Portugalia dzień 6: Guimarães

Może wcale nie w Porto, a właśnie w Guimarães powinnyśmy zacząć naszą podróż, bo to właśnie w tym niewielkim miasteczku na północy kraju narodziła się Portugalia.

Jesienna Portugalia w moim odczuciu jest dość niestała pogodowo. Bo bardzo przyjemnej słonecznej niedzieli, poniedziałek przywitał nas ulewą. Plan na tamten dzień miałyśmy dość ambitny, więc ten deszcz trochę był nam nie w smak. Cóż, pogody się nie wybiera. 

Ponieważ nie było sensu szybko wychodzić na podróżniczy szlak, poranek w hostelu dość się nam przedłużył. Zjadłyśmy przepyszne śniadanko, a potem przy herbatce wpatrywałyśmy się w okno z nadzieję, że deszcz nieco zelżeje. Prognozy nie były najlepsze, ale przecież nie mogłyśmy spędzić całego dnia w jednym miejscu. To był dopiero początek naszej podróży i wciąż miałyśmy mnóstwo sił i chęci, by odkrywać piękną Portugalię. 

Uzbrojone w płaszcze przeciwdeszczowe zabieramy nasze plecaki i lecimy do samochodu. Przez noc auto zostawiłyśmy na płatnym parkingu, który w godzinach nocnych był śmiesznie tani (1 euro za całą noc), ale na dzień postanowiłyśmy jednak przeparkować samochód na jakieś darmowe miejsce. Plan niby dobry, ale okazało się, że parking, który sobie upodobałyśmy był cały pełen, więc chwilkę krążyłyśmy zanim znalazłyśmy miejsce idealne. Na szczęście w tym czasie przestało też padać, więc koniec końców nie był to czas stracony, bo przynajmniej nie przemokłyśmy spacerując po Guimarães.

Guimarães jest opisywane jako miasto, w którym narodziła się Portugalia, bowiem to tam przyszedł na świat Alfonso Henriques - pierwszy król Portugalii. Ponadto była to też pierwsza portugalska stolica, jeszcze w czasach walki o niepodległość kraju. 

Miasto ma bardzo długą historię i może się pochwalić bogatą spuścizną z okresu średniowiecza. Tak naprawdę gdybyśmy tylko usunęli ze zdjęć znaki drogowe, samochody i współcześnie ubranych ludzi, można by odnieść wrażenie, że jesteśmy w średniowieczu. I nawet pomimo tych wszystkich współczesnych elementów, już przy odrobinie wyobraźni odbywamy podróż do przeszłości. Guimarães ma niesamowity klimat. Te wszystkie kamienne budynki, wąskie uliczki. Powiem Wam, że nawet deszcz, który później znów nas postraszył, nie był w stanie zmienić mojego ogromnego entuzjazmu co do tego miasta. 

Igreja da Nossa Senhora da Consolação e Santos Passos

Na początek odwiedzamy kościół p.w. Matki Bożej Pocieszycielki. Świątynia stoi w nowej części miasta i jest trochę takim łącznikiem nowego ze starym, bowiem spod kościoła ciągnie się piękna aleja, która prowadzi nas prosto na starówkę.

Kościół jest budowlą barokową, ale zanim zyskał obecną formę, przez prawie dwa stulecia stała w tamtym miejscu zaledwie mała kapliczka. Dopiero w II połowie XVII wieku wybudowano barokową świątynię, którą z czasem ubogacono o dwie wieże. 

Miałyśmy szczęście, bo drzwi kościoła były otwarte, więc mogłyśmy zajrzeć do środka. Wbrew wszechobecnemu barokowi, wnętrze było całkiem przyjemne. A może odniosłam takie pozytywne wrażenie, bo było tam po prostu cieplutko? Nie bardzo więc chciało nam się opuszczać do miejsce, ale przecież miasteczko samo się nie zwiedzi.  

Z kościoła udajemy się już prosto na starówkę, gdzie bez większego planu po prostu krążymy sobie labiryntem brukowanych uliczek. Jestem zachwycona klimatem tego miejsca. I troszeczkę też zaskoczona ilością turystów, nawet w taką niepogodę. Ale z drugiej strony nie ma się czemu dziwić, Guimarães pojawia się w wielu przewodnikach, bo jest to jedno z miejsc wpisanych na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Poza tym leży w niedużej odległości od Porto, z którym jest skomunikowane bezpośrednimi połączeniami kolejowymi.

Largo de Oliveira

Docieramy na najważniejszy plac, przy którym stoi między innymi budynek dawnego ratusza. Jest to raczej niewielkich rozmiarów ryneczek i chyba właśnie ten jego rozmiar sprawia, że jest tam tak przytulnie i klimatycznie. Aż chciałoby się usiąść w ogródku jednej z kawiarenek i wypić coś ciepłego spoglądając jednocześnie na tę baśniową zabudowę dookoła. Jednak w naszym przypadku wygrała chęć eksploracji i zamiast siadać przy stoliku, weszłyśmy do kościoła (Igreja de Nossa Senhora da Oliveira). Ten niewielki kościółek zachwycił mnie swoją prostotą. 

Zamek (Castelo do Guimarães)

Przechadzamy się niespiesznie labiryntem brukowanych uliczek i powoli zaczynamy piąć się w górę i w górę. Nieopodal starówki, na niewielkim wzgórzu wznosi się kamienny zamek. Wybudowany w X wieku jako główna twierdza obronna w przypadku najazdu Wikingów oraz Arabów na miasteczko. To właśnie tam w 1109 r. urodził się przyszły król Alfonso Henriques. I później zamek pełnił także funkcje głównej siedziby królestwa. W XIII wieku został generalnie przebudowany i w takiej formie przetrwał do dzisiaj. W 2007 roku zamek został wpisany na krajową listę siedmiu cudów Portugalii.

Nie decydujemy się na zwiedzanie zamkowych komnat, z których i tak pewnie już wiele nie zostało. Wystarczy nam spacer po wzgórzu i rundka wokół twierdzy. Przez poranną ulewę dzień nam się trochę skurczył, więc nie chciałyśmy zanadto przedłużać pobytu w jednym miejscu. 


Pałac książęcy (Paço dos Duques de Bragança)

Tuż obok zamku stoi XV-wieczny pałac. I gdyby nie fakt, że nie przylega bezpośrednio do kamiennej twierdzy, można by go z nią pomylić. Pałac bowiem w żaden sposób nie przypomina typowego pałacu z naszych wyobrażeń. Jest to budowla kamienna o dość surowych rysach. Na początku XX wieku został generalnie wyremontowany, niemalże zrekonstruowany od zera i przypuszcza się nawet, że wówczas został nieco powiększony, a więc nie jest idealnym odzwierciedleniem tamtego pałacu z końcówki średniowiecza. Zainteresowani historią architektury wnętrz, mogą wybrać się na spacer po pałacowych komnatach, gdzie wystawiona jest ekspozycja mebli i gobelinów z XVII wieku. 

Natomiast przed pałacem warto się też zatrzymać pod pomnikiem pewnego jegomościa. Najczęściej nie zwracam uwagi na tego typu monumenty, ale tutaj mamy przypadek wyjątkowy, bowiem na piedestale stoi sam Alfonso Henriques. Guimarães na każdym kroku podkreśla swój wkład w stworzenie Portugalii. Ale ja wierzę, że nawet bez tego miasteczko przyciągałoby tłumy turystów, bowiem naprawdę jest tam co oglądać i podziwiać. 

Praça de São Tiago

Podczas naszej wizyty na zamkowym wzgórzu chmury się rozstąpiły i złapałyśmy nawet kilka promieni słońca. Zachęcona coraz to ładniejszą pogodą wolnym krokiem wróciłyśmy na starówkę, żeby jeszcze trochę pospacerować sobie tymi klimatycznymi brukowanymi uliczkami. I wtedy stała się rzecz typowa dla północnej Portugalii, czyli znowu ni stąd ni zowąd zaczęło lać. Ukryłyśmy się szybciutko w jakiejś wnęce, gdzie przeczekując najgorszą nawałnicę, zjadłyśmy drugie śniadanie. I wtedy nam się przypomniało, że w hostelowej lodówce zostawiłyśmy nasze jedzonko. Hostel miałyśmy na wyciągnięcie ręki, więc nie zastanawiając się długo, przebiegłyśmy przez plac i wróciłyśmy do naszej bazy. Spakowałyśmy zapomniane wcześniej jedzenie i przy okazji w ciepłym miejscu przeczekałyśmy deszcz. 

Nad Guimarães wznosi się też ciekawe widokowo wzgórze. Nawet w tej deszczowej pogodzie prezentowało się imponująco. Chciałyśmy tam podjechać, ale marna widoczność odwiodła nas od tego planu i w momencie, gdy przestało padać po prostu wróciłyśmy do samochodu i stamtąd ruszyłyśmy dalej. Trochę smutno mi było opuszczać to miasteczko, bo naprawdę podobał mi się jego klimat. Jednak dzień nie jest z gumy, a my miałyśmy jeszcze kilka miejsc w planie. Ale o nich napiszę już w kolejnym poście. 

Za każdym razem, gdy zabieram się za pisanie, najpierw przeglądam zdjęcia, aby przypomnieć sobie miejsca. Potem zaglądam do notatek, które w przypadku Portugalii są dosyć obszerne, bo udawało mi się w miarę systematycznie prowadzić dziennik w trakcie podróży. Następnie buduję sobie zarys takiego wpisu. I myślałam, że (tak jak do tej pory) uda mi się zmieścić cały dzień w jednym wpisie i oczywiście mogłabym to zrobić, ale tamtego dnia dotarłyśmy do takiego miejsca, które po prostu zasługuje na swój osobny post. Guimarães było piękne, ale to na co natrafiłyśmy później... Brak mi słów dla opisania mojego zachwytu. Cdn.

Komentarze

  1. Piękny kawałek Portugalii. W każdym zakątku miasta widać jego odległą historię. I zadbaną architekturę.
    Widzę też, że deszcz bardzo Cię lubi. Ciekawa jestem, czy podążyłby za tobą na pustynię?
    Pozdrowionka:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, deszcz chyba aż za bardzo mnie lubi, albo po prostu lubi Portugalię :D A ja się znalazłam w nieodpowiednim miejsce w nieodpowiednim momencie. Ale mimo tego ciągłego deszczu, podróż po Portugalii zaliczam do tych udanych :)
      Przesyłam mnóstwo majorkańskiego słońca :)

      Usuń
    2. Bardzo się przyda to majorkańskie słoneczko. Pa:)))

      Usuń
  2. Niedawno oglądałam film dokumentalny o Salamance i małych miasteczkach w jej pobliżu i to pierwsze zdjęcia sprawiło, że pomyślałam, że też tam byłaś. Guimarães jest przeurocze, bardzo mi się podoba i naprawdę niezmiernie żałuję, że tam nie dotarłam. Wzięłam teraz przewodnik po Portugalii i znalazłam Guimarães i już chyba wiem, czemu je przeoczyłam, powody są dwa. Pierwszy - temu miasteczku może i poświęcono prawie trzy strony ale okraszono artykuł tylko dwoma zdjęciami, poza tym mało ciekawymi. A ja jestem wzrokowcem. Gdyby tam było kilka Twoich zdjęć to z pewnością bym tam pojechała. Drugi - swój urlop zaplanowałam głównie na podstawie miejsc najczęściej opisywanych na blogach i było ich tyle, że bałam się, że i tak nie dotrę do wszystkich. Gdybym teraz planowała tę podróż to z pewnością w planie wyjazdu znalazłoby się Guimarães i te piękne miejsca z następnego wpisu. Guimarães ma klimat jaki bardzo lubię, podobają mi się te przytulone do siebie kamieniczki i brukowane place. Cudo!
    Moc przeserdecznych pozdrowień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że do Salamanki też kiedyś dotrę. A ty do Guimarães ;) I mam nadzieję, że Ci się tam spodoba.
      To dla mnie spory komplement, że moje zdjęcia wyglądają tak zachęcająco. Aczkolwiek nie byłabym sobą, gdyby trochę nie ponarzekała na ich jakość. Wciąż żałuję, że nie zabrałam ze sobą aparatu. Nie chciałam brać zbyt wielu rzeczy i stwierdziłam, że telefon starczy, no i teoretycznie dał radę, ale z aparatem mogłoby być jeszcze fajniej.
      Uściski

      Usuń
  3. Jak ja uwielbiam takie miejsca, mogę godzinami spacerować i ciągle mi mało :) to miasto nawet w niepogode wyglada bardzo ładnie, a te chmury dodają temu miejscu jeszcze większego uroku :)
    Pięknie i zapisuje ;) nadzieję że się przyda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Guimarães leży stosunkowo niedaleko Porto, więc myślę, że warto sobie wpisać to miasteczko w plan zwiedzania. Ma fajny klimat. No i jest kolebką Portugalii ;)

      Usuń
  4. Byłam w Porto 3 razy, ale jakoś nie wpadło mi do głowy, żeby wyjechać poza miasto. Żałuję bardzo, bo nie wiem kiedy teraz do Portugalii dotrę, a tęsknię za nią przeokrutnie :( . Lubię się niespiesznie włóczyć po takich mieścinach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro tęsknota za Portugalią tak Ci doskwiera, to wierzę, że prędzej czy później znowu tam dotrzesz. I wtedy koniecznie wyjedź poza granice Porto czy Lizbony. Zapewniam, że warto ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram