Dzień 18: najurokliwsze zakątki Łotwy
Jak człowiek ma zaspokojone potrzeby podstawowe, to świat wydaje się od razu piękniejszy. Wystarczyło, że przenocowałyśmy w ogrzewanym hotelu i Łotwa stała się nagle ładniejsza. Kolejny dzień na łotewskiej ziemi sprawił, że zaczęłam się przekonywać do tego kraju, choć do Estonii wciąż mu daleko. Kiedy zwiedzałyśmy Tallinn z przewodniczką, ta w swojej opowieści co i rusz wspominała o wyścigach między Łotwą i Estonią. W kategorii na ilość przepięknych miejsc, Estonia u mnie wygrywa. Nie znaczy to jednak, że Łotwa nie może się pochwalić perełkami. Dzisiaj właśnie trochę takich cudeniek Wam pokażę.
Jełgawa (Jelgava)
Na sam początek dnia jedziemy do centrum Jelgavy, czy też Jełgawy i poznajemy serce tego miasta. Jelgava była niegdyś stolicą Kurlandii pod wpływami Rzeczypospolitej i wciąż pozostaje jednym z ważniejszych miast na mapie Łotwy. Miasto zostało założone już w X wieku przez Krzyżaków, którzy wybudowali tam zamek Mitau. Od niego wzięła się też pierwotna nazwa osady - Mitawa, funkcjonująca aż do końca I wojny światowej.
Pałac Jelgava
Po średniowiecznym zamku pozostało już tylko wspomnienie. Pod koniec XVIII wieku został on wysadzony w powietrze przez ówczesnego księcia Kurlandii. Na jego miejscu wzniesiono barokowo-klasycystyczny pałac na zlecenie tego samego gościa Birona, który wybudował pałac w Rundāle. Obie rezydencje powstawały w tym samym momencie, jednak ta w Jełgawie była ważniejsza ze względu na jej położenie w stolicy księstwa. Z tego też powodu wiele elementów wyposażenia przeznaczonych pierwotnie dla wnętrz pałacu w Rundāle, zostało ostatecznie przeniesionych do Jelgavy.
Pałac służył wygnanemu z Francji Ludwikowi XVIII za tymczasową rezydencję. Wyjechał stamtąd w 1807 roku. Posiadłość przekwalifikowano wówczas na szpital. Został on poważnie uszkodzony podczas II wojny światowej. Część zewnętrzną zrekonstruowano. Natomiast wnętrza przygotowano pod siedzibę Łotewskiego Uniwersytetu Rolniczego, który działa tam po dzień dzisiejszy.
Rzeka Lielupe i wieża widokowa
Po wizycie na pałacowych błoniach wychodzimy nieco za miasto. Przechodzimy przez dość podłą dzielnicę, ale docieramy tamtędy na łono natury. W oddali widzimy drewnianą więżę widokową i to właśnie tam kierujemy nasze kroki. Okazało się, że nie tylko my miałyśmy pomysł, aby tam pójść, ale również zebrały się tam całe zastępy przedszkolaków. Na szczęście mieli akurat przerwę śniadaniową u podnóża wieży, więc wykorzystałyśmy moment ich nieuwagi i szybko wbiegłyśmy na szczyt.
Widoki były raczej monotonne. Na dodatek na takim pustkowi wiatr mógł szaleć do woli i szybko nas wygonił z najwyższej platformy widokowej na niższe piętra wieży. A potem przedszkolaki zaczęły wchodzić, więc my się ewakuowałyśmy. Nasz pomysł zjedzenia drugiego śniadania na wieży spełzł na niczym.
Dzwonnica Kościoła Świętej Trójcy
Wracamy do centrum Jelgavy. Idziemy pod strzelistą wieżę, która znacznie wyróżnia się na tle innych budynków. Jest to pozostałość po protestanckim kościele Trójcy Świętej. Był to jeden z pierwszych luterańskich kościołów w Europie. Został doszczętnie zniszczony podczas II wojny światowej. Ostała się tylko dzwonnica, którą w 2010 wyremontowano i w jej wnętrzu utworzono, poza punktem informacji turystycznej, wystawę poświęconą prezydentom Łotwy. Natomiast w sąsiedztwie wieży ustawiono pomnik upamiętniający postać pierwszego prezydenta kraju - Jānisa Čakste.
Katedra NMP
Na turystycznej mapie Jelgavy w oczy rzuca się również ceglana katedra p.w. Najświętszej Maryi Panny. Reprezentuje styl neoklasycystyczny. Jest monumentalna. Ale co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło, to brak przepychu w jej wnętrzu. Było tam jasno i skromnie.
Sobór św. Symeona i św. Anny
Natomiast już na zakończenie naszego spaceru po mieście, odwiedzamy jeszcze jeden z najważniejszych kościołów prawosławnych na Łotwie, czyli sobór w Jelgavie. Świątynia została wybudowana na fundamentach XVIII-wiecznej cerkwi. Z zewnątrz imponuje śnieżnobiałą fasadą kontrastująca z niebieskimi kopułami. W środku natomiast akurat trwały jakieś prace remontowe i spora część była po prostu niedostępna dla zwiedzających, ale jestem pewna, że byłoby tam na czym oko zawiesić.
Dobele
Opuszczamy Jałgawę i jedziemy na podbój kolejnego łotewskiego zamku, tym razem w miasteczku Dobele. Mieścina ta pojawiła się na mapach Europy w XIII wieku jako niewielka drewniana osada Bałtów. Dopiero budowa kamiennego zamku sprawiła, że Dobele zaczęło się rozwijać. Jednak długo trwało zanim stało się prawowitym miastem, gdyż prawa miejskie nabyło w 1917 roku. Gdyby nie zamek, a właściwie jego ruiny, miasto nie wyróżniałoby się niczym szczególnym i prawdopodobnie nie przyciągałoby tylu turystów.
Zamek Dobele
Oczywiście na sam początek idziemy zobaczyć ten osławiony zamek. Powstał on na zgliszczach dawnego grodu Bałtów. Wielu próbowało podbić te tereny, ale gród był strategicznie dobrze usytuowany i nikomu się nie udało go zdobyć. Dopiero kiepska sytuacja ekonomiczna plemienia zmusiła ich do opuszczenia osady. Z czasem tereny te trafiły w ręce Krzyżaków, a ci wybudowali tam ogromny kamienny zamek, który stał się siedzibą komtura.
XIV-wieczna twierdza była wielokrotnie atakowana, ale podobnie jak wcześniejsza osada Bałtów, za panowania Krzyżaków było to miejsce nie do zdobycia. Dopiero w późniejszych latach, brak nowych technologii obronnych na zamku, sprawił, że stał się łatwiejszym łupem dla najeźdźców i po opuszczeniu zamku przez ostatniego komtura w 1566 roku, twierdza przechodziła z rąk do rąk. Kolejne ataki na nią skutkowały licznymi zniszczeniami i plądrowaniem. A gdy ostatni zarządca zamku ostatecznie go opuścił w 1730 roku, mieszkańcy Dobele wykorzystali dawną krzyżacką twierdzę jako źródło materiałów budowlanych. Mamy szczęście, że chociaż kilka murów się ostało. Tworzą one tajemniczą aurę na dawnym wzgórzu zamkowym. Ze świetności krzyżackiej architektury pozostała tylko kupa gruzu, ale za to jaka malownicza kupa. Usytuowana nad samą rzeką. Nie tylko spacer po terenie zamku okazał się przyjemny, ale również widok na ruiny z drugiego brzegu rzeki pobudził moją wyobraźnię.
Skoro już byłyśmy w Dobele, żeby zobaczyć ruiny zamku, to skorzystałyśmy z okazji i odwiedziłyśmy też centrum miasta. I powiem Wam, że jest to całkiem przyjemna mieścina. Takie normalne miasteczko, gdzie można zaobserwować zwyczajne życie Łotyszy.
Mają tam ładny zadbany rynek z fontannami. Wokół niego stare zabudowania, aczkolwiek już nie tak zadbane jak sam plac, dzięki czemu sprawiały wrażenie naturalnych. Zeszłyśmy też do parku nad rzeką, skąd rozpościera się widok na malownicze ruiny. Niestety przez to, że było to takie malutkie zwyczajne miasteczko, nie udało nam się znaleźć żadnej gospody, żeby zjeść tam obiad. Pewnie tylko lokalsi wiedzą gdzie szukać. Na rynku było akurat wszystko pozamykane.
Kuldiga
Następnym punktem na naszej trasie zwiedzania jest Kuldiga. Pojechałyśmy tam głównie po to, żeby zobaczyć wodospad, ale koniec końców odwiedziłyśmy też miasteczko, które mnie sobą zachwyciło.
Wodospad Ventas
Samochód zostawiamy na parkingu na samym wjeździe do miasta. O dziwo, zupełnie za darmo i w genialnej lokalizacji. Nad wodospad mamy rzut beretem. Wystarczy przejść przez ulicę i zrobić jeszcze kilka kroków i możemy niemalże dotknąć spływającą kaskadą wodę na rzece Venta. Pogodę miałyśmy pochmurną, podłoże było mokre i śliskie, a bliżej wodospadu błotniste. Nie przeszkodziło to jednak, by naprawdę doświadczyć piękna tego miejsca. Nawet dość spora grupa innych turystów nie odebrała temu miejscu uroku. Oczywiście wodospad można też zobaczyć z kamiennego mostu przecinającego rzekę, ale moim zdaniem warto podejść bliżej. Tym bardziej, że z tej perspektywy sam most prezentuje się wspaniale.
Ceglany most i starówka
Most łączący dwa brzegi rzeki Venta został wybudowany w 1874 roku i cieszy oko do dzisiaj. Poza tym wciąż spełnia swoje dawne funkcje i jest głównym wjazdem do miasteczka. Jest trzecim najdłuższym mostem w Europie, mierzy 165 metrów. W ubiegłym stuleciu został na nim wylany asfalt ułatwiając tym samym ruch zmotoryzowanych. Całkiem niedawno został też kompletnie odremontowany, a więc wszystko wskazuje na to, że jeszcze przez długie lata będzie Łotyszom służył.
Na moście poważnie się zastanawiałyśmy, czy chcemy zobaczyć miasto, czy tylko się przejdziemy na drugi brzeg rzeki i z powrotem, gdyż trochę nas postraszyło deszczem, a jakoś nie miałyśmy ochoty moknąć. Zaryzykowałyśmy więc i było warto, gdyż Kuldiga okazała się bardzo klimatycznym miasteczkiem. Mnóstwo brukowanych uliczek. Kanały. Kamienne mosty. Stare budownictwo. Drewniane domy. Kwiaty wszędzie. Byłam zachwycona. I przede wszystkim wcale się nie rozpadało.
Tym razem zamiast pisać, zostawiam Was ze zdjęciami. Te widoki chyba mówią same za siebie.
Zamek Ēdole
Na zakończenie dnia miałyśmy w planie jeszcze jeden zamko-pałacyk. Bez problemu znalazłyśmy go na mapie. Był tam duży parking, gdzie chwilę przeczekałyśmy największy deszcz, bo koniec końców jednak się rozpadało. W międzyczasie zaczęłyśmy się zastanawiać, gdzie jest wejście, gdyż brama, przed którą stałyśmy, była zamknięta i teoretycznie dałoby się ją obejść, bo nie było żadnego płotu, ale niestety graniczyła z dość stromą skarpą, więc postanowiłyśmy nie ryzykować i gdy deszcz nieco zelżał poszłyśmy do wejścia naokoło. I wiecie, co się okazało na miejscu? Że zamek jest zamknięty na cztery spusty. I wtedy znowu zaczęło lać. Schroniłyśmy się w bramie i śmiałyśmy się z naszego (nie)szczęścia.
W strugach deszczu biegłyśmy do samochodu, który czekał na nas na parkingu po drugiej stronie zamku. I stamtąd jechałyśmy już na nocleg. Dalsze zwiedzanie w takiej ulewie nie miało najmniejszego sensu. Deszcz w podróży nie jest aż tak wielkim problemem. Natomiast ulewa już tak.
Piękne miejsca, bardzo malownicze, klimatyczne i zadbane. I wszędzie czyściutko! Przynajmniej na zdjęciach. Ten wpis to fantastyczny przejazd po historii tego rejonu. Bardzo ciekawego rejonu. Pięknie Julka:)))
OdpowiedzUsuńW rzeczywistości też czyściutko, a przynajmniej w większości miejsc. Wiadomo, wszędzie zdarzają się mniej fajne dzielnice :D
UsuńDziękuję za tak miłe słowa i pozdrawiam cieplutko :)
Julcia, uwielbiam Twoje opowieści z podróży. Mam wrażenie że jestem z Tobą w Twojej podróży :) miejsca te w kolorach jesieni wyglądają obłednie. Moje oczy przykuła cerkiew, bardzo podobne wid9zalm u nas na Podlasiu, jest ich tam bardzo dużo I polecam Ci ten kierunek jak jesteś w kraju :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło. Zawsze chciałam tak pisać, żeby moje słowa przenosiły innych do tych wszystkich odwiedzanych przeze mnie miejsc. Cieszę się niezmiernie, że mi się to udaje.
UsuńNo a w Polsce wciąż czeka na mnie jeszcze wiele miejsc do odkrycia. Na Podlasiu nigdy jeszcze nie byłam. Och, jest tyle zakątków do odwiedzenia, że ja nie wiem, kiedy znajdę na to wszystko czas :)
Pozdrawiam
Z pewnością niedoceniana turystycznie Łotwa może zaskoczyć. Piękne, urokliwe zakątki, w których zdecydowanie można się zakochać. Świetny przewodnik, dzięki któremu na pewno nie pominiemy żadnej z atrakcji!
OdpowiedzUsuńWarto schodzić z tych utartych szlaków i od czasu do czasu wybrać taki mniej popularny kierunek, bo okazuje się, że miejsca nieodkryte potrafią na nas wywrzeć znacznie większe i pozytywne wrażenie, niż te, które widzieliśmy już tysiące razy na zdjęciach.
UsuńPozdrawiam