Podsumowanie roku 2022

I ponownie nadszedł moment podsumowań i noworocznych postanowień. Mam wrażenie, że z każdym rokiem, te 12 miesięcy upływa coraz szybciej. Ale z drugiej strony nie ma się czemu dziwić, skoro było tyle różnych niezwykłych przeżyć, które nie pozwalały mi się nudzić. To był dla mnie niesamowity rok. Rok kolejnych spełnionych marzeń. Rok wielu zmian. Rok pełen radości. Niemniej, jak to w życiu bywa, były i trudne chwile. Są one jednak potrzebne, żebyśmy mogli docenić te piękne momenty. Nie przedłużając już więcej, sprawdźmy, co się u mnie działo w 2022 roku. 

Oczywiście przed przystąpieniem do pisania, przeczytałam sobie zeszłoroczne podsumowanie i powiem Wam, że 2022 znacznie się różni od 2021. Wtedy byłam przygnieciona trudami życia, było mnóstwo ciężkich chwil. Natomiast teraz emanuje ze mnie niesamowity entuzjazm i optymizm, bo przecież tyle się działo i było tak pięknie... Każdy rok jest inny. Każdy rok jest też na swój sposób piękny. 

Na blogu niewiele się zmieniło. Starałam się pisać w miarę regularnie i wyszło z tego 25 opublikowanych postów, czyli dość słabo w porównaniu z ubiegłymi laty. Ale zafundowałam sobie też dość długie przerwy blogowe, które są równoznaczne z intensywnym i barwnym życiem pozawirtualnym. Pod postami pojawiło się 348 komentarzy. Jestem Wam niezmiernie wdzięczna za każde Wasze miłe słowa oraz obiektywne opinie. Gdybym miała świadomość, że nikt mnie nie czyta, chyba już dawno bym odpuściła. Największe emocje wywołała w Was relacja z portu Cala Figuera, gdzie pojawiło się najwięcej komentarzy. Do najczęściej czytanych postów zalicza się relacja z Tallina - miasta, które mnie w sobie rozkochało, a także wycieczka rowerowa szlakiem kwitnących migdałowców na Majorce. Natomiast wcale mnie nie dziwi, że najmniej wyświetleń zebrał ostatni artykuł o łotewskich zamkach, gdyż pojawił się dopiero kilka dni temu, więc kto jeszcze nie czytał, niech zajrzy. 

Co działo się w 2022 roku?

Styczeń

Przełom 2021 i 2022 nie był dla mnie zbyt radosny, ale przynajmniej zima dopisała, więc początek stycznia wykorzystałam na spacery z aparatem. Mniej więcej w połowie miesiąca poleciałam do Hiszpanii i nie obyło się bez przygód, o czym pisałam Wam tutaj. Wróciłam na Majorkę i zamieszkałam w najbardziej majorkańskim miasteczku na całej wyspie. Zaczęłam żyć na własną rękę. Najtrudniejsze były dla mnie zakupy spożywcze i gotowanie. Ileż czasu spędziłam nad wymyślaniem, co bym mogła zjeść i co jednocześnie nie wymagałoby ode mnie godzin spędzonych w kuchni... Wyżywienie to zdecydowanie najtrudniejsza płaszczyzna dorosłego życia :D 

W wolnych chwilach dużo chodziłam po majorkańskiej wsi. Ponownie zakochałam się w Majorce. Starałam się też pisać i jednym z pierwszych postów w 2022 roku była relacja z niesamowitego Tallina. Ponadto ukończyłam kurs online na rezydenta biura podróży, co później zaowocowało nową pracą. 

Z nowości, które również w jakimś stopniu zmieniły moje życie, to prezent w formie rocznego abonamentu Legimi. Dzięki niemu zaczęłam się przekonywać do audiobooków. Do ebooków wciąż nie pałam zbytnią sympatią, natomiast książki mówione teraz już bardzo często umilają mi prozaiczne czynności, np. sprzątanie czy prasowanie. Pierwszym audiobookiem jaki wysłuchałam była głośna książka Gdzie śpiewają raki. Wspominam o tym, bo uważam, że jest to świetna lektura i jeśli ktoś jeszcze nie czytał, to gorąco polecam. 

Luty

W lutym na Majorce zaczęła się wiosna. Zakwitły migdałowce a ja nie mogłam się im oprzeć i co chwilę byłam albo na spacerze albo na rowerze i eksplorowałam majorkańską wieś, która totalnie skradła moje serce. Na walentynki nawet napisałam specjalny post o mojej relacji z wyspą. Jednak większość czasu, zamiast przed komputerem, spędzałam na świeżym powietrzu zażywając słonecznych kąpieli. Wsłuchiwałam się w ciszę płynącą z natury. Gadałam z owieczkami. I ciągle w kółko fotografowałam żałując niemiłosiernie, że nie miałam ze sobą aparatu i musiałam się zadowolić tym w telefonie.

Marzec

Kalendarzowa wiosna coraz bliżej a pogoda na Majorce zaczęła się buntować. Był to już kolejny z rzędu marzec, który określiłabym mianem deszczowego i ponurego. Smutno zrobiło się również w moim życiu. Kolejny miesiąc a ja wciąż stałam w tym samym miejscu. Powiem Wam, że zwątpiłam, naprawdę zwątpiłam, że uda mi się ruszyć do przodu. Od niechcenia wysyłałam CV, miałam kilka rozmów kwalifikacyjnych, ale na tym się kończyło. W pewnym momencie, gdy wszyscy naokoło mówią Ci pośrednio lub bezpośrednio, że znaleźli kogoś lepszego, deprymujesz się kompletnie. CV do Rainbow wysłałam bardziej z przyzwyczajenia, bez jakichkolwiek nadziei. Zaproszenie na rozmowę przyjęłam ze spokojem i ponownie bez jakichkolwiek nadziei, więc nieco się zaskoczyłam, gdy okazało się, że przeszłam do kolejnego etapu rekrutacji. Po następnej rozmowie już niemalże miałam pracę, z tym że wiązałoby się to z przeprowadzką do Turcji! Miałam mieszane uczucia. Swoje podanie wysłałam z myślą o pracy w Hiszpanii, a zaproponowano mi Turcję. Już sobie zaczęłam wyobrażać, jak to będzie, pół roku w kraju, o którym nic nie wiem. Na myśl o tym ściskało mnie w żołądku, bo nie tak to sobie zaplanowałam. Ale wiadomo, my swoje, a życie swoje. I wtedy 25 marca zadzwonił do mnie jakiś hiszpański numer...

Los się do mnie uśmiechnął. Była to szefowa rezydentów na Majorce. Chciała mi zaproponować współpracę. Pogadałyśmy sobie trochę. Powiedziała, że właściwie to już jestem jedną nogą w Turcji, a ona też już kogoś wstępnie miała, ale ktoś dał jej cynk, że wśród wszystkich CV było jedno od dziewczyny zakochanej w Majorce i postanowiła ze mną porozmawiać. Na koniec tej rozmowy zapytała, czy nie chciałabym spędzić sezonu na Majorce, a ja, niewiele się zastanawiając, od razu powiedziałam TAK. Skakałam z radości jak głupia. Zdawałam sobie sprawę, jak trudna i wymagająca będzie to praca, ale jednocześnie byłam niesamowicie szczęśliwa, że zostanę na Majorce i wreszcie ktoś dał mi szansę. 

Pod koniec miesiąca opuszczałam Majorkę ze smutkiem i radością jednocześnie.

Kwiecień

Ten miesiąc wbrew wszelkim pozorom był dość intensywny. Nadrabiałam zaległości w Polsce na płaszczyźnie towarzyskiej. Były przygotowania do świąt. Przechodziłam intensywne szkolenie dla rezydentów; pięć dni od 9:00 do 17:00 przed komputerem, mój mózg parował. Trzeba było zaplanować przeprowadzkę. Przygotować dokumentację związaną z nową pracą. Ponadto zabraliśmy Babcię na wycieczkę z okazji jej urodzin. A w międzyczasie udało mi się też napisać dwa posty na bloga ze wspomnieniami z Estonii. Działo się dużo.

Maj

Pierwszego dnia miesiąca jadę na drugi koniec Polski, żeby stamtąd polecieć na Majorkę i zacząć nową pracę. Lotnisko w Katowicach jest słabo zorganizowane jak na mój gust. Byłam na miejscu na kilka godzin przed wylotem i o mało się nie spóźniłam, bo kolejki do kontroli bezpieczeństwa ciągnęły się kilometrami... Ponadto na Majorce odebrałam walizkę i okazało się, że ta była uszkodzona. No niezły początek. Na szczęście reklamacja walizki poszła naprawdę sprawnie i dostałam nową. Szkoda tylko, że wysyłka nowej walizki była możliwa tylko na terenie Polski, więc koniec końców do kraju musiałam potem i tak wrócić z tą rozwaloną...

Odebrałam samochód służbowy i pojechałam do hotelu, w którym miałam zamieszkać. A na miejscu okazało się, że recepcja nic nie wiedziała o moi przyjeździe. Na szczęście pomimo późnej pory dyrektor wciąż jeszcze był w hotelu i wiedział o sprawie, więc już bez większych ceregieli udało mi się zakwaterować. A potem zaczęła się harówka. 

Praca w turystyce ma takie plusy, że niekiedy i pracownik może się poczuć jak turysta. Dzięki temu wzięłam udział np. w wycieczce objazdowej po Majorce i już po raz kolejny odwiedziłam Valldemossę, czyli niezwykle urokliwe miasteczko w sercu Tramuntany.

Poza tym na Majorce odwiedziła mnie moja koleżanka i była to okazja do kolejnych wycieczek po wyspie. Razem odkrywałyśmy najurokliwsze zakątki Majorki. Dotarłyśmy do romantycznych ogrodów przy posiadłości Alfabia, wędrowałyśmy po górach i mniejszych pagórkach w południowych częściach wyspy. Wreszcie też pojechałam do jednego z najczęściej fotografowanych portów na Majorce czyli do Cala Figuera. 

Działo się tyle, że w maju na blogu pojawił się zaledwie jeden post - z recenzją książki o Norwegii

Czerwiec

Chciałabym Wam tutaj napisać ile pięknych miejsc na Majorce odkryłam, co fajnego zobaczyłam, ale prawda jest taka, że praca doszczętnie mnie pochłonęła. Miałam naprawdę niewiele czasu na własne przyjemności. W czerwcu nie zrobiłam praktycznie żadnych zdjęć. Nie odwiedziłam żadnego nowego zakątka. Natomiast przeczytałam, albo raczej przesłuchałam, sporo książek. I udało mi się opublikować na blogu relacje z dwóch majowych wycieczek do Alfabii i Cala Figuera

Lipiec

Sezon w pełni, więc nikogo nie powinno dziwić, że całkowicie zarzuciłam jakiekolwiek wojaże. I to nie było dobre ani zdrowe. Przekonałam się o tym, gdy znajomi zaprosili mnie na rejs jachtem. Szczęśliwie miałam wtedy dzień wolny. Wyłączyłam telefon i pojechałam do mojej ukochanej Alcudii i spędziłam cały dzień na wodzie z dala od wszelkich problemów. Nawet sobie nie wyobrażacie jak bardzo wtedy odpoczęłam. A muszę się przyznać, że nie jestem wielką fanką jednostek pływających. Jednak właśnie takiego oderwania od dnia codziennego było mi trzeba. Potem wszystko jakoś lżej mi szło.

O tym, że tamten lipiec był trudny, przypomina mi nawet blog. To był chyba pierwszy taki miesiąc w historii bloga, że nie opublikowałam ani jednego wpisu. Nie byłabym o to na siebie zła, gdyby stało się to za sprawą barwnego życia, czy też długiej podróży, ale ja wtedy całkowicie oddałam się pracy. I powtórzę to jeszcze raz, żebym sobie zapamiętała do końca życia, to nie było dobre dla mojego zdrowia psychicznego. 

Sierpień

Nie mam co ukrywać, sierpień był najgorętszym miesiącem. Moja szefowa powtarzała, że jak uda mi się przetrwać sierpień jako rezydent, to wszystko uda mi się przetrwać. Coś w tym faktycznie jest. To był trudny zawodowo miesiąc, ale przebrnęłam i zapomniałam.

Po lipcowej nauczce, częściej zaczęłam aktywnie korzystać z każdej wolnej chwili. Jednak jak to w sierpniu na Majorce bywa, jest ciepło, a nawet gorąco, więc o górskich wędrówkach nie było co marzyć. Zadowalałam się natomiast krótkimi spacerami po okolicy i tym samym dotarłam do kolejnego samotnego kościółka na mapie Majorki czyli do sanktuarium de la Consolació.

Przypomniałam sobie także o blogu i niedokończonej relacji z wyprawy do Estonii, więc po godzinach siadywałam sobie do komputera i coś tam pisałam. Udało się wówczas opublikować wspomnienie z naszego 9. dnia podróży i dalszych estońskich zachwytów.

Wrzesień

Kolejny miesiąc, który niczym szczególnym się nie wyróżnił. Starałam się zachować zdrową równowagę pomiędzy pracą a odpoczynkiem. Udało mi się spędzić kilka chwil na nicnierobieniu, na plaży, z książką, na spacerze.

Dużo chętniej też siadałam do pisania, co poskutkowało kontynuacją relacji z Estonii. Było o różnorodności tego kraju a także ich największych nadmorskim kurorcie w Parnu.

Październik

Początek października był jednocześnie końcówką sezonu. Był to czas intensywnej pracy biurowej. Mnóstwo nerwów, godziny spędzone przed komputerem i nad tabelkami. A w tym wszystkim musiałam zacząć się pakować. Udało się zdążyć ze wszystkim na czas. 9 sierpnia przyleciałam do Polski z walizką wypchaną majorkańskimi smakołykami i rozpoczęłam swój urlop. Przywitała mnie piękna złota jesień. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszej aury na ten mój odpoczynek na wsi.

Co więcej w październiku radykalnie ścięłam włosy i oddałam je do fundacji. 

A pod koniec miesiąca poleciałam do Portugalii. Natomiast jeszcze przed wyjazdem udało mi się na blogu dokończyć relacje z Estonii. Było o wyspie, która mnie sobą zauroczyła i pożegnanie z tym niezwykłym krajem. Wciąż nie mogę się nadziwić jak tam było pięknie. Zazdroszczę sama sobie, że tam byłam i mogłam to wszystko zobaczyć na własne oczy. Ile razy nadarzy się okazja, będę powtarzać, żebyście i Wy pojechali do Estonii. Jestem pewna, że się nie zawiedziecie.

Listopad

Na blogu cisza. Znikłam z blogowego świata. Byłam za to w prawdziwym świecie. Ile widziałam, ile doświadczyłam to tylko ja wiem. 

Listopad to czas mojej podróży po Półwyspie Iberyjskim. Jeszcze w październiku dotarłam do Porto w Portugalii, którą przez miesiąc prawie cały objeżdżałyśmy wzdłuż i wszerz. Była dolina rzeki Douro, były atrakcje archeologiczne, urokliwe miasteczka poza utartymi szlakami. Była też walka z kapryśną pogodą. Zdobywanie najwyższych szczytów. Pierwsze spotkanie z oceanem. Nowe znajomości. Nowe smaki. Rozkoszowanie się chwilą. 

Z Portugalii pojechałam do Hiszpanii. To było niemalże jak powrót do domu. Los zmusił mnie, żebym wreszcie zobaczyła Madryt, do którego byłam uprzedzona. Zupełnie niesłusznie jak się potem okazało. Był też powrót po latach do Barcelony i kolejne spotkanie z Gaudim. A potem fru do Polski na zasłużony wypoczynek po wypoczynku psychicznym w podróży. 

Absolutnie nie da się ładnie streścić tego wszystkiego, co zafundował mi listopad. A mówi się, że to taki wrzód na dwunastnicy roku. Dla mnie tegoroczny listopad był niezapomniany, obfity w wiele przepięknych chwil. Również po powrocie do Polski. 

Grudzień

Ostatni miesiąc roku był spokojny i domowy. Dużo sprzątałam i prasowałam, bo po prostu lubię. Wieczory spędzałam pod kocykiem z książką i zimową herbatką w kubku w gwiazdki. W domu roztaczał się zapach goździków i cynamonu, grzanego wina i pierniczków i kruchych ciasteczek, których tradycyjnie na święta zabraknąć nie mogło. Za oknem aura była raczej ponura, ale ja wciąż jeszcze emanowałam euforią, którą się zachłysnęłam podczas podróży.

Był też moment, że poważanie zastanawiałam się nad jakąś krótką wycieczką albo do Berlina albo do Pragi. Miałam już nawet obcykane połączenia i noclegi. Ale zrezygnowałam. Grudzień chciałam spędzić spokojnie, bez pośpiechu i bez mocnych wrażeń. Zwyczajnie, może nawet trochę nudno. Tym bardziej, że kolejny rok zapowiada się na naprawdę intensywny. 

Duża ilość wolnego czasu i moje postanowienie życia bez pośpiechu zaowocowało aż pięcioma nowymi wpisami na blogu. Z wielką radością musiałam się z Wami podzielić moimi ostatnimi wojażami, dlatego przerwałam na chwilę serię wpisów z wyprawy po Estonii, na rzecz Porto. Potem jednak wróciłam na Łotwę i na razie tam zostaniemy, a potem zabiorę Was z powrotem do jednego z lepszych miesięcy w 2022 roku, czyli do listopadowej podróży po Półwyspie Iberyjskim.

Taki oto był mój 2022 rok.

Zawsze starałam się publikować podsumowanie 1 stycznia, ale tym razem końcówka grudnia w social mediach mnie przytłoczyła ilością różnorakich podsumowań, tym samozwańczym konkursem na najdalsze podróże, wielkie sukcesy itp. itd., że odechciało mi się nawet w myślach spojrzeć na mój własny 2022 rok. Z tego też względu tym razem zupełnie sobie odpuściłam podsumowania na instagramie i zostawiam je tylko tutaj, dla mnie i dla tych, którzy mają chęć tu zajrzeć. Nie chcę z tymi moimi sukcesami, pięknymi dnami i trudniejszymi chwilami wyskakiwać wszystkim z lodówki. Nie oczekuję nawet, że ktokolwiek tutaj przyjdzie i to przeczyta. Ale tradycji musiało stać się zadość, więc podsumowanie jest. Nie po to, żeby się chwalić, ale po to, żebym sama doceniła swoje życie i zobaczyła jakie ono jest piękne. Jestem z siebie dumna, że udało mi się tyle osiągnąć. Jestem niezmiernie wdzięczna moim rodzicom, którzy z trudem znoszą rozłąki ze mną na tak długi czas, ale którzy też we mnie wierzą i wspierają we wszystkich planach, marzeniach i postanowieniach, którzy pozwalają mi być szczęśliwą. Dziękuję Wam, moim czytelnikom, że tutaj ze mną jesteście i wracacie nawet po tych dłuższych przerwach i zawsze uraczycie mnie jakimś miłym słowem. To dużo dla mnie znaczy, że komuś chce się mnie czytać i porozmawiać. 

Życzę sobie i Wam, żeby ten kolejny rok był przynajmniej tak dobry jak 2022, żebyśmy się zanadto nie porównywali do innych, tylko szli własną drogą, taką, która nas uszczęśliwia. Obyśmy potrafili doceniać każdy dzień, bo nawet te gorsze mają nam coś do przekazania. Szczęśliwego Nowego Roku.

I jeszcze na koniec taki apel ode mnie do Was: nie róbcie postanowień, które i tak zarzucicie po kilku dniach. Żyjcie tak, żeby było Wam po prostu dobrze. Nic na siłę. Nic na pokaz. 

Komentarze

  1. Ślicznie wyglądasz na tym zdjęciu! Nie obraź się, ale chyba znalazłam swojego faworyta wśród wszystkich opublikowanych na tym blogu zdjęć :), chociaż wszystkie są cudne.
    Julka, miałaś wspaniały rok chociaż wyobrażam sobie, że lato było ciężkie. Pracuję w hotelu i dla mnie to też jest najgorszy i najcięższy zawodowo czas, kilka razy zdarzyło mi się rzucić telefonem albo puścić pod nosem wiązankę soczystych przekleńst a ja nigdy nie przeklinam.
    Nie dało się nie zauważyć, że podróżniczo się rozszalałaś i wskoczyłaś w tym poznawaniu świata na wyższy poziom. Twoja nieobecność na blogu to był dla mnie znak, że dzieją się fajne rzeczy, na których opisanie jeszcze przyjdzie czas. Ja póki co tkwię w świąteczno-noworocznej przytulnej bańce i dobrze mi tutaj i miło. Wypadałoby by tak jak Ty podsumować miniony rok ale jakoś teraz jak patrzę wstecz to mam wrażenie, że nic się nie wydarzyło :). Może jak ta bańka pęknie to przejrzę na oczy.
    Pocieszę Cię, że dla mnie gotowanie nie ale zakupy spożywcze to najgorszy obowiązek dorosłego, samodzielnego życia, nie cierpię tego jak nie wiem co. A najlepsze jest to, że jeść uwielbiam :). Na szczęście Niemąż nie widzi problemu w robieniu zakupów i wychodzi Mu to świetnie, w dodatku wie, że ja tego nie lubię i w ogóle Mu to nie przeszkadza. I jeszcze z tego co już kupi w markecie potrafi przyrządzić cuda. Moje ulubione potrawy to są te przyrządzone przez Niego. Ja też lubię gotować chociaż nie zawsze mam czas, no i oczywiście gotuję jeśli ktoś mi dostarczy niezbędne produkty :).
    Kochana, nie ustawaj w spełnianiu marzeń, trzymam za Ciebie kciuki. Jestem przekonana, że w tym roku też niejednokrotnie mnie zaskoczysz i podróżniczo zachwycisz. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku, niech to będzie niezapomniany czas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego miałabym się obrazić? Bałabym się, żebym raczej nie popadła w jakiś samozachwyt :D A tak serio, to naprawdę mi miło czytać takie słowa, bo niełatwo jest mi pokazywać swoją gębę na forum, a już tym bardziej gdy jest to autoportret.

      Jak sobie na spokojnie przejrzysz miesiąc po miesiącu, to okaże się, że wydarzyło się mnóstwo fajnych rzeczy. Mnie też się na początku wydawało, że nic takiego w tym moim 2022 się nie wydarzyło, bo większość czasu przepracowałam albo praktykowałam nicnierobienie, a jednak uzbierało się tego całkiem sporo. Najważniejsze to zauważać również te małe rzeczy.

      Ja nie lubię ani zakupów ani gotowania, a z jedzeniem różnie bywa; jem bo muszę, bo ciągle w kółko jestem głodna, ale nie sprawia mi to jakiejś wielkiej przyjemności. Ciesz się, że masz takiego towarzysza życia, z którym się wzajemnie uzupełniacie. Czyż to nie jest dobry powód, żeby określić tamten rok mianem wspaniałego? Spędziłaś go z człowiekiem, który Cię wyręcza z czynności, których nie lubisz :D I na pewno znajdzie się w Niemężu więcej przymiotów, które sprawiają, że chce Ci się codziennie wstawać z łóżka. Jestem pewna, że i Twój rok był wspaniały.

      Dziękuję za te piękne słowa i życzenia. Niech się spełnia. Ściskam :)

      Usuń
    2. Mo. zostawiła Ci przesympatyczny komentarz, do którego pozwolę się podpiąć, bo mnie również bardzo spodobało się ro zdjęcie i sprawiło, że przy nim zatrzymałam się na dłużej.

      Ciężki, ale jednocześnie wspaniały rok miałaś, i co najważniejsze - wyciągnęłaś z niego odpowiednie wnioski. Równowaga między pracą a życiem prywatnym jest ogromnie ważna.

      Usuń
    3. Dziękuję Taita.
      Równowaga i to, żebyśmy się po prostu czuli dobrze ;)

      Usuń
  2. Julka, przepiękne podsumowanie roku! Piękne zdjęcia! I tyle zwykłych i niezwykłych rzeczy się wydarzyło. Życie naprawdę może być cudne, jeśli się je kocha i o nie dba. Wiem coś o tym po tylu przeżytych latach.
    Monika ma rację, zdjęcie radosnej dziewczyny z kieliszkiem wina przy choince jest wspaniałe!
    Bądź tak szczęśliwa i radosna przez cały rok, dbaj o siebie, wtedy pojawiające się problemy też łatwiej pokonać! Najlepszego na cały rok:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Ula. Zgadzam się z Tobą w 100%, życie jest cudowne, tylko trzeba potrafić to dostrzec.
      Wszystkiego dobrego. Ściskam :)

      Usuń
  3. Piękne podsumowanie podróży, zdjęcia do pozazdroszczenia. Dziękuję, że mogłam zobaczyć te cudne krajobrazy. A Ty przy choince? Radosna młodość :) Serdecznie Cię pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja dziękuję, że tu wpadasz, czytasz i dobrze się bawisz ;)
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Julcia wszystkiego dobrego w Nowym Roku 2023 wspaniałych podróży, spełnienia marzeń, uśmiechu na twardy i sił na to wszystko :).
    Pięknie miałaś Roku i oby każdy taki był a nawet lepszy :)
    Fajnie się czytało i Twoich sukcesach i radości :).lubię takie posty i takie wiadomości...
    Piękna z Ciebie dziewczyną i ślicznie wyszłaś na zdjęciu u ja poproszę o więcej takich zdjęciu w tym Nowym Roku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Aniu. Jestem pewna, że i ten rok będzie piękny. Grunt to pozytywne nastawienie i niezbyt wygórowane oczekiwania ;)
      Czy będzie więcej autoportretów w tym nowym roku to zobaczymy, bo jednak dużo lepiej czuję się za obiektywem niż przed nim, pozując :D
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Fajne podsumowanie. Widać, że było co wspominać na koniec roku :) I to chyba najważniejsze, bo gorzej jest, jak nic wartego uwagi nie można znaleźć. Oby ten rok był przynajmniej tak samo dobry ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wychodzę z takiego założenia, że zawsze jest coś wartego uwagi. Czasami pod koniec roku myślimy sobie, że nic nie osiągnęliśmy, nic fajnego się nie wydarzyło, ale kiedy przyjrzymy się każdemu miesiącu z osobna, nagle okazuje się, że każdy miesiąc zaoferował nam niezwykłe doświadczenia.
      Mam nadzieję, że ten rok nie będzie gorszy od 2022.
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. No proszę i nawet majorkański wiatraczek znalazł się na zdjęciach w podsumowaniu 2022 roku :) . Nie zabłysnę tu pisząc, że ostatnie zdjęcie jest rewelacyjne. Miałaś cudny rok i życzę Ci, aby 2023 był również piękny, ale wakacje nieco spokojniejsze. Ps. Na Majorkę widzianą Twoimi oczyma uwielbiam patrzeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Wiatraczek musiał być, bo jest to jedno z moich ulubionych miejsc na Majorce.

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram