Świątynia bez dachu

Wybaczcie mi te ciągłe zachwyty nad Majorką. No ale jak tu się nie zachwycać, skoro odnajduję tu tak wiele pięknych miejsc? A przecież wyspa wcale nie jest taka duża. Mieszkam tu już od roku i praktycznie w każdy weekend wybieram się na jakąś wycieczkę odkrywając zupełnie dla mnie nowe miejsca. Jak to możliwe? Cóż, Majorka jest studnią pięknych miejsc bez dna. 

Niektóre z perełek są nieźle ukryte. Możemy być tuż obok i wcale ich nie dostrzec. Dlatego trzeba być uważnym i przede wszystkim nie bać się zaglądać w zakamarki wąskich uliczek, bo to właśnie tam kryją się cuda. 

Son Servera jest niewielkim miasteczkiem leżącym w północno-wschodniej części Majorki. W przeszłości należało ono do gminy Artà ale od XIX wieku jest gminą niezależną. Swoją nazwę zawdzięcza pierwszym katolickim właścicielom posiadłości na tym terenie - rodzinie Servera; w przeszłości odnosząc się do konkretnych dużych posiadłości, nazywało się je nazwiskiem ich właściciela. (Obecnie funkcjonuje to na odwrót, przydomki osób biorą się od nazw miejsca, z którego dana osoba pochodzi). Również pierwszy burmistrz urzędujący od 1837 roku był z rodziny Servera. Mówi się, że w tamtym momencie wiele rodzin z miasteczka zmieniło swoje nazwisko na Servera. Obecnie praktycznie wszyscy Majorkańczycy o tym nazwisku mają swoje korzenie właśnie w Son Servera. Samo słówko servera też nie jest zupełnie wyrwane z kontekstu, wywodzi się z katalońskiego cervera, czyli drzewo jarzębiny, które jest symbolem miasteczka. 

Son Servera nie jest jakimś wyjątkowym miasteczkiem. W centrum kościół p.w. św. Jana, patrona miasteczka; plac z restauracyjkami i typowa dawna architektura; natomiast na obrzeżach bardziej nowoczesne budownictwo. Jednak niezaprzeczalną perełką jest S'Esglèsia Nova - Nowy Kościół. Budowla ukryta za wysokimi murami kamieniczek i żelazną bramą sprawia, że niejednemu odejmuje mowę. 

Wyobraź sobie, że właśnie spokojnie się przechadzasz uliczkami Son Servery. Podziwiasz lub krzywisz się na widok zaniedbanych fasad. Fotografujesz detale. I zaglądasz za róg jednego z budynków a tam wysoka brama z uchylonym jednym skrzydłem. Podchodzisz bliżej i już widzisz co też takiego się za nią kryje. Ruiny jakiejś neogotyckiej budowli. Kościół bez dachu. Już sobie tworzysz w głowie niesamowite historie związane z tym miejscem... Jednak okazuje się, że S'Esglèsia Nova, do której właśnie dotarłeś, to nic innego, jak przykład historyzmu w architekturze.

Ta niesamowita świątynia, pobudzająca wyobraźnię, została wybudowana na początku XX w. z projektu Juana Rubió Bellvera, ucznia samego Gaudiego. Właściwie to budowla ta nigdy nie została dokończona ze względu na brak funduszy. Pod koniec ubiegłego wieku zabezpieczono to, co powstało i wykończono najważniejsze elementy konstrukcji. Odbywają się tam msze pod gołym niebem i chyba ma to swój niepowtarzalny urok. Poza tym S'Esglèsia Nova jest bardzo fotogeniczna. Mam setki zdjęć z tego miejsca i wybór tych na bloga nie był łatwy. 

Nie wiem, czy zwróciliście uwagę, że obok barcelońskiej Sagrady Familii jest to kolejna niedokończona świątynia związana z Antonim Gaudim... Projekty Gaudiego są niesamowite, ale chyba zbyt duże jak na tamte czasy i przez to tak trudno je dokończyć. Niemniej jednak mają klimat. Szczerze, nie potrafię sobie wyobrazić Sagrady bez tych żurawi wokół. Nie potrafię sobie też wyobrazić Nowego Kościoła z dachem. Swoją drogą teren jest ładnie przystosowany do obrzędów pod gołym niebem, więc dach na razie potrzebny nie jest. 

Niezaprzeczalnym atutem kościoła bez dachu jest fakt, że jest mało znany i ukryty, więc nie ma tam tłumów. Kiedy tam dotarłam, była tam tylko rodzinka, która wkrótce się zmyła i zostałam sama na sam z wysokimi murami dotykającymi nieba. Nikt więcej już się tam nie pojawił, a nie powiem, spędziłam tam z dobrą godzinę, pomimo tego, że oprócz tych trzech niedokończonych murów, nic więcej tam nie ma. 

Pomimo, że S'Esglèsia Nova jest największą perełką Son Servery, udało mi się znaleźć jeszcze kilka innych ciekawych zakątków, przede wszystkim detali. Ci, którzy lubią szukać i fotografować te niby nic nieznaczące elementy, na pewno by się w Son Serverze nie nudzili. Poza tym w okolicy są jeszcze inne interesujące miejsca, do jednego z nich już niedługo Was zabiorę. Mam nadzieję, że tym razem nie będę tak długo zwlekać z publikacją nowego posta.

Komentarze

  1. Widać upływający czas i te białe ściany z wapienia. Gratuluje i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ to musiało być cudowne odkrycie! Piękne miejsce!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem pod wrażeniem - jednak życie w "ciepłych krajach" ma swoje niezaprzeczalne uroki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kształt XX-wiecznego budynku zaprojektowanego przez Juana Rubió Beilvera zrobił na mnie wrażenie ... jest bardzo piękny!.

    Pozdrowienia z Indonezji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że na wszystkich robi wrażenie. Głównie za sprawą swojej monumentalności i braku dachu.

      Usuń
  5. Ten kościół jest niesamowity! Chyba nikt z nas nie uważa, żeby brak funduszy był czymś dobrym ale w tym przypadku właśnie tak jest. Dobudowanie dachu pozbawiłoby tę świątynię klimatu i oryginalności.
    Chociaż z uczestnictwem we mszach jest mi absolutnie nie po drodze to w takiej, mając trawę pod stopami, wzięłabym udział z ciekawości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego też nie ma żadnych dalszych planów, by budowę dokańczać. Zagospodarowano ładnie teren i dach już nie jest potrzebny. Przynajmniej Son Servera ma się czym chwalić i ściągać zaciekawionych turystów.

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram