Alcudia ~ od kultury starożytnej po współczesną

Jesień już w pełni, więc żeby nie było tak całkiem smutno i ponuro, dzisiaj zabieram Was znowu na Majorkę. Do miejsca, o którym też już nieco pisałam na blogu. Nie będę się więc zbytnio rozpisywać, a pokażę więcej zdjęć.


Alcudia to miasteczko jeszcze z czasów starożytnych, o czym świadczą pozostałości dawnej zabudowy. Nazwa natomiast została nada w okresie arabskim. Co prawda próbowano ją zmienić po rekonkwiście na bardziej katolicką - San Jaime de Guiñent, jednak zupełnie się nie przyjęła. 

Średniowieczna architektura, którą dzisiaj możemy tam podziwiać, to przede wszystkim ślad po rekonkwiście w XIII wieku. Chyba najbardziej znanym obiektem jest brama Porta de Moll oraz mury miejskie (jedyne zachowane w całości średniowieczne mury na Majorce), z których rozciąga się widok na miasteczko oraz na całą okolicę. 






Wejście na mury jest bezpłatne i wcale nie ma tam tłumów jakby się mogło wydawać. A widoki naprawdę mogą zachwycić. Osobiście byłam zauroczona dachami Alcudii. 




Spacerując murami możemy dojść do dawnej areny walki byków. Dzisiaj pełni funkcje amfiteatru, gdzie odbywają się różnego rodzaju koncerty i inne występy. Zwiedzanie jest jednak płatne a przecież tak niewiele do oglądania, tylko arena i widownia. Gdyby ktoś był zainteresowany obejrzeniem obiektu od wewnątrz, chyba bym zaproponowała udział w jakimś wydarzeniu. Opcja nieco droższa, ale nie tylko zwiedzimy kolejny obiekt, a będziemy też obcować z żywą kulturą. A w sezonie różnorakich wydarzeń jest tam całe mnóstwo. 



Ale nie tylko w amfiteatrze kwitnie życie kulturalne. Tak naprawdę okres wakacji, to czas wszelkiego rodzaju imprez na wolnym powietrzu. I tak np. ja miałam okazję uczestniczyć w koncercie muzyki filmowej, który odbywał się na głównym placu. Oczywiście wstęp wolny. A po koncercie, pokaz sztucznych ogni z muzyką filmową w tle. 




A jeśli ktoś tego typu imprez nie lubi, zawsze można sobie po prostu pospacerować po miasteczku. Zachwycające są te wszystkie wąskie uliczki i budynki z kamienia. Gdyby tak jeszcze tylu ludzi nie było... Ale tak to tylko poza sezonem. 




Jeśli znudzi nam się spacerowanie po zabytkowym miasteczku, można wybrać się do miejsca bardziej bezludnego, do pustelni - Ermita de la Victoria. Jest to niewielka kapliczka wybudowana na zboczu wzgórza, skąd rozciągają się niesamowite widoki na zatokę. Droga do najłatwiejszych nie należy, bo jest wąska i kręta (jak to zwykle bywa w przypadku górskich dróg), jednak warto tam pojechać. Przy kapliczce jest parking na kilkanaście samochodów, ale raczej nie trudno znaleźć tam puste miejsce. Chyba że przyjedziemy tam 2 lipca w momencie lokalnej fiesty. Ja byłam tam na dzień przed tym wydarzeniem i panował tam niezwykły spokój. Być może była to tylko cisza przed burzą. 



Komentarze

  1. Trudno nie lubić południowych klimatów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo przyjemny spacer. Jak czytam na blogach o tych pięknych miejscach, to aż żal, że nie da się wszystkich odwiedzić.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza wyrażającego Twoją opinię.
Dziękuję za wizytę na blogu. I zapraszam częściej ;)

instagram