegów mam podobnie jak Ty, że nie potrzebuję 5gwiazdowych apartamentów, choć zależy mi aby było czysto, bez dziur, robaków, wybitych szyb (taki nocleg mieliśmy kiedyś w Polsce). Czekam na ciąg dalszy. Dobrego tygodnia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za życzenia :)
      A Tallin rzeczywiście jest jeszcze piękniejszy na żywo.
      Dziury, robaki, wybite szyby? To już chyba lepiej spać pod mostem :D
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. Fantastyczne zdjęcia Tallina nocą, cudowne miasto. Nigdy tam nie byłam. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli będziesz planować jakąś podróż, to koniecznie pomyśl o Estonii i Tallinie, bo naprawdę warto ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram