Dzień 14 - 15: Ryga
Po niezapomnianej estońskiej przygodzie, rozpoczynamy kolejny etap podróży; przenosimy się na Łotwę. Za pomocą autobusu teleportujemy się z Tallina do Rygi. Spędzamy piękny słoneczny dzień zamknięte w metalowej puszce na kółkach. Aby sobie umilić czas, oglądam na małym monitorku film, który już dawno chciałam zobaczyć, a teraz nadarzyła się ku temu idealna okazja. Podłączam słuchawki, włączam Sprzymierzonych i miałam zamiar się odprężyć, ale okazało się, że film był po francusku, więc troszkę musiałam się wysilić, żeby zrozumieć chociażby połowę. Taka oto była moja podróż do Rygi. Do miasta, które kilka lat wcześniej miałam okazję odwiedzić i wtedy nawet przez myśl mi nie przeszło, że jeszcze kiedyś tam wrócę...
Do łotewskiej stolicy docieramy późnym popołudniem. Z dworca autobusowego przetransportowujemy się na miejsce naszego zakwaterowania. Zostawiamy tylko bagaże i lecimy w poszukiwaniu jakiegoś fastfoodu. Na szczęście niedaleko był Hesburger, który prześladował nas już od pierwszych dni w Finlandii. Wchodzimy do środka a tam wszystko otaśmowane. Nie było żadnych stolików. Zamierzałyśmy usiąść i zjeść w środku. Jak się okazało, na pocovidowej Łotwie takie luksusy nie istnieją. Był to dla nas ogromny szok. Co prawda byłyśmy przygotowane na podróżowanie w trudnych pandemicznych jeszcze czasach, ale Finlandia i przede wszystkim Estonia sprawiały, że zupełnie zapomniałyśmy o tej chorej rzeczywistości. W tamtym momencie, żeby móc zjeść w restauracji obiad, czy nawet napić się kawy, trzeba było pokazać certyfikat szczepienia. Mniejsze lokale nawet szczepionym nie pozwalały na dłuższe przebywanie w środku. Zamówiłyśmy więc naszą skromną kolację i wróciłyśmy do mieszkania, w którym było okropnie zimno. Pomimo końcówki września i niskich temperatur na zewnątrz, ogrzewanie centralne wciąż jeszcze nie było włączone. To był już drugi szok tamtego dnia, jaki zafundowała nam Łotwa. Zapytałyśmy właściciela, czy jest jakaś szansa, żeby jednak włączyć to ogrzewanie, a ten nam dość szorstko odpowiedział, że przecież Łotwa jest krajem północy, więc powinnyśmy być przygotowane na zimę. Po tej wiadomości wszystkie trzy zaczęłyśmy się głośno śmiać. Do Łotwy przyjechałyśmy z północy i w Finlandii i w Estonii ogrzewanie działało bez zarzutów. Szczerze mówiąc, Łotwa nie przywitała nas najgoręcej.
Burger z frytkami był zjadliwy. Wreszcie nie musiałyśmy jeść kanapek ze serem. A gorąca czekolada, która okazała się zwyczajnym kakao, była miłym urozmaiceniem deseru. Wbrew pozorom, zachowałyśmy dobry humor i ja już nie mogłam się doczekać kolejnego dnia i powtórnego spotkania z Rygą. Chciałam się przekonać, jak bardzo miasto się zmieniło i czy takie powroty są dla mnie.
Następny dzień przeznaczyłyśmy w całości na spacer po stolicy. Z naszej trójki tylko ja już byłam w Rydze, więc pozwoliłam dziewczynom obrać trasę zwiedzania. Teoretycznie mogłabym być ich przewodniczką, ale tak szczerze mówiąc niewiele już pamiętałam...
Pomimo słonecznej pogody, było zimno, czyli tak jak za pierwszym razem, chociaż wtedy byłam w Rydze pod koniec grudnia. Na naszej trasie znalazło się kilka miejsc, których wcześniej nie widziałam lub które po prostu jeszcze nie istniały. Poza tym teraz było tam mniej ludzi i jakoś spokojniej podeszłam do podziwiania uroków łotewskiej stolicy. Nie mam zbyt wielu zdjęć, bo wydawało mi się, że to wszystko już widziałam i nie chciałam powielać kadrów. Nie mam też wielu nowych wspomnień, bo Ryga mnie nie zachwyciła; pozostaje dla mnie miastem neutralnym. Jeśli jednak kiedykolwiek się tam wybierzecie i zgłodniejecie, koniecznie wejdźcie do restauracji Lido. Jest to taka restauracja w formie bufetu. Wybieracie to na co macie ochotę, płacicie, siadacie w którymś z przytulnych kącików i zajadacie się smacznym jedzonkiem. Byłam tam za pierwszym razem. Byłam i teraz. I jeśli jeszcze kiedyś trafię do Rygi, również zjem obiad właśnie tam. Gdybyście mieli wątpliwości, nikt mi za tę reklamę nie płaci :)
Po rozgrzewającym obiadku wjechałyśmy jeszcze na punkt widokowy na miasto. Niestety wejście jest płatne. Niestety pogoda nam się popsuła. Niestety z góry Ryga jest jeszcze mniej ciekawa...
W tamtym momencie wciąż jeszcze byłyśmy pod wpływem uroku, jaki rzuciła na nas Estonia. W dodatku Łotwa nie przywitała nas zbyt miło, więc nie dziwcie się, proszę, że mam do Rygi taki niemrawy niezbyt przyjazny stosunek. Nie jest to moje miasto i nie będę się kryć po kątach z moją opinią. Mimo wszystko absolutnie nikomu nie odradzam wyjazdu do Rygi, bo może się okazać, że Wam się spodoba. Jesteśmy różni, świat też jest bardzo różnorodny, czyli innymi słowy, każdy znajdzie gdzieś coś dla siebie. Mnie rozkochała w sobie Estonia. Tobie może się spodobać Łotwa :)
Zawsze mi się wydawało, że jestem osobą względnie zorganizowaną i lubiącą porządek. Może wcale się nie pomyliłam i właśnie dlatego tak mnie uwiera, że zaczynam sobie tutaj przeplatać dwie różne podróże. Z drugiej strony wina w tym jest tylko moja, że zamiast siedzieć i pisać, wolałam czytać książki... Jeśli jeszcze ktoś tu jest takim perfekcjonistą jak ja i razi go, że tydzień temu opowiadałam o Porto, a dzisiaj wracam wspomnieniami do Rygi, to najmocniej przepraszam i mimo wszystko mam nadzieję, że jednak pozostaniesz tu ze mną. A jeśli zupełnie Wam to pomieszanie z poplątaniem nie przeszkadza, to bardzo się cieszę i mam nadzieję, że z przyjemnością dalej będziecie czytać te moje podróżnicze wywody.
Znalazłaś jednak wiele pięknych miejsc i urokliwych zakątków, więc nie jest źle. A to drzewo z "tysiącem" kolorowych budek dla ptaków wygląda niesamowicie! Mnie się Ryga podoba. I kiedyś tam zawitam.
OdpowiedzUsuńDzięki Julka za kolejny fajny spacer. I nie jest ważne, czy to Majorka, Porto czy Ryga, bo najważniejsze, aby podróżować, poznawać świat i przeżywać jego uroki. Choćby wirtualnie!
Wspaniałych więc wrażeń podróżniczych w kolejnym roku. Pozdrawiam:)))
Wiesz co, jak tak patrzę na te swoje zdjęcia, to muszę przyznać Ci rację, udało się znaleźć wiele pięknych miejsc. Mimo to, Ryga mnie nie zauroczyła :( Ale Tobie może się spodobać. Z Polski daleko nie mamy ;)
UsuńPozdrawiam
Ryga w Twoim obiektywie wygląda ładnie, masz oko do wchwytywania detali :) . Ja lubię mieć porządekna blogu i staram się opisywać miejsca według kolejności odwiedzonych miejsc. Jednak czasami taki przeskok z Porto do Rygi bywa ciekawym doświadczeniem. Życzę Ci , aby 2023 rok przyniósł mnóstwo nowych podróżniczych doświadczeń :) .
OdpowiedzUsuńGdyby nie to, że byłam tak rozentuzjazmowana Portugalią, pewnie najpierw dokończyłabym relację z Łotwy, no ale dość spore emocje zrobiły swoje i poległam w walce ze swoim perfekcjonizmem. Jednak teraz gdy już ochłonęłam po podróży, wracam do opowieści o Łotwie i potem już chronologicznie Portugalia. Mam nadzieję, że w międzyczasie nic mi nie zachwieje tej chronologii.
UsuńDziękuję za życzenia :)
Pozdrawiam
Piękna Ryga :)
OdpowiedzUsuńJulio, życzę Ci zdrowia oraz wszelkiej pomyślności w nadchodzącym 2023 roku:)
Dziękuję, Podróżniczko. I ze wzajemnością, wszystkiego co najlepsze!
UsuńJest na naszych planowanych szlakach, na ten rok - a co z tego wyjdzie? Zobaczymy!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żeby się udało ;)
UsuńDawno mnie tu u Ciebie nie było :) jestem pod wrażeniem tej Rygi i powoem Ci jeszcze przed świętami sprawdzałam bilety do Rygi. Gdzieś na IG mignęło mo super zdjęcie i mówię chyba czas odwiedzić sąsiadów :) po Towoim wpisie jeszcze bardziej sie o tym przekonałam że warto się tam wybrać :) dzięki za wspólną wycieczkę, wpisuje Łotwe na listę 2023 :)
OdpowiedzUsuńI koniecznie wpisz na tą listę Estonię! To jest dopiero piękny kraj.
Usuń