Portugalia dzień 3: co robić w Porto gdy pada deszcz?
Choć wieczorkiem poprzedniego dnia padać przestało, następny dzień nie zapowiadał się wcale słonecznie. A ponieważ ostatnio udało nam się obejść niemalże całe Porto, teraz postanowiłyśmy ukrywać się przed deszczem pod dachami. Czyli dzisiaj opowiem Wam o tym, co można robić w Porto w deszczu i wcale przy tym nie zmoknąć. A przynajmniej nie tak bardzo.
Livraria Lello
Jednym z miejsc, które chciałam koniecznie zobaczyć jako fanka Harry'ego Pottera, była słynna księgarnia Lello. Oczywiście przed podróżą naczytałam się, że są tam takie tłumy, że lepiej kupić bilet przez internet, żeby potem nie stać w kolejce. Tak też zrobiłyśmy. Przy śniadaniu zadecydowałyśmy, że najpierw idziemy do księgarni, więc nie było problemu z wyborem godziny (bo bilety trzeba kupić na konkretną godzinę), a potem zobaczymy co dalej. Z tym że jak przyszłyśmy pod księgarnię, okazało się, że i tak musimy czekać w kolejce, bo wszyscy kupowali bilety przez internet... Na szczęście nie czekałyśmy długo, zaledwie 20 minut, a uwierzcie, ludzi było naprawdę dużo. Całe szczęście, że wciąż jeszcze nie padało.
Księgarnia Lello jest jednym z najbardziej turystycznych miejsc na mapie Porto, a może i nawet całej Portugalii. Z reguły unikam tego typu atrakcji, jednak tym razem, ze względu na moje uwielbienie do książek o Harrym Potterze, nie mogłam sobie odpuścić wizyty w tej niezwykłej księgarni. Księgarnia szczyci się tym, że jej wnętrze miało być inspiracją dla J.K. Rowling do napisania jej najsłynniejszych powieści o młodym czarodzieju. Ile w tym prawdy, tego nikt nie wie, ale trzeba przyznać, że faktycznie klimat wewnątrz jest jak z Hogwartu. A jeszcze gdyby nie było tam tylu ludzi, to naprawdę można by poczuć magię.
Mówi się, że Livraria Lello jest jedną z najpiękniejszych księgarni w Europie. Jest niewielka, można by rzec, że nawet nieco przyciasna. Półki po obu stronach sięgają sufitu i są ściśle wypełnione najróżniejszymi książkami. Jednak to co najbardziej przyciąga wzrok, to drewniane neogotyckie kręcone schody. Zaraz po nich zwrócimy uwagę na rzeźbiony kasetonowy sufit na drugim piętrze i witrażowe okno, również nad naszymi głowami.
Pierwszy sklep z książkami w tym budynku swoją inaugurację miał w 1869 roku. Księgarnia przechodziła z rąk do rąk, aż trafiła pod skrzydła rodziny Lello. To oni ufundowali przebudowę budynku i jej efekty możemy podziwiać do dzisiaj. Jak na razie nic nie wskazuje na to, żeby kiedykolwiek księgarnia przestała przyciągać ludzi. Smutne jest jednak to, że większość to tylko głodni pięknych zdjęć turyści, którzy nawet nie spojrzą na książki. Trochę to śmieszne, żeby płacić za wejście do księgarni, aby móc sobie kupić książkę. Z drugiej strony księgarnia jakoś musi zarabiać, a przy dzisiejszym opłakanym poziomie czytelnictwa, pewnie łatwo by nie było. Zachęcają zwiedzających jak mogą i na przykład za zakup biletu przez internet dostajemy zniżkę 5 euro na wybraną książkę. Szkoda byłoby taką okazję zmarnować, w szczególności, że ja książki pożeram (jak to ostatnio określił mój Tata) no i coś sobie kupiłam, a potem tę książkę targałam przez całą Portugalię i pół Hiszpanii... Granice rozsądku mola książkowego chyba nie istnieją.
Kościół p.w. św. Ildefonsa (Igreja de Santo Ildefonso)
Kiedy wychodzimy z księgarni nie pada jeszcze tak bardzo, więc robimy szybką rundkę po mieście. Zahaczamy o miejsca, których poprzedniego dnia nie widziałyśmy. Nasz spacer jednak nie trwa długo, gdyż szare chmury ponownie zdążyły zasnuć niebo. Najpierw chowamy się w restauracyjce, ale nie będę Wam tutaj opowiadać, jak przeciągałyśmy w nieskończoność nasz posiłek, żeby tylko nie musieć wychodzić w deszczu na zewnątrz.
Czekamy, żeby deszcz zelżał na sile i wtedy niemalże biegiem udajemy się w stronę hali targowej Bolhão. Najpierw jednak zahaczamy również o kościółek z fasadą pokrytą azulejos. Jest otwarty, więc wchodzimy do środka. A tam cisza zupełna. W porównaniu ze zgiełkiem miasta, wydawało się, jakbyśmy przeszły do innego świata.
Kościółek został wzniesiony w XVIII wieku na cześć biskupa Ildefonsa z Toledo. Reprezentuje styl neobarokowy. Jednak to co najbardziej przyciąga nasz wzrok to oczywiście płytki azulejos. W tym przypadku podziwiając fasadę kościoła, możemy jednocześnie poznać szczegóły z życia Ildefonsa. Do dekoracji budynku użyto prawie 11 000 kafelków. Robi wrażenie.
Mercado do Bolhão
Tuż obok tego spokojnego kościoła znajduje się jedno z najbardziej tłumnych miejsc, czyli targowisko miejskie - Mercado do Bolhão. Jest to taki portugalski odpowiednik barcelońskiej La Boquería, o której chyba każdy słyszał. Hala w Porto dość niedawno została odnowiona, więc teraz przyciąga nie tylko lokalsów, ale również turystów spragnionych portugalskich smaków. Kupić można tam dosłownie wszystko. Kolorowe warzywa i owoce. Lokalne wypieki. Świeże mięso i ryby. A nawet słynne portugalskie sardynki w wersji oryginalnej i czekoladowej.
Taki targ jest też fajnym miejscem na jakiś szybki niezobowiązujący lunch. Można sobie na szybciutko coś tam kupić i przycupnąć przy jednym ze stoliczków. My skusiłyśmy się na słodki deser. Mówią, że w Portugalii koniecznie trzeba posmakować pastel de nata. Jest to delikatne ciastko wypełnione kremem budyniowym. Szczerze mówiąc smak szału nie robi, nie ma w tym nic wyjątkowego, co nie znaczy, że było niedobre. Tak się wsmakowałyśmy w pastel de nata, że później przy każdej sposobności kupowałyśmy sobie po takim ciasteczku, aby mieć coś na wzmocnienie.
Multisensoryczne malarstwo
Na koniec dnia w największej ulewie biegniemy do Galerii Immersivus, gdzie można doświadczyć historii Porto na żywo poprzez uczestnictwo w spektaklu opowiadającym lokalne legendy. Ponadto w podziemiach budynku organizowane są różnorakie wystawy czasowe. Kiedy my byłyśmy w Porto, odbywała się tam multusensoryczna wystawa dzieł Klimta i Moneta i to właśnie na tę atrakcję się zdecydowałyśmy.
Do galerii docieramy na kilka minut przed rozpoczęciem spektaklu. Kupujemy bilety i jednocześnie ściągamy z siebie mokre peleryny przeciwdeszczowe. Niestety nie było tam żadnej szatni, więc musiałyśmy je ciągnąć ze sobą na wystawę. Kamiennymi schodami schodzimy do podziemi. Była to dość obszerna sala z licznymi kolumnami i portalami. Już sama architektura robiła wrażenie. A potem zaczęło się przedstawienie. W powietrzu rozniosła się przepiękna muzyka klasyczna. Na ściany wypełzły kolorowe obrazy. Postacie tańczyły na murach i biegały pomiędzy kolumnami. Zmieniały się kolory. Zmieniała się muzyka. Widzowie mogli usiąść w jednym miejscu lub przechadzać się i wtapiać w świat namalowany ręką Klimta lub Moneta.
To było niezwykłe doświadczenie. Pierwszy raz byłam w tego typu galerii. Niezmiernie mi się podobało. Niestety zupełnie nie potrafię opisać tych wszystkich wrażeń. Nie jestem artystą. Malarstwo wielokrotnie samo o sobie najlepiej opowiada. A tutaj w Immersivus Gallery muzyka mu tylko dopomogła się wyrazić. Jeśli kiedykolwiek usłyszycie o podobnym spektaklu, koniecznie rozważcie aby się tam wybrać. Pozytywne wrażenia gwarantowane, nawet dla laików w temacie sztuki i malarstwa.
Po tym niezwykle fascynującym spotkaniu ze sztuką, wracamy do hostelu i na tym właściwie dzień się skończył. Wtedy wydawało mi się, że przez deszcz mało zobaczyłyśmy. Teraz dostrzegam, że deszcz w niczym nam nie przeszkodził. Kolejny dzień w podróży był owocny i pełen niezapomnianych wrażeń.
Super miejsca! A multisensoryczna galeria w podziemiach to rewelacyjny pomysł! Uwielbiam Klimta, a do tego jeszcze podziemia i muzyka, to dla mnie doskonałe połączenie. Na pewno było to niezwykle doświadczenie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Julka:)))
Inny wymiar sztuki. Było warto :)
UsuńAle BAJKA!!!! Oj jej... chciał bym sobie tam z Wami pospacerować.
OdpowiedzUsuńNawet deszcz nie odbierał temu miejscu uroku.
UsuńOoo widzę, że Mercado do Bolhão wrócił już na stare miejsce. Przez jakiś czas był przeniesiony i nie miał takiego uroku (miałam okazję widzieć też starą wersję) . Porto ma dużo możliwości na deszczowe dni. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMercado remontowali i dosłownie na kilka dni przed naszym przyjazdem, oddali nową halę do użytku.
UsuńCiekawa ta wystawa. Myślę, że ciekawsza niż zwykłe, klasyczne galerie z wiszącymi obrazami. Na pewno bardziej absorbujące.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie bardziej absorbująca ta wystawa. Tutaj nawet dzieci by się nie nudziły :) Warto czasami spojrzeć na sztukę w inny sposób i może się ona okazać naprawdę ciekawa.
UsuńCiekawa i różnorodna oferta na portugalską niepogodę. Chociaż podczas mojego pobytu padało jedynie w Lizbonie to i tak odwiedziłam księgarnię Lello, z racji miłości do książek i do księgarni z klimatem. Ta wystawa Klimta i Moneta to z pewnością gwarancja niezapomnianych wrażeń, Klimta uwielbiam i marzy mi się Wiedeń. Ściskam cieplutko.
OdpowiedzUsuńTo ja miałam odwrotnie. W Porto padało, a w Lizbonie świeciło piękne słonko i aż żal było chodzić po muzeach :D
UsuńCieszę się, że byłam w tamtej księgarni, ale wrażenia były raczej mało magiczne. A szkoda. Natomiast wystawa Klimta i Moneta zaskoczyła niesamowicie.
Pozdrawiam :)
Kolejna ciekawa relacja. W deszczu to tylko chodzić po muzeach, kościołach i innych podobnych miejscach. O tej księgarni też słyszałam i też bym ją odwiedziła choć ja nie jest fanką Harrego Potera :) ale lubię inne książki i z chęcią bym zobaczyła co księgarnia ma w swoich zbiorach :) pozdrawiam świątecznie :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o księgarskie zbiory, to mają dużo literatury współczesnej, ale też sporo klasyków w przepięknych wydaniach i mnóstwo literatury pięknej i noblistów. Było też kilkoro polskich autorów, więc myślę, że każdy znalazłby coś dla siebie, o ile czyta się w innych językach niż polski, bo tego w Portugalii nie uświadczysz.
UsuńPozdrawiam