Wróciłam?

Wróciłam? Kto mnie obserwuje na instagramie, ten wie, że pod koniec października poleciałam do Portugalii i przez okrągły miesiąc przemierzałam iberyjskie szlaki. Wróciłam do Polski tydzień temu. Ale czy wróciłam do rzeczywistości sprzed podróży, do szarej codzienności? Teoretycznie tak, bo za oknem właśnie taki szary krajobraz wita mnie każdego dnia; nic tylko mgła i zero słońca. Lecz tak naprawdę wcale nie wróciłam. Każda podróż coś zmienia i jak to mówią nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki. Życie płynie, a ja, choć wróciłam w to samo miejsce, nie jestem tą samą osobą. I nie mówię tutaj o wielkich zmianach, ale o drobnostkach, które tylko podróże mają moc we mnie wywołać. Uwielbiam ten stan, tę euforię podczas i po podróży. Chciałabym tak trwać każdego dnia.

 

Plan był taki, że nie było planu. Wiedziałam, że lecę do Porto, gdzie miałam się spotkać z koleżanką i razem miałyśmy zaplanować dalszą trasę. Skończyło się na tym, że się spotkałyśmy i raczej na spontanie przemierzałyśmy Portugalię. Ona miała każdego dnia do południa pracować, ja miałam w tym czasie pisać na bloga, a popołudniami chciałyśmy wspólnie podbijać świat. Nie powinnam Was zaskoczyć, jeśli powiem, że nie napisałam nic (pomijając notatki z podróży, z czym nota bene też tak łatwo nie było). Odprężyłam się totalnie. I choć na początku wciąż jeszcze miałyśmy dość długą listę miejsc do zobaczenia, później obie się rozluźniłyśmy i po prostu byłyśmy. Chyba wreszcie nauczyłam się wolnego podróżowania, bez stresu, bez spiny, że czegoś nie zobaczę. Najważniejsze, żebym była i żebym czuła, żebym cieszyła się każdą chwilą. A chwile były naprawdę różne...

Już na samym początku podróży złapał mnie ból gardła. I jednego wieczoru, zamiast położyć się wcześnie spać i porządnie odpocząć, z naszymi nowymi znajomymi wyszłyśmy na podbój nocnego Porto, co okupiłam utratą głosu... Później pogoda była nie taka, jak sobie wymarzyłyśmy. W niby najładniejszych miasteczkach środkowej Portugalii mgła była taka, że nie widziało się nic. Padał deszcz, wiał silny wiatr i choć w Lizbonie pogoda znacznie się poprawiło, było tam tyle ludzi, że odechciało mi się wszystkiego. Kilka dni później dopadły mnie żołądkowe rewolucje, więc jeździłyśmy po supermarketach w poszukiwaniu sucharków (na szczęście Portugalia to nie Hiszpania i dość szybko je znalazłyśmy). Moja towarzyszka też nie była w pełni sił. Śmiałyśmy się same z siebie, że jesteśmy jak dwie chodzące porażki, które postanowiły mimo wszystko podbić świat. Potem zaliczyłyśmy kilka nieprzespanych nocy, bo postanowiłyśmy zaoszczędzić na noclegu i spędzić noc w busie do Madrytu. Niewyspana nie jestem sobą. A najgorsze, że potem sama zaproponowałam jeszcze raz podobne rozwiązanie i miałyśmy kolejną noc w plecy. A ja z katarem, który nie wiem, skąd się wziął. Na szczęście tak szybko jak przyszedł, tak szybko sobie poszedł. Ogólnie, jak możecie się domyślić po przeczytania tego akapitu, za fajnie nie było. 

No i tu Was zaskoczę! Było lepiej niż fajnie. Było po prostu genialnie. Jedna z lepszych podróży. Zobaczyłam przepiękne miejsca. Poznałam super ludzi. Przeżyłam niezapomniane chwile. Naładowałam akumulatory. I przypomniałam sobie, jak fajne jest życie. Gdy gardełko bolało, owijałam szyję chustą i zamiast zimnej wody popijałam ciepłą herbatkę i w drogę! Gdy padało, przywdziewałyśmy płaszcze przeciwdeszczowe i dalej spacerowałyśmy. A gdy lało, że bardziej się nie dało, no to siadałyśmy w kawiarence i zajadałyśmy się lokalnymi przysmakami. Mgła nam tworzyła niesamowity klimat. Wcale nie żałuję, że nie widziałam osławionego zachodu słońca w Monsanto, zamiast niego odbyłam podróż w czasie do średniowiecznej baśni. Wiatr nas popychał do śmiechu aż brakło tchu. Sucharki okazały się najlepszą przekąską podczas dalszej podróży. A nieprzespane noce osładzałam sobie gorącą czekoladą z churros. Za każdym razem, gdy było źle, powtarzałyśmy sobie, że przecież mogło być gorzej. 

Nie wiem, jak te nowe doświadczenia przełożą się na egzystencję bloga, ale plan jest taki, żeby pisać. Troszkę wkurzam się na siebie, że wciąż jeszcze nie dokończyłam relacji z zeszłorocznej podróży. Teraz nagromadziło mi się tyle materiału, że nie wiem, w co ręce włożyć. Myślę jednak, że najpierw dokończę opowiadać Wam o Łotwie (mam nadzieję, że uda mi się wyrobić z tym wszystkim do końca roku), a potem zacznę wspominać Portugalię. Oczywiście jeśli bardziej interesuje Was półwysep iberyjski, dajcie znać i zmienię plan; może trochę to poprzeplatam. 

Poza tym mam zamiar przeczytać wszystkie kupione książki, bo stosik robi się coraz większy. Szczerze mówiąc nie wiem, jak do tego doszło. No i oczywiście będę wpadać i czytać Wasze blogi, bo przez ten miesiąc zrobiły mi się pewnie spore zaległości. Myślę, że jakoś przetrwam ten szary grudzień przy takiej ilości aktywności i brak słońca nie będzie mi aż tak bardzo doskwierać. Trzymajcie za mnie kciuki. 

Komentarze

  1. Cieszę się, że znowu jesteś z nami i urlop miałaś udany, właściwie to fantastyczny. Prawdę mówiąc narobiłaś ochoty na takie relaksujące podróżowanie. Urzekło mnie zdjęcie owiane tajemniczą mgłą. Jula nie powinnaś jednak wklejać takich zdjęć jak to z gorącą czekoladą i cudownym churros. Narobiłaś mi takiej ochoty, że ślinka pociekła mi na klawiaturę. Żartowałam, uwielbiam zdjęcia z potrawami.
    Przesyłam Ci moc uścisków i serdecznych pozdrowień:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Cię serdecznie, Łucjo. Cieszę się, że zajrzałaś :)
      Urlop był rzeczywiście super. Ja osobiście już sobie nie wyobrażam innej formy podróżowania. Tydzień szybkiego zwiedzania to dla mnie zdecydowanie za mało. Ale wiem, że nie każdy może sobie pozwolić na dłuższe wyjazdy. Na szczęście każdy jest inny i może nie wszyscy potrafiliby się odnaleźć będąc tak długo w podróży.
      No a churros z czekoladą chodzą za mną praktycznie od samego Madrytu, więc chyba będę musiała spróbować swoich sił w kuchni. A grudzień to przecież idealna pora na gorącą czekoladę ;) Co do samych zdjęć jedzenie, to u mnie akurat słabo, bo zazwyczaj najpierw zjem, a potem dopiero mi się przypomina, że mogłabym zrobić zdjęcie :D
      Ściskam :)

      Usuń
  2. Witaj z powrotem! Z Twojego wpisu bije taka radość, entuzjazm i szczęście, że nawet mi się to udzieliło a ten piątek miałam ciężki. Pracuję w hotelu i piątki zawsze są śmiercionośne 😀 . Przy okazji też super wesołe bo przy takim nawale stresu zawsze wszystkim odbija 😃. Jestem pewna, że miniona podróż była niezapomnianą przygodą, Twoja radość jest tego najlepszym dowodem. Ze wszystkim się zgadzam, trzeba podróżować póki można i są ku temu okazje, mnie też żadne przeziębienie nie zatrzyma w domu, taką moc ma jedynie grypa żołądkowa, która dla mnie jest najgorszą chorobą jaką miałam do tej pory, a łapię ją regularnie. Rozjaśnisz mi jesienno - zimowy mrok portugalsko-hiszpańskimi wspomnieniami. Jak mam serdrcznie dość pracy to wyobrażam sobie siebie w Nowym Jorku, na Lofotach, w Dolomitach lub gdziekolwiek w świecie i od razu znajduję motywację do zarabiania pieniędzy 😃.
    Cieszę się, że wróciłaś przeszczęśliwa. Uściski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!!! Wiesz, że i tak wyrzuciłam najbardziej entuzjastyczną część tego wpisu, bo trochę to już była przesada z taką ilością radości :D Ale entuzjazm nadal mnie rozpiera. Nie dość, że wciąż jeszcze nie ochłonęłam po podróży, to jeszcze tyle miłych słów od Was, że ja nie mogę... Cieszę się, że wpadłaś i przeczytałaś i że udało mi się Cię podnieść na duchu po tym ciężkim tygodniu. Ah, jak ja się cieszę :) Życzę Ci, żeby w pracy było spokojnie i żebyś każdą wolną chwilę mogła wykorzystać na małe-duże przyjemności. I kto wie, może niedługo znajdziesz się w którymś z tych wyśnionych miejsc; zarobione pieniądze nie mogą sobie tak po prostu leżeć, trzeba je na coś fajnego wydać ;)
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. No weź, radości nigdy zbyt wiele. Mam nadzieję, że zachowałaś gdzieś ten nieopublikowany fragment, istnieje ryzyko że może nam się jeszcze kiedyś przydać ten entuzjazm 😊. Dostarczyłaś mi wczoraj wielką dawkę radości, do dzisiaj mnie trzyma. Chcę więcej takich wpisów 😃

      Usuń
    3. Cieszę się, że udzielił Ci się mój entuzjazm. Niestety usunęłam tamten akapit raz na zawsze :D Ale myślę, że jeszcze będzie wiele okazji, by tę moją radość przelać na papier, więc jeśli tylko będziesz potrzebować odrobiny uśmiechu, wołaj i zobaczymy, co da się zrobić ;)

      Usuń
    4. Mo. a wiesz, że czytając wpis Julii słyszałam Twój głos? Jest własnie napisany takim Twoim radosnym stylem, jak Twój spób bycia i wszystkie smutki odchodzą na drugi plan.Zresztą ja w Portugalii jestem zakochana i tam z całą pewnością angielska ;) mgła by mi nie przeszkadzała. Jesteście cudowne, obydwie. Zasyłam uściski.

      Usuń
    5. Ja też kojarzę Mo. właśnie z takim niemającym granic entuzjazmem :) Jak widać entuzjazm udzielił się również mnie.
      Ściskam Was obie :)

      Usuń
  3. Julcia no w końcu wróciłaś :) bp czekanie czekam na te Twoje opowieści ibwrasenia z Portugalii. Oglądałam Twoje relacje z zazdrością ale taką pozytywną ;) bo narzekać nie mogę na ten rok...
    Portugalia jest niesamowita, na mnie zrobiła ogromne wrażenie I czekam na kolejne spotkanie z tym krajem.

    Rozumiem Cie doskonale że w podróży czujesz się niczym ryba w wodzie, bo ja m tak samo i żałuję tylko że urlop jest taki krótki i nie ma tego czasu tyle co by się chciało na te podróże :)
    Odpoczywaj, pisz bo my tu czekamy ma Twoje wrażenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet sobie nie wyobrażasz jakie to miłe, że tak na mnie tu czekacie :) Moja motywacja do pisania rośnie w zastraszającym tempie. Mam nadzieję, że nikogo nie zawiodę. Miałam pisać o zeszłorocznej Łotwie, ale chyba jednak pójdę za głosem serca i wrócę sobie wspomnieniami do niedawnej Portugalii ;) Obiecuję, że nie będzie trzeba długo czekać.
      Nawet jak tego urlopu jest mnie, to też można czerpać z podróży mnóstwo radości. Najważniejsze, żeby każdy podróżował swoim tempem i w taki sposób jak mu się podoba, żeby potem mieć fajne wspomnienia.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Julcia czeka się bo to daje kopa i dla nas :) mnie kazda czyjaś podróż, każde miejsce znane i nke znane motywuje i to bardzo i daje wiarę na lepsze jutro. Fajnie jest mieć na co czekać i czym żyć. Ja właśnie jestem w Wiedniu, deszczowej stolicy i oglądam światełka. Cieszę się jak dziecko że tu przyjechaliśmy i poszczególnych z zachwytu widząc każdy jarmark. Mimo, że jestem w zlej formie bo przylecialam przeziembiona to i tak się cieszę że zobaczyłam tyle ile zobaczyłam ;) a wspomnienia to juz inna bajka ;) w wolnej chwili wpadaj do mnie, jest kilka nowych wpisów :)

      Usuń
    3. W trakcie podróży żadna choroba nie jest w stanie nas rozłożyć :D
      Wpadnę oczywiście i do Ciebie, daj mi tylko trochę czasu ;)

      Usuń
  4. i PIĘKNIE Dziewczyno - Najpierw żyj/popdróżuj, potem sobie zaprzątaj głowę pisaniem bloga - na to zawsze się czas znajdzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święta racja. Tak właśnie teraz sobie żyję. Najpierw życie, potem pisanie. Choć muszę przyznać, że pisanie to też fajna część mojego życia ;)
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Fantastyczna podróż! Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. Odkryłaś nowe miejsca pięknego kraju. Twoje wpisy zawsze są inspirujące, więc od Twojego natchnienia zależy, co opiszesz. Świetnie się z Tobą podróżuje.
    Życzę Ci więc kolejnych, radosnych wojaży po tym wspaniałym świecie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Te wszystkie piękne słowa, które mi tutaj ślecie, są dla mnie ogromną motywacją, żeby zwiedzać, żyć, pisać i się tymi wrażeniami z Wami dzielić.
      Pozdrawiam

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram