Trekking do Son Serra de Marina


Zeszłotygodniowa pogoda była bajkowa. Zupełnie nie wyglądało to na końcówkę listopada, a przynajmniej nie taką, jaką znałam do tej pory, aczkolwiek również lokalsi byli zdziwieni taką przyjemną aurą. Było słonecznie i cieplutko, na zewnątrz nawet przyjemniej niż w domu, więc zaczęłam interesować się jakimiś pieszymi trasami w okolicy, by wyjść na dłuższy spacer. Jedną z opcji był trekking do Son Serra de Marina wzdłuż wybrzeża. Zapraszam do poczytania relacji i oczywiście do pooglądania zdjęć, bo jest ich mnóstwo.




Son Serra de Marina jest niewielką miejscowością typowo turystyczną już od samych jej początków, które sięgają lat 50. ubiegłego wieku. Leży nad zatoką Alcudii pomiędzy dwoma dziewiczymi plażami: Son Real i Sa Canova. O Son Real już kilkukrotnie pisałam na blogu w ramach zestawień najpiękniejszych plaż na Majorce, bowiem tamtejsza plaża jest przepiękna; ponadto znajduje się tam również niewielkie muzeum prezentujące dawne życie na majorkańskiej wsi. Natomiast Sa Canova odwiedziłam dopiero teraz przy okazji trekkingu i niestety nie byłam zachwycona tak bardzo jak plażą w Son Real, ale pieszą wycieczkę do tego miejsca jak najbardziej polecam. Bo nie liczy się cel a droga, tak przynajmniej mówią ;)





Swoją wycieczkę rozpoczęłam w Colònii de Sant Pere, skąd ruszyłam na południowy-zachód w stronę Urbanización s'Estanyol. Tam skręciłam na Carrer de les Dones d'Aigua, gdzie znajduje się przejście na niewielką plażę Cala Tonó Przejście jest niepozorne, na szczęście stoi tam tablica informacyjna z nazwą plaży, więc chyba trudno je przeoczyć. Zeszłam na chwilę na plażę, żeby zrobić kilka zdjęć, a potem wróciłam na szlak, który od tego momentu jest całkiem dobrze oznakowany takimi słupkami jak widzicie na zdjęciu. Wcześniej natomiast pojawiały się drogowskazy z numerem szlaku, więc Google Maps zupełnie nie jest nam potrzebny. Z resztą i tak nie wiem, czy w ogóle odnalazłby tę drogę, bowiem nie jest ona przejezdna, nawet rowerem mogłoby być trudno.





Przez chwilę idę wzdłuż wybrzeża, potem na chwilę odchodzę w głąb lądu i kolejne drogowskazy informują mnie, gdzie iść. Znajduje się na nich również przybliżony czas wycieczki. Ja się zmieściłam w wyznaczonych 45 minutach, mimo że zatrzymywałam się co chwilę, żeby porobić zdjęcia. 






Przechodzimy przez taki ładny mostek i dalej zaczynają się "schody" tj. morski piasek, który nieco utrudnia i spowalnia. Są dwie opcje by przejść tę trasę: można iść cały czas po plaży albo wybrać wyznaczoną ścieżkę nieco oddaloną od brzegu, ale również z pięknymi widokami i piaskiem, więc właściwie nie ma zbyt dużej różnicy. W stronę Son Serra szłam tą wyznaczoną ścieżką, natomiast z powrotem, dla odmiany wybrałam spacer po plaży. Czas przejścia jest ten sam, bowiem obie trasy są  do siebie równoległe.





Wyznaczoną ścieżką doszłam niemalże do samego Son Serra. Już przy samym końcu musiałam zawrócić kawałek, by móc przejść przez mostek na plażę, aby kontynuować wycieczkę, ponieważ ścieżka była kompletnie zalana, a obejść za bardzo nie mogłam. W okolicy znajduje się niewielka rzeczka Torrent de na Borges i prawdopodobnie z tego powodu ścieżka była zalana. Myślałam też, że dojdę tylko do ujścia i nie będę mogła kontynuować spaceru do samego miasteczka, bo nie zamierzałam moczyć nóg, ale okazało się, że woda nawet nie dochodziła do morza, jedynie bardzo wąski strumyk, który swobodnie dało się przeskoczyć. Doszłam do Punta Pesquera des Majoral, gdzie zrobiłam sobie krótki odpoczynek i piknik. A potem, tym razem już plażą, powoli wracałam do Colònii de Sant Pere.





Do Son Serra przyjeżdżają głównie mieszkańcy Majorki lub Hiszpanie z Półwyspu, którzy mają tam swoje domki letniskowe. Natomiast drugą grupę osób odwiedzających Son Serra są pasjonaci sportów wodnych, głównie surfing, windsurfing, czy kitesurfing - mówi się, że wody w tej części zatoki są najbardziej wzburzone, a więc idealne do surfowania. Tamtego dnia morze było raczej spokojne, ale już nie raz się przekonałam, że po południowej stronie zatoki może być ekstremalnie; i nie wiem, czy to zasługa położenia, czy wietrznej pogody, która w tym okresie nie jest rzadkością. Do Son Serra przybywają także osoby szukające przede wszystkim spokoju i kontaktu z naturą. Nie jest to żaden wielki kurort, jak sąsiednie Can Picafort czy Port d'Alcudia, ale szczerze mówiąc obawiam się, że długo taki stan nie potrwa. Teraz poza sezonem widziałam tam dwie budowy i prawdopodobnie będą to jakieś hotele. A jak już będzie hotel, to i wczasowicze się znajdą.








W ciągu tej kilkugodzinnej wyprawy zrobiłam jakieś 150! zdjęć; nawet nie wiem kiedy. Oczywiście nie pokażę Wam ich wszystkich, bo byście się zanudzili. Wybrałam tylko jakieś kilkadziesiąt, moim zdaniem najciekawszych i najlepiej obrazujących ten szlak. A tak szczerze, po prostu nie mogłam się zdecydować, bo wszystkie mi się wydały ładne. Tutaj po prostu już tak jest. Pięknie.






Aktualnie pogoda nieco się popsuła, więc w planie nie mam żadnych pieszych wędrówek na najbliższy czas, ale może to i dobrze? Przynajmniej nadrobię wszystkie blogowe zaległości. Tym bardziej, że w okresie świątecznym mam zamiar zupełnie się wyłączyć. Być może zaplanuję jakieś posty, które się pojawią w tym czasie, jakby ktoś się nudził obżarstwem przy świątecznym stole i chciałby się przenieść oczami wyobraźni w nieco cieplejsze strony, ale niczego nie obiecuję. 
Pozdrawiam serdecznie :)



Komentarze

  1. Spokój, kontakt z naturą, to coś dla mnie...a do tego widzę dużo patyków. hihi To kolejna atrakcja. :D Naprawdę cudowna okolica do spacerowania, taka wymarzona. Jak sobie pomyślę, że mogłabym mieszkać w takiej okolicy, spacerować w tak magicznym miejscu, no marzenie. :)

    Genialna rzeźba z patyków, no genialna. :))) Bardzo fajny post, taki totalnie relaksujący. Pozdrawiam cieplutko. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo patyków i kamieni. Można rzeźbić :D Mnie również zachwycił ten stateczek z patyków. Imponujący.
      Również pozdrawiam i zapraszam częściej ;)

      Usuń
  2. Wędrówka to jest TO! A tereny faktycznie bardzo wędrówkowe i nawet oznaczenia szlaków są... A to nieczęste u południowców - np. w Grecji nie spotkałem żadnych a we Włoszech tylko w górach. Nastawiasz wuja G na wędrówkę pieszą i powinien ten szlak odnaleźć - ja czesto korzystam w tej opcji podczas wyjazdów rowerowych, w sumie jak pieszy przejdzie to i rowerzysta da radę (no chyba że to Orla Perć ;) ).

    Pięknie tam masz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i by znalazł tę trasę, nie próbowałam, bo przy tak dobrym oznakowaniu zgubić się nie dało, poza tym cały czas szłam wzdłuż wybrzeża. A z tym rowerem to teoretycznie masz rację, tylko że tutaj bardzo często szlaki piesze są skaliste niczym w górach albo piaszczyste niczym plaża, więc rower byłby dodatkowym utrudnieniem. Ale to nie znaczy, że na Majorce nie da się rowerem jeździć. Rowerzystów jest tutaj mnóstwo, głównie zawodowych, którzy wybierają na swoje treningi górskie kręte drogi.
      Na Majorce jest cała masa pieszych szlaków z takimi oznakowaniami. Do tej pory myślałam, że takie rzeczy głównie w górach, ale jak widać na nizinach też się postarali :)
      Codziennie zachwycam się tymi widokami i zazdroszczę sama sobie.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Ale cudnie, i spacer i widoki zdecydowanie w moim guście. Uwielbiam takie wędrówki a jeśli dodatkowo ich szlak prowadzi w nieznane to jestem wniebowzięta. Lubię taki dreszczyk odkrywcy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że by Ci się tutaj na Majorce spodobało :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram