Alfabia - romantyczna posiadłość na skraju Tramuntany

Jeśli wydaje Wam się, że ja już na Majorce widziałam wszystko, to niestety muszę Was zawieść. Z każdą kolejną wycieczką okazuje się, że miejsc do odkrycia jest więcej i więcej. Lista rozrasta się w zastraszającym tempie, a ja nie mam czasu, żeby to wszystko tak od razu zobaczyć. Ogrody Alfabia musiały więc sporo poczekać na swoją kolej. Ale w końcu się doczekały i dzisiaj właśnie o nich, czyli o najbardziej romantycznym ogrodzie na Majorce.

Do Alfabii jedzie się głównie po to, aby przespacerować się romantycznymi alejkami wśród palm, cyprysów i różnokolorowych kwiatów, żeby zrobić cudne zdjęcia niczym z żurnalu, no i odpocząć od zgiełku życia codziennego, bo w Alfabii czas się zatrzymuje. Jednak tych osławionych ogrodów w ogóle by nie było, gdyby ktoś wcześniej nie wybudował w tym miejscu swojej posiadłości. A był nim prawdopodobnie jeden z arabskich właścicieli tych ziem. Trudno powiedzieć, kiedy dokładnie powstało to miejsce, bo pierwsze wzmianki na temat Alfabii pojawiają się dopiero w dokumentach z 1229, w momencie rekonkwisty. Jednak zanim Chrześcijanie dotarli na Majorkę, posiadłość już tam była i miała się dobrze w rękach Ben-Abeta, który najprawdopodobniej nie był jej pierwszym właścicielem. W odróżnieniu od innych arabskich posiadłości, Alfabia nie przeszła w ręce chrześcijan. W zamian za pomoc chrześcijanom, pozwolono ówczesnemu właścicielowi zachować wszystkie posiadłości. Tym samym Alfabia jest jedyną posiadłością na Majorce, która od zawsze była dziedziczona z pokolenia na pokolenie, nigdy sprzedana w obce ręce. Choć jest to własność prywatna, dzięki uprzejmości właścicieli, jest udostępniona zwiedzającym. Koszt zwiedzania to 8 euro (bilet normalny). Po posiadłości spacerujemy bez przewodnika, więc sami dostosowujemy tempo. Można by tam spędzić cały dzień, tym bardziej, że na terenie ogrodu funkcjonuje niewielki bar. Zjeść drugie śniadanie w takiej scenerii to jest naprawdę coś. Szkoda, że godziny wejść są ograniczone i nie można tam spędzić miłego wieczoru, bo wydaje mi się, że byłoby tam jeszcze przyjemniej (pomijając ewentualne komary). 

Zwiedzanie zaczynamy od wspięcia się kamiennymi schodami w górne partie ogrodu. Po prawej stronie widzimy zbiornik z wodą, w której fantazyjnie odbija się krajobraz. Jest to chyba jeden z częściej fotografowanych kadrów w tym miejscu. Później przez niewielką bramę przechodzimy do miejsca, które mnie zaparło dech. Długi korytarz wzdłuż którego ustawione są kamienne kolumny a kwieciste pergole osłaniają go przed słońcem. Spostrzegawczy znajdą magiczny przycisk uruchamiający system fontann w drugiej części pasażu. Tylko lepiej nie aktywować ich w momencie, gdyś ktoś idzie tym korytarzem, bo nagły deszcz może go nieźle zaskoczyć.  Ja nie wiedziałam jeszcze w tedy do czego owy przycisk służył, ale nacisnęłam i tym samym uwięziłam trzy panie na końcu korytarza :D Na szczęście fontanny po chwili się wyłączają i można swobodnie przejść, uważając tylko na mokre i śliskie podłoże. Zdecydowanie jest to jedno z bardziej fotogenicznych miejsc w Alfabii. Nie dziwię się wcale, dlaczego tak często są tam organizowane sesje ślubne – zdjęcia muszą wychodzić bajkowo i przede wszystkim romantycznie. 

Następnie zacienionymi alejkami przechodzimy do serca ogrodu, gdzie znajduje się bar, który idealnie wpisuje się w całość scenerii. Jest tam też niewielki staw i palmy popijające z niego wodę. Gdzieniegdzie można znaleźć ławeczkę lub krzesełko, by na chwilę przycupnąć i odpocząć. Uważam jednak, że tych ławeczek było za mało. 

Gdy już nasycimy się przechadzkami wśród zieleni, możemy wejść do środka do posiadłości. Ta część dużo bardziej przypomina muzeum. Jest wyznaczona trasa zwiedzania i nie można dotykać eksponatów. Nic nie jest opisane, ale oznaczone numerami (również w ogrodzie) i mając ze sobą ulotkę informacyjną, którą można było pobrać za pomocą kodu QR przy kasie biletowej, bez trudu dowiemy się na co właśnie patrzymy.

Mój wzrok przyciągnął drewniany tron ustawiony na wprost okna. Mówi się, że jest to jeden z najstarszych mebli zachowanych na Majorce. Drewniane krzesło wykonane pod koniec XV wieku zdobione jest płaskorzeźbami przedstawiającymi scenki z udziałem Tristiana i Izoldy. Niestety, jak się możecie domyślać, nie można sobie było na nim usiąść, ale jestem pewna, że widok na ogród z tamtego miejsca musiał być niezwykle relaksujący. 

Natomiast najwięcej czasu spędziłyśmy w bibliotece. Wysokie regały z opasłymi starymi woluminami. Można było podejść na tyle blisko, by swobodnie przeczytać tytuły książek. Znalazły się wśród nich dzieła po katalońsku, hiszpańsku, francusku, niderlandzku... Niektóre wydawały się być w jeszcze dobrym stanie pomimo swojego wieku, inne zaś sprawiały wrażenie, że jak tylko by się je dotknęło, rozsypałyby się w proch. Nie powiem, biblioteczka zrobiła na mnie wrażenie. Ciekawe czy uda mi się kiedyś też zgromadzić taką kolekcję książek i mieć w domu właśnie takie pomieszczenie tylko dla książek? Zastanawia mnie tylko jedno, dlaczego oni te książki tak tam zostawili? Ponad 2000 woluminów, w tym również manuskrypty i pierwsze drukowane egzemplarze. Czy nie powinny być zabezpieczone w jakiś lepszy sposób? Jeszcze kilka lat i w takich warunkach nic z tych książek nie zostanie. 

Zwiedzanie posiadłości kończymy na kamiennym patio, zwanym w lokalnym języku sa clastra. Teoretycznie to tutaj powinno się zaczynać, ale jak widać, właściciele postanowili pozmieniać kolejność. Patio choć niewielkie w stosunku do całości, bardzo przyjemne. Po środku stoi niewielka fontanna, a nad całością rozpościerają się gałęzie ogromnego platanowca dając tym samym schronienie przed słońcem. 

Stamtąd można było przejść do dawnych stajni, kapliczki oraz do miejsca, w którym niegdyś produkowano oliwę. Po hiszpańsku takie miejsce to almazara; polskiego odpowiednika nie znam, ale może ktoś mądrzejszy mnie wspomoże. Może młyn oliwny? W każdym razie w środku można zobaczyć starą maszynerię służącą do tłoczenia oliwy. Zbiornik w Alfabii mógł pomieścić 50 000 litrów oliwy, co sprawiało, że Alfabia była największym producentem oliwy na Majorce. Stąd też wzięła się nazwa tego miejsca, gdyż alfabia w języku arabskim odnosi się do dużego glinianego dzbana, w których zwykło się przechowywać oliwę właśnie. 

Kiedy czytałam o Alfabii, sądziłam, że poza przepięknymi ogrodami nie ma tam nic więcej do oglądania. Ale szczerze powiedziawszy sama posiadłość jest równie interesującą jak baśniowe alejki w ogrodzie. Tym samym uważam, że opłata za wstęp nie jest wcale wysoką kwotą. Może dzięki tym pieniążkom uda się utrzymać te niezwykłe eksponaty jeszcze przez wiele wiele lat w takim stanie, aby kolejne pokolenia mogły nimi cieszyć oczy i poznawać historię.

Sama się teraz dziwię, że takie niepozorne miejsce skrywa tyle tajemnic i ciekawostek. Nie opisałam Wam wszystkiego, bo po pierwsze - jakbyście zobaczyli tak długi tekst, to byście się zniechęcili do czytania; a po drugie - niech to będzie dla Ws zachętą, aby się tam wybrać i odkryć to miejsce samemu.

Komentarze

  1. Przepięknie. Spacer tam to musi być sama przyjemność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Wspaniałe miejsce, żeby odsapnąć.

      Usuń
  2. Witaj, ja dziś też podróżniczo. Piękne miejsce i wspaniały wpis. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne i ciekawe miejsce. Szkoda, że tak dużo ludzi wyjeżdża na wycieczki, jadą do hotelu i cały czas siedzą w basenie popijając drinki 🙈, skoro na świecie jest tyle fantastycznych miejsc do zobaczenia. Pozdrawiam cieplutko 🤗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Tyle cudownych miejsc do odkrycia, a większość tylko hotelowe baseny podziwia. Ich strata.

      Usuń
  4. Przepięknie tam, naprawdę przepięknie. Choć i w Polsce mu Kapiasów, czy w ogrodach "Na Rozdrożu" też piękna nie brakuje... tylko niestety brakuje klimatu śródziemnomorskiego, który po prostu jest idealny.
    A widzisz... to tak już jest. Im więcej miejsce lub człowieka znamy, tym bardziej chcemy dowiedzieć się/ zobaczyć więcej i tym lepiej uświadamiamy sobie jak mało wiemy / widzieliśmy.

    Mugol ląduje w "Palma", wiozą go po kilku "atrakcjach turystycznych", potem idzie coś zjeść (coś co ma tyle wspólnego z lokalna kuchnią ile "pizza dr.Oetkera" z pizzą w Neapolu, czy w Wenecji) i jak wraca do kraju (obojętnie jakiego) to pisze na swoim profilu "znam Majorkę na wylot"...

    Ps. film o mojej syllogomanii już na blogu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem, że w Polsce też mamy tego typu miejsca. Na samych Kaszubach jest ich kilka, a co dopiero w całym kraju. Ja zawsze lubiłam takie miejsca odwiedzać. A tutaj wiadomo, trochę bardziej egzotycznie :)
      Zgadzam się z Tobą, im więcej wiemy, tym bardziej świadomi jesteśmy, że nic nie wiemy - "wiem, że nic nie wiem".
      Jakby takiego mugola chociaż po kilku atrakcjach obwieźli, to i tak byłoby dobrze, bo większość to jedzie z lotniska do hotelu i tyle widziało okolicy. A potem taki mugol w mediach społecznościowych się chwali, gdzie też on nie był...
      Zaraz sobie ten film obejrzę :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. O matko, jakie piękne miejsce! Nie mogę się napatrzeć na te zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt Ci nie broni, abyś patrzyła i patrzyła. Choć pewnie jeszcze fajniej by było, gdybyś zobaczyło to wszystko na własne oczy, a nie tylko na zdjęciach ;)

      Usuń
  6. Piękne, malownicze miejsce. Zazdroszczę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Fantastyczna okolica, chętnie bym ja odwiedziła, ale blokuje mnie niestety fakt ciepła i dosyć potężnego słońca... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiosną, jesienią i zimą, nie jest aż tak ciepło a też jest bardzo przyjemnie i pięknie ;)

      Usuń
  8. Ze zdjęć tchnie wielkim spokojem, więc na pewno można tam się fajnie zrelaksować. Piękne miejsce i cudna przyroda w tak gorącym klimacie. Fantastyczne zdjęcia, szczególnie podoba mi się dziewiąte - takie tajemnicze. A góry podobne widziałam ostatnio w Chorwacji i wpis już niedługo wskoczy na blog.
    Przyjemnego podróżowania do wymarzonych miejsc. Pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż sobie musiałam policzyć, które to dziewiąte zdjęcie :D Ze zdjęć tchnie spokojem, bo i miejsce bardzo spokojne. Zupełnie można tam zapomnieć o otaczającym nas świecie.
      Tobie również życzę pięknych podróży. U mnie raczej będzie ich teraz mniej niż więcej, ale na jesień sobie odbiję.
      Pozdrawiam

      Usuń
  9. A może almazara ma coś wspólnego z tłocznią oliwy, jakaś taka wyciskarka? :)
    Podróżując zaspokajamy swoje pragnienia i potrzeby, rozbudzając jednocześnie kolejne. Apetyt rośnie w miarę jedzenia i myślę, że ta teoria świetnie się sprawdza również w kwestii zwiedzania świata. Czym więcej miejsc poznajemy tym mamy większą świadomość tego, ile jeszcze nie widzieliśmy, i tak się ta machina nakręca :). Wiem to po sobie.
    Alfabia jest romantyczna i pełna klimatu jaki lubię, to fajne połączenie ogrodów i oryginalnych zakamarków, można się trochę ukryć przed światem i od niego oderwać. Jestem pewna, że bardzo by mi się spodobało.
    Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Almazara na pewno ma coś wspólnego z tłocznią oliwy. Ale ja zupełnie się nie znam na tych sprawach, więc nie wiem, jak to ładnie przetłumaczyć. W sumie, po hiszpańsku też brzmi ładnie i trochę tajemniczo :D
      Masz rację. Podróżowanie jest uzależniające. Jak już zaczniemy, to trudno przestać, bo chcemy więcej i więcej. Ale to raczej takie pozytywne uzależnienie. No bo jakie mogą być negatywne skutki podróżowania?
      Pozdrawiam

      Usuń
  10. Niezwykle urokliwe miejsce. Uwielbiam takie ogrody. I może dobrze, że nie jest tłumnie odwiedzany, zatraciłby wtedy ten klimat spokoju i relaksu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie. Nie ma tam tłumów i przez to panuje tam niezwykły spokój.

      Usuń
  11. Julcia Ty wiesz że nie słyszałem o tych ogrodach. Dużo fajnych miejsc znalazłam o Majorce ale tego niestety nie. Ale mam podobnie jak Ty :) tez dużo mi zostało do zobaczenia w Norwegii, a niby zwiedzam już ją 12 lat :) tylko patrząc na wielkość Majorki, a Norwegii to jest lekka różnica :) Miejsce oczywiście zapisuje na listę i mam nadzieję je zobaczyć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy pierwszy raz przyleciałam na Majorkę, też nie wiedziałam o tych ogrodach. Są one znacznie bardziej popularne wśród tubylców niż wśród turystów. Świat można odkrywać przez całe życie, a i tak nigdy nie uda nam się zobaczyć wszystkiego, nawet jeśli obierzemy tylko jeden kierunek. Mimo wszystko, lepiej zobaczyć coś niż nic ;) I przynajmniej cały czas mamy ochotę na kolejne wojaże, bo przecież wciąż jeszcze jest tyle do odkrycia.
      Pozdrawiam

      Usuń
  12. Precioso lugar para disfrutarlo tranquilamrnte. La 9 y la última son geniales.
    Un abrazo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sí, es un lugar muy bonito y tranquilito :)
      Un abrazo

      Usuń
  13. U mnie dziś ponuro i bardzo potrzebowałam takich kolorów i widoczków :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mogłam Ci poprawić nastrój tymi słonecznymi zdjęciami :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram