Italia 2023: nad jeziorem Como

Ponieważ Mediolan nie przypadł nam zbytnio do gustu, następny dzień postanowiłyśmy poświęcić na eksplorację najbliższej okolicy i jako że pogoda zapowiadała się naprawdę dobrze, postanowiłyśmy wybrać się nad jezioro Como do osławionej miejscowości o tej samej nazwie.

Nie mam zbyt dużego doświadczenia w podróżowaniu po Włoszech, ale wydaje mi się, że linie kolejowe są naprawdę świetnie rozwinięte i pociągi to najlepszy środek lokomocji, przynajmniej dla północnych Włoch. I w taki właśnie sposób dostałyśmy się z Mediolanu do Como. Jak się okazało, nie tylko my miałyśmy pomysł, żeby dzień spędzić poza miastem; pociąg był przepełniony, a gdy z niego wysiadłyśmy i chciałyśmy się dostać do centrum miasteczka, nawet nie musiałyśmy wyciągać mapy, bo po prostu szłyśmy za tłumem. To nie był zbyt dobry zwiastun, ale zaspojleruję, że koniec końców udało nam się odłączyć od tych tłumów i spędzić naprawdę miły dzień.


Lago di Como

Jezioro Como (nazywane również Lago Lario) położone w północnej części Włoch uznawane jest za najbardziej malownicze i najbardziej luksusowe europejskie jezioro. Trudno powiedzieć dlaczego jest aż tak popularne. Przepięknie położone u podnóża Alp, niedaleko włosko-szwajcarskiej granicy i to w niedużej odległości od słynnego Mediolanu; może więc Como od zawsze było takim miejscem wypadowym dla tych wszystkich bogatych mieszkańców europejskiej stolicy mody? A może to tamtejszy mikroklimat, niby surowy alpejski, a jednak nieco śródziemnomorski, tak bardzo przyciąga nie tylko turystów, ale też światowej sławy gwiazdy, które urokliwe miasteczka nad wybrzeżem Como wybierają jako swoje letnie rezydencje? Bez względu na powód, Lago di Como rzeczywiście ma w sobie niepowtarzalny urok, który sprawia, że każdy kiedyś marzył, aby zobaczyć to miejsce na własne oczy. I ja nie mogłam przepuścić takiej okazji. A na pierwszą wycieczkę padło na jedno z najpopularniejszych miasteczek i jednocześnie największych położonych nad samym brzegiem jeziora, czyli właśnie Como.

Como poza tym, że jest najbardziej zaludnionym miasteczkiem nad jeziorem, może się też pochwalić największą ilością atrakcji: urokliwe placyki, klimatyczne uliczki, zabytkowe budowle, luksusowe wille i zapierające dech w piersiach punkty widokowe. I to właśnie od tego ostatniego zaczęłyśmy zwiedzanie okolicy. Nasze kroki od razu skierowałyśmy do kolejki linowej łączącej Como z usytuowanym na szczycie góry Brunate. Oczywiście nie byłyśmy jedynymi, tak więc troszeczkę sobie poczekałyśmy w kolejce do kolejki. Ale nie było tego złego, bo miałyśmy sporo czasu, aby na spokojnie się zastanowić, czy chcemy kupić bilety tam i z powrotem, czy tylko wjechać na górę, a z powrotem zejść na pieszo. Pewnie myślicie, że wybrałyśmy drugą opcję. Otóż nie. Tym razem postawiłyśmy na wygodę. Poza tym, miałyśmy ograniczony czas, jesienią szybko robi się ciemno, a nie zamierzałyśmy łazić gdzieś po lasach zupełnie po ciemku.

Brunate i latarnia Volta

Niewielkie miasteczko Brunate położone centralnie nad Como jest nazywane balkonem na Alpy (Balcone delle Prealpi), jako że rozpościerają się stamtąd prawdopodobnie jedne z najpiękniejszych krajobrazów na jezioro Como i na Alpy w tle. Jest mikroskopijne, zamieszkiwane przez niespełna dwa tysiące osób, ale jednocześnie naprawdę urokliwe i spokojne. Spacerowym krokiem przechadzałyśmy się labiryntem wąskich uliczek. Nie było tutaj turystycznego gwaru. Było natomiast bardzo cicho i klimatycznie.


Pomimo tego, że miasteczko samo w sobie jest bardzo malownicze, jego największą atrakcją jest punkt widokowy przy latarni Volta, tego samego Volta, który zasłużył się jako wynalazca baterii. Żeby tam dotrzeć, trzeba nieco się zmęczyć. Chociaż latarnia nie jest bardzo oddalona od centrum miasta, dojście do niej jest dość wymagające ze względu na nachylenie terenu. Ale naprawdę warto, bo widoki ze szczytu są zachwycające. My postanowiłyśmy tam pozostać niemalże do samego zachodu słońca. Było magicznie. Dlatego wcale mnie nie zdziwiło, że byłyśmy świadkami momentu zaręczyn.

Promienie zachodzącego słońca przepięknie złociły krajobraz, a jak dodamy do tego jeszcze jesienny klimat, to już w ogóle magia. Zresztą sami zobaczcie na zdjęciach. Czyż nie było tam cudownie? 

Kiedy już porządnie się ściemniło, postanowiłyśmy wrócić kolejką do Como. Tym razem przyszło nam czekać w kolejce chyba jeszcze dłużej niż rano, bo prawdopodobnie po zachodzie słońca i wszyscy inni wpadli na taki sam pomysł jak my, bo jednak w Brunate o tej porze nie było już wielu atrakcji.

Wieczorne Como

W Como natomiast życie trwało, było tłumnie i gwarno, a ciemność i zapalone uliczne latarnie dodawały temu miejscu nieco tajemniczej aury. Przeszłyśmy po nabrzeżu czarnego jak smoła o tej porze dnia jeziora. Później zaś zagłębiłyśmy się w urokliwe uliczki miasteczka. Dotarłyśmy do kilku placyków, gdzie restauracje zapraszały aromatycznymi zapachami. Oczywiście widziałyśmy również najważniejsze obiekty, jak chociażby katedrę w Como, ale tylko z zewnątrz, bo ze względu na późną porę, nie można było już wejść do środka. I pomimo tego, że na zdjęciach tego nie widać, zmarzłyśmy też trochę, bo jak tylko słońce zaszło, ze zdwojoną siłą odczułyśmy chłodne jesienne powietrze. Nie zabawiłyśmy więc tam długo, tylko postanowiłyśmy nieco wcześniej wrócić do Mediolanu i kolację zjeść już tam.

Podczas powrotu nie obyło się bez przygód. Co prawda bilety na pociąg kupiłyśmy bez najmniejszego problemu, nie mogłyśmy potem nigdzie znaleźć kasownika do ich skasowania. A było na nich napisane dużymi literami, żeby przed wejściem do pociągu, skasować. No ale co miałyśmy zrobić? Chodziłyśmy w tę i z powrotem i kasownika nie znalazłyśmy, więc olałyśmy to. A potem w pociągu kontrola! Chciałyśmy wytłumaczyć konduktorowi, że na peronie nigdzie nie znalazłyśmy kasowników, ale on nawet się tym nie przejął, sprawdził tylko datę na biletach i nas olał. Takie oto włoskie podejście.

Dzielnica Naviglio w Mediolanie

Jak tylko wysiadłyśmy z pociągu w Mediolanie, od razu udałyśmy się do dzielnicy Naviglio - takiej mediolańskiej Wenecji. W tym rejonie miasta jest mnóstwo kanałów, które niegdyś ułatwiały ruch handlowy - to stamtąd wypływały statki wypakowane najmodniejszymi tkaninami, mijając się z barkami, które do Mediolanu transportowały sól, czy węgiel z innych rejonów kraju. Obecnie jest to bardzo urokliwe miejsce i pełne życia po zmroku, bo jest to dzielnica obfita w bary. Wybrałyśmy się tam właśnie głównie w poszukiwaniu przyjemnej restauracyjki, gdzie mogłybyśmy dobrze zjeść i trafiłyśmy do przepełnionego (a to dobry znak) lokalu serwującego głównie burgery w stylu sycylijskim. Nie jestem zbyt dobra w opisywaniu smaków, więc powiem tylko, że jedzenie było przepyszne.

Komentarze

instagram