Portugalia dzień 13: wszystkie kolory tęczy

W Coimbrze spędziłyśmy dwie noce, a tak właściwie miałyśmy bardzo niewiele czasu, żeby pospacerować po tym mieście i poczuć jego niepowtarzalny klimat. Bo taka właśnie jest Coimbra - miasto inne niż wszystkie. Cały problem w tym, że czuję, że byłam tam za krótko, żeby naprawdę docenić to miejsce. Mimo wszystko udało mi się dostrzec, że Coimbra ma w sobie to coś i mam nadzieję, że jeśli jeszcze kiedyś będę w Portugalii, będę miała okazję na dłuższy spacer po tym studenckim mieście.

 

Coimbra

Coimbra jest jednym z najstarszych portugalskich miast. Swego czasu była nawet stolicą Portugalii. To tam powstał pierwszy uniwersytet w Portugalii (1537) i tym samym jest jednym z najstarszych w całej Europie. Coimbra jest miastem wybudowanym na wzgórzu. Starówka charakteryzuje się wąskimi stromymi uliczkami, licznymi schodkami, ukrytymi dziedzińcami i mnóstwem średniowiecznych elementów architektonicznych. Nic dziwnego, że od pierwszego momentu Coimbra przypadła mi do gustu. A spodobała mi się tym bardziej, że nie jest popularną destylacją turystyczną i jest raczej spokojna. 

Ponieważ tego dnia musiałyśmy się wykwaterować z hostelu, rano spakowałyśmy plecaki i po śniadaniu zaniosłyśmy je do samochodu. Na szczęście poprzedniego wieczora udało nam się zaparkować na bezpłatnym parkingu, więc mogłyśmy tam stać do woli i teraz już na spokojnie zwiedzić Coimbrę. Nie miałyśmy żadnego planu zwiedzania. Nie miałyśmy nawet żadnej mapki. Po prostu ruszyłyśmy przed siebie. A że przed nami rozciągało się akurat miasteczko uniwersyteckie, to właśnie tam skierowałyśmy nasze kroki.

Uniwersytet (Universidade de Coimbra)

Jak już wspomniałam powyżej, uniwersytet w Coimbrze był pierwszą uczelnią w świecie portugalskojęzycznym. Powstał w 1537 roku w miejscu dawnego zamku. Z racji swojej historii i architektury Uniwersytet w Coimbrze został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Dlatego też przyciąga nie tylko głodnych nauki i wiedzy, ale również wielu turystów. My również nie pominęłyśmy tego miejsca i na początek udałyśmy się na główny plac (Paços da Universidade).

Nie spodziewałam się tam tylu ludzi. Byli studenci, ale też mnóstwo turystów a także wycieczek szkolnych. Miejsce tętniło życiem. I nawet remont głównego gmachu nie psuł zanadto atmosfery tego miejsca. Aczkolwiek trochę szkoda, że nie mogłyśmy zobaczyć tej wyjątkowej architektury jednego z najstarszych uniwersytetów w Europie. 

Warto też tutaj wspomnieć o uniwersyteckiej bibliotece, a właściwie jednym jej oddziale. Biblioteca Joanina jest najstarszą częścią biblioteczną tego uniwersytetu. I podobnie jak sama uczelnia przyciąga nie tylko studentów, ale i mnóstwo turystów i niestety jeśli nie jesteśmy studentami, wejście do gmachu biblioteki jest płatne. Budynek biblioteki powstał w XVIII wieku w stylu rokokowym i to głównie architektura kusi, aby wejść do środka. My jednak się nie zdecydowałyśmy, bo przecież miałyśmy jeszcze całą Coimbrę do odkrycia. 

Ogród botaniczny

Opuściłyśmy główny plac i udałyśmy się do ogrodu botanicznego, który był tuż obok i również jest częścią uniwersytetu. W hostelu spotkałyśmy dwie podróżniczki z Niemiec, które były w tym ogrodzie i szczerze nam polecały, że powinnyśmy tam pójść. Przede wszystkim ze względu na ogromne i stare drzewo…  Absolutnie nie spodziewałyśmy się, że znajdziemy je tuż przy wejściu. Jest tak monumentalne, że trudno nie zwrócić na nie uwagi. Chociaż myślałyśmy, że będziemy musiały nieco bardziej zagłębić się w alejki ogrodu. 

To gigantyczne drzewo jest chyba najważniejszym punktem na mapie tegoż ogrodu. Niemniej warto też pospacerować po innych częściach parku. Niestety nie wszystkie były wówczas dostępne dla zwiedzających. 

Ni stąd ni zowąd wychodzimy z parku i jakimś dziwnym trafem docieramy pod seminarium duchowne. Do środka nie wchodzimy, chociaż była możliwość zwiedzania, ale obchodzimy cały teren dookoła i natrafiamy na ogromną huśtawkę z widokiem na rzekę i drugą część miasta. Byłyśmy tam zupełnie same z przepięknymi widokami. Właśnie dla takich momentów lubię schodzić z utartego szlaku i czasami zapomnieć o czymś takim jak mapa. Gdybyśmy szły wyznaczoną sobie trasą, na pewno byśmy tam nie dotarły. 

Po krótkim odpoczynku na ławeczce, wracamy do ogrodu botanicznego, którego alejkami docieramy do bambusowego zagajnika. Chyba pierwszy raz byłam w takim miejscu. Zastanawiałam się, czy to nadal Portugalia? Urokliwymi i zupełnie pustymi ścieżkami schodzimy w niższe partie Coimbry i wreszcie opuszczamy ogród botaniczny, by wrócić do serca miasta, czyli na starówkę. Chociaż kluczyłyśmy tamtędy już kilka razy z plecakami, z zakupami, wracając do hostelu, dopiero teraz miałyśmy okazję zobaczyć stare miasto w świetle dnia. Zupełnie inny klimat. I chyba jednak wolę tą nocną Coimbrę. Właśnie wtedy spacerując brukowanymi uliczkami po zmroku, poczułam, że jest to wyjątkowe miasto, stare, nieco zaniedbane, może nawet niektóre zaułki wyglądały na niebezpieczne, ale jednocześnie tętniło tam życie i czuło się taką pozytywną energię tego miasta. Coimbra jest miastem studenckim i widać to i czuć na każdym kroku. Chyba właśnie dlatego jest takie wyjątkowa.

Herbatka w kościele

Na zakończenie naszego pobytu w Coimbrze udajemy się na brunch do najpopularniejszej lokalnej kawiarni Café Santa Cruz. Kawiarnia ta zasłynęła głównie z powodu swojej lokalizacji, w murach dawnego kościoła. Wchodzimy do środka, wnętrze jest obszerne i wypełnione stolikami. To miejsce już nie przypomina świątyni, a jednak gdy siadamy i rozglądamy się wokół, jesteśmy w stanie sobie wyobrazić jak to miejsce wyglądało, zanim powstała kawiarnia. Mury i sklepienia wciąż przypominają tamte dawne czasy. Wbrew wszelkim pozorom nie jest to miejsce drogie. Ceny były naprawdę przystępne. Obsługa bardzo miła. Jedzonko pyszne a herbata rozgrzewająca w ten ponury dzień. Wyobrażam sobie, że muzyka na żywo czy wieczorki poetyckie w tej kawiarni muszą przyciągać wielu spragnionych nowych doświadczeń i na pewno niesamowicie oddziałują na odbiorców. Nam niestety nie dane było uczestniczyć w podobnym wydarzeniu, bo dzień nie jest z gumy, a my miałyśmy jeszcze do przejechania sporo kilometrów. 

Costa Nova – miasteczko pasiastych domków

Gdy docieramy do samochodu, szybko się ewakuujemy, bo jest mnóstwo chętnych, aby zająć nasze miejsce parkingowe. Bez żalu opuszczamy Coimbrę i jedziemy w stronę wybrzeża, na kolejne spotkanie z oceanem.

Costa Nova chyba już zawsze będzie mi się kojarzyć z Mo., bo to u niej na blogu po raz pierwszy przeczytałam o tym miejscu i zapragnęłam zobaczyć je na własne oczy. Pasiaste domki zwane paleiros na zdjęciach wyglądały wręcz bajkowo i w rzeczywistości też takie są i to głównie za ich sprawą ta nadmorska mieścina przyciąga obecnie tylu turystów. Ze zwyczajnych niegdyś magazynów rybackich  przeistoczyły się w niemalże luksusowe domki letniskowe i są wizytówką tego regionu Portugalii. 

Moje marzenie się spełniło i udało mi się zobaczyć paleiros na własne oczy. Po prawie dwóch tygodniach w Portugalii wreszcie docieramy do Cosa Nova. Parkujemy niemalże przy samej plaży. A kiedy wysiadamy z samochodu otula nas ciepłe powietrze. Aura była tam niezwykła. Bo z jednej strony piękne błękitne niebo i ta ciepła nadmorska bryza, a z drugiej strony złowrogie chmury nadciągające znad oceanu. Robiło to niesamowitą atmosferę. Na szczęście te deszczowe chmury były na tyle daleko, że nawet się nie przejęłyśmy, że zaraz może zacząć padać. Spokojnie usiadłyśmy sobie na ławeczce z widokiem na ocean i zjadłyśmy ostatnie kanapki. Głód jednak mnie nie opuszczał. I na dokładkę pochłonęłam jeszcze banana i pół paczki czekoladowych ciastek. Ja wiem, że nie wyglądam na osobę, która lubi dużo jeść, ale jak czasami dopadnie mnie głód, to bym potrafiła zeżreć konia z kopytami.

Z pełnymi brzuchami powolnym krokiem kroczymy kładką między wydmami i zachwycamy się nadmorskimi pejzażami. Ale gdzie te słynne pasiaste domki? Gdybyśmy nie wiedziały, czego szukamy, to nie tak łatwo byśmy na nie trafiły. Dopiero gdy przeszłyśmy na drugą stronę miasteczka, nad jeziorko / zatoczkę (trudno stwierdzić) Ría de Aveiro, wylądowałyśmy na promenadzie, wzdłuż której stały kolorowe chatki. Powiem szczerze, że tyle pasiastych domków robi spore wrażenie. W dodatku trafiła nam się piękna pogoda. Promenada była niemalże pusta, a my do woli mogłyśmy napawać wzrok całą paletą barw. Zdjęcia absolutnie nie oddają klimatu tego miejsca. Na żywo jest jeszcze piękniej i przyjemniej. I nawet nie chodzi o same domki, ale też bulwar nad wodą jest niezwykle urokliwy i po prostu miło się tam spaceruje. Z resztą po drugiej stronie nad oceanem wcale nie jest gorzej. I to tam właśnie, na plaży czekałyśmy na zachód słońca. 

Na miejsce zakwaterowania miałyśmy niedaleko. Planów żadnych więcej nie było na ten dzień, więc dlaczego nie skorzystać z okazji i nie zobaczyć zachodu słońca nad oceanem? Niestety pogoda była niezbyt sprzyjająca ze względu na dość duże zachmurzenie i zjawisko nie było tak spektakularne, jakbym tego oczekiwała, ale i tak było to miłe doświadczenie godne zapamiętania. A zapamiętam je z dwóch powodów: bardzo chciało mi się sikać, a w pobliżu nie było żadnej toalety (nawet krzaczka brak) i jednocześnie tak bardzo chciałam się wpatrywać w horyzont i na tarczę zachodzącego słońca, że pełen pęcherz w końcu przestał mi przeszkadzać i zdołałam się skupić na rozkoszowaniu się chwilą. Dopiero w takich kryzysowych momentach zdajemy sobie sprawę, jak bardzo nasz komfort fizjologiczny i zaspokojenie podstawowych potrzeb jest ważne, aby móc w pełni cieszyć się chwilą, tym co nas otacza, pięknym widokiem… Jednocześnie wnioskuję, że skoro jakoś udało mi się zatracić w tym zachodzie słońca i teraz wspominam ten moment z uśmiechem na twarzy, to może jednak aż tak bardzo nie chciało mi się sikać i może tylko moje wspomnienia są nadto wyolbrzymione…? 

Żeby nie kończyć takim kiblowym akcentem, dodam jeszcze, że Costa Nova tak naprawdę jest fajnym miejscem nie tylko ze względu na tą charakterystyczną architekturę. I nie tylko pasiaste domki możemy tam podziwiać. W głębi miasteczka też odszukałyśmy nawet kilkanaście kolorowych budynków, którym udało się zatrzymać nasz wzrok na dłużej. Były tam też typowe dla Portugalii domy pokryte azulejos. Ponadto panował tam niesamowity spokój. Spodziewałam się znacznie większej ilości turystów. Z resztą cała Portugalia bardzo mnie pod tym względem zaskoczyła. Sądziłam, że listopad w Portugalii to wcale nie taki nisko sezon, a jednak okazuje się, że mało kto wybiera ten kraj na jesienne wojaże. Dlaczego? Nie wiem i nie dociekam, bo ja tam bez tych wszystkich tłumów świetnie się bawiłam. 

Cieszę się, że udało mi się jakoś spiąć i napisać tego posta i przede wszystkim opublikować go dzisiaj. Bo 1 czerwca jest ważnym dniem dla tego bloga, gdyż to jego urodziny. Chyba nie zgadniecie, które to już. 10! Sama nie mogę w to uwierzyć. I jak sobie myślę, że piszę tu dla Was już od dziesięciu lat, to czuję się okropnie stara.  Ale był to (i nadal jest) świetny czas. Uwielbiam pisać. Uwielbiam dzielić się swoimi przemyśleniami i wrażeniami z podróży. Poza tym dzięki blogowi załapałam też fotograficznego bakcyla i naprawdę poważnie podeszłam do kwestii rozwoju w tej dziedzinie. Jestem pod wrażeniem, że blog przetrwał taki szmat czasu. I właściwie wciąż ma się dobrze. Chciałabym, aby nadal tak było. A może i lepiej?

Z racji takiej okrągłej rocznicy można by świętować i hucznie celebrować, wyjść do Was z jakąś niespodzianką. Ale przyznam szczerze, że trochę zapomniałam o tych urodzinach. I gdyby nie to, pewnie bym przygotowała jakieś WOW. Jednak coś czuję, że te blogowe urodziny będą musiały przejść bez większego echa tak jak każdego roku moje prywatne urodziny. Bez świętowania. Bez gości. Bez tortu ze świeczkami. Bo tak naprawdę to dzień jak każdy inny. A z drugiej strony każdy inny dzień też może być świetną okazją do świętowania, czyż nie?

Komentarze

  1. To dopiero 10 lat! Życzę Ci kolejnych i do tego ciekawych i udanych podróży. I pięknych, inspirujących wpisów, z humorem, jak ten.
    Też pamiętam ten pasiasty wpis u Moni, fajnie że tam dotarłaś. No, a Coimbra to klasa sama w sobie. Kolejny piękny kawałek Portugalii:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10 lat to szmat czasu, ale mam poczucie, że minęło w mgnieniu oka. A ile się wydarzyło w tym czasie... Mam nadzieję, że życie nie przestanie mnie zaskakiwać i nadal będę miała tyle szczęścia i sił, żeby podróżować i odkrywać nowe miejsca.
      Też się cieszę, że dotarłam do Costa Nova. Niesamowite, że najpierw gdzieś o jakimś miejscu czytamy i się zachwycamy zdjęciami, a potem mamy okazję na własne oczy przekonać się nie niezwykłości danej lokacji. Ta nasza podróżnicza blogosfera jest naprawdę wspaniała.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Jula, po pierwsze wspaniała fotorelacja! Po drugie Portugalia jest piękna i fascynująca :-))
    Niestety do Coimbry nie dotarłam, ale dzięki Tobie mogłam obejrzeć jak wspaniałą i zabytkową ma zabudowę... i ogród botaniczny i na pewno z żalem opuszczałabym to miasto ;-)) Rozumiem jednak, że spieszyłyście się do kolejnej miejscówki. Nadmorska Costa Nova kusi cudownej urody plażą a pasiaste domki przy promenadzie dopełniają ten sielski klimat!
    Po trzecie wreszcie, gratuluję Ci dekady blogowania i życzę kolejnych lat, bo Twoje podróżnicze relacje są przepiękne i inspirujące! Zatem podążaj, gdzie tylko pragniesz - tego Ci życzę na kolejne lata - wyjątkowych podróży i niezapomnianych wrażeń!
    Serdeczności zasyłam - Anita ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za te wszystkie miłe słowa :)
      Portugalia jest tak różnorodna i tyle tam pięknych miejsc, że nie sposób dotrzeć wszędzie. Tam po prostu trzeba co jakiś czas wracać i odkrywać kolejne perełki. Nawet mnie w ciągu trzech tygodni intensywnego zwiedzania nie udało się dotrzeć wszędzie tam, gdzie zaplanowałam, a przecież jeszcze na pewno znalazłoby się kilkadziesiąt innych miejsc, o których nie miałam pojęcia a też warto by było je zobaczyć.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Nie wiem od czego zacząć zatem może zacznę od najważniejszego - z całego serca gratuluję Ci tej pięknej, okrąglutkiej rocznicy blogowania. I wiesz co? Ostatnio bardzo wyraźnie dajesz mi odczuć, że naprawdę Ci się chce. Nie chodzi o to, że kiedyś tak nie było tylko teraz z tych Twoich wpisów bije tyle dobrej energii i pasji, że bardzo często mam ochotę zacząć się pakować :). Zarażasz entuzjazmem i trochę też mnie zawstydzasz starannością z jaką przygotowujesz każdy wpis. Co tu ukrywać, ja nie zawsze tak mam. Życzę Ci, żeby świat stał przed Tobą otworem a z każdą kolejną podróżą przybywało Cię chęci, żeby ją nam ze szczegółami opisać. Miej rozmach w marzeniach i odwagę w ich spełnianiu.
    Cieszę Cię, że byłam Twoją inspiracją do odwiedzenia Costa Nova bo miejsce jest piękne, w dodatku nad oceanem. Pamiętam jak bardzo mi się tam podobało, bez zaglądania w archiwum pamiętam też, że swój wpis o Costa Nova zatytułowałam "Rzeczywistość bywa w paski".
    Jako herbaciara jestem zachwycona możliwością wypicia herbaty w dawnym kościele, na pewno usiadłabym na chwilę przy jednym ze stolików bo herbata w taki miejscu to niezapomniane wydarzenie.
    Wysyłam Ci ogrom dobrych myśli z balkonu i życzę pięknego tygodnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam Twój komentarz jak tylko go opublikowałaś i już wtedy się wzruszyłam. A teraz czytam drugi raz, bo wreszcie znalazłam spokojniejszą chwilę, by nieco przysiąść do bloga (może znowu uda mi się coś napisać) i ponownie się wzruszyłam. Dziękuję za te piękne słowa. Chce mi się bardzo. Pisanie sprawia mi ogrom radości. Brakuje niestety czasu, tyle mam teraz pracy. A ja lubię usiąść i napisać post od początku do końca, a to wymaga jednak nieco dłuższej wolnej chwili niż ta na jaką mogę sobie pozwolić. Poza tym te nieliczne wolne chwile wykorzystuję ostatnio na spotkania ze znajomymi i odpoczynek poza czterema ścianami. Ale pisania nie porzucam. Jeszcze zrobi się tutaj głośno ;)
      Dziękuję za ten piękny komentarz. Ściskam

      Usuń
  4. Costa Nova - miasteczko pasiastych domków, brzmi jak urocze miejsce, które warto odwiedzić. Mam je od jakiegos czasu na liście i ciągle czekam na spotkanie z Portugalią...Wyobrażam sobie malownicze, kolorowe domki, które tworzą niezwykły krajobraz. Właśnie takie miejsca mają swój niepowtarzalny urok i często zapadają w pamięć. Mam nadzieję że i mi uda się tam dotrzeć :)
    Pozdrawiam z ciepłej Norwegii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Portugalia ma naprawdę wiele do zaoferowania. Przepiękne miasta z historią, małe urokliwe miasteczka, ciekawe nadmorskie mieściny a także mnóstwo pięknych krajobrazów. Mówili, że Portugalia jest piękna i przekonałam się na własne oczy, że to najprawdziwsza prawda.
      Pozdrawiam

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram